Punkty Legii na wagę awansu, a Wisły honorowe

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2011, 00:02 • 5 min czytania

Zapamiętajcie ten dzień, bo szybko się może nie powtórzyć – obie polskie drużyny wygrały swoje mecze w fazie grupowej LE, obie po naprawdę dobrych meczach. Padło w Krakowie Fulham, padł w Bukareszcie Rapid. Legia po trzech meczach jest na dobrej drodze, by wyjść z grupy – teraz dwa najbliższe mecze, z Rapidem i PSV u siebie, musi wycisnąć jak cytrynę, bo nie można dopuścić do sytuacji, by losy awansu miały rozstrzygać się w ostatnim spotkaniu, 15 grudnia w Izraelu. Wisły, wybaczcie, w kontekście walki o awans do kolejnej fazy rozgrywek jednak oceniać nie mamy zamiaru, chociaż za dziś jej oczywiście gratulujemy.
Legia w Rumunii zagrała perfekcyjnie. Oczywiście, miała trudne chwile, bo musiała mieć, być może nawet w najtrudniejszym paradoksalnie… strzeliła gola. Jednak przeciwnik przy tak zorganizowanych legionistach naprawdę bardziej próbował coś zrobić, niż faktycznie był w stanie. Raz uśmiechnęło się do zespołu Macieja Skorży szczęście, bo Rapidowi należał się rzut karny po faulu Jakuba Wawrzyniaka – i to był tak naprawdę jedyny moment, kiedy serca kibiców warszawskiego klubu mogły zabić mocniej. Ile jednak razy szczęście mieli Rumunii… Już na samym początku meczu Miroslav Radović powinien strzelić na 1:0, bo sytuację miał naprawdę wymarzoną. Trafić powinien też Maciej Rybus. Potem Rybus dograł, Radović strzelił i w sumie sprawiedliwości stało się za dość.

Punkty Legii na wagę awansu, a Wisły honorowe
Reklama

Rzadko to można pisać o zwycięstwie polskiego zespołu. Nie fart, nie przypadek – sprawiedliwość.

Byliśmy ciekawi tego spotkania, także ze względu na mecze Śląska Wrocław z Rapidem. Po losowaniu napisaliśmy: „Jeśli dla kogoś było to złe losowanie, to dla… Śląska Wrocław, bo za chwilę siła Rumunów może zostać w pełni zweryfikowana”. Jakoś nam te zachwyty nad Rapidem wydawały się zdecydowanie przesadne, bo to w końcu zespół, który po raz ostatni na podium (a dokładnie – na trzecim miejscu) w lidze rumuńskiej był w sezonie 2007/08, czyli dawno, dawno temu. I kiedy tak słuchaliśmy telewizyjnych ekspertów, jak wspaniale zorganizowani są Rumuni i jaki ci zawodnicy mają potencjał, to mieliśmy wrażenie, że ktoś z nas robi durniów – być może dlatego, że Śląsk i Polsat mają jednego właściciela, a jakoś tę mizerną wtedy grę wrocławian trzeba było usprawiedliwić.

Reklama

Dobra, nieistotne.

Istotna jest Legia, która MUSI wygrać najbliższy mecz z Rapidem. Jeśli wygra – będzie już naprawdę jedną nogą dalej. Dziewięć punktów – przy dobrze grającym PSV – powinno wystarczyć do awansu, ponieważ przy równej liczbie punktów decydują mecze bezpośrednie. Co to oznacza… Rapid może potem wygrać u siebie z Hapoelem, ale i to nie wystarczy, by przegonić warszawian. Rumuni musieliby coś jeszcze ugrać na stadionie w Eindhoven, co wydaje się być niezbyt prawdopodobne. Oznacza, że trudno byłoby potem to spieprzyć.

Czyli – Legia w najbliższym meczu LE gra o awans.

Wygrała też dzisiaj Wisła Kraków, ale jej zwycięstwo – chociaż efektowne ze względu na przeciwnika z Premier League – nie ma aż takiego znaczenia, a przynajmniej jeszcze nie teraz. O szansach „Białej Gwiazdy” na wyjście z grupy można pisać dopiero, kiedy zwycięży w najbliższej kolejce w Anglii. Na dziś punkty zdobyte z Fulham wydają się być raczej punktami pocieszenia – chociaż i tak za ich wywalczenie należą się duże brawa.

To był dobry mecz zespołu Roberta Maaskanta, chociaż oczywiście nie da się uciec od dwóch faktów. Po pierwsze – Fulham nie grało najmocniejszym składem. Oczywiście zaraz kibice Wisły ruszą z kontrą, że w Wiśle brakowało pięciu zawodników, ale różnica jest wyraźna: w Wiśle zagrali wszyscy najlepsi, którzy MOGLI grać, a w Fulham ci najlepsi odpoczywali, co świadczy o tym, że mistrz Polski został trochę zlekceważony. Po drugie – całe spotkanie w dużej mierze ustawił Nunez, który zachował się beznadziejnie. Niektórzy powiedzą, że świetnie, a nie beznadziejnie i że cwaniacko, a naszym zdaniem to nie cwaniactwo, tylko skurwysyństwo. Ł»enujący teatrzyk Nuneza sprawił, że Fulham grał w dziesiątkę. Tak sobie pomyśleliśmy – życzymy Nunezowi, by kiedyś w karierze czekał na mecz marzeń. I żeby ten mecz nadszedł i żeby on w nim nie mógł zagrać, właśnie przez takie „cwaniactwo” przeciwnika. Nie chodzi nam o to, że Dembele przywiązywał do spotkania z Wisłą jakąś większą wagę, ale o to, by symulka Nuneza wróciła do niego ze zdwojoną siłą. Tacy frajerzy psują futbol na całym świecie (POMECZOWY WYWIAD Z NUNEZEM – TUTAJ).

W związku z tą czerwoną kartką, doszło do ciekawej sytuacji.

Robert Maaskant: – Nawet gdy obie drużyny grały po jedenastu, byliśmy lepsi.
Martin Jol: – Do czerwonej kartki byliśmy lepszym zespołem.

Oczywiście nie musimy tłumaczyć, kto bajdurzył i dlaczego był to Mr. Narcyz.

Wisła jak na swoje ostatnie możliwości, zagrała dobrze – nie nadzwyczajnie, ale dobrze lub bardzo dobrze. Słusznie wiślacy uznali, że nie ma sensu wrzucać piłek z bocznych sektorów, więc zdecydowali się na uderzenia zza szesnastki. Pierwsze trzy czy cztery Schwarzer obronił, ale krakowianie stwierdzili: wszystkiego nie złapie. No i faktycznie – wszystkiego nie złapał. Drobił te kroczki Biton, drobił, aż w końcu sieknął w „krótki” róg, z jakąś zewnętrzną rotacją, z kozłem, zaskakująco i nie do obrony. Jednym słowem – wspaniale. Popisał się Izraelczyk w meczu w Holandii, popisał się i teraz, widać, że jest to napastnik, który jest groźny nie tylko w szesnastce, co odróżnia go od większości atakujących.

Z tej grupy na pewno wyjdzie Twente i raczej Fulham, chyba że Wisła złapie wiatr w żagle i ugra coś w Anglii. Czekamy z niecierpliwością.

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
3
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama