Grzegorz Rasiak: Syn będzie trenował w Sampdorii, a ja będę odpoczywał…

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2011, 14:03 • 8 min czytania

Kto jest sportowym idolem Grzegorza Rasiaka? Tiger Woods. Ulubiony zagraniczny klub Rasiaka? Nottingham Forest. A Polski? Stolarka Wołomin. Jak nazywałby się Grzegorz Rasiak, gdyby żył w Grecji? Georgios Drewnopoulos. W Turcji? Gurgul Drewnologlu… Od tego typu tanich dowcipów aż roi się w Internecie. Facet, który jak żaden inny Polak radził sobie w Anglii i strzelił na Wyspach kilkadziesiąt goli, od lat jest w polskiej piłce obiektem drwin. Dziś nawet trudno stwierdzić dlaczego. Bo duży? Niezbyt zwinny? Bo nie potrafi zrobić z piłką wielkich rzeczy? Pewnie tak. Za to od lat pokazuje, że potrafi umieszczać ją w siatce. We wrześniu wrócił do kraju, podpisał kontrakt z Jagiellonią Białystok i od trzech tygodni czeka na debiut…
Na początek wyjaśnijmy, jak wygląda sytuacja?
Jagiellonia wiele dni temu wystąpiła do AEL-u Limassol o mój certyfikat. Miałem na Cyprze kontrakt jeszcze na obecny sezon, ale w międzyczasie pojawiły się różne problemy… Sprawa jest już wniesiona do FIFA. Trwa to wszystko bardzo długo, ale myślę, że lada moment pojawi się pozytywna decyzja i zostanę wreszcie uprawniony do gry. Jak nie na najbliższy mecz z Bełchatowem, to na kolejny z Górnikiem.

Grzegorz Rasiak: Syn będzie trenował w Sampdorii, a ja będę odpoczywał…
Reklama

Cypryjczycy grają na zwłokę? Robią na złość?
Trudno nawet ocenić sytuację. Szczerze mówiąc, do dziś nie dostałem pensji za połowę stycznia, lutego i kolejne miesiące. Z ich strony naprawdę można spodziewać się wszystkiego. Ale mam nadzieję, że zostaną przez federację skutecznie ponagleni.

Zarzekał się pan, że nigdy nie wróci do Ekstraklasy. Co się nagle zmieniło?
Może dlatego, że Białystok jest blisko wschodniej granicy? Nie, żartuję oczywiście. Miałem kilka ofert z zagranicy, ale z każdą był jakiś problem. Albo proponowano mi krótkie, roczne umowy, albo pochodziły z krajów, które mnie za bardzo nie interesowały. Z takich miejsc, w które raczej nie chciałbym się przenosić – Turcji, Grecji, Izraela. W międzyczasie dostałem propozycję z Jagiellonii, znałem trenera Michniewicza, działacze byli bardzo konkretni, więc się skusiłem. Zdecydowałem spróbować jeszcze pokopać na polskich podwórkach.

Reklama

Sparzył się pan tym Cyprem i nie chciał ryzykować kolejnej egzotyki?
Lubię ludzi prawdomównych i patrzących w oczy, a na Cyprze trochę tego zabrakło. Tak, jak mówiłem, do tej pory nie dostałem dużej części wynagrodzenia. Naprawdę, nic przyjemnego. Byłem w klubie do maja, trenowałem, a po tym, jak się rozstaliśmy, wolałem spokojnie poczekać. Nie spieszyłem się.

Trenował pan z Charltonem.
Proponowali mi kontrakt, ale w końcu okazało się, że może być tylko roczny, a mnie kolejna przeprowadzka na dziesięć miesięcy nie bardzo interesowała. Dlatego zrezygnowałem. Miałem kontakt z jeszcze innymi klubami Championship, ale nie były to zbyt dobre propozycje, więc nie podjąłem poważnych rozmów.

Czyli Rasiak nie wiesza jeszcze butów na kołku.
Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Zresztą, gdybym wyglądał źle kondycyjnie, pewnie nie spędziłbym sześciu lat w Anglii. Mam nadzieję, że będzie to widać na boisku. Meczów w sezonie w Polsce jest znacznie mniej niż na Wyspach, nie powinno być żadnych problemów. Na Cyprze ze względu na to, że chcieli rozwiązywać, skracać nam kontrakty, nie grałem właściwie od połowy marca, ale pobiegałem dziewięćdziesiąt minut w Charltonie, później raz w Jagiellonii i czułem się gotowy. Jeśli zdrowie nadal będzie tak dopisywać, nie wyobrażam sobie, żebym nie pograł jeszcze minimum trzy lata.

W Larnace nie grał pan typowego napastnika? Cały sezon bez gola. Czemu tak nędznie?
Akurat w moim zespole było kilku Portugalczyków, wielu południowców, którzy bardzo lubili grę tylko ze sobą. Gdybym grał cały czas jako najbardziej wysunięty zawodnik, pewnie bym nawet nie dotknął piłki. Czasem sam wolałem się po nią cofnąć, powalczyć, podać. I myślę że zagrałem sporo dobrych meczów, miałem kilka asyst. Nie bardzo winię się za nieskuteczność, bo uważam, że gdybym miał tylko trochę więcej koleżeństwa ze strony partnerów, parę bramek bym zdobył.

Czemu tego koleżeństwa nie było?
Ciężko to w ogóle opisać. Grali zupełnie inną piłkę niż ja preferuję. Każdy chciał być bohaterem. Być może próbowali się wypromować. Bo jak się okazuje, na Cyprze można to zrobić bardzo skutecznie. Gdy przychodziłem do Larnaki, zespół wyglądał naprawdę ciekawie. Namawiali, mówili, że będą walczyć o mistrzostwo. Ściągnęli Nicky’ego Hofsa z Holandii, chłopaka, który strzelił ponad dwadzieścia bramek w Feyenoordzie. Wzięli kilku Portugalczyków, bramkarza – Kamila Contofalsky’ego, który siedem lat był w Zenicie. Naprawdę, na początku fajnie to wyglądało. Nie powiem, że pogoda mnie nie rozpraszała, bo warunki do życia też były świetne, ale jednak na wakacje się tam nie wybrałem.

Typowa cypryjska przygoda. Problemy z kasą, problemy z kibicami…
Na początku kibice nic do mnie nie mieli. Później było różnie, ale niestety – nie jestem typem napastnika, który weźmie piłkę, sam minie trzech rywali i zdobędzie bramkę. Gram dużo na jeden, dwa kontakty, potrzebuję podań. W Anglii nauczyłem się, że każdy powinien wykorzystywać te atuty, które posiada. Niestety…

Czemu Rasiak od lat jest w Polsce tak niedoceniany? Nikt w pana nie wierzy?
Osobiście nie spotykam się ostatnio z negatywnymi komentarzami na temat swojej osoby. Głównie płynie to wszystko z Internetu. Od ludzi, którzy chyba nie mają co z sobą zrobić w wolnym czasie. Wiem, że są tacy, którzy mnie cenią i tacy, którzy nie cenią mnie wcale. Ale z drugiej strony… Nigdy zbyt mocno nie zabiegałem o to, żeby każdy mnie lubił i żebym każdemu się podobał. Przez sześć lat w Anglii zdobyłem siedemdziesiąt dwie bramki. Daj Boże zdrowie, żeby wszyscy tyle strzelali…

Tych największych szans nie udało się wykorzystać. Pluł pan sobie w brodę?
W Tottenhamie zacząłem naprawdę fajnie. Strzeliłem prawidłowego gola z Liverpoolem. Ale akurat w kadrze byli Jermain Defoe, Robbie Keane, Hosam Mido, który w pierwszych piętnastu meczach zdobył jedenaście bramek. Naprawdę, nie było łatwo się złapać. Bardziej żałuję tego, że zespoły, w których grałem jako pierwszy napastnik i strzelałem – 18 goli w Southampton czy 16 w Derby County – nie powalczyły w Premiership, bo na pewno miałbym więcej szans na grę…

Przez lata zyskał pan dziesiątki przydomków. Nawet dowcipy o panu powstawały.
Ogólnie rzecz biorąc, nie czytam tych rzeczy. Chociaż nie będę opowiadał, że o niczym nie wiem. Mam do siebie dystans, więc kiedy w przeszłości słyszałem coś naprawdę dobrego na swój temat, to nawet sam się z tego śmiałem. Czemu nie?

Pamięta pan jakiś dobry kawał o Rasiaku?
Nie, bez przesady. Aż tak się tym nigdy nie zajmowałem. Mam swoje sprawy. Dbam o to, żeby być blisko rodziny, żeby zabezpieczyć jej przyszłość. Spędzać miło czas w każdym miejscu, w którym się znajduję. Lubimy podróżować, lubimy zwiedzać. To są dla mnie istotne sprawy, a nie takie drobiazgi. Piłkarza powinien cenić trener. A że na Cyprze miałem czterech w ciągu pięciu miesięcy, to chyba się uodporniłem. Tam ciężko było dociec, kto kogo lubi i kto na kogo liczy… Było, jak było. W drugiej części sezonu grałem mniej, trochę odpocząłem. Kto wie, może to pozwoli mi grać dłużej w przyszłości.

Co Grzegorz Rasiak może dać dziś Jagiellonii?
Strzeliłem w karierze sporo bramek, średnią cały czas mam wysoką. Z miłą chęcią spróbuję razem z Tomkiem Frankowskim coś tu jeszcze zdziałać.

On przygodę z Anglią wspomina raczej kiepsko…
Moja charakterystyka była chyba trochę lepsza do gry na Wyspach. Tam kluby stawiają na środkowego napastnika, który ma do odegrania ważną rolę w zespole. Mamy inne walory. Ale nie przesadzajmy, że Tomek sobie tam nie poradził, skoro grał tyle spotkań z rzędu, zaliczał fajne asysty, był pożyteczny dla zespołu. W Anglii jeśli nie sprawdzisz się w dwóch, trzech meczach, grają za ciebie następni. W kadrze zawsze jest czterech, pięciu napastników. A Tomek przez pół roku zagrał jednak szesnaście czy siedemnaście razy.

W Jagiellonii wyraźnie potrzebuje wsparcia.
Jest Janek Pawłowski, naprawdę bardzo ciekawy chłopak. Strzelił ostatnio gola na Wiśle, na treningach też dobrze się prezentuje. Jestem tu kilka tygodni i myślę, że ten zawodnik w ciągu kilku lat będzie jedną z ważniejszych postaci nie tylko w Jagiellonii, ale w całej lidze. Jest „Franek”, doszedłem ja ze swoim doświadczeniem. Myślę, że Jagiellonia ma wszelkie dane ku temu, żeby być dużą siłą w Polsce. Pokazał to chyba ten ostatni mecz w Krakowie, gdzie byliśmy przecież lepszym zespołem od Wisły.

Spodziewa się pan jakiejś specyficznej reakcji kibiców?
Na razie spotykam się z miłym przyjęciem. Jagiellonia ma bardzo dobrych fanów. Miasto też niby jest duże, a jednak nie czuć tego pędu. To mi wystarcza. A media mogą reagować różnie. Już pisały, że Rasiaka nikt w Polsce nie chce, że jego agent na siłę szuka mu klubu… Pewnie. Mój menedżer, który jest Włochem, był w Polsce może ze cztery razy w życiu i w klubach Ekstraklasy chyba nawet nie zna nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Trochę się pośmiałem, jak słyszałem, że negocjuję z Legią czy kimś tam jeszcze… Tak naprawdę zajmowałem się głównie tym, żeby samemu dobrze przygotować się fizycznie.

Rasiak w ogóle interesował w ostatnich latach polskie kluby?
Dostałem zapytanie od ludzi, których znam, bo wychowałem się w Poznaniu. Była więc możliwość, bym trafił do Warty. Był też kontakt z Zawiszy Bydgoszcz. To są tematy, które faktycznie się pojawiły, ale podchodziłem do tego spokojnie. Miałem lepsze oferty, ciekawsze plany turystyczne. I przede wszystkim chciałem trafić do zespołu, w którym trener będzie na mnie liczył, jak Czesław Michniewicz w Jagiellonii.

Ma pan jakieś śmiałe założenia na pierwszy sezon po powrocie?
Znaleźć dom z ogródkiem, co w Białymstoku nie jest łatwe. Przydałby się, bo mam dzieci, kota… Trzy tygodnie szukam i jeszcze nie znalazłem.

Za chwile ludzie pomyślą, że to jedyna ambicja Grzegorza Rasiaka.
Gdyby była jedyną, zostałbym we własnym domu, bo większego ogrodu niż tam i tak pewnie nie znajdę. Więc mówiąc serio – chciałbym grać w każdym meczu. Chciałbym, żeby mój zespół wygrywał. A jak do tego będę w miarę regularnie zdobywał bramki, to tylko na plus dla mnie.

Podobno po zakończeniu kariery obiera pan kurs na Włochy?
No, oczywiście. Bardzo podoba mi się kraj, kultura. Włosi mają piękne miasta, zabytki. Jest jeszcze wiele miejsc, które z rodziną chcemy tam zobaczyć. Teraz w miarę możliwości jeździmy tam na wakacje. A po zakończeniu kariery? Syn będzie grał w piłkę, kształcił się w Sampdorii, a ja będę sobie odpoczywał i chodził na mecze…

ROZMAWIAف PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama