Reklama

NIESAMOWITE! Max Verstappen mistrzem na ostatnim okrążeniu!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

12 grudnia 2021, 16:38 • 8 min czytania 38 komentarzy

Nie było w tym roku bardziej zwariowanego wyścigu. Nie było wyścigu, który dałby nam tyle negatywnych i pozytywnych emocji równocześnie. Wmieszali się sędziowie. Wmieszał Mick Schumacher i wmieszał walczący z nim Nicholas Latifi, rozbijając swój bolid. Wmieszał Michael Masi. Ale finalnie to Max Verstappen utonął we łzach. Po wyprzedzeniu rywala na ostatnim okrążeniu, gdy jeszcze 15 minut wcześniej wydawało się, że nie ma szans na wygranie mistrzostwa. To, co wydarzyło się w Abu Zabi, było niemożliwe. 

NIESAMOWITE! Max Verstappen mistrzem na ostatnim okrążeniu!

To miał być wyścig, który zapisze się w annałach. Po raz drugi w całej historii Formuły 1 przed ostatnim Grand Prix dwaj kierowcy walczący o tytuł mistrzowski mieli tyle samo punktów. Do tego cała ich rywalizacja, napięcie jakie jej towarzyszyło, manewry, decyzje sędziów – wszystko to sprawiało, że pojedynki Verstappena z Hamiltonem elektryzowały fanów. I, jak się okazało, miały elektryzować do samego końca. Dosłownie.

Lewis z przodu

Start był fatalny dla Verstappena. Po wczorajszym pole position strategia Red Bulla musiała opierać się na tym, by utrzymać to pierwsze miejsce. Wiadomo było, że jeśli Lewis wyprzedzi Holendra, to tempo jego bolidu będzie zapewne dużo lepsze. Niestety dla siebie, Max zaspał na starcie. Jak na gościa, który wielokrotnie udowadniał, że potrafi ruszyć do walki znakomicie, tym razem zupełnie się nie popisał.

A potem niemal natychmiast doszło do kontrowersji. Bo kontrowersje – biorąc pod uwagę, ile razy pojawiały się w tym sezonie – musiały być i dziś.

Reklama

Max zaatakował po wewnętrznej, opóźniając dohamowanie. Zmieścił się w torze, ale Lewis już nie. Jedni powiedzą, że Brytyjczyk był wywieziony, drudzy – i tych była większość, łącznie z byłymi sławami tego sportu – że to była twarda, ale uczciwa walka. Hamilton ściął szykanę poboczem, wyjechał daleko przed Maxem i… nie musiał oddać pozycji. Tak zdecydowali sędziowie, uznając, że po chwili „oddał swoją przewagę, jaką zyskał w ten sposób”. I znów – niemal nikt z osób związanych z F1, które zdecydowały się ten moment skomentować, nie zgodził się z taką interpretacją sędziów.

Nie dało się jej jednak zmienić choć w Red Bullu byli oburzeni. Hamilton był z przodu. I uciekał.

Wielki Checo, ale niewiele to dało

Hamilton przewagę już po chwili miał sporą. Widać było, że tempo jego jazdy – przy dokładnie takich samych oponach w bolidzie jego i Verstapenna – jest po prostu dużo lepsze, niż to, jakim jest w stanie jechać bolid Red Bulla, zwłaszcza że Holender zgłaszał problem z ogumieniem. Nadzieja pozostawała w strategii Red Bulla. I ta strategia zresztą działała naprawdę dobrze. Owszem, przez pit stopy nie udało się niczego nadrobić – bo gdy zjechał Max, to jego śladem natychmiast podążył Lewis – ale z przodu pozostawał Sergio Perez. I kiedy Hamilton go dogonił, Meksykanin przez chwilę bronił się wprost niesamowicie, a Brytyjczyk musiał pokazać pełnię swoich umiejętności, by go wyprzedzić.

Jasne, udało mu się to. Nawet dość szybko. Tyle że w tym czasie jego przewaga stopniała do niespełna dwóch sekund. Jednym okrążeniem Sergio Perez odpracował Maxowi Verstappenowi większość strat Holendra. To była niesamowita jazda, którą docenił sam Max. – Sergio jest niesamowity – mówił do radia, a w odpowiedzi usłyszał, że tak, Meksykanin to prawdziwe zwierzę. Lewis narzekał co prawda, że Sergio jeździ niebezpiecznie, ale w rozmowach Mercedesa z FIA – które ciągnęły się zresztą przez cały wyścig – usłyszeliśmy, że to po prostu twarda walka, ale w granicach przepisów.

Zresztą Lewis nie miał tak naprawdę na co narzekać. Max go nie dogonił, a tempo wciąż miał dużo lepsze od Holendra. Więc uciekał. Znowu.

Reklama

I zaczyna się zabawa

Zadecydowały tak naprawdę dwa pit stopy. Max Verstappen wiedział, że musiałby mieć furę szczęścia, by wygrać Grand Prix i mistrzostwo. – Cały wyścig starałem się zostać pod grą, mieć szanse, nadzieję. To był niesamowicie ważny wyścig. Podchodziłem do tego podenerwowany, ale chciałem naciskać, jak tylko się da, mimo że momentami nie było tego widać po moim tempie – mówił na mecie. I tę szansę miał. Z jednej strony dlatego, że faktycznie utrzymywał sensowne tempo. Z drugiej – bo Red Bull znakomicie wykorzystał wszelkie możliwości, jakie dał im ten wyścig.

Najpierw wtedy, gdy wprowadzono wirtualną neutralizację. Austriacka ekipa szybko ściągnęła Maxa do boksu, zmieniając mu opony na kolejny komplet twardych. Wydawało się wtedy, że na świeższych oponach 17 sekund, które zostało mu po wyjeździe z alei serwisowej, Max odrobi szybko. Ale nie odrabiał. Straty był w stanie zminimalizować jedynie do nieco ponad 10 sekund, a i to dlatego, że Lewis sporo stracił na dublowaniu grupy czterech walczących kierowców. Byliśmy przekonani, że wszystko skończy się mistrzostwem dla Hamiltona. Ba, pisaliśmy już o tym tekst.

Tyle że na kilka kółek przed końcem, po walce Micka Schumachera i Nicholasa Latifiego – którzy przecież nie jechali nawet po punkty – ten drugi władował się w bandę. I to w takim miejscu, że zablokował dużą część drogi. Na tor szybko wjechał safety car, a Red Bull niemal natychmiast ściągnął wtedy do alei Maxa Verstappena po raz kolejny, zakładając mu przy tym komplet świeżych opon. Hamilton w tym momencie dopytywał nawet swój zespół przez radio, czy mógłby zjechać na pit stop, ale komunikat od zespołu był jasny – nie ma opcji, Lewis.

https://twitter.com/F1/status/1470037148355207175

Całe napięcie w tym momencie wynikało z jednego pytania: czy obsługa wyścigu zdąży ściągnąć bolid Latifiego z toru, byśmy jeszcze zobaczyli ściganie? Gdyby im się nie udało – sezon Formuły 1 skończyłby się za safety carem. Brzmiało to trochę jak dziecięca wyliczanka przy odrywaniu płatków kwiatka. Zdążą. Nie zdążą. Zdążą. Nie zdążą.

A jednak Max!

Zdążyli. W ostatniej chwili. Zanim jednak do tego doszło, przytrafiła się – a jakże – kolejna kontrowersja. Verstappen bowiem przy safety carze utknął za kilkoma samochodami, które miałby opcjonalnie zdublować. W tej sytuacji normalnie tacy kierowcy dostaliby pozwolenie na wyminięcie Hamiltona i samochodu bezpieczeństwa, by potem ustawić się w odpowiedniej kolejności. Nagle pojawił się jednak komunikat, że nie mogą tego zrobić. – Typowa decyzja – komentował ironicznie Verstappen, a w Red Bullu szaleli. Christian Horner niemal natychmiast rozmawiał z Michaelem Masim, pytając, jak to możliwe, że w takim momencie decyduje się inaczej, niż to do tej pory było przyjęte?

Masi poprosił o chwilę. I po tej chwili pojawił się komunikat, że kierowcy zgodę na ominięcie safety cara jednak mają. Kolejna kontrowersja, kolejny kamyczek do ogródka sędziów. To było jednak w tej chwili nieważne.

Istotne, że Max znalazł się tuż za plecami Hamiltona. A nawet obok niego, bo Lewis – starając się go przyblokować przed zjechaniem samochodu bezpieczeństwa jechał tak wolno, że Verstappen ustawił się z boku jego bolidu. Przez chwilę niejasne było jeszcze, czy safety car faktycznie zjedzie do końca wyścigu. Ale zjechał. Na okrążenie przed końcem. Na torze, na którym w teorii trudno się wyprzedza, ale z Maxem na świeżych, miękkich oponach. To wszystko zwiastowało nam niewiarygodny koniec.

I ten niewiarygodny koniec dostaliśmy.

Verstappen wyprzedził po wewnętrznej. Hamilton – na zużytych twardych oponach – próbował jeszcze kontrować. Ba, był całkiem bliski wyprzedzenia Maxa. Ale nie dał rady. Holender się obronił. Holender dojechał pierwszy. Holender przełamał dominację Mercedesa w erze hybrydowej. Na ostatnim kółku ostatniego wyścigu. A w mediach społecznościowych od razu pojawiły się komentarze, że to los zabrał Lewisowi to, co podarował mu na ostatnim okrążeniu w Brazylii w 2008 roku. Dla Brytyjczyka to było rozdzierające doświadczenie – przez długi czas po dojechaniu do mety nie wysiadał z bolidu. A Max szalał. Krzyczał. Płakał. Ściskał swój zespół, ale przede wszystkim – swojego ojca.

Dokonał niemożliwego. W ostatnim momencie.

Nie wierzę. Trudno mi pozbierać myśli. Mój zespół na to zasłużył, bardzo ich kocham. Uwielbiam pracę z nimi. Wreszcie odwrócił się pech, pojawiło się szczęście przy moim nazwisku. Ale też Sergio Perez wykonał niesamowitą robotę. Jest świetnym partnerem. Mam nadzieję, że będziemy to mogli robić przez jeszcze 10-15 lat. Chciałbym, żebyśmy dominowali. Dali mi wielką szansę. Mogłem liczyć na ich wielkie zaufanie, Christiana Hornera czy Helmuta Marko – mówił. A już po ceremonii na podium, kiedy się uspokoił, dodawał: – Kiedy byłem mały, moim celem było zostać kierowcą Formuły 1. Chciałem wchodzić na podium, wygrywać wyścigi. I gdy tu jestem jako mistrz świata, to po prostu nie mogę w to uwierzyć. Przeżyliśmy z moim ojcem wyjątkowe chwile. Przypominaliśmy sobie wszystko, wracają do ciebie wycinki, które zostały w twojej głowie. To ostatnie okrążenie, które oglądali moi przyjaciele, rodzina… Większość z nich była dzisiaj w Abu Zabi. To jest po prostu niesamowite. 

Tak, Max. To było niesamowite. Lepszego sezonu F1 od dawna nie widzieliśmy. Podobnie jak lepszego zakończenia. Mamy nadzieję, że za rok będzie podobnie. Szczególnie, że – o ile cała rywalizacja była niezwykle zacięta i dramatyczna (Toto Wolff już po wyścigu wołał przez radio do Masiego, że powinni anulować wyniki i uznać te z przedostatniego okrążenia, serio) – to po Grand Prix obaj pogratulowali sobie i nawzajem się komplementowali.

– Lewis to niesamowity kierowca i fantastyczny rywal. Nie każdy lubi naszą rywalizację, robi się gorąco, pojawiają się emocje. Każdy chce wygrywać. Oni jeszcze tu wrócą, będą chcieli rzucić nam rękawicę – mówił Verstappen. A Hamilton, choć niesamowicie smutny, dodawał: – Gratuluję Maxowi i jego zespołowi. Wykonaliśmy świetną robotę, ale oni też. Wszyscy w naszej fabryce i tutaj pracowali niezwykle intensywnie. To był najtrudniejszy sezon, jaki wspólnie przejechaliśmy w F1. Daliśmy z siebie wszystko. Końcówka sezonu tego dowodzi.

I tak to właśnie powinno wyglądać.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Formuła 1

Formuła 1

Dziesięć wyścigów posuchy i koniec. Verstappen wygrywa w Brazylii i… zgarnia mistrzostwo?

Sebastian Warzecha
1
Dziesięć wyścigów posuchy i koniec. Verstappen wygrywa w Brazylii i… zgarnia mistrzostwo?

Komentarze

38 komentarzy

Loading...