Reklama

ORLEN Copernicus Cup 2022. Swoboda wygrywa, Czykier bije rekord Polski!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

22 lutego 2022, 21:56 • 7 min czytania 7 komentarzy

Z zapowiadanych prób pobicia rekordów świata nic nie wyszło, ale narzekać i tak nie można – bo zamiast nich obejrzeliśmy chociażby, jak 23-letni rekord Polski przeszedł do historii. Miała być również rywalizacja Ewy Swobody z Elaine Thompson-Herah i ona faktycznie nas nie zawiodła. Nie zawiodły też Aniołki Matusińskiego, a swoje zrobił Adam Kszczot, który wywalczył minimum na halowe mistrzostwa świata w Belgradzie. Tegoroczny ORLEN Copernicus Cup dostarczył nam sporych emocji.

ORLEN Copernicus Cup 2022. Swoboda wygrywa, Czykier bije rekord Polski!

Kop mentalny razy dwa

Ewa Swoboda sezon otworzyła w najlepszy możliwy sposób. Po tym jak sporą część poprzedniego roku poświęciła na walkę z groźną kontuzją – zapaleniem rozcięgna podeszwowego – na mityngu ORLEN Cup w Łodzi wykręciła z miejsca nowy rekord Polski, 7.04. A potem poprawiła go o cztery setne sekundy w finale, awansując przy okazji do najlepszej dziesiątki światowych tabel historycznych na dystansie 60 metrów.

Dziś jednak czekał na nią prawdziwy sprawdzian. Wielka hala. Szybka bieżnia. I rywalka być może najlepsza z możliwych.

Elaine Thompson-Herah. Jasne, Jamajka od kilku lat raczej nie biegała na hali. Ale to królowa sprintu, zawodniczka, która zdominowała igrzyska w Tokio, zgarniając trzy złota: na 100 i 200 metrów oraz w sztafecie 4×100. Jednak w tym sezonie na razie to Swoboda była szybsza. To Swoboda przewodziła listom światowym. I to Swoboda miała sobie znacznie więcej do udowodnienia – bo oczywistym było, że wygrana z Elaine byłaby czymś naprawdę dużym.

Reklama

I Ewa wygrała, odpierając atak rywalki na ostatnich metrach. Ostatecznie pokonała ją o… 12 tysięcznych sekundy. Czas? 7.03 s. A że w biegu eliminacyjnym wykręciła 7.06, to aktualnie cztery najlepsze wyniki w jej karierze są z tego roku. Polka jest po prostu w wielkiej formie.

– Nie umiem wyrazić tego słowami. Cały czas biegam na świetnym poziomie, ale zwyciężyć z Elaine… nie mam słów, naprawdę. To jest tak wielka kobieta, bardzo mnie to zbudowało. Jestem megaszczęśliwa. […] Przed sezonem trzeba było poukładać kilka spraw, wyrzucić trochę osób z życia i skupić się na sobie. Jak mówiłam – w tym sporcie trzeba być egoistą i trzeba mieć poukładane w głowie. […] Wiem, na czym mi zależy i do czego dążę. Jest dobrze, mam nadzieję, że na halowych mistrzostwach świata będzie finał – mówiła już po biegu na antenie Polsatu Sport. A co do finału – raczej trzeba założyć, że Polka będzie walczyć nie o obecność w nim, a o medal. Może nawet złoty.

Niespodziewanie jednak to nie ona, a Damian Czykier został bohaterem dnia. On też miał sporo problemów z urazami. On też biegł dziś na 60 metrów, tyle że z rozstawionymi na bieżni płotkami. I on też osiągnął fantastyczny czas (7.48 s). Najlepszy w historii polskiej lekkiej atletyki. Pobił bowiem poprzedni rekord kraju, który utrzymywał się przez… 23 lata. Kawał czasu i wielka niespodzianka. Bo nikt nie oczekiwał od Damiana takich rezultatów. Ale widok szczęśliwego Czykiera cieszy bardzo – bo to poza tym, że to znakomity biegacz, to również świetny gość.

– Wyobrażałem sobie ten dzień od wielu lat. Mam 29 lat, a rekordu Polski jeszcze do tej pory nie pobiłem. Ten wynik bardzo cieszy. Ja patrzę na lekką atletykę tak, że to sport, w którym trwa walka z samym sobą. Czasem trzeba mieć nieco szczęścia, ale poprawienie rekordu życiowego to znak, że wybrało się dobre drogi i przeciągnęło się swoje granice. Bardzo mnie cieszy, że to był bieg z błędami, nie czysty [bo to znaczy, że są rezerwy]. Postaram się trochę uszczknąć z tego rekordu w Belgradzie na mistrzostwach świata – opowiadał już po biegu.

Wcześniej jednak padł na bieżnię, a w jego oczach pojawiły się łzy. Nic dziwnego. Na taki wynik, jak powiedział, harował przecież od dawna. I w końcu go ma.

Reklama

Poziom się podnosi

– Cieszę się z dzisiejszego występu, powoli zaczyna to dobrze wyglądać. Jeszcze do niedawna 52.00 na hali to był rekord Polski, a teraz to słaby rezultat. (śmiech) Poziom 400 metrów poszedł do przodu, a to cieszy bardzo – mówiła po swoim występie Justyna Święty-Ersetic. I trzeba jej przyznać rację. Tym bardziej, że wykręciła dziś znakomity rezultat – 51.40. I co? Mimo tego była trzecia. A gdyby nie spowodowana drobnym urazem absencja Ani Kiełbasińskiej, która niedawno pobiła halowy rekord Polski, pewnie nie zmieściłaby się nawet w najlepszej trójce.

Wygrała niezmiennie fenomenalna Femke Bol z czasem 50.64. I to wynik wart zapamiętania, od dziś jest bowiem rekordem mityngu i najlepszym rezultatem na tym dystansie w trwającym sezonie. W Polsce jeszcze nikt nigdy nie pobiegł tak szybko, ba, żadna z naszych zawodniczek nie przebiegła czterysetki w hali w czasie poniżej 51 sekund. Jeszcze.

Natalia Kaczmarek

Bo wszystko zwiastuje, że wkrótce się to zmieni. Swoim rekordem Polski (51.10) znacznie przybliżyła nas do tego Kiełbasińska, ale dziś swoje dołożyła też Natalia Kaczmarek, najmłodsza, bo 24-letnia, ze startujących dziś Polek. Pobiegła w czasie 51.15 i zapowiedziała, że na tym nie koniec, bo czuje, że stać ją na więcej.

– Superwynik, mega się cieszę. Do rekordu zabrakło pięć setnych, jest niedosyt, bo to bardzo blisko. Wiem, że byłoby mnie na to stać, długi fragment biegłam dziś po drugim torze, bieg nie ułożył się przesadnie dobrze po mojej myśli. Nie chcę jednak niczego obiecywać, bo hala to hala – mówiła. I faktycznie, gdyby dziś niezmiennie mogła trzymać się pierwszego toru i nie musiała wymijać rywalki, pewnie poprawiłaby wynik Kiełbasińskiej. Ale 51 sekund powinna prędzej czy później przebić.

A potem? Potem zostaje to, o czym mówił nam Marek Rożej, trener Natalii, w zeszłym roku – bieg poniżej 50 sekund na stadionie. Bo jak powiedziała Justyna – poziom się podnosi. A liczby na tablicach wyników wręcz przeciwnie – robią się coraz mniejsze.

Kszczot ma bilet do Belgradu

Czy pojedzie – nie wiadomo, możliwe, że ruszą tam inni, bo na 800 metrów mamy wielu świetnych zawodników. Ale jedno jest już pewne – Adam Kszczot zrobił to, co sobie założył. Na dzisiejszym mityngu w Toruniu osiągnął minimum na halowe mistrzostwa świata w Belgradzie. I jeśli wszystko pójdzie dobrze, to właśnie tam będzie mógł pożegnać się z kibicami i wystartować na swoim koronnym dystansie po raz ostatni.

1:46.29 to zresztą całkiem dobry rezultat, pokazujący, że Adam może powalczyć o medale. Tym bardziej, że poprawia się z biegu na bieg i do Belgradu może pojechać w formie, która przypomni nam jego największe sukcesy. Choćby ten sprzed czterech lat, gdy w Birmingham zostawał mistrzem świata pod dachem. Zresztą wygrał wtedy z wynikiem o ponad sekundę gorszym od dzisiejszego, na mistrzostwach dużo bardziej liczy się strategia, a rozplanować biegi to akurat Kszczot potrafi doskonale.

Jednak nawet jeśli karierę skończy bez jeszcze jednego medalu, to najlepiej to, co zrobił dla polskiej lekkiej atletyki oddaje piosenka, jaką puszczono mu na pożegnanie z publicznością w Toruniu.

Tina Turner wyśpiewała Adamowi bowiem, że ten jest „simply the best”. I tego się trzymajmy.

Wysyp rekordów, choć nie świata

Organizatorzy ORLEN Copernicus Cup zapowiadali, że nastawiają się na walkę o dwa rekordy świata. Gudaf Tsegay miała próbować poprawić swój własny rekordowy wynik na 1500 metrów, a Selemon Barega powalczyć z rezultatem z Daniela Komena z 1998 roku na dwukrotnie dłuższym dystansie. Blisko była tylko ta pierwsza, ale rekordu pobić się nie udało.  Nie zmienia to jednak faktu, że jej rezultat – 3:54.77 – to wynik fantastyczny i od dziś widnieje na szczytach list światowych. Barega? Nie pobiegł na miarę oczekiwań i nie tylko był daleko od rekordu, ale nawet… przegrał bieg na finiszu. A faworytem był zdecydowanem.

Rekordów świata więc nie było. Ale organizatorzy nie mogli narzekać, dostali przecież rekord Polski Damiana Czykiera, świetny bieg Natalii Kaczmarek i wysyp innych, znakomitych wyników, choćby pchnięcie na 21.83 m Konrada Bukowieckiego, który od dawna nie notował takich wyników i to jego najlepszy rezultat w tym sezonie. Rekordowe wyniki osiągali dziś również między innymi:

  • Anna Matuszewicz – 6.44 m w skoku w dal, rekord Polski juniorek;
  • Magdalena Żebrowska – 6.39 m w skoku w dal, rekord życiowy pod dachem;
  • Michał Rozmys – 7:49.83 na 3000 metrów, rekord życiowy;
  • Kacper Lewalski – 1:46.89 na 800 metrów, rekord Polski juniorów (być może zostanie uznany również za rekord Europy);
  • Adrian Brzeziński – 6.57 s na 60 metrów, rekord życiowy i najlepszy wynik Polaka od 14 lat;
  • Przemysław Słowikowski – 6.61 s na 60 metrów, rekord życiowy;
  • Dominik Kopeć – 6.65 s na 60 metrów, rekord życiowy;
  • Pia Skrzyszowska – 7.14 s na 60 metrów, rekord życiowy i 2. lokata w polskich tabelach historycznych (szybciej biegała tylko Ewa Swoboda).

Często przy takich okazjach powtarza się jedno sformułowanie – że lekkoatletyka jest wymierna. Łatwo porównać czasy konkretnych zawodników czy zawodniczek, łatwo zobaczyć postępy. Dziś wielu polskich lekkoatletów ten postęp zanotowało, a rezultaty takie jak Lewalskiego, Matuszewicz, Skrzyszowskiej czy Brzezińskiego muszą niesamowicie cieszyć. W końcu ten ostatni, najstarszy z tego grona, ma na karku ledwie 23 lata.

W Toruniu dostaliśmy więc kolejny dowód na to, że nadchodzi kolejne, głodne wielkich wyników pokolenie. I oby pokazywało to coraz częściej i za sprawą coraz większej liczby osób.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

7 komentarzy

Loading...