– Nie jestem tu jedyny, zamieszanych jest kilkaset osób. Wiem, że przeszłości nie zresetuję, że będzie to nade mną ciążyło do końca życia – mówi Weszło o aferze korupcyjnej Grzegorz Niciński. Były piłkarz m.in. Wisły Kraków „reset” próbuje jednak wcisnąć chociaż po części. Trzecioligowy Gryf Wejherowo, który w Pucharze Polski idzie jak burza, to dla niego nowe życie. Chce wrócić na szczyt, ale już jako trener.
Przed meczem z Górnikiem powiedział pan: „Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mi, że zajdziemy tak daleko w rozgrywkach Pucharu Polski, potraktowałbym go jako niepoprawnego fantastę”. A gdyby ktoś panu powiedział, że tego Górnika wyeliminujecie w drodze do ćwierćfinału?
Nikt, i to nawet w najjaśniejszych snach, nie spodziewał się, że taka sytuacja może mieć miejsce. Na co dzień występujemy przecież w trzeciej lidze. Grając w Pucharze Polski, najpierw wybiliśmy się ze szczebla wojewódzkiego, potem ograliśmy pierwszoligową Olimpię Grudziądz. Jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Sprawiliśmy więc cztery kolejne niespodzianki, ogrywając Zawiszę, Sandecję, Koronę i właśnie Górnika.
Jak wyglądała w klubie środa, dzień po triumfie nad zabrzanami? Pan przyszedł na trening z bólem głowy, a piłkarze byli ospali i mieli opóźnioną reakcję?
(śmiech) Nie. Tak, wiem, że przeżyliśmy coś wyjątkowego – pokonaliśmy drużynę z ekstraklasy, przyjechała też telewizja. Trening zrobiłem jednak już o godz. 10, trzeba myśleć o lidze i walce o awans. Teraz, gdy nasza pozytywna gra odbiła się szerokim echem, będzie trudniej.
W żaden sposób nie świętowaliście, serio?
Nie, no, świętowaliśmy. Usiedliśmy w szatni po meczu, wypiliśmy piwko z prezesem klubu i sponsorem, panem Gębarowskim.
Duża premia od prezesa?
Wiedzieliśmy o konkretnej kwocie [60 tysięcy premii – przyp. red.] już wcześniej. O kasie nikt jednak wcześniej nie myślał, najpierw trzeba było stawić czoła drużynie ekstraklasy. Sukces jest ogromny, radość jeszcze większa.
A premia za zdobycie Pucharu Polski?
Nikt tak daleko myślami nie wybiega, ale… mamy od sponsora obiecany milion złotych za zdobycie pucharu. Do tego jest jednak długa, bardzo długa i wyboista droga. Zapewniam, że nikt w szatni nie rozdziela jeszcze tego miliona.
Ciężko zatrzymać po tych sukcesach piłkarzy na ziemi?
To już moja rola. Staram się, żebyśmy przeszli nad tym wszystkim do porządku dziennego. Występujemy w trzeciej lidze, są to zupełnie inne realia. Tutaj musimy się pokazać. Chciałbym, abyśmy w lidze grali z taką ambicją i zaangażowaniem, jak w krajowym pucharze. Zaznaczam jednak, że zespołów z ekstraklasy samą walkę nie pokonaliśmy, doszły jeszcze odpowiednie umiejętności.
Korona Kielce i Górnik Zabrze byli ostatnio tacy słabi czy to Gryf był taki dobry? Tylko szczerze…
Byliśmy równorzędnym rywalem. Najbardziej bałem się scenariusza, że w 5-10 minucie stracimy gola. Wtedy byłoby po nas.
Na czym polega wasz fenomen?
Klub jest bardzo dobrze zorganizowany, w tym roku obchodzi 90-lecie istnienia. Wiemy więc, czym są tradycje. W drużynie panuje też sympatyczna, rodzinna atmosfera. Pojawiło się w zespole kilku młodych, zdolnych chłopców, szybko to zatrybiło. Bardzo nas cieszy, że w tak krótkim okresie zdziałaliśmy tak wiele. Słychać o nas już przecież nie tylko na Pomorzu, ale i w całej Polsce.
W trzeciej lidze problemy finansowe i organizacyjne to norma.
U nas wszystko jest poukładane. Prezes Rafał Szlas to były piłkarz, odbudowywał ten klub. W Gryfie nie ma problemów finansowych, zaległości. Wiadomo, nie płacą zbyt wiele, ale mamy tutaj naprawdę dobre warunki. Stać nas na odżywki, na niektóre mecze wyjeżdżamy dzień wcześniej – zwłaszcza, gdy są dalekie wyjazdy, ok. 300 kilometrów. Nie mam na co narzekać.
Dziś największą gwiazdą Gryfa wydaje się trener.
Bez przesady. Mam w tych sukcesach swój udział, ale to nie ja biegałem po boisku. Znaleźliśmy z drużyną wspólny język, mamy wspólny pomysł na grę.
Przygodę z trenerką zaczął pan stosunkowo niedawno, od posady drugiego szkoleniowca Orkana Rumia. Z niższego szczebla wystartować już się chyba nie dało…
Dałoby się, są jeszcze przecież niższe ligi (śmiech). W trzecioligowym Orkanie byłem jednak grającym asystentem pierwszego trenera. Gdy pojawiła się możliwość objęcia drużyny, definitywnie porzuciłem piłkę. Chciałem skupić się na nowej roli, spojrzeć na zespół chłodnym okiem.
Trzecia liga była celowym posunięciem, chciał pan być w cieniu przez aferę korupcyjną. Mam rację?
Afera była, to jest prawda i nie zamierzam opowiadać, że było inaczej. Chodzi o moje sprawy sprzed kilku lat… Zakończyłem pewien etap w swojej karierze, trochę odpocząłem i nadarzyła się możliwość powrotu do gry, właśnie w Orkanie.
Pana pożegnanie z Arką Gdynia było bardzo nietypowe.
Nie da się ukryć. Po meczu ligowym w Lubinie zostałem zatrzymany przez CBA. Jak wiemy, to sprawy korupcyjne, które mnie też dosięgnęły. Rozstałem się z Arką, miałem czas na przemyślenie pewnych rzeczy. Powoli odbudowuję swoje nazwisko, bo potężna rysa gdzieś tam została.
Czego dotyczyły zarzuty?
Nie chcę się teraz zbytnio otwierać. Chodzi o lata odległe, sezon 2003/04, gdy byłem piłkarzem Zagłębia Lubin. Tamta sprawa miała bardzo duży wpływ na zakończenie mojej kariery, miałem 250 rozegranych spotkań w ekstraklasie. Pewnych rzeczy już nie cofnę. Trzeba sobie z tym radzić, choć łatwo nie jest.
Dużo ma pan na sumieniu?
To stare sprawy, nie ma sensu do nich wracać. Na razie skupiam się na pracy trenerskiej.
Łatka umoczonego w korupcję będzie się za panem ciągnęła.
Nie jestem tu jedyny, zamieszanych jest kilkaset osób. Wiem, że przeszłości nie zresetuję, że będzie to nade mną ciążyło do końca życia.
Gdynia, Rumia, Wejherowo. Cały czas trzyma się pan Pomorza.
Jestem wychowankiem Arki, Gdynia to moje miejsce. Nie było mnie tutaj przez kilka lat, ale wiedziałem, że w końcu wrócę do rodzinnego miasta.
I dziś żyje pan tylko z trenerki?
Nie tylko. Mam jeszcze małą piłkarską akademię, rozwijam się też na drugim froncie.
Przez wiele lat zdążył pan nawiązać mnóstwo znajomości. Nie myślał pan, żeby wykonać kilka telefonów i załatwić sobie robotę w ekstraklasie albo chociaż w pierwszej lidze? Np. w roli asystenta.
Nie tędy droga. Trenerów jest wielu, masa chętnych. Ja chcę zrobić wszystko od podstaw, zacząć po swojemu. Na razie raczkuję. Droga na szczyt jest bardzo daleka.
ROZMAWIAŁ PIOTR TOMASIK