Dziś Krzysztof Ratajski błyszczy na światowej scenie. Jego występy w mistrzostwach świata w darcie oglądają tysiące Polaków. Wszystko zaczęło się od skromnego baru w Skarżysku-Kamiennej. A jego historia zaczyna się od łączenia rzutek z pracą, z której w końcu zrezygnował. Kilkanaście lat temu za mistrzostwo Europy w drużynie dostał… 125 euro, a teraz po awansie do czwartej rundy mistrzostw świata zainkasował już 60 tys. funtów. Przeżył trudny czas, gdy usłyszał bolesną diagnozę i musiał przejść dwie poważne operacje. Ale wrócił, w wielkim stylu. Dziś Ratajski cieszy się życiem i dartem, a jeżeli awansuje do ćwierćfinału, czeka go zapewne mecz z geniuszem tej dyscypliny.
Spis treści
- Krzysztof Ratajski: To był jeden z najlepszych powrotów w mojej karierze
- Słynny mecz z Niemcem. „Agonia”
- Wygrali mistrzostwo Europy i dostali 500 euro na czterech
- Ratajski: Byłem w dołku psychicznym
- Komentator TVP: Możemy obejrzeć przynajmniej sześć setów
- Ratajski wychodzi przy piosence Status Quo
- Polak może zagrać z geniuszem darta. „Rzadko przegrywa”
- WIĘCEJ O DARCIE NA WESZŁO:
Na początku tej historii jest lokal „Paris Bar” w Skarżysku-Kamiennej. Skromny, niepozorny, ale miał swój klimat. Dziś już nie istnieje. Pewnego dnia właściciel zainstalował w nim elektroniczną tarczę do darta. Ratajskiemu, młodemu mężczyźnie, który mieszkał na osiedlu obok baru, nie trzeba było nic więcej do szczęścia. – Maszyna była ustawiana na osiem liczników, więc można było rywalizować właśnie w tyle osób. Zaczęliśmy grać. Miałem wtedy około 20 lat i rok później zacząłem jeździć na pierwsze turnieje. Najpierw do Kielc, a później było coraz więcej zawodów ogólnopolskich – wspominał na początku 2021 roku, w wywiadzie z cyklu „Portrety”, opublikowanym w „Przeglądzie Sportowym”.
Krzysztof Ratajski: To był jeden z najlepszych powrotów w mojej karierze
Później były Rekiny. Warszawskie Rekiny. Tak nazywała się drużyna, której był członkiem. Jedna z wielu lokalnych, jakie zakładano w tamtym czasie. Klub reprezentował wtedy też młodszy o trzy lata od Ratajskiego Łukasz Wacławski – darter, noszący przydomek „The Hound”.
– Poznaliśmy się jeszcze wcześniej. To była końcówka lat 90. Krzysiek od zawsze był dominującą postacią w polskim darcie. Wszyscy na niego stawiali. Pamiętam wiele jego wyjazdów na turnieje i mecze na tarczy elektronicznej. Wiele razy graliśmy przeciwko sobie. Nie zapomnę spotkania, rozgrywanego do dwóch wygranych legów. Ostatecznie przegrałem, ale jednego lega ugrałem. Byłem z siebie dumny, wywołało to spore poruszenie. Bardzo się cieszę, że dziś Ratajski podbija światową scenę – opowiada Wacławski w rozmowie z Weszło.
W trzeciej rundzie trwających mistrzostw świata Polak wpadł na Wesleya Plaisiera. Mało kto spodziewał się Holendra w tej fazie turnieju, ale ten w poprzednim meczu po kapitalnej grze pokonał jednego z najlepszych zawodników świata, Gerwyna Price’a. Ratajski i Plaisier stoczyli pojedynek, który nie dość, że stał na wysokim poziomie, to jeszcze był dramatyczny. Od trzeciej rundy gra się do czterech wygranych setów (jednego seta dają trzy legi). Polak w pewnym momencie przegrywał 1:3. Wydawało się, że może uratować go tylko cud. I ten nastąpił. Przy stanie 2:3 Plaisier nie wytrzymał presji, spudłował trzy lotki meczowe. Polak doprowadził do remisu, a później w świetnym stylu wygrał decydującą partię.

Ratajski w tegorocznych mistrzostwach świata
Ratajski to raczej spokojny zawodnik. Rzadko bardziej okazuje emocje, nie ma za wiele z Jamesa Wade’a, który w mistrzostwach świata siedem lat temu prowokował Japończyka Seigo Asadę, krzycząc coś do niego kilka razy prosto w twarz. Choć po tamtym spotkaniu Polak powiedział swojemu znajomemu: „Gdybym był Asadą, nie ręczyłbym za siebie”.
Po ostatniej lotce spotkania z Plaisierem Ratajski zaczął się jednak spontanicznie cieszyć. – To był jeden z najlepszych powrotów do meczu w mojej karierze. Z reguły nie cieszę się ekspresyjnie, ale po zwycięstwie w takich okolicznościach po prostu musiałem okazać radość – tłumaczył na konferencji prasowej.
Krzysztof Ratajski’s celebration is the most natural in darts. Quite simply just raw emotion 🇵🇱🦅
— Ben Hudd (@benonsport) December 27, 2025
Słynny mecz z Niemcem. „Agonia”
Mało brakowało, a wróciłyby demony sprzed roku. Też mistrzostwa świata, też Londyn i Alexandra Palace. Również trzecia runda. W niej Ratajski zmierzył się z Holenderem Kevinem Doetsem i przegrał wygrany mecz. Polak prowadził 3:2 w setach, w legach było 2:1. Kibice wspierali przeciwnika, gwizdali przy kluczowych podejściach Ratajskiego. Pierwsza lotka meczowa? Niezbędna była podwójna trzynastka. Pudło. Chwilę później kolejne dwie szanse na zakończenie spotkania, ale Polak pomylił się na na podwójnej czwórce i dwójce. Przy stanie 2:2 jeszcze jedna lotka meczowa. Trzeba było trafić „bulla” (sam środek tarczy), ale Polak spudłował. Kilkanaście minut później to Doets cieszył się z awansu do czwartej rundy.

Krzysztof Ratajski i Kevin Doets
Ratajski może się kojarzyć z dramatycznymi, równymi spotkaniami. W 2021 roku osiągnął swój życiowy sukces, dochodząc do ćwierćfinału mistrzostw świata. Sprawił wtedy, że tysiące Polaków siadało przed telewizorami, a w kraju zaczął się boom na darta. Ludzie jechali do sklepów, kupowali tarcze.
Każdy kibic pamięta spotkanie czwartej rundy. Rywalem był Niemiec Gabriel Clemens. W setach 3:3, siódmy miał decydować o awansie. Ratajski już wcześniej miał lotkę meczową, ale wszyscy najbardziej pamiętają dramatyczną końcówkę przy stanie 2:2 w legach (wtedy nie grano legów na przewagi, decydował ten piąty). Clemens pudłuje lotkę meczową. Ratajski walczy z nerwami – opiera się o stolik, bierze kolejne łyki wody. Do wygranej potrzebuje podwójnej piątki, ma trzy podejścia. Marnuje je. Clemensowi brakuje tylko 16 punktów. Polak odkłada lotki, jest przekonany, że za chwilę przegra. Ale Niemiec też nie wytrzymuje. Ich nierówna walka z presją i emocjami trwa dalej. Ratajski nie potrafi trafić podwójnej dwójki. „To już jest agonia” – mówią komentatorzy TVP Sport. Ale Clemens również nie kończy meczu. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji – obu zawodnikom do końca brakuje podwójnej jedynki. Ratajski daje sobie czas, musi się chwilę przejść. W końcu trafia i jest po spotkaniu.
– Największe emocje przeżywałem właśnie podczas spotkania z Clemensem. Ten ostatni leg, kończony na podwójnej jedynce, zwiększył liczbę fanów darta w Polsce. Mocno przeżywałem finał European Touru w 2023 roku, w którym Krzysiek pokonał Stephena Buntinga. Ale ten niedawny come back z Plaisierem też na pewno znalazłby się na podium – przekonuje w rozmowie z Weszło Jakub Łokietek, redaktor naczelny serwisu Łączy Nas Dart, który komentuje w telewizji najważniejsze mecze Ratajskiego.
– Nie czułem, by w końcówce drżała mi ręka. To bardziej odbywało się na zasadzie: nie trafiałem, denerwowałem się i później trudniej mi było się opanować. Przez moment byłem już pogodzony z porażką, bo Clemens miał ustawiony taki double, jaki mu pasuje. Wydawało się, że musi trafić którąś z lotek. Na szczęście się pomylił – tak Ratajski wspominał mecz z Niemcem w „Portretach”.
Wygrali mistrzostwo Europy i dostali 500 euro na czterech
Zaczynał od imprez z cyklu Polish Dart Cup. – Widownia składała się głównie z uczestników zawodów i ich osób towarzyszących. Gdy oglądało nas 200-300 osób, to był dobry wynik. Nagrody nie były wysokie, najczęściej stanowiły jakąś część wpisowego – opowiadał. Kiedy Ratajski kilkanaście lat temu, w Chorwacji, wywalczył drużynowe mistrzostwo Europy w darcie elektronicznym, Polacy za wygraną dostali 500 euro na czterech. Dziś za sam awans do czwartej rundy mistrzostw świata ma już zapewnione 60 tys. funtów. Jego droga na największą światową scenę to historia o cierpliwości, uporze i radzeniu sobie z trudnościami w życiu prywatnym.
Wielu darterów musi łączyć granie z pracą. Plaisier, który postawił się tak mocno Polakowi, jest operatorem wózka widłowego. Ratajski ukończył Politechnikę Radomską, z wykształcenia jest inżynierem transportu. Przez lata grał w darta, a jednocześnie pracował w firmach transportowo-spedycyjnych.
– Zaczynałem jako pracownik niższego szczebla, później byłem już głównie kierownikiem. Miałem na tyle wyrozumiałych przełożonych, że mogłem liczyć na ich wsparcie, gdy chciałem wyjechać na turniej. Rywalizowałem w weekend, ale dostawałem też wolne piątki i poniedziałki. Chciałem jednak osiągnąć w rzutkach coś więcej, marzyłem o światowych turniejach najbardziej prestiżowej federacji PDC [Professional Darts Corporation – red.], które wiązałyby się z częstszym treningiem i ciągłymi podróżami. Trzeba było coś zmienić – opowiadał w „Przeglądzie Sportowym”.
Pretekstem do zmiany był turniej World Masters w Anglii, w Bridlington. Polak w finale wygrał 6:1 w setach z najwyżej rozstawionym reprezentantem gospodarzy, Markiem McGeeneyem. Za wygraną zainkasował 25 tys. funtów. Kupa kasy. Wtedy pojawiła się w głowie wyraźna myśl, by być zawodowym darterem. Minęło trochę czasu, jeszcze to przemyślał. Podjął decyzję – zrezygnował z pracy.
Był wrzesień 2017 roku.
Jeżeli ktoś go inspirował, to jeden człowiek. – Pamiętam, jak w swoich początkach zdobyłem skądś brytyjską gazetę i zacząłem czytać o Philu Taylorze. To najbardziej utytułowany zawodnik w historii darta, szesnastokrotny mistrz świata. Nie mogłem się nadziwić, gdy czytałem, jak wiele czasu poświęca na trening. Sam kupiłem sobie wtedy do domu elektroniczną tarczę i graliśmy w cztery osoby po kilka godzin. Niestety, nie miałem okazji zagrać z Taylorem – opisywał w „Przeglądzie Sportowym”.
CZYTAJ TEŻ: PHIL TAYLOR. OD PRODUKCJI SPŁUCZEK DO TOALET DO 16 MISTRZOSTW ŚWIATA
Wielu darterów nie ma wysportowanej sylwetki. Są otyli, wyglądają, jakby w wolnym czasie najchętniej pili piwo. Ratajski należy do drugiej grupy. Polak jest przekonany, że trzeba o siebie dbać. Od lat nie tylko godzinami ćwiczy przy tarczy, ale też biega po lesie, jeździ na rowerze i ćwiczy z hantlami.

Krzysztof Ratajski i jego wejście
Ratajski: Byłem w dołku psychicznym
Polak zaczął rywalizować w federacji PDC – do dziś wygrał w niej 11 turniejów. Duże znaczenie miał ten z września 2019 roku, na Gibraltarze, kiedy w finale pokonał Dave’a Chisnalla. Debiut Ratajskiego w mistrzostwach świata to 2018 rok. Nie wyszło – porażka w pierwszej rundzie 1:3 z Jamesem Wilsonem. Kolejny występ, rok później, to również przegrane pierwsze spotkanie: 2:3 ze wspominanym już tutaj Asadą. Polak szedł krok po kroku – w 2020 roku wygrał swój pierwszy mecz mistrzostw świata. Tym razem zaczynał od drugiej rundy, w której był lepszy od Austriaka Zorana Lerchbachera. W kolejnym spotkaniu mocniejszy okazał się Anglik Nathan Aspinall (3:4).
Później był fantastyczny 2021 rok i ćwierćfinał, w którym uległ 3:5 Buntingowi. W 2022 roku Ratajski odpadł od razu, w kolejnej edycji – w trzeciej rundzie. W mistrzostwach świata w 2024 roku Polaka w tej samej fazie pokonał Jonny Clayton (2:4), a w ostatniej edycji wojnę nerwów w trzeciej rundzie wygrał wspominany już Doets.
Rok 2024 był trochę tajemniczy, jeśli chodzi o Ratajskiego. Nie szło mu najlepiej, opuszczał turnieje. W środowisku zastanawiano się, czy coś się dzieje. Nieliczne osoby znały prawdę, większość dowiedziała się o tym dopiero w grudniu. Ratajski udzielił wywiadu serwisowi Łączy Nas Dart, w którym powiedział Tomkowi Przyborowskiemu: – To już nie jest wielka tajemnica. Ten rok był bardzo ciężki pod względem zdrowotnym. Miałem dwie operacje: dosyć poważne, bo w maju zdiagnozowano u mnie tętniaki w mózgu. W tamtym momencie byłem w dołku psychicznym. Te problemy na szczęście są już za mną.
Wacławski: – Wiedziałem o tym trochę wcześniej. To było ogromne wyzwanie, ale Krzysiek podszedł do tego w swoim stylu. Zadbał o siebie samodzielnie, przy wsparciu najbliższych, nie robiąc z tego wielkiej historii. Poinformował wszystkich po czasie. Całe to obciążenie, stres, wpłynęło na niego mocno mentalnie. Ale cieszę się, że i z tego boju wyszedł zwycięsko.

Ratajski – człowiek, który sporo przeszedł
Łokietek: – Gdy rozgrywały się jego najtrudniejsze dni, nikt nie wiedział, z jakiego powodu ma dołek formy, który był bardzo zauważalny. My w redakcji dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, bo wywiad Tomka ukazał się w grudniu, ale ich rozmowa miała miejsce w listopadzie. Ratajski nie robił z tego hałasu. Gdy czytam o tych problemach mentalnych, stają mi przed oczami scenki z tego sezonu. Pamiętam European Tour i mecz Krzysztofa z Holendrem Dirkiem van Duijvenbode. Obaj stoją na scenie, wyluzowani i bujają się w rytm muzyki. To był taki sygnał wysłany przez Ratajskiego, że teraz, po tym wszystkim, jeszcze bardziej cieszy się życiem i dartem. A wygrane, takie jak ta z Plaisierem, sprawiają na pewno, że jeszcze więcej schodzi z jego głowy.
Komentator TVP: Możemy obejrzeć przynajmniej sześć setów
Pytam moich rozmówców, czy oglądamy obecnie najlepszą wersję Ratajskiego. Wacławski uważa, że tak. – Jest doskonale przygotowany, widać to w każdym meczu. Świetnie czuje się w Alexandra Palace – mówi. Łokietek ma pewne wątpliwości. – Takie stwierdzenie byłoby jednak niewielką przesadą. Powrót Ratajskiego po problemach zdrowotnych jest imponujący, ale pamiętajmy, ze był czas, jeszcze kiedy nie miał karty PDC, gdy on wygrywał jeden turniej po drugim – tłumaczy.
W czwartej rundzie rywalem Polaka będzie Anglik Luke Woodhouse. Z ich pięciu meczów aż cztery wygrał Ratajski, w tym ostatnie spotkanie, które odbyło się w lutym tego roku, na turnieju Players Championships.
– Woodhouse to zawodnik na poziomie Ryana Joyce’a, którego Krzysiek pokonał już tutaj w drugiej rundzie. To nie jest gość o jakimś większym doświadczeniu w późniejszych fazach, szczególnie w mistrzostwach świata. Jeżeli Ratajski zaprezentuje podobny poziom, co w poprzednich meczach, ma duże szanse na wygraną, choć to powinno być dość wyrównane spotkanie. Nie zdziwię się, jak obejrzymy przynajmniej sześć setów – prognozuje Łokietek.

Luke Woodhouse
– Ratajskiemu wiele może dać mecz z Plaisierem. Krzysztof pokazał już w tym turnieju, że, będąc pod wielką presją, potrafi kończyć legi w niełatwej sytuacji. Woodhouse tak trudnych momentów jeszcze nie miał i to on przed tym spotkaniem musi wykonać większą pracę – dodaje Wacławski.
Ratajski wychodzi przy piosence Status Quo
Dart to też show: barowa atmosfera na widowni, dziwaczni, spontaniczni i oryginalnie przebrani kibice, a także zawodnicy, pojawiający się przy określonej piosence. Ratajski od lat jest wierny utworowi „Whatever you want” zespołu Status Quo. Gdy wyjdzie na spotkanie z Woodhousem, w Alexandra Palace usłyszymy refren:
„Czegokolwiek chcesz
Cokolwiek lubisz
Cokolwiek powiesz
Płacisz swoje pieniądze
Dokonujesz własnych wyborów
Czegokolwiek potrzebujesz
Czegokolwiek używasz
Cokolwiek wygrywasz
Cokolwiek przegrywasz”
Ratajski będzie miał nadzieję, że wygra i przynajmniej powtórzy wynik sprzed pięciu lat.
Woodhouse natomiast wychodzi przy „C’est la vie” zespołu Stereophonics. Fragment utworu: „Niebo i piekło, one na ciebie czekają. Więc idź i zrób wszystkie rzeczy, które chcesz”.
Jeden z nich znajdzie się w darterskim niebie. Nie tylko dlatego, że zagra w ćwierćfinale, ale również z uwagi na fakt, że przeciwnikiem w tej fazie będzie Luke Littler.
Rzadko w historii sportu zdarzało się, by jakaś dyscyplina miała tak młodego mistrza, przerastającego innych o klasę. Littler dwa lata temu, jako 16-latek, przebijał się przez turniej kwalifikacyjny i doszedł do wielkiego finału mistrzostw świata. Wtedy lepszy okazał się Luke Humphries. Rok później to Littler był już jednak najlepszy, pokonując w meczu o trofeum legendę, Holendra Michaela van Gerwena.
CZYTAJ TEŻ: NAJMŁODSZY I NAJLEPSZY. LUKE LITTLER STANDARDOWO – PRZEKRACZA GRANICE
18-latek broni trofeum i jest zdecydowanym faworytem, bo w obecnym sezonie jest najlepszym darterem świata. W trzech pierwszych rundach aktualnych mistrzostw nie stracił seta, dopiero w czwartej mu się to zdarzyło. W spotkaniu trzeciej rundy Austriak Mensur Suljović, który zaczął grać w darta 17 lat przed… przyjściem Littlera na świat, w pewnym momencie zaczął się śmiać, jakby chciał powiedzieć: „Co ja mogę więcej zrobić, grając z takim gościem?”. Austriak cieszył się w tym spotkaniu z małych rzeczy, podobnie jak Michał Probierz po meczach z Maltą i Litwą.
A Littler? W trzecim secie miał okres słabszej gry, ale on trwał jakieś pięć minut. Anglik był jednak zły. Kiedy trafił maksa [180 punktów – przyp. red.], zareagował emocjonalnie, mimo że jego wygrana ani przez moment nie była zagrożona. Z kolei w IV rundzie – mimo że publiczność dopingowała jego rywala – w świetnym stylu pokonał Roba Crossa, który jednak zdołał urwać mu dwa sety. Littler powiedział po zwycięstwie: – Mogę tylko coś powiedzieć? To wy płacicie za bilety, a więc i na moje nagrody, więc dziękuję wam. Dzięki za moje pieniądze. Dziękuję, że na mnie buczycie.
Kibice w Ally Pally są żądni sensacji. Paradoks jest taki, że mogą dużo mocniej dopingować Ratajskiego, a nie swojego Anglika.

Luke Littler
Polak może zagrać z geniuszem darta. „Rzadko przegrywa”
Maszyna. Geniusz. Cudowne dziecko darta. Czy Littler w takiej formie w ogóle jest do pokonania?
Wacławski: – Zdarza mu się przegrywać, ale bardzo rzadko. Jeżeli chcesz sprawić sensację i go pokonać, warunkiem koniecznym jest utrzymanie średniej punktowej powyżej 100. Ale i to może nie dać zwycięstwa, bo Littler to gość, który regularnie wyjmuje z rękawa asa po asie.
Patrzę na średnie punktowe Ratajskiego w obecnych mistrzostwach świata:
Pierwsza runda: 97,67.
Druga runda: 93,91.
Trzecia runda: 98,43.
Trochę brakuje.
Łokietek: – Chciałoby się powiedzieć, że da się pokonać Littlera, ale na razie wygląda na to, że niekoniecznie. A jeżeli już miałbym sobie kogoś wyobrazić jako jego ewentualnego pogromcę, do głowy przychodzi mi Humphries, ewentualnie Holender Gian van Veen. Patriotyzm patriotyzmem, ale raczej nie będzie to Ratajski. Jeżeli dojdzie do takiego pojedynku, niech Krzysiek po prostu powalczy.
Polak po pokonaniu Plaisiera sprawia wrażenie dość pewnego siebie. – Nie wiem, jak daleko dojdę. Mam nadzieję, że aż do wielkiego finału – powiedział zawodnik znany jako „Polish Eagle”. Ratajski ma nawet strój z takim napisem. – Wymyśliliśmy ten pseudonim wspólnie z moim sponsorem. Poprzedni nie do końca mi się podobał. „Polish Champion” – nie był zbyt wyszukany. Rzadko używałem go w turniejach i uznałem, że czas to zmienić. Stałem się orłem i myślę, że to brzmi sporo lepiej – mówił w „Portretach”.
Wolał być „orłem” niż „mistrzem”. To też dość dobrze obrazuje jego osobowość.
JAKUB RADOMSKI
Fot. Newspix.pl