– To było niezapomniane przeżycie. Gdy wstałem rano, powiesiłem je wszystkie na swojej szyi. Są ciężkie, trudno mi było nie zginać karku – mówił Michael Phelps dzień po tym, jak na igrzyskach w Pekinie wywalczył osiem złotych medali. Wygrał w każdej konkurencji, w jakiej wystartował. I ustanowił rekord, którego wyrównanie zdaje się niemożliwe. 14 lat temu Amerykanin zaczął pogoń za jednym z największych olimpijskich osiągnięć w historii.
Spis treści
Blisko, coraz bliżej
W 1972 roku Michaela Phelpsa nie było jeszcze na świecie. Urodzić miał się 13 lat później w Baltimore. Jednak to właśnie 50 lat temu, na igrzyskach w Monachium, Mark Spitz naznaczył późniejsze losy swojego młodszego o ponad trzy dekady rodaka. Wielki – przez lata uważany za najlepszego w historii – pływak zdobył wówczas siedem złotych medali. W każdej z konkurencji, w której wygrywał, pobijał przy tym rekord świata.
Dziennikarze, eksperci i inni pływacy mówili wprost – tego rekordu nie da się poprawić, a i wyrównać będzie niezwykle trudno.
CZYTAJ TEŻ: MATT BIONDI. KALIFORNIJSKI KONDOR, KTÓRZY RZĄDZIŁ NA BASENACH
Wielcy pływacy kolejnych lat nic sobie jednak z tych słów nie robili. I próbowali. Najpoważniejszym kandydatem wydawał się – 16 lat po wyczynie Spitza – Matt Biondi. Na igrzyskach w Seulu w 1988 roku zdobył siedem medali, ale “tylko” pięć z nich było złotych. Pech chciał, że krążki pozostałych kolorów – srebrnego i brązowego – zdobył w pierwszych dwóch konkurencjach. I nagle całe zainteresowanie mediów ucichło, a jego pięć triumfów przeszło bez większego echa.
Ian Thorpe w 2000 roku zgarnął pięć medali – trzy złote i dwa srebrne. Nie był nawet w stanie zbliżyć się do wyczynu Spitza, a powszechnie uważano go wówczas za najlepszego pływaka świata. Na tych samych igrzyskach pojawił się jednak ledwie piętnastoletni Michael Phelps. Wtedy jeszcze nie zdobył medalu, choć wcale nie był daleko – na 200 metrów stylem motylkowym zajął piąte miejsce.
Rok później po raz pierwszy w karierze został mistrzem świata. Po kolejnych dwóch latach dołożył do tego cztery złote medale z Barcelony. Na igrzyska do Aten – w wieku 19 lat – leciał jako wielki faworyt i człowiek, który mógłby dorównać Spitzowi. Niemal mu się to udało. Zabrakło jednego złota. Owszem, zdobył osiem medali. Ale dwa z nich były brązowe – na 200 metrów i w sztafecie 4×100 metrów. W obu przypadkach stylem dowolnym. W dodatku w innej sztafecie – 4×100 metrów stylem zmiennym – płynął tylko w eliminacjach. Dostał złoto, ale eksperci podkreślali ten fakt.
Rok później przyszły kolejne mistrzostwa świata i pięć złotych medali. Prawdziwym testem dla możliwości Phelpsa miały być jednak te z 2007 roku, w Melbourne. Tam celował w osiem tytułów, by udowodnić sobie i innym, że osiągnięcie czegoś takiego w ogóle jest możliwe.
– To prawdopodobnie jedna z najważniejszych imprez w mojej karierze. Dobre mistrzostwa świata sprawiają, że rok później jedziesz na igrzyska pewny siebie i chcesz utrzymać korzystną passę. To, co wydarzy się w Melbourne, będzie ważne dla igrzysk. Kluczem będzie dla mnie to, by nie skupiać się na jednym starcie. Jeśli zacznę od złego występu, muszę go szybko zostawić za sobą. Gdy to mi się uda, będę w stanie osiągnąć coś niezłego – mówił Phelps.
CZYTAJ TEŻ: MISTRZ, AROGANT I… NIEDOSZŁY DENTYSTA. ŻYCIE MARKA SPITZA
W Melbourne Michael pobił rekord zdobytych złotych medali na mistrzostwach świata, należący wcześniej do Iana Thorpe’a (i mówił, że nawet o tym nie wiedział) oraz wyrównał osiągnięcie Spitza z igrzysk w Monachium. Zdobył siedem złotych medali. Wiele osób zwracało jednak uwagę na ten jeden wyścig, gdzie Phelpsowi się nie powiodło. Złota nie zdobył bowiem w sztafecie 4×400 metrów stylem zmiennym. I to przez to, że Ian Crocker, jeden z jego kolegów, wskoczył do wody na swoją zmianę o… jedną setną sekundy za wcześnie.
– Nie zrobił tego specjalnie. Wszystko nie może pójść perfekcyjnie. Teraz chodzi o to, jak przyjmiesz to do wiadomości, czego się z tego nauczysz. Myślę, że Ian sobie z tym poradzi. Kiedy USA przyjeżdża na zawody, to zjawiamy się na nich i istniejemy jako drużyna. Zdarza się że coś idzie nie po naszej myśli, ale lepiej teraz, niż za rok – mówił Phelps.
Eksperci czy fani zauważali jednak jedno: żeby zdobyć osiem złotych medali na igrzyskach, Michael musiał aż trzykrotnie liczyć również na swoich kolegów. Mógł bowiem wystartować w pięciu indywidualnych i trzech zespołowych konkurencjach. Gdyby sprawę zawalił któryś z nich, rekord Spitza mógłby być co najwyżej wyrównany. Żeby go pobić potrzebne było to, czego istnieniu Phelps właściwie zaprzeczył – perfekcyjny występ na wielkiej imprezie. Od początku do końca.
Jednak już kilka miesięcy przed tamtymi igrzyskami narosło wokół niego mnóstwo wątpliwości.
“Nauczyłem się nie kłócić”
Pod koniec 2007 roku Michael Phelps wysiadał ze swojego auta w Ann Arbor w stanie Michigan, gdzie wraz z trenerem Bobem Bowmanem szykowali się do występu na igrzyskach olimpijskich. Poślizgnął się wtedy na lodzie i upadł tak, że złamał nadgarstek. To byłby problem nawet dla pływaka, który celowałby na igrzyskach w jeden medal. Co dopiero dla takiego, który miał w głowie osiem. I to złotych.
Pierwotnie mówiono, że Michael przez sześć tygodni nie wejdzie do wody. W takim scenariuszu kolejnych kilkanaście musiałby poświęcić na dojście do formy, którą miał w momencie złamania. – Przytłoczyły mnie emocje. Skoro nie miałbym szansy na pływanie tak, jak mógłbym bez kontuzji, to jaki był sens w ogóle przez to wszystko przechodzić? – mówił. Do pionu postawił go jednak Bowman.
– Posłuchaj, jeśli chcesz mieć jakiekolwiek szanse, będziemy od teraz wszystko robić po mojemu – powiedział pływakowi. A ten przytaknął, wiedząc, że tylko Bowman może postarać się o cud. I się postarał. Ostatecznie udało się sprawić, że już po 10 dniach Phelps wrócił do basenu. W czasie, gdy był poza nim, jeździł za to na rowerze stacjonarnym. Tak długo, że “bolał go cały tyłek”. A gdy już wrócił do wody, początkowo nie był w stanie złapać właściwego rytmu. Bowmana to jednak nie interesowało, stale podkręcał mu obciążenia.
– Pierdolić to. Nie wiesz, jak się, kurwa, czuję! – krzyczał do niego Phelps.
– Nie obchodzi mnie, jak się czujesz. Masz wykonać ćwiczenie – odpowiadał trener.
I tak to wyglądało. W końcu jednak Phelps, jak sam to ujął, “nauczył się nie kłócić” ze swoim trenerem. Wykonał przy tym “95 procent pracy, jaką ten mu zarządził”, a motywował się zawieszonym w swojej szafce w szatni wycinkiem z artykułu, w którym Ian Thorpe mówił, że nikt nie będzie w stanie zdobyć ośmiu złotych medali na jednych igrzyskach. To wszystko sprawiło, że wszelkie straty spowodowane kontuzją, ostatecznie zostały przez Amerykanina nadrobione. Do Pekinu jechał przygotowany tak, jakby nigdy nie złamał nadgarstka.
CZYTAJ TEŻ: IAN THORPE. MIAŁ NIESPEŁNA 16 LAT, GDY POKOCHAŁ GO ŚWIAT SPORTU
Jego możliwości przed igrzyskami analizowano na wszelkie sposoby. Mówiono, że ważny test przyjdzie już drugiego dnia igrzysk, przy okazji pierwszego finału. 10 sierpnia 2008 roku Phelps miał stanąć do rywalizacji z Ryanem Lochte’em na 400 metrów stylem zmiennym. – Powiedziałem Bobowi, że to mój ostatni występ na tym dystansie. Wyszedłem na basen i starałem się po prostu cieszyć pływaniem. Udało się – mówił potem.
Udało, bo wygrał. Choć przez pierwsze 200 metrów “nie czuł się komfortowo”, to po raz kolejny odsadził rywali i pobił rekord świata. – Na ostatnich 25-50 metrach się uśmiechałem. Jak w Atenach, tam też tak było. Po wyścigu byłem rozemocjonowany. To naprawdę dobry początek igrzysk – mówił. Ale nie miał zbyt wiele czasu na radość. Następnego dnia czekało na niego – zdaniem wielu – największe wyzwanie.
Jeśli gdzieś miał stracić szansę na osiem złotych medali, to w sztafecie 4×100 metrów stylem dowolnym. Powtarzali to wszyscy eksperci. Amerykanie przegrali tę konkurencję i w 2000, i 2004 roku (w drugim przypadku kończąc nawet na trzecim miejscu). W dodatku niesamowicie mocni zdawali się wtedy Francuzi. A jednak Phelpsowi i spółce się udało. W dużej mierze za sprawą kończącego tę konkurencję Jasona Lezaka, który znakomicie finiszował, wyprzedzając rywali z Francji.
Efekt? Drugie złoto i drugi rekord świata na koncie Phelpsa. A to był dopiero początek.
O obcięty paznokieć
Po tym, jak wraz z kolegami zdobył złoto w pierwszej ze sztafet, największym wrogiem Phelpsa stał się kalendarz. W ciągu ośmiu dni zmagań miał startować łącznie 17 razy, ośmiokrotnie w finałach. Właściwie nie miał dnia odpoczynku. Ba, momentami kolejne starty niesamowicie się na siebie nakładały.
Weźmy 16 sierpnia. Po ceremonii medalowej na 200 metrów motylem miał… dziewięć minut, by przygotować się do półfinału na 100 metrów tym samym stylem. Za to trzy dni wcześniej pomiędzy jednym a drugim występem nie minęły nawet dwie godziny, przez co musiał skrócić rozruch po pierwszym starcie (swoją drogą zawiodły go w nim gogle, które zaczęły napełniać się wodą, część dystansu płynął… na ślepo, licząc wymachy ramion) i właściwie nie miał rozgrzewki bezpośrednio przed drugim.
***
Finały Phelpsa na igrzyskach w 2008 roku:
- 10.08. Złoto. 400 metrów stylem zmiennym (4:03.84, rekord świata).
- 11.08. Złoto. 4×100 metrów stylem dowolnym (3:08.24, rekord świata).
- 12.08. Złoto. 200 metrów stylem dowolnym (1:42.96, rekord świata).
- 13.08. Złoto. 200 metrów stylem motylkowym (1:52.03, rekord świata).
- 13.08. Złoto. 4×200 metrów stylem dowolnym (6:58.56, rekord świata).
- 15.08. Złoto. 200 metrów stylem zmiennym (1:54.23, rekord świata).
- 16.08. Złoto. 100 metrów stylem motylkowym (50:58, rekord olimpijski).
- 17.08. Złoto. 4×100 metrów stylem zmiennym (3:29.34, rekord świata).
***
– Z wyścigu na wyścig było z tym wszystkim coraz gorzej, ale poradziłem sobie – wspominał sam Phelps. Poradził również z rywalami, którzy za wszelką cenę chcieli zdetronizować mistrza. Jednym z nich był Milorad Cavic w wyścigu na 100 metrów stylem motylkowym. Jak się okazało – był najbliżej pokonania Amerykanina. To był siódmy finał Michaela, na koncie miał już sześć złotych medali. Był o dwa kroki od pobicia rekordu Spitza.
Mało zabrakło, by nie wykonał już pierwszego z nich.
Tamtego dnia przegrywał przez “99.9 metra”, jak pisali potem amerykańscy dziennikarze. W ostatniej chwili wszystko ułożyło się jednak dla niego idealnie – Cavic nie najlepiej wyliczył wymachy rąk, Phelps zrobił to idealnie, a że ręce ma długie, to tym lepiej dla niego. Wygrał o… jedną setną sekundy. Serbowie złożyli nawet protest, ale ten został odrzucony. A w pływackim świecie zaczęto dyskutować, czy to możliwe, by na przykład zegar zatrzymały nie ręce Phelpsa, a ruch wody przez nie wywołany.
Omega – firma, której zegary wykorzystywano – stanowczo temu zaprzeczyła. Michael Phelps był po prostu szybszy, przekazali jej przedstawiciele. Wygrał zasłużenie. Siódmy raz. – Setna sekundy? To nic. To właściwie tyle, że mógłby o tym decydować obcięty dzień wcześniej paznokieć – mówił potem rozczarowany Cavic. Faktem pozostało jednak, że nie zdobył złota. A przede wszystkim – nie pokonał Phelpsa.
Amerykanin dogonił Spitza – po drodze zostając zresztą najwybitniejszym olimpijczykiem w historii – a teraz zostało mu tylko pobić jego rekord. Wszystko zależało od sztafety 4×100 metrów stylem zmiennym. I tak jak w pierwszej ze sztafet na tych igrzyskach – to nie Phelps płynął ostatni. Choć dzięki niemu Amerykanie w dużej mierze wygrali. Sztafetę dobrze zaczął bowiem Aaron Peirsol stylem grzbietowym, ale przewagę wypracowaną przez niego roztrwonił Brendan Hansen płynący żabką.
Wtedy do wody wskoczył Phelps, dogonił rywali z Australii i Japonii, a potem zostawił ich w tyle. Z niecałą sekundą przewagi dopłynął do ściany, a do wody wskoczył Jason Lezak. Ten sam, co przy okazji drugiego pekińskiego medalu Michaela. I znów nie dał sobie wydrzeć wygranej. – Myślałem tylko o tym, by nie roztrwonić przewagi. Byłem niesamowicie nerwowy – mówił potem.
Przewagi faktycznie nie oddał. On cieszył się z czwartego olimpijskiego złota w karierze (wszystkie ze sztafet), Phelps z ósmego na tych igrzyskach. Mark Spitz został zdetronizowany. Zresztą oddał młodszemu rodakowi, co jego. – Widać, że Phelps to nie tylko największy pływak i olimpijczyk wszech czasów, ale i największy sportowiec – mówił siedmiokrotny mistrz olimpijski z Monachium.
– Osiągnąłem wszystko. Będę mieć te medale już na zawsze. Właściwie nie wiem, jak powinienem się teraz czuć. Przez moją głowę przepływa multum różnych emocji. To niesamowicie ekscytujące. Pokazałem, że wszystko jest możliwe, ale nie udałoby się to, bez pomocy moich kolegów. To spełnienie marzeń. Tak naprawdę po prostu chciałbym zobaczyć teraz swoją mamę – mówił Phelps dziennikarzom.
Matkę, Debbie, wyściskać kazał mu zresztą nawet prezydent Bush, który zadzwonił do niego niedługo po ósmym złocie (a na przykład pierwsze z Pekinu oglądał z trybun). Gratulował wielkiemu sportowcowi, już wtedy najlepszemu w historii igrzysk.
A przecież Phelps wcale nie kończył kariery. Pojawił się jeszcze na igrzyskach w Londynie (4-2-0) i, po powrocie z emerytury, w Rio de Janeiro (5-1-0). Jego łączny olimpijski bilans to 23 złote, 3 srebrne i 2 brązowe medale. Wiele państw by takiego pozazdrościło. Zresztą nawet gdyby brać pod uwagę tylko igrzyska z 2008 roku, to w historycznej tabeli medalowej krajów Phelps byłby na 63. miejscu.
Za nim znalazłyby się między innymi Bahamy, Serbia, Kolumbia, Portugalia, Uganda czy Izrael. Niektóre z tych państw brały udział w kilkunastu olimpiadach. Phelpsowi wystarczyła jedna, by przebić ich dokonania.
Kto dorówna Michaelowi?
– Jeśli jest ktoś, kto nie troszczy się o to, jak trudne będzie to zadanie, jak ciężko będzie musiał pracować i jak wiele bólu władować w swoje ciało w trakcie tego procesu, możemy zobaczyć, jak pobija ten rekord. Zbudowanie programu, przygotowującego do startu w siedmiu czy ośmiu konkurencjach, wymaga kombinacji dosłownie wszystkiego – psychiki, fizyczności, emocji. Trzeba być perfekcyjnym przez całe osiem dni zawodów – mówił Michael Phelps o ośmiu złotach.
Pytany, kto mógłby wyrównać jego rekord, wskazywał jednego gościa – Caeleba Dressela. Ten na mistrzostwach świata w 2019 roku zdobył osiem medali, z czego sześć złotych. Dwa lata wcześniej miał siedem krążków, wszystkie złote. Jego problemem było jednak przede wszystkim to, że nie wszystkie konkurencje, w których startuje na co dzień, są olimpijskie. Odpadały 50 metrów stylem motylkowym i sztafeta mieszana 4×100 metrów dowolnym. W obu zdobył złoto na MŚ 2019. Na igrzyskach nie mógł.
CZYTAJ TEŻ: MICHAEL PHELPS I JEGO 28 MEDALI. CZY TEN REKORD DA SIĘ POBIĆ?
Ostatecznie nawet nie starał się dorównać Phelpsowi. W Tokio wystartował w sześciu konkurencjach. Zdobył pięć medali (wszystkie złote), nie udało się w sztafecie mieszanej stylem zmiennym, gdzie Amerykanie nie stanęli nawet na podium. Jakby nie patrzyć – to wynik absolutnie genialny. Ale przez porównania do Phelpsa wydaje się tylko niezły.
Taki los czeka prawdopodobnie każdego wielkiego pływaka, który da choć cień nadziei na wyrównanie rekordu Amerykanina. Jednak siedem złotych krążków – wcześniejszy rekord Spitza – na pogromcę czekał 36 lat. Ten Phelpsa ma na ten moment tylko czternaście. Możliwe, że gość, który się z nim upora… dopiero co się urodził. W końcu Phelps czternaście lat po tym, jak Spitz szalał w Monachium, miał na karku ledwie roczek.
Możliwe też, że to akurat osiągnięcie, któremu w sporcie nie dorówna nikt i nigdy. Phelps to w końcu absolutny fenomen, który 14 lat temu zaczął ośmiodniową podróż ku jednemu z najbardziej imponujących wyników w historii sportu.
Kto wie, może tylko on był w stanie osiągnąć taki cel?
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj więcej o innych sportach: