Reklama

Być jak Sigurdsson. Gisli Thordarson, dziecko złotej ery islandzkiego futbolu [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk

06 sierpnia 2025, 15:23 • 17 min czytania 9 komentarzy

Wonderkid z Islandii, jak to w ogóle brzmi? Można żartować, że w takim kraju ciężko o talenty, ale historia mówi co innego. Breidablik wychował piłkarzy, którzy z powodzeniem grali w Premier League. FC Kopenhaga zarobiła na sprzedaży islandzkich talentów większe pieniądze niż jakikolwiek polski klub na swoich wychowankach. Gisli Thordarson grał z nimi w piłkę. Wychował się w najlepszej akademii w kraju, trafił do Lecha Poznań. Podziwia islandzką przyrodę, aspiruje do gry w drużynie narodowej i jest podobny do Gylfiego Sigurdssona, legendy tamtejszego futbolu. Jego historię opowiemy słowami samego zainteresowanego oraz trenera, który go wychował. Oto pocztówka z Islandii.

Być jak Sigurdsson. Gisli Thordarson, dziecko złotej ery islandzkiego futbolu [REPORTAŻ]

O Gislim Thordarsonie nie powiemy, że to największy islandzki talent. Nie dlatego, że talentu mu brakuje, lecz z powodu konkurencji do tego miana. Jego rocznik to Orri Oskarsson, za którego Real Sociedad wyłożył dwadzieścia milionów euro. Albo Krystian Hlynsson, z którym wychował się w Breidablik i który ma na koncie blisko pięćdziesiąt gier dla Ajaksu Amsterdam. Rok starszy Hakon Arnar Haraldsson ma ponad pięćdziesiąt występów w Ligue 1, jego rówieśnik Isak Johannesson zrobił siedemnaście punktów w kanadyjce 2. Bundesligi.

Reklama

Gisli Thordarson – następca islandzkich gwiazd? Historia piłkarza Lecha Poznań.

Islandzki system szkolenia, czyli sport dla każdego. Jak wychować dobrych piłkarzy w tak małym kraju?

Islandczycy, jak na swoje ograniczenia, szkolą wybitnie. W Kopavogur spotkałem się z Ulfarem Hinrikssonem, doświadczonym trenerem i dyrektorem Breidablik, który pracował także dla islandzkiej federacji. Ulfar wyjaśnia mi, jak całe społeczeństwo pracuje na to, żeby dochować się kilkunastu gości kopiących piłkę na europejskim poziomie.

Zaczynamy wcześnie. Gdy tylko dziecko zaczyna chodzić, bierze udział w weekendowych zajęciach koordynacyjnych. Wspinanie się, wygłupy, skakanie. Bieganie z balonem, wszelkie aktywności sprawnościowe. Jako pięciolatkowie są tym znudzeni, więc przechodzą do właściwego sportu. Piłka nożna, koszykówka. Trenerzy mają ułatwione zadanie, bo nie muszą tracić czasu na uczenie dzieci podstaw koordynacji, one już to mają.

Jakkolwiek oceniać tego typu rankingi i zestawienia, Islandia mieści się w dziesiątce najzdrowszych, najbardziej aktywnych fizycznie społeczeństw świata. Światowa Organizacja Zdrowia docenia odgórne akcje wpływające na tę statystykę. Na przykład dodatek socjalny na dziecko, które uprawia sport.

Samorząd dopłaca od 400 do 500 euro na treningi sportowe dla dzieci w wieku 6-18 lat. Nawet nie dostajesz tych pieniędzy, po prostu zgłaszasz co i gdzie trenuje, dodatek trafia bezpośrednio do klubu. Rok treningów w Breidablik kosztuje przykładowo 1200 euro, więc dodatek obniża koszt o jedną trzecią. Jeśli zostaniesz wolontariuszem w klubie, możesz zbić koszt treningów do zera. Większość pieniędzy z opłat przeznaczamy na wynagrodzenie trenerów – tłumaczy Hinriksson.

10 ciekawostek o Islandii i Rejkiawiku

Sąsiadujące ze stolicą kraju Kopavogur to czterdziestotysięczne miasteczko, w którym są dwa kluby piłkarskie. Obydwa dzielą między siebie pozostałe sekcje, więc Breidablik to także koszykówka, karate, podnoszenie ciężarów czy pływanie. Lokalny rywal ma sekcję piłki ręcznej, siatkówki czy hokeja. Zamiast konkurencji jest więc synergia. Kluby i szkoły zimą zrzucają się na wspólnego busa, dzięki któremu dzieciaki mogą dojeżdżać na halę, kopać tyle, ile im się podoba.

Gisli też to robił, spędzał nawet cztery godziny dziennie po prostu kopiąc piłkę. Nawet jeśli trwa trening seniorów, można korzystać z tej części hali, której oni akurat nie używają – opowiada Ulfar, pokazując mi wideo, na którym na krytym boisku roi się od młodzieży. – Czasem kopią z przyjaciółmi, czasem sami, kopiąc o ścianę. Zimą to bardzo popularna forma spędzania czasu. Dzieci dostają bony na jedzenie od rodziców, jadą na halę i spędzają tam czas, czekając na właściwy trening. Gdy zgłodnieją, idą do sklepiku po kanapkę i picie.

Część kompleksu treningowego Breidablik. Hala ze sztuczną murawą, boisko z naturalną nawierzchnią, obok dwa kolejne. Dwa kilometry dalej klub ma jeszcze trzy boiska do dyspozycji

Wracam pamięcią do Bryne i Jaerhalen, gdzie w podobny sposób funkcjonował Erling Haaland czy Jonatan Brunes. Godzinami trenowali na hali, do znudzenia kopiąc piłkę. Haaland oddawał w ten sposób tysiące strzałów, szlifując technikę uderzenia. Miał na tym punkcie obsesję, którą mógł realizować dlatego, że lokalne władze uznały, że najlepszą metodą szkolenia talentów jest zaszczepienie w nich miłości do sportu i stworzenie im warunków do pielęgnowania tego uczucia. Pomaga w tym program UEFA, dzięki któremu przy szkołach powstały małe boiska otoczone bandami, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem.

Wielki piłkarz z małego miasteczka. Bryne – tu dorastał Erling Haaland [REPORTAŻ]

W Kopavogur w piłkę nożną mogą grać wszyscy, klub przyjmie każdego. Masz piętnaście lat i chcesz zacząć treningi? Breidablik cię przyjmie, zero problemu. Po prostu trafisz do mniej zaawansowanej grupy. Ulfar Hinriksson rozrysował mi ekosystem drużyn młodzieżowych, wyjaśniając, że jako jedyni na Islandii  mogą się pochwalić zespołami A i B w różnych kategoriach wiekowych w ligowych rozgrywkach.

W moim roczniku mieliśmy mniej więcej stu trzydziestu zawodników. Na turniejach potrafiliśmy wystawić dwanaście różnych zespołów. Było to trochę absurdalne, niełatwe do zarządzania, ale w takiej grupie musisz mieć grono dobrych, utalentowanych chłopaków. W Rejkiawiku talenty dzielą się na wiele różnych klubów. Kopavogur to spore miasteczko i wszyscy grają w Breidablik. Potrafią rozwijać zawodników, mają do tego przestrzeń. Hala do treningów jest świetna – wspomina Gisli Thordarson w rozmowie z Weszło.

Ulfar Hinriksson uzupełnia jego opowieść o najpopularniejszej i najlepszej akademii w kraju, zaznaczając, że sukces Breidablik jest mocno powiązany z możliwościami edukacyjnymi, które oferuje szkoła w Kopavogur.

Większość populacji wyspy mieszka w obszarze stolicy. Nasza szkoła jest najlepsza w całej Islandii, ocenia to specjalny program. Możemy przyjąć 250 uczniów, mamy 1100 aplikacji. Co roku około 5000 szesnastolatków kończy szkołę, więc chce do nas przyjść co piąty uczeń. To dlatego, że gwarantujemy wysoki poziom sportowy i edukacyjny, że nie skupiamy się tylko na elitarnych talentach, lecz dajemy szansę każdemu.

Gwiazdy Premier League i absolwenci Harvardu. Breidablik to najlepsza akademia w Islandii

Wśród wychowanków Breidablik są Gylfi Sigurdsson, Johan Gudmundsson czy Alfred Finnbogason, którzy zrobili karierę w ligach TOP5, ale czy to największy powód do dumy? Niekoniecznie.

Dwóch naszych wychowanków skończyło Harvard, dwóch kolejnych wciąż uczy się w szkole. Wielu spośród tych, którzy wiedzą, że nie przebiją się do wielkiej piłki, wyjeżdża na stypendia sportowe do USA. Niedawno wrócił do nas Thor Ulfarsson, który skończył szkołę w Duke i zaczął grać w MLS, dla Houston Dynamo – chwali się Hinriksson.

Większość jednak idzie w futbol i radzi sobie świetnie. Ulfar prezentuje tabelę najlepszych wychowanków Breidablik. Załapał się David Olafsson, w końcu to reprezentant kraju. Hinriksson wylicza, że pierwszy klub Gisliego Thordarsona wychował dwukrotnie większą liczbę reprezentantów niż kolejny zespół w zestawieniu. Slajdy z tabelkami przewijają się jeden po drugim. Największa liczba wychowanków w islandzkich ligach. Najwięcej minut wychowanków w sezonie. Sukces za sukcesem.

Kształciłem się w Danii, jak wielu mi podobnych, więc nasz system szkolenia jest podobny. W porównaniu do innych islandzkich drużyn skupiamy się bardziej na posiadaniu piłki. Kształcimy głównie pomocników, bo z racji liczby zawodników w akademii, musimy trenować na mniejszych przestrzeniach, więc gramy dwóch na dwóch, trzech na trzech. Rondo, małe gry, niewiele długich podań, wbiegnięć za linię obrony. Mało czasu i miejsca przekłada się na wyższy poziom techniczny – tłumaczy Ulfar Hinriksson, zwracając uwagę, że właśnie to charakteryzuje Gisliego.

Johann Edmundsson i Gylfi Sigurdsson w reprezentacji Islandii na mundialu

Johann Edmundsson i Gylfi Sigurdsson – dwaj wychowankowie Breidablik w reprezentacji Islandii na mundialu

Thordarson nie był elitarnym talentem Breidablik, dorastał trochę wolniej, lecz nie było to żadnym problemem. Liczba drużyn w akademii sprawia, że nawet jeśli nie byłeś najlepszy, do szesnastego roku życia rozgrywałeś trzysta spotkań. Zawodnicy byli próbowani na różnych pozycjach, w różnych rolach. Trenerzy, którzy rozwijają talenty, bardzo często są wuefistami, co w opinii mojego rozmówcy ma kluczowe znaczenie zwłaszcza w najmłodszych rocznikach.

Kurs UEFA A trwa kilka tygodni. Studia wychowania fizycznego trwają pięć lat. Chciałbyś, żeby twoim dzieckiem zajmował się ktoś, kto skończył krótki kurs czy wymagającą uczelnię? Rodzice wręcz wymagają wyedukowanej kadry trenerskiej, która wie nie tylko jak wyszkolić piłkarza, ale też jak podejść do dziecka jak do człowieka, od strony pedagogicznej. Mamy jedne z najlepszych drużyn w kraju, ale dalsze grupy z każdego rocznika prawie nie wygrywają meczów. Trzeba umieć tym zarządzać – opowiada Ulfar.

Paradoksalnie jednak przegrywanie jest… ok. Hinriksson mówi, że czasem gdy jesteś najlepszy, automatycznie mniej się starasz. Jako najbardziej pamiętne lekcje wspomina przegrane finały. W jednym z nich dominował, ale przegrał, bo chłopak z innego zespołu, który gościnnie z nimi trenował, wiedział, że bramkarz Breidablik zawsze gra wysoko. Złapał go po jednym z wyjść, przelobował z połowy. Inny finał, w którym grał zespół Sigurdssona i Gudmundssona też zakończył się niesprawiedliwą porażką. 

Johann po meczu wyrzucił srebrny medal do kosza i powiedział, że kończy z piłką. Parę dni później przyszedł i spytał, czy przypadkiem go nie wziąłem. Przegrywając uczysz się czegoś o sobie, odkrywasz, jak bardzo czegoś pragniesz. Pasja, która jest w tobie, pcha cię do wygrywania, bo jeśli nie jesteś najlepszy na Islandii, to gdzie możesz dojść? Chłopcy z przegranych zespołów wyjechali do lepszych lig. Praktycznie żaden zawodnik spośród tych, którzy z nami wygrali, nie zrobił kariery – uśmiecha się Hinriksson.

Gylfi Sigurdsson, czyli idol. Gisli Thordarson wychował się w złotej erze islandzkiego futbolu

Gisli Thordarson z futbolu rezygnować nie chciał, wręcz przeciwnie. – Byłem jednym z tych dzieciaków, które ciągle ganiały za piłką i nigdy nie miały dość. Trenowałem także koszykówkę, ale… niedługo. Grałem oczywiście w piłkę ręczną, ale zawsze najbardziej kręciła mnie piłka nożna. Na Islandii jest ona coraz bardziej popularna, dla mnie to sport narodowy. Po tym, jak nasze zespoły radziły sobie na mundialu i Euro, jaki sukces odnosi kadra kobieca, popularność futbolu tylko rośnie – przekonuje mnie, gdy siedzimy w lobby hotelu Grand w Rejkiawiku, gdzie Lech Poznań spędził kilka dni przy okazji rewanżowego spotkania z Breidablik.

W pewnym momencie ktoś nas zaczepia, pyta, czy jesteśmy z Polski. Po chwili rozpoznaje Gisliego: ach, to ty jesteś tym Islandczykiem grającym w polskim zespole! Popularność młodego pomocnika rośnie, chociaż wiadomo – to nie tak, że wszyscy śledzą teraz Ekstraklasę, żeby oglądać Thordarsona. Zresztą na Islandii naprawdę łatwo trafić na znanego piłkarza i nie chodzi tylko o wielkość kraju.

Praktykujemy coś, co nazywany „oswajaniem z gwiazdami”. Zapraszamy zawodników, którzy zrobili karierę, na spotkania z młodzieżą. Oni bardzo często spotykają się na boisku, kopią towarzysko między sobą albo z piłkarzami z akademii. Po pierwsze kochają piłkę, więc gdy mogą ze sobą pograć w trakcie wakacji czy przerwy świątecznej – robią to. Po drugie chcemy, żeby nasza młodzież czuła, że wielka piłka jest na wyciągnięcie ręki – tłumaczy mi Ulfar Hinriksson.

Gisli Thordarson z trofeum za mistrzostwo Polski

Gisli Thordarson z trofeum za mistrzostwo Polski

Thordarson to szczęściarz. Chłopak, który urodził się w złotym okresie islandzkiego futbolu. Jego pasję nakręcały sukcesy drużyny narodowej i zespoły klubowe, które zaczynały piąć się w Europie, sprawiać pierwsze niespodzianki.

Moje jedyne wspomnienie ze śledzenia reprezentacji Islandii to wielkie mecze przeciwko silnym rywalom na mistrzostwach świata i Europy, osiąganie świetnych wyników. Dorastałem w najlepszym okresie dla naszego futbolu. Niektórych zawodników spotkałem potem w klubie. Jeden z nich był dyrektorem sportowym Vikingura, naciskał na mnie, wymagał, pchał mnie do przodu. To było coś. Do dziś ciężko mi uwierzyć, jak dobrze grali, że pokonali Anglię – mówi mi Gisli.

Na dźwięk jednego nazwiska iskrzą mu się oczy. Gylfi Sigurdsson zdaniem piłkarza Lecha Poznań „był niesamowity”. Thordarson nie ukrywa, że to jego największy idol.

Podpisał kontrakt z Vikingurem. Teraz, w styczniu. Wyjechałem, a on przyszedł, szkoda, że nie zdążyliśmy razem zagrać – ubolewa Gisli, który stara się wytłumaczyć mi, co najbardziej urzekło go w grze Sigurdssona.

Był szalenie utalentowany, ale był też najbardziej pracowitym facetem w zespole. Najwięcej biegał, najmocniej walczył. Niesamowicie radził sobie z piłką przy nodze, miał wszystko: podanie, strzał, wizję. Wciąż jednak biegał dla drużyny i to było w nim wyjątkowe. Czasami najbardziej utalentowani gracze nie pracują w obronie, ale on był tego przeciwieństwem, dlatego tak bardzo go szanowałem.

Ulfar Hinriksson, który miał szczęście pracować z obydwoma pomocnikami, zdobył się na komplement, który dla Gisliego Thordarsona z pewnością wiele znaczy – porównał go do Gylfiego Sigurdssona, dostrzegając w nich pewne podobieństwa.

Ma spokój z piłką, ale ma też wspólną cechę z Gylfim – jest sfokusowany i ambitny. Gdy w Evertonie zmienił się trener i Sigurdsson został odsunięty od zespołu, Gylfi zaczynał treningi pół godziny wcześniej, żeby z powrotem wywalczyć sobie miejsce. I to zrobił.

Bardzo podobnie wyglądała droga Gisliego do gry w Vikingurze Rejkiawik. Gdy młody chłopak wrócił do kraju, zaczął treningi z drużyną Breidablik, jednak ówczesny trener zespołu nie widział dla niego miejsca w składzie. Ofertę kontraktu złożył mu Vikingur, który mierzył wysoko i dostrzegł jego talent. Gdy Hinriksson oglądał mecz Vikingura z Lechem Poznań, mówił kolegom z klubu, że odpuszczenie Gisliego to wyrzut sumienia Breidablik, lecz w rozmowie z Weszło zauważa, że nic nie przyszło łatwo.

Podpisał kontrakt, ale chcieli wysłać go na wypożyczenie. Zamiast tego powoli, spokojnie się przebijał, czekał. Pablo Punyed złapał kontuzję i Gisli wskoczył w jego miejsce, wykorzystał szansę – zdradza.

Wykorzystał ją do tego stopnia, że gdy wziąłem do ręki broszurę przygotowaną dla mediów z okazji finału Ligi Konferencji we Wrocławiu, trafiłem na nazwisko Thordarsona. UEFA wybrała go jednym z trzech najlepszych młodych piłkarzy rozgrywek, pisząc o jego „doskonałym podaniu, technice, piłkarskiej inteligencji i atutach fizycznych”.

Włoska przygoda. Jak Gisli Thordarson trafił do Bologna FC?

Trzeba jednak pamiętać, że powrót na Islandię był dla Gisliego lekkim rozczarowaniem. W końcu parę lat wcześniej wyjechał do Włoch, do akademii Bolonii. Ulfar Hinriksson wyjawił mi, że w zasadzie to on wytransferował Thordarsona do Italii.

Bologna podpisała wcześniej Andriego Fannara Baldurssona, niedawno sprzedali go do Kasimpasy. W każdym razie zadzwonili do mnie i spytali, czy nie mamy kolejnego środkowego pomocnika, bo chcieli podążać tym tropem, ściągać talenty z Islandii. Gisli Thordarson wskoczył wtedy do zespołu U16 i zdążył zagrać mecz na naturalnej nawierzchni, w którym kompletnie zdominował wszystkich. Wyciąłem wszystkie akcje z tamtego spotkania i wysłałem Włochom. Bardzo im się spodobał.

Sam zainteresowany nie miał żadnych wątpliwości, że czas pakować walizki. 

Zawsze o tym marzyłem, więc kiedy spytał o mnie naprawdę duży klub we Włoszech, powiedziałem, że trzeba spróbować. Nie musieli nawet mnie przekonywać. Dobrze, że doświadczyłem tego w takim wieku, bo teraz, gdy jestem kilka lat starszy, korzystam z tych lekcji. Pokazali mi, co naprawdę znaczy być profesjonalnym piłkarzem. Budzisz się, uczysz, trenujesz, jesz, jesteś na treningach przez sześć godzin. Uświadomiłem sobie, co dzieje się z twoim życiem, gdy chcesz zawodowo grać w piłkę. Musisz coś poświęcić, żeby to osiągnąć – wyjaśnia Gisli.

Thordarson dostrzega paradoks islandzkiej piłki. Zawodnicy powinni wyjeżdżać młodo, żeby wchodzić na wyższy poziom indywidualny. Jednocześnie sprawia to, że rozgrywki są drenowane z najlepszych piłkarzy. Islandia nie ma czym szastać, więc sprawia to, że klubom trudniej o międzynarodowe sukcesy. To, czego dokonał Vikingur z nim w składzie, to ewenement na skalę krajową.

Celowałem w to, żeby zostać we Włoszech. Zawsze jest ryzyko, że wrócisz do domu, nie będziesz grał i utkniesz. Nie możesz jednak myśleć w ten sposób. Patrzyłem na to tak, że była to dla mnie szansa, żeby zagrać w pucharach, w topowym zespole ligi. Na początku nie chciałem wracać, czułem, że to lekkie rozczarowanie, ale potem zaczynasz myśleć o tym, co możesz tu osiągnąć, żeby znowu wyjechać – wspomina Thordarson.

Gisli Thordarson w Lechu Poznań

Gisli Thordarson w Lechu Poznań

Pomocnik sięga pamięcią do pucharowej kampanii Vikinguru, w której zjechał Europę od Armenii aż po Irlandię.

Podróże były w tym wszystkim najtrudniejsze. Gdy graliśmy w Armenii z Noah FC wyjechaliśmy w niedzielę podczas gdy mecz był w czwartek. Trzeba było dostosować się do zmiany czasu, innej temperatury. Każdy wyjazd trwał cztery czy pięć dni. Potem trzeba było jeszcze wrócić i zagrać mecz ligowy. Mentalnie radziliśmy sobie z tym nawet gorzej niż fizycznie. Pamiętam, że po ostatnim spotkaniu w pucharach, w grudniu, czułem ulgę – śmieje się piłkarz Lecha, który zaraz dodaje:

Dokonaliśmy jednak historycznej rzeczy. Wcześniej tylko jeden zespół grał w pucharach, ale nie zdobył nawet punktu. Myślę, że naród był z nas dumny, czułem, że pokazaliśmy, że możemy zrobić coś dobrego, coś więcej. Podnieśliśmy trochę poziom islandzkiej piłki.

Futbol, krajobrazy, książki i sfermentowane rekiny. Gisli Thordarson opowiada o Islandii

Thordarson poza tym, że jest niezłym, obiecującym piłkarzem, jest też ciekawym człowiekiem. Gdy odwiedził rodzimą Islandię, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Z pasją opowiadał o tym, dlaczego jego zdaniem to świetny kraj.

Musisz kiedyś zobaczyć Islandię. Nie tylko miasto, cały kraj, wszystkie niesamowite miejsca – zachęca mnie, zaczynając opowieść o ojczyźnie. – Sam wciąż mam kilka miejsc, do których jeszcze nie dotarłem. W następnych latach zamierzam tu wracać, żeby poznać wszystkie zakątki. Największe wrażenie zrobiło na mnie Akureyri, miasto na północy wyspy. Pojechałem tam latem na kilkudniowy urlop. Jest tam tak spokojnie, relaksująco. Pogoda jest świetna, na pewno tam wrócę – zachwala.

O Islandii mówią, że trzeba ją zobaczyć przed śmiercią. Zupełnie jak Neapol, o którym ukuto nawet powiedzonko. Gisli przyznaje, że nigdy o nim nie słyszał, ale nie dziwi go, że akurat te dwa miejsca mają opinię najpiękniejszych na planecie.

Włochy są niesamowite, naprawdę mi się tam podobało. Pewnego dnia, nie wiem, czy w trakcie kariery, czy może po niej, chciałbym tam zamieszkać. Podoba mi się tamtejsza kultura i oczywiście jedzenie. Nie ma lepszej kuchni od włoskiej. Nie wiem, czy Włosi polubiliby Islandię, ale ja kocham obydwa kraje, mimo że są tak różne – mówi z uśmiechem.

Wnioskuję więc, że nie jest fanem sfermentowanych rekinów i suszonego wieloryba, czyli typowych przysmaków północy. Gisli przytakuje.

Próbowałem kilku dań, ale nie wszystkich. Wszystkie starodawne rytuały… Nie, to nie dla mnie! Jestem dość wybredny w temacie jedzenia, choć też nie lubię kombinować. Lubię proste rzeczy. Makaron, dobre mięso, bez zbędnych komplikacji. 

Thordarson to – jak przystało na Islandczyka – człowiek bardzo rodzinny. Co prawda dawno już minęły czasy, w których zamknięci w torfowych domach Islandczycy gaworzyli godzinami między sobą bądź, dla odmiany, spisywali sagi, lecz Gisli cieszył się, że we Włoszech często odwiedzali go najbliżsi. Dodawało mu to otuchy.

Z podróżami jego bliskich wiąże się też anegdota, która robiła furorę przy okazji transferu Thordarsona do Polski. W mediach społecznościowych popularność zdobył bowiem mężczyzna, któremu tak spodobało się na meczu Vikingura z Lechem, że zrobił sobie tatuaż-pamiątkę wyjazdu. W pewnym momencie zaczęto mówić, że to ojciec Gisliego.

Wiem, o kim mówisz, to nie mój tata! – śmieje się pomocnik, gdy przypominam mu tę historię. – Jest jednak przyjacielem rodziny, znamy się.

Rodzina i przyjaciele Gisliego Thordarsona po meczu Breidablik - Lech Poznań

Rodzina i przyjaciele Gisliego Thordarsona po meczu Breidablik – Lech Poznań

Poznań zapadł w pamięć rodziny i znajomych Gisliego. Dlatego, gdy tylko pojawił się temat zainteresowania ze strony Lecha, inne pomysły poszły w kąt. Także ten, w którym Thordarson zostaje piłkarzem Rakowa.

O tym, że mnie obserwują, usłyszałem w listopadzie. Najtrudniej było wtedy się skupić, bo czujesz ekscytację na myśl o transferze do takiego klubu, ale musisz zagrać jeszcze kilka spotkań. Starałem się grać jeszcze lepiej, byłem bardzo szczęśliwy. Miałem wiele spotkań i rozmów i czułem, że Lech to oczywista decyzja. Naprawdę cieszę się, że ją podjąłem – przyznaje Gisli w rozmowie z Weszło.

Skauci Lecha Poznań oglądali występy Thordarsona w pucharach i podzielają opinię, którą wyczytałem w biuletynie UEFA. Sprawdzono jego dane motoryczne, wypadł dobrze. To intensywny pomocnik, typ biegacza, który pokrywa ogromną przestrzeń. Do tego potrafi obrócić się z piłką, zdobyć teren, zrobić przewagę przyjęciem kierunkowym czy arytmią biegu. Dobrze ocenia przestrzeń za sobą, ustawienie rywala. Wie, kiedy przyśpieszyć prowadzenie piłki.

Takie opinie o Gislim słyszeliśmy, gdy rozpytywaliśmy o to, dlaczego Lech zabiegał o jego transfer. Był jednak jeszcze jeden, ciekawy wątek. Niels Frederiksen testował Thordarsona, gdy był trenerem Broendby IF.

Byłem tam przez tydzień, chcieli mnie zobaczyć. Zagrałem w meczu z drużyną rezerw, trener go widział. Mamy więc dłuższą historię znajomości. Wtedy jednak nie był to najlepszy moment na transfer. Właśnie zmieniłem klub, nie miałem pewności, co chcę zrobić. Byłem szczęśliwy z powodu tej szansy, ale nie byłem gotowy psychicznie. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu – stwierdza Thordarson.

Lech, Raków i naparzanka o piłkarzy. Dlaczego Gisli Thordarson wybrał Poznań?

Na Islandii usłyszeliśmy, że Gisli wkrótce z pewnością otrzyma powołanie do reprezentacji kraju, którą zresztą prowadzi jego były trener. Podobno już dzwonił do Thordarsona, ale wspólnie uznali, że na debiut przyjdzie lepszy moment. Islandczyk był po urazie, potrzebował czasu, żeby dojść do optymalnej formy.

Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, więc powinien je zrobić, gdy będzie w pełni gotowy – uśmiecha się Ulfar Hinriksson, który wróży swojemu wychowankowi porządną karierę.

Gisli Gottskalk Thordarson nie wybiega tak daleko w przyszłość. Po trudnym początku i kontuzji skupia się na tym, żeby systematycznie iść w górę. Pierwsze spotkania sezonu są obiecujące, zwłaszcza show w Gdańsku, gdzie wypracował trzy gole. W hotelowym lobby dostrzegam książkę, więc na koniec zagaduję Islandczyka o jeszcze jedną tutejszą tradycję – Jolabokaflod, czyli bożonarodzeniowy wysyp książek, którymi nawzajem obdarowują się najbliżsi.

To prawda, przed świętami wychodzi masa nowych książek. Najciekawsza jaką dostałem? Nie pamiętam, ale na pewno była to literatura faktu. Nie czytam fikcji, preferuję reportaż, biografię. Podobała mi się historia Cristiano Ronaldo. Gdy byłem młodszy dużo czytałem o wybitnych Islandczykach.

Może więc za parę lat kariera Thordarsona potoczy się tak, że dołączy do grona dziesięciu procent Islandczyków, którzy sami napisali książkę?

Oj, nie sądzę! Będę raczej w tych dziewięćdziesięciu procentach, którzy zostaną przy samym czytaniu.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ NA WESZŁO:

fot. własne, Newspix

9 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama