Reklama

Niebieski Synek. Mike Huras – kibic Ruchu Chorzów, który został jego piłkarzem

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

25 lutego 2024, 14:46 • 11 min czytania 4 komentarze

Dostałem ksywkę: Niebieski Synek! — śmieje się Mike Huras, nowy napastnik Ruchu Chorzów. Takich przydomków na Śląsku nie nadaje się byle komu. Młodzieżowy reprezentant Polski kibicem Niebieskich został dzięki dziadkowi, a gdy pojawiła się szansa na transfer do Ruchu, porzucił możliwość gry w klubie zmierzającym po awans do LaLiga. Urodzony w Niemczech napastnik opowiedział nam barwne losy swoje i swojej rodziny.

Niebieski Synek. Mike Huras – kibic Ruchu Chorzów, który został jego piłkarzem

Jest taka scena w filmie dokumentalnym „Niebieskie Chachary”, w której kibice przedstawiają śląską hierarchię. Baba, kopalnia, drużyna. Cezary Grzesiuk, autor tego obrazu, mówi w nim, że wszyscy, których spotkał i spytał o to, jak zaczęli kibicować Ruchowi Chorzów, wracali do dzieciństwa. Fanatykami zostali w młodości, za bajtla, jak się tutaj mówi.

Największym zaszczytem dla kibica jest bycie blisko Ruchu na co dzień. Jeden z kibiców stwierdza, że jemu się poszczęściło, bo prowadzi sklep Niebieskich, więc w bardzo dosłownym znaczeniu żyje z pasji. Istnieje tylko jeden wyższy honor. Zakładanie koszulki z „eRką” jako zawodnik, reprezentowanie Ruchu na murawie.

Mike Huras coś o tym wie. On też zaraził się miłością do Niebieskich za bajtla, choć ciut inaczej niż jego rówieśnicy rozsiani po chorzowskich osiedlach. Urodził się w Waiblingen, ponad dziewięćset kilometrów od stadionu przy ul. Cichej 6. Na trybunach tego obiektu usiadł tylko raz, ale mimo to, gdy odebrał telefon informujący go o zainteresowaniu Ruchu, porzucił pomysł gry w Hiszpanii i ruszył do Polski.

Gdy tata zadzwonił i mi o tym powiedział, nie było innej opcji. Trener chciał mi pokazać prezentację, żeby przekonać mnie do transferu, ale nie było sensu. Wiedziałem, że chcę do Ruchu! — uśmiecha się, ale zapewnia, że nie działał pochopnie. – Kierowałem się rozumem, nie sercem. To dla mnie najlepsza opcja, mam szansę gry w seniorach.

Reklama

A że przy okazji można spełnić marzenie — swoje i całej rodziny? W Niemczech, drugim domu Hurasa, w taki sytuacjach mówi się: zwei Fliegen mit einer Klappe schlagen. Zabić dwie muchy jedną klapką.

Stadion obiecany – reportaż o Ruchu Chorzów

Mike Huras — kibic Ruchu Chorzów z transferem do Ruchu Chorzów. Kim jest młody napastnik reprezentacji Polski?

Schemat jest wszystkim dobrze znany. Utalentowany nastolatek trafia do dużego klubu i deklaruje, że od zawsze śnił o noszeniu tej koszulki. Ściany wytapetowane miał idolami w tych samych barwach, a gdy zgłosił się największy rywal — zawsze się zgłasza! — bez namysłu ofertę odrzucił.

Złe języki, internetowi szperacze, czasami psują ten idylliczny obraz, wyciągając zdjęcia i deklaracje przeczące olbrzymiej miłości.

Mike’owi Hurasowi nikt brudów nie wyciągnie. Z dumą pokazuje zdjęcia w koszulce z „eRką”, ubrany od stóp do głów na niebiesko. O ile jednak historie o tym, że ktoś wymarzył sobie Real Madryt i po latach faktycznie tam trafił, mają sens — to w końcu największy klub świata, łatwo się w nim zakochać — tak opowieść o miłości do Ruchu Chorzów na starcie XXI wieku wydaje się abstrakcyjna.

Huras nie pamięta przecież lat, w których Niebiescy tak naprawdę byli złoci, wygrywali hurtowo, podejmowali klasowych rywali. Mimo to Górny Śląsk korcił go bardziej niż Hiszpania. Gdy wyznaje mi, że mógł przenieść się na Półwysep Iberyjski, ale wolał trafić do Polski, jestem lekko zaskoczony. Zwłaszcza że mowa o potencjalnym transferze do lidera drugiej ligi.

Reklama

Oferta Ruchu przyszła akurat wtedy, gdy byłem na testach w Leganes. Liczyłem, że zrobię krok do seniorskiej piłki. W Leganes taki mieli plan, ale najpierw miałem grać w rezerwach, drużynie B. Ruch był lepszą opcją. Tutaj od razu mogę zbierać minuty w Ekstraklasie — tłumaczy.

Działacze Niebieskich zaprzeczają, gdy pytamy, czy Hurasem zainteresowali się dlatego, że jego serce bije w tych samych barwach. Przyznają jednak, że miało to pewien wpływ na rozwój wydarzeń.

Nie kierujemy się tym, że kibic Ruchu ma łatwiej; że to kluczowy czynnik. Mieliśmy jednak deficyt młodzieżowców, na bieżąco przeglądaliśmy kadry juniorskie. Wiedzieliśmy, że Mike jest naszym kibicem, więc nasz temat będzie dla niego ciekawy. Po szczegółowej analizie i ocenie przydatności zdecydowaliśmy, że w to idziemy — zdradza Marcin Stokłosa, wiceprezes klubu.

Huras wątpliwości nie miał żadnych. Zalety przenosin na Górny Śląsk wymienia, jakby strzelał z karabinu.

To nie jest jak wyjazd do Hiszpanii. Praktycznie co roku w wakacje odwiedzałem rodzinę w Siemianowicach Śląskich. Znam miasto, z bliskimi zawsze godoliśmy, więc na Śląsku czuję się jak w domu.

Na końcu osiemnastolatek podkreśla:

Zacząłem grać w SV Hegnach, w moim mieście w Niemczech. Na moim pierwszym treningu byłem w pełnym stroju Ruchu Chorzów.

Jak Mike Huras został kibicem Ruchu Chorzów?

No dobrze, ale właściwie dlaczego dzieciak z okolic Stuttgartu śmiga w trykocie z „eRką” po niemieckich rewirach? Sprawa jest prosta: rodzina. Mike Huras mówi mi wprost, że miłością do klubu zaraził go dziadek. To od niego wszystko się zaczęło.

Cała moja rodzina jest niebieska — deklaruje.

Dziadek nadał mu też imię. Mike, jak Tyson, jego ulubiony bokser. Choć teraz bardziej Michoł, po śląsku. Bo Huras nawet przez moment nie miał dylematów dotyczących narodowości, tak często przypisywanych dzieciom emigrantów.

Mama wyjechała do Niemiec, jak miała siedem lat. Tata, gdy miał czternaście. Poznali się już tam, ja się tam urodziłem, ale czuję się Polakiem. Nie mam żadnych problemów z naszym językiem — opowiada.

Z Ruchem łączy go rodzina od strony mamy. To ona pochodzi z Siemianowic, które Mike odwiedzał w wakacje. Tata, Ireneusz, też jednak jest ze Śląska. Wychował się w Raciborzu, sam próbował swoich sił w piłce, choć głównie na amatorskim poziomie. Największym fanatykiem w całej familii jest jednak dziadek, dzięki któremu Huras junior zawitał na stadion przy ul. Cichej 6 na długo przed ogłoszeniem jego transferu.

Byłem tam tylko raz, w młodości. Pamiętam, że Ruch grał wtedy z Zagłębiem Lubin. Moim ulubionym piłkarzem był wtedy Michał Sadlok, gdzieś w domu mam nawet jego autograf. Dziadek znał jego tatę i mi załatwił — wspomina Mike, który dziś docenia Daniela Szczepana. Czyli, de facto, swojego konkurenta w walce o skład.

Jak to jest wejść do szatni, w której spotykasz ulubionych piłkarzy?

Trochę się wstydziłem! — śmieje się sam zainteresowany. – Byłem nerwowy, ale zostałem bardzo dobrze przyjęty przez chłopaków. Dam z siebie wszystko, bo znam perspektywę kibica. Wiem, czego on oczekuje od piłkarza Ruchu — zapewnia.

Trema dotyczy jednak relacji, nie tego, co Mike Huras może pokazać na boisku. W tym przypadku młodzieżowy reprezentant Polski jest pewny swoich umiejętności. W szkółce VfB Stuttgart spędził osiem lat, grał w juniorskiej Bundeslidze. Zdobywał liczne nagrody, bo zawsze wyróżniał go nos do strzelania bramek. Skauci Die Schwaben wypatrzyli go w FSV Waiblingen i zaprosili go na treningi w drużynie do lat 11.

Piłkarzowi Ruchu błyszczą się oczy, gdy opowiada o szkółce Die Roten. Oficjalny portal Bundesligi przygotował kiedyś jedenastkę największych talentów, jakie wypuściła w świat akademia Stuttgartu. Bernd Leno w bramce, Joshua Kimmich, Serdar Tasci, Antonio Ruediger i Jeremy Toljan w obronie. Dalej Daniel Didavi, Sebastian Rudy, Sami Khedira i Serge Gnabry. Wreszcie, w ataku, Timo Werner z Mario Gomezem.

Następny będzie Mike Huras! — mówi z uśmiechem młody napastnik. – Mieliśmy w VfB ścianę sław ze wszystkimi absolwentami akademii. Robiła wrażenie. W Stuttgarcie nie stawiają jednak na młodych, częściej kupują zawodników. W pierwszym zespole przebił się Timo Werner, Gnabry odszedł z drużyny U-17, Kimmich i Thilo Kehrer z U-19. Mnie czekałyby jeszcze dwa lata w zespołach juniorskich, potem pewnie przeszedłbym do drugiej drużyny. Teraz od razu mam szansę gry w seniorach. Jestem dobrze wyszkolony, mogę zrobić różnicę na boisku w Ekstraklasie — dodaje.

Huras chce iść w ślady Wernera. Był najlepszym strzelcem VfB Stuttgart

Mike Huras jest odważny i pewny swego, jak wielu zawodników z młodego pokolenia. Gdy mówi o tym, że poradzi sobie w najwyższej lidze w Polsce, nie brzmi jednak buńczucznie. Zauważa, czego mu brakuje, żeby regularnie rywalizować z seniorami.

Nie trenowałem z pierwszym zespołem VfB Stuttgart, ale z rezerwami już tak. Czułem różnicę, jednak tylko atletyczną. Techniczną nie. W Niemczech wyglądało to tak, że od 8 do i od 13:30 do 16:30 miałem szkołę, a między lekcjami i po nich — treningi. Rano zawsze były zajęcia w małej grupie, tylko dla napastników. Często mieliśmy też zajęcia techniczne. Dodatkowo trenowałem indywidualnie. Technicznie niczego mi nie brakuje, teraz trzeba popracować nad fizycznością — tłumaczy.

W sezonie 2022/2023 Huras występował w Bundeslidze U-17. Grał na dziewiątce lub dziesiątce. W 20 meczach zdobył szesnaście goli i sześć asyst; miał udział przy golu średnio co 72 minuty. Imponujące, ale to wciąż rozgrywki młodzieżowe. Ciut starsi mogą pamiętać, jak królem strzelców został w nich Oskar Zawada, który przez Ekstraklasę przemknął niemal niezauważony. Pytam więc Hurasa o to, jaki to w zasadzie poziom.

Bardzo dobry, ale to liga bardzo techniczna. Można się jednak przebić, grali tam Jamal Musiala i Florian Wirtz. Grałem przeciwko Canowi Uzanowi, który teraz jest w Norymberdze i strzela w 2. Bundeslidze. Mój styl jest podobny do Wirtza, czy Christophera Nkunku, taka dziesiątka-dziewiątka, mały napastnik. Chcę być często przy piłce. W trójce napastników widzę się bardziej na lewej dziesiątce. Mogę zagrać na dziewiątce, ale jako dziesiątka częściej mam piłkę — wyjaśnia mój rozmówca.

Bundesligę U-17 przed chwilą podbijał Paris Brunner, wielki talent z Borussii Dortmund. Reprezentant Niemiec został królem strzelców mistrzostw Europy i najlepszym piłkarzem mistrzostw świata w swojej kategorii wiekowej. Huras, który na obydwu turniejach grał, ale do siatki trafił raz, wspomina mecz z Niemcami, w którym Brunner pokonał Miłosza Piekutowskiego.

Piłkarsko byliśmy od nich lepsi, ale zabrakło nam fizyczności. Koledzy ze Stuttgartu byli zaskoczeni tym, jak daleko doszliśmy. Każdy myślał, że odpadniemy w grupie. Mieliśmy dobrych zawodników, trener Marcin Włodarski dał nam wolność i to zadziałało. Graliśmy tak, jak czujemy i lubimy. Nasz rocznik jest jednym z najlepszych w Europie.

Jako medaliści EURO, biało-czerwoni pojechali do Indonezji na światowy czempionat. Ich pogromcy na poprzednim turnieju, Niemcy, zostali mistrzami globu. Nam wyjazd młodzieżówki do Azji kojarzy się głównie z aferą alkoholową i szybkim pożegnaniem z turniejem. W rozmowie z Hurasem musiało więc paść pytanie o to, co nie wyszło.

Złote pokolenie. Mike Huras był częścią reprezentacji Polski U-17, która zachwyciła kraj

O kolegach nie będę rozmawiał, bo to koledzy — zaznacza na wstępie Mike, nawiązując do wyskoku kadrowiczów, którzy zostali wyrzuceni ze zgrupowania. – Odczuliśmy to jako grupa, ale błędy się zdarzają. Jesteśmy jeszcze młodzi.

Reprezentant Polski podkreśla, że nawet w obliczu tych strat drużyna chciała „grać swoje”. Pokazać to samo, czym oczarowała kibiców podczas EURO. Huras, mówiąc o tamtym turnieju, nie kryje dumy z tego, jak odbierany był zespół, który współtworzył. Kadra Marcina Włodarskiego stała się symbolem zmiany i wiary. Zdaniem piłkarza Ruchu niepowodzenie w Indonezji tego nie wymazało.

Mieliśmy najcięższą grupę na mundialu. Japonia to mistrz Azji, Senegal mistrz Afryki, a Argentyna zdobyła medal w Ameryce Południowej. My byliśmy trzecią drużyną Europy, czyli też jedną z najlepszych na świecie. Nie czuliśmy strachu, ale mieliśmy mocnych rywali.

W Indonezji problemem okazał się nie tylko brak Jana Łabędzkiego, Filipa Rózgi, Oskara Tomczyka i Filipa Wolskiego.

Jedzenie nie było dobre, chłopaki się pochorowali. Gdybyśmy wygrali pierwszy mecz, wyglądałoby to inaczej. Z Japonią nie było takiej różnicy atletycznej, jak z Senegalem, mogliśmy ich pokonać. Senegal był lepszy kondycyjnie, z Argentyną walczyliśmy o wszystko. Moim zdaniem w pierwszej połowie byliśmy lepsi, ale musieliśmy się bardzo otworzyć, żeby spróbować wygrać. No i przegraliśmy 0:4.

Gdy pytam Mike’a Hurasa o najbardziej utalentowanych kolegów z zespołu, wymienia w zasadzie całą kadrę. Twierdzi, że dużą karierę zrobić może Dominik Szala z Górnika Zabrze. Nie dziwi go, że już teraz gra w Ekstraklasie. Zaskoczyło go za to, że w Śląsku Wrocław minut nie dostawał Karol Borys. Docenia także selekcjonera Marcina Włodarskiego.

Nie gralibyśmy tak dobrze, gdyby nie on. Dużo trenowaliśmy z piłką, mieliśmy sporo gierek. Ćwiczyliśmy tak, jak mieliśmy grać podczas meczu. Trener dawał nam dużą swobodę i pozwalał grać tak, jak lubimy. W Stuttgarcie nie pozwalano mi często strzelać z dystansu, tutaj mogłem to robić, jeśli uznałem, że to dobry pomysł.

Swojej przyszłości w narodowych barwach jeszcze nie zna. Razem z resztą kolegów „zmieniają szyld i jadą dalej”. Już bez Marcina Włodarskiego za sterami, ale z takim samym zacięciem — pokazać, że EURO na Węgrzech nie było przypadkiem.

Śledził Ekstraklasę, chce zaistnieć w Ruchu. “Mogę zrobić różnicę w Polsce”

Mike Huras zaczyna jednak jeszcze ważniejszą z punktu widzenia swojej kariery misję. Walkę o miejsce w składzie Ruchu Chorzów. Niebiescy chcą budować na nim przyszłość, ale nie dostanie niczego za darmo. W ataku do Daniela Szczepana dołączył Soma Novothny, za ich plecami są Adam Vlkanova, Filip Starzyński, Miłosz Kozak czy Juliusz Letniowski.

W obliczu takiej rywalizacji osiemnastolatek ma prosty cel. Uczyć się i zbierać minuty. Ekstraklasowiczów podglądał zresztą już wcześniej.

Znam wszystkie drużyny, śledziłem ligę z tatą i dziadkiem. Bardzo podoba mi się Erik Exposito, chociaż ma trochę inny styl gry niż ja. Daniel Szczepan imponuje mi mentalnością, to bym od niego wziął. Josue lubi grać z piłką tak jak ja — wymienia Huras.

Czuje, że do Ruchu Chorzów pasuje nie tylko z powodu upodobań kibicowskich. Zauważa, że Niebiescy grają w systemie 3-4-3, czyli w takim, w jakim funkcjonował w VfB Stuttgart. Podobnie jak Vlkanova zachwycił się też trenerem Januszem Niedźwiedziem.

Jest bardzo ambitny, podoba mi się to. Nasi trenerzy w Niemczech nie byli tak ambitni, jak on. Mamy dobre treningi, na dobrym poziomie. Jestem pewien, że będziemy zbierać punkty, a styl gry drużyny będzie do mnie pasował.

Kibiców Ruchu już kupił. Co prawda w ostatnich latach, gdy klub wstawał z kolan, zdążyli się oni przyzwyczaić do chłopaków stąd, piłkarzy-kibiców, ludzi związanych z Niebieskimi, ale przypadek Hurasa jest pod różnymi względami wyjątkowy — oto utalentowany chłopak w młodym wieku przyjeżdża do Polski, żeby grać dla zespołu z Chorzowa. Zwykle bywało odwrotnie, najczęściej na takich jak on Ruch zarabiał, sprzedając ich w młodym wieku, jak Mateusza Bogusza czy Kamila Grabarę.

Gdzieś na końcu jest jednak boisko. Jeśli Mike Huras okaże się tylko niespełnioną obietnicą, jego historia będzie tylko sympatyczną anegdotą.

WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZZA KULIS:

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Ekstraklasa

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

4 komentarze

Loading...