Reklama

Zrujnowana kariera, niekończąca się sława. Tonya Harding i pozostałości po największym skandalu w łyżwiarstwie

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

25 stycznia 2022, 19:00 • 9 min czytania 7 komentarzy

Tonya Harding miała potencjał, żeby być wybitną łyżwiarką. Ale nią nie została, albo przynajmniej nie osiągnęła tyle, ile mogła. Niewielu podziwia ją za same wyniki sportowe, niewielu też wierzy w jej moralność. Mimo tego Amerykanka, bohaterka skandalu z 1994 roku, poniekąd stała się ikoną i w oczach niektórych jest nią do dziś. Tonya była bohaterką niezliczonych tekstów kultury, a nawet… doczekała się swojego muzeum.

Zrujnowana kariera, niekończąca się sława. Tonya Harding i pozostałości po największym skandalu w łyżwiarstwie

„Gdyby autodestrukcja była olimpijską konkurencją, byłbym Tonyą Harding” – to tytuł piosenki autorstwa $UICIDEBOY$, popularnej amerykańskiej grupy hiphopowej. Obecność amerykańskiej łyżwiarki w świecie muzyki to żadna nowość. Na przestrzeni lat pojawiała się też w twórczości Sufjana Stevensa, Lil Wayne’a czy Lil Kim. I pojawiać będzie się dalej, wspomniany wyżej utwór powstał ledwie kilka miesięcy temu.

Dla jednych Tonya Harding stanowi przykład tego do czego prowadzi zazdrość, albo przesadna ambicja i uczy, jakich błędów nie popełniać. Dla innych jest inspiracją – bo stała się kimś znacznie więcej, niż miała kiedykolwiek szansę być. To w końcu prosta dziewczyna, wychowana w ubogiej rodzinie, która trafiła na salony.

W przyszłym miesiącu wybije trzydzieści lat od debiutu Harding na igrzyskach i jej najlepszego występu na olimpijskiej scenie. W Albertville była naprawdę blisko medalu, zajęła czwarte miejsce w rywalizacji solistek. Ale to oczywiście nie o tym jest ten tekst.

Reklama

Lustrzane odbicie

To niezwykle kompleksowa opowieść, ale można przedstawić ja w telegraficznym skrócie. Dwie amerykańskie łyżwiarki – Nancy Kerrigan oraz Tonya Harding – rywalizowały na najwyższym światowym poziomie. Kiedy zbliżały się igrzyska, Nancy została zaatakowana. Potem okazało się, że za napadem stał mąż Tonyi oraz jej ochroniarz. Czy sama Amerykanka maczała palce w przestępstwie? W pewnym stopniu na pewno, ale niektóre kwestie do dziś pozostają tajemnicą.

Historia, za sprawą której Tonya Harding zapisała się w świadomości milionów Amerykanów i ludzi na całym świecie, co jakiś czas do nas wraca. W 2014 roku zainteresowało się nią ESPN – i nakręciło dokument „The Price of Gold”. Parę lat później powstał natomiast film, w którym główną rolę zagrała Margot Robbie. Była za to nominowana do Oscara, ale nagrody nie otrzymała – choć Allison Janney, jej filmowa matka, już tak.

Podobne opowieści pisze jednak samo życie. W 2021 roku zawodniczka PSG w piłce nożnej Aminata Diallo miała zorganizować atak na swoją koleżankę z drużyny – Kheirę Hamraoui. Na piłkarkę napadło dwóch napastników, otrzymała cios metalowym prętem w nogę. Celem ataku mogło być wyeliminowanie jej na jakiś czas z rywalizacji. Brzmi znajomo? Dla wielu, szczególnie amerykańskich, mediów owszem – dlatego pojawiały się nagłówki, że w piłce nożnej miała miejsce afera „Harding-Kerrigan 2.0”.

O tym, co działo się we francuskim futbolu wkrótce jednak zapomnimy, a o jednej z największych afer w historii igrzysk na pewno nie. Dlaczego? Co sprawiło, że życiorys Tonyi Harding ma swoje odbicie na tylu płaszczyznach – choćby muzycznej oraz filmowej? Przede wszystkim – mówimy o dobitnie amerykańskiej historii.

Na przekór wszystkim

W rodzinie Tonyi się nie przelewało. Ojciec co chwilę zmieniał pracę, albo bywał bezrobotny, z powodu słabego stanu zdrowia. Matka dorabiała jako kelnerka. Poza tym nałogowo paliła papierosy. I – choć nigdy się do tego nie przyznała – znęcała się psychicznie i fizycznie nad córką. W życiu przyszłej dwukrotnej olimpijki pojawiał się też jej przyrodni brat, który ją molestował. Nienawidziła go, podobnie zresztą jak rodzicielki, ale to on był jedyną osobą, której – jak sama powiedziała – nigdy nie byłaby w stanie wybaczyć.

Nic nie wskazywało na to, że osoba pochodząca z takiego środowiska może trafić na salony amerykańskiego i światowego łyżwiarstwa. Nic nie wskazywało na to, żeby mogła kiedyś rywalizować z dziewczynami, które miały wszystko, czego ona nie miała.

Reklama

Ale talent potrafi pojawić się wszędzie. Kiedy Harding miała trzy lata, jej trener powiedział, że w przyszłości może rywalizować na poziomie olimpijskim. Kiedy Harding miała szesnaście lat, zadebiutowała na mistrzostwach USA, a kiedy miała osiemnaście, wygrała zawody „Skate America”. Natomiast w 1991 roku, jako 20-latka, wylądowała „potrójnego axla” (co do dzisiaj, w międzynarodowych zawodach, udało się tylko dwunastu łyżwiarkom).

Sukcesy nie pozwalały jej jednak zapomnieć o przeszłości i pochodzeniu. Przez środowisko była traktowana jak obca. Stroje, w których występowała, kiedy jej rywalki współpracowały z projektantami, otrzymywała od matki. Wielu nie podobały się jej fryzury, zachowanie (zdarzyło się, że krzyczała na jury), czy po prostu to, kim była. Prostą dziewczyną, przedstawicielką tak zwanego „white trash”. Odstawała od łyżwiarskiego świata, który kreował się jako elegancki oraz elitarny.

Tonya doświadczała zresztą tego samego co łyżwiarze z różnych krajów. Nasz najlepszy solista – Grzegorz Filipowski – wspominał po latach, że kiedy w Polsce liczono na olimpijskie medale, on wiedział, że ich nie zdobędzie – bo po prostu nie znajdował się w gronie faworyzowanych Amerykanów czy Rosjan. Reprezentantów krajów, które łyżwiarstwo definiowali od lat. Kiedy on robił błąd, świadczyło to o jego braku umiejętności. Błędy części jego rywali bywały natomiast traktowane wyłącznie jako wypadek przy pracy.

Podobnie to mogło wyglądać również w przypadku Harding. Ale tu właśnie wchodzi amerykańska natura jej życiorysu – wygrywała mimo wszelkich przeciwności losu. W 1991 roku została mistrzynią USA. Rok później zadebiutowała na igrzyskach. Sięgnęła gwiazd, spełniała amerykański sen.

W międzyczasie jednak nie potrafiła uciec od przemocy. Życie z apodyktyczną matką zamieniła na życie w toksycznym małżeństwie. Z Jeffem Gilloolym wzięła ślub w 1990 roku. Po trzech latach doszło do rozwodu, ale jakiś czas później do siebie wrócili, na dodatek eksmąż pełnił funkcję menadżera łyżwiarki. Rozdzielił ich dopiero gigantyczny skandal, który wybuchł w styczniu 1994 roku.

Gilooly został skazany za udział w zorganizowanym napadzie na Nancy Kerrigan, podobnie jak ochroniarz Amerykanki – Shawn Eckhardt. Oraz człowiek, który odpowiadał za egzekucję planu, czyli uderzenie łyżwiarki, Shane Stant. Tonyi natomiast początkowo wszystko uszło płazem. Bo mimo tego, że mało kto wierzył w jej niewinność, wystąpiła na swoich drugich igrzyskach.

Porażka

Łyżwiarki trenujące na obiekcie w Lillehammer obserwowało około czterystu dziennikarzy. Większość była skupiona na wiadomej dwójce. Tonya nie mogła zaznać spokoju, nie mogła skupić się na sportowej stronie igrzysk. Miała też pecha – bo podczas zawodów zerwały się… jej sznurowadła. Otrzymała zgodę na ponowne rozpoczęcie programu, ale w takich warunkach nie mogła spełnić swojego marzenia, czyli stanąć na olimpijskim podium. Los uśmiechnął się za to do Kerrigan, która została wicemistrzynią olimpijską.

Inna sprawa, że ewentualny olimpijski krążek i tak mógłby zostać Harding odebrany. Już po igrzyskach Amerykanka została bowiem uznana winną udziału w spisku i utrudniania śledztwa w sprawie ataku na Kerrigan (do drugiego z zarzutów się przyznała). Łyżwiarska federacja nie miała też wątpliwości, że Tonya musiała wiedzieć, co planują jej mąż oraz ochroniarz. Nałożyła na nią dożywotnią dyskwalifikację, doprowadzając niejako do zakończenia kariery przez Amerykankę.

W ten sposób dziewczyna, która – na przekór wszystkim – sięgała chmur, uderzyła z hukiem o ziemię. A potem otrzymywała kolejne ciosy – wynikające choćby z tego, że jej były mąż rozpowszechnił ich… sekstaśmę. Sam zarobił na tym krocie, ale Harding powoli zaczęły dopadać problemy finansowe. Karierę musiała robić już poza łyżwiarstwem. Gościła w niezliczonej ilości telewizyjnych programów. Zajęła się też boksem, walczyła nawet zawodowo. Jak i na płaszczyźnie, którą dzisiaj nazwalibyśmy „freak fightową”. W ramach „The Man Show” na Comedy Central biła się na niewielkim ringu ze… stand uperem Dougiem Stanhope’em.

Zmagania komentował Joe Rogan – obecnie jedna z twarzy UFC i głos najpopularniejszego podcastu globu („The Joe Rogan Experience”). – W przeciwieństwie do jego poprzednich walk z kobietami, tym razem Doug nie ma co liczyć na seks na pojednanie – żartował, obserwując, jak była łyżwiarka okłada się z facetem.

Kult i żal

Nic nie świadczy lepiej o tak zwanym „kulcie Harding”, niż to, że w 2015 roku powstało… muzeum dotyczące Tonyi oraz Nancy Kerrigan. Za jego stworzeniem stała dwójka pasjonatów, która – po obejrzeniu dokumentu ESPN – poczuła się niezwykle zainspirowana losami łyżwiarek. Wszelkie pamiątki, zdjęcia oraz obrazy zostały zebrane i umieszczone w ich apartamencie. Może trafniejszą nazwą byłaby zatem „wystawa”, ale autorzy całej inicjatywy faktycznie rozsławili ją jako „THNK1994 Museum”.

O muzeum pisały „The Rolling Stone” czy „ESPN”. Stanowiło kolejny przykład tego, jaki wpływ na kulturę miał skandal z udziałem Tonyi Harding. Mówimy też o licznych piosenkach, ekranizacjach, a nawet niszowych musicalach.

Olbrzymia sława łyżwiarki nie oznaczała jednak napływu pieniędzy, a na dodatek miała wiele ciemnych strony. – Rzucali mi martwe szczury na wycieraczkę, obsmarowywali kałem drzwi od domu, skrzynkę pocztową, moje samochody. Wymień cokolwiek – byłam tego ofiarą – opowiadała. Podobno po dziś dzień zdarza się, że kiedy zatrzymuje się na światłach, kierowca w sąsiednim aucie wykonuje w jej kierunku obsceniczne gesty. W pewnych kręgach dalej jest nienawidzona.

To powód, dla którego wyprowadziła się ze stanu Oregon, którego kiedyś była przecież bohaterką. Jak to określała – zawiodła go.

Dzisiaj mieszka w Vancouver (amerykańskim, nie kanadyjskim). Wraz z trzecim mężem – Josephem Jensem Price’em – wychowuje dziesięcioletniego Gordona. Nie nazywa się już nawet Tonya Harding, tylko Tonya Price. I tak też woli, żeby się do niej zwracano.

Nie ucieka jednak od swojej przeszłości. Była dumna z tego, jak zagrała ją Margot Robbie i brała czynny udział w promocji hollywoodzkiego filmu na swój temat. W 2018 roku – po raz pierwszy – przyznała, że wiedziała, iż „coś się święciło” przed napadem na Nancy Kerrigan. Swojej rywalki jednak nigdy nie przeprosiła. Sama za to oczekiwałaby przeprosin – za to, jak na dłuższą metę traktowała ją Ameryka. Jest w niej sporo żalu.

– Miałam moment w życiu, w którym mogłam pójść w jedną stronę, ale stanęło na drugiej – opowiadała, wyraźnie poruszona, w programie „The Morning Show” w 2021 roku. Została do niego zaproszona w trzydziestolecie zawodów, podczas których wykonała potrójnego axla.

Być może przed zimowymi igrzyskami w Lillehammer – albo w ich czasie – przyjmie kolejne zaproszenie ze strony mediów. Musi doskonale wiedzieć, że nic to nie zmieni. Że dla jednych będzie ikoną, dla drugich bohaterką skandalu. Musi też wiedzieć, że w Ameryce nie zapomni o niej nikt. To, co wydarzyło się w 1994 roku, przekreśliło jej sportową karierę. Ale ani zdobycie medalu olimpijskiego, ani wykonanie jakiegokolwiek elementu łyżwiarskiego, nie stworzyłoby takiego rozgłosu, jaki od lat jej towarzyszy.

Fot. Newspix.pl

Czytaj także: 

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Inne sporty

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!
Polecane

Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
9
Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Komentarze

7 komentarzy

Loading...