Nie zdziwimy się, jeśli kibice Legii niedługo zaczną tęsknić za Kostą Runjaiciem. Po zatrudnieniu Goncalo Feio zespół z Warszawy miał dostać nowy impuls, tymczasem w meczu ze Śląskiem obejrzeliśmy nudną i przewidywalną drużynę, która nie potrafiła strzelić gola. Legia nie przegrała, bo miała szczęście, że zmierzyła się z drugim najgorszym zespołem ligi w 2024 roku, który przed tą kolejką był wiceliderem. Takie rzeczy tylko w polskiej ekstraklasie. Jeżeli chcecie, żeby ktoś w waszym otoczeniu usnął, recepta jest prosta – puśćcie mu ten bezbramkowy remis bezbarwnej Legii ze słabiutkim Śląskiem.
Feio mówił przed meczem, że Legia nie ma już nic do stracenia, a wiele do zyskania. Deklarował grę o zwycięstwo. Jacek Magiera wciąż mówi wprost o walce Śląska o mistrzostwo Polski. Obaj na Łazienkowskiej wystawili po dwóch napastników. Oba zespoły, zwłaszcza po zwycięstwach Jagiellonii i Lecha, powinny myśleć o zgarnięciu trzech punktów. Tymczasem, zwłaszcza w pierwszej połowie, skupiły się na tym, by nie zrobić sobie krzywdy. W meczu, który miał elektryzować kibiców, emocji przez długi czas było tyle, co kot napłakał. A jeśli już mowa o kotach, tak pierwszą połowę trafnie podsumował Wojciech Kowalczyk:
Po pierwszej połowie Legia – Śląsk mój kotek ma dość. pic.twitter.com/1lLtPzDSuu
— Wojciech Kowalczyk (@W_Kowal) April 21, 2024
Pretensje napastników
Doceniamy pracę w Śląsku Jacka Magiery i uważamy go za bardzo dobrego trenera, ale jego słowa o walce o mistrzostwo brzmią nieco absurdalnie, gdy przed meczem spojrzało się na tabelę Ekstraklasy za sam 2024 rok. Śląsk zajmował w niej przedostatnie miejsce, tylko za Ruchem Chorzów. W 10 meczach tylko dwa razy wygrał i doznał aż czterech porażek. Dziś pewnie też dostałby w łeb, gdyby trafił na kogoś silniejszego i bardziej odważnego niż Legia.
Nie wiemy dokładnie, co kieruje Magierą, że wystawił w pierwszym składzie Patryka Klimalę. Próbujemy przypomnieć sobie jakiś naprawdę dobry występ napastnika po przyjściu do Śląska z ogarniętego wojną Izraela, chociaż jeden, i… nie udaje nam się. W meczu z Legią Klimala najpierw zaczął prowokować Josue, a później wyróżniał się głównie wzajemnymi pretensjami z Erikiem Exposito. Wydaje nam się, że dwójka napastników wychodzi na mecz głównie po to, żeby ze sobą współpracować, a nie nieustannie, wyrażając złość, machać w swoją stronę rękami. Cóż, dziś w Śląsku wyglądało to nieco inaczej.
Zachowawcza Legia
Legia przyzwyczaiła w ostatnich meczach kibiców do tego, że nieźle, dość odważnie gra w pierwszej połowie, strzela w niej gola, a w drugiej daje się zepchnąć do obrony i traci prowadzenie. Dokładnie tak przebiegały jej spotkania z Jagiellonią (1:1) i na wyjeździe z Rakowem (1:1). Tym razem było trochę inaczej. Legia dość stabilnie broniła, ale z przodu była ospała. W pierwszej połowie, jeżeli coś tworzyła, to głównie dzięki nieszablonowości Josue, który często podawał w nieoczywisty sposób, zewnętrzną częścią stopy. Parę razy zagrożenie tworzył Marc Gual, a to strzelając zza pola karnego, a to wykładając piłkę Jurgenowi Elitimowi. Gdzie w pojedynkach jeden na jeden byli wahadłowi? Dobre pytanie. Grę do przodu Pawła Wszołka i Dominika Kuna można by podsumować nazwą popularnego programu: „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”.
W drugiej połowie Legia trochę mocniej ruszyła do przodu. Gual trafił w poprzeczkę, próbował dwa razy Pekhart, który niedługo później opuścił boisko z kontuzją. Ale to by było na tyle. Później wszystko wróciło do smutnej normy, której symbolem była sytuacja z 63. minuty – Paweł Wszołek dostał piłkę, ale zamiast dośrodkować, kopnął się w czoło. Tak, dosłownie. W Śląsku przez chwilę w piłkę zaczął grać Klimala, ale gdy doszedł do niezłej pozycji, to uderzył niecelnie. Myślicie, że ktoś w ostatnich minutach ruszył wyraźnie do przodu? A skąd, tempo dalej było jak w meczu oldbojów. Legia mogła wygrać, ale problem polegał na tym, że w doliczonym czasie gry w niezłej sytuacji znalazł się Maciej Rosołek, który nie zachował się najlepiej po świetnym dośrodkowaniu Josue. Śląsk odpowiedział niezłym strzałem Mateusza Żukowskiego, który obronił Dominik Hładun.
Wiecie, co jest najlepsze? Że Śląsk, mimo tego, co dzisiaj pokazał, i jak punktuje od dłuższego czasu, dalej może mówić o grze o mistrzostwo Polski. Kuriozalny jest ten sezon, naprawdę.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O LEGII NA WESZŁO: