Trzech kandydatów do mistrzostwa, ale wygrać może tylko jeden. Lando Norris, Max Verstappen i Oscar Piastri stoczą dziś w Abu Zabi batalię o tytuł najlepszego w Formule 1. Nie będzie to jednak ani pierwszy, ani ostatni raz, gdy do ostatniego okrążenia sezonu będziemy musieli czekać z ukoronowaniem mistrza. Przypomnijmy sobie, jak do tej pory wyglądało to w XXI wieku. Od starcia Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappenem przed czterema laty, przez niesamowity sezon 2007, aż po Kimiego Raikkonena, któremu nie udało się zdetronizować Michaela Schumachera.

Cały sezon w jednym wyścigu. Gdy Formuła 1 rozstrzyga się na ostatnich kółkach
Max Verstappen mówił przed dzisiejszym Grand Prix, że każdy może przegrać pojedyncze Grand Prix. Sztuką jest jednak być najlepszym na przestrzeni całego, trwającego ponad 20 wyścigów sezonu. Jemu udało się to w czterech ostatnich przypadkach, teraz presja leży na Lando Norrisie i (mniejsza, bo jest trzeci w generalce) Oscarze Piastrim. Bywa jednak tak, jak w tym roku – że cały sezon ścigania i tak sprowadza się do tego jednego wyścigu. Na pole position do tegorocznego stanie co prawda Verstappen, ale w klasyfikacji generalnej zajmuje je Norris, mający 12 punktów przewagi nad Holendrem. Jak jednak uczy nas historia – każdą przewagę da się stracić.
I do tej historii teraz właśnie sięgnijmy. W kolejności chronologicznej – od najnowszej, do najstarszej.
Spis treści
- Cały sezon w jednym wyścigu. Gdy Formuła 1 rozstrzyga się na ostatnich kółkach
- 2021: Max Verstappen vs Lewis Hamilton
- 2012: Sebastian Vettel vs Fernando Alonso
- 2010: Sebastian Vettel vs Fernando Alonso vs Mark Webber
- 2008: Felipe Massa vs Lewis Hamilton
- 2007: Lewis Hamilton vs Fernando Alonso vs Kimi Raikkonen
- 2003: Michael Schumacher vs Kimi Raikkonen
- Czytaj więcej o motorsporcie na Weszło:
2021: Max Verstappen vs Lewis Hamilton
Trudno uwierzyć, że od tego Grand Prix minęły już cztery lata. Był to w końcu wyścig takich emocji, których prędko się nie zapomina i które nadal zdają się rezonować w fanach Formuły 1. Przy okazji był idealnym końcem ery hybrydowej, bo od 2022 roku do F1 weszły nowe regulacje techniczne. Na torze zmierzyli się dominujący Lewis Hamilton – wygrały sześć z ostatnich siedmiu mistrzostw, w tym cztery z rzędu – i Max Verstappen, który wreszcie dostał bolid pozwalający z Brytyjczykiem walczyć.
Więc walczył.
CZYTAJ TEŻ: CZY MAX VERSTAPPEN JEST NAJLEPSZYM KIEROWCĄ W HISTORII F1?
Długo to on był lepszy, ale potem doświadczony mistrz zaczął robić swoje i odrabiać straty. Fenomenalna była końcówka sezonu – w ostatnich sześciu Grand Prix w tamtym roku Hamilton i Verstappen nie schodzili z dwóch pierwszych miejsc. W USA i Meksyku lepszy był Max. Potem trzy razy z rzędu wygrał Hamilton. Przed ostatnim wyścigiem obaj kierowcy mieli… dokładnie tyle samo punktów! W generalce prowadził Max, który miał więcej wygranych, ale sprawa była jasna – kto będzie lepszy w Abu Zabi, ten zdobędzie tytuł.
Nikt jednak nie spodziewał się takiego obrotu spraw, jaki tam obejrzeliśmy. Finał sezonu był bowiem wręcz napakowany kontrowersjami. Generalnie przez większość wyścigu lepszy był Hamilton. Ale Red Bull i Max robili wszystko, by pozostać w grze. Wydawało się jednak, że to walka beznadziejna, bo Holender tracił dobrych 10 sekund do Hamiltona. Aż doszło do kolizji Micka Schumachera z Nicolasem Latifim, po której ten drugi wpadł w bandę, blokując przy tym dużą część toru.
Wyjechał safety car, obsługa ściągał bolid Latifiego, a wszyscy patrzyli na licznik okrążeń, zastanawiając się, czy aby tak wspaniały sezon nie skończy się pod samochodem bezpieczeństwa.
Nie skończył się. Ale to właśnie to było największą kontrowersją.
VERSTAPPEN WINS THE WORLD CHAMPIONSHIP!!
WHAT A FINISH!!!! HE’S DONE IT!!!
A last lap pass decides the title. What a season.#F1 #AbuDhabiGP pic.twitter.com/3tpnyLo2DX
— TSN (@TSN_Sports) December 12, 2021
Po drodze były też inne – choćby fakt, że Verstappen przy safety carze utknął za kilkoma samochodami, które miałby opcjonalnie zdublować. W tej sytuacji normalnie tacy kierowcy dostaliby pozwolenie na wyminięcie Hamiltona i samochodu bezpieczeństwa, by potem ustawić się w odpowiedniej kolejności. Nagle pojawił się jednak komunikat, że nie mogą tego zrobić. Christian Horner niemal natychmiast rozmawiał z Michaelem Masim, dyrektorem wyścigów, pytając, jak to możliwe, że w takim momencie decyduje się inaczej, niż to do tej pory było przyjęte? Masi poprosił o chwilę i ostatecznie dał zgodę na ominięcie safety cara przez samochody z końca stawki. Zgrzyt, ale mały.
A potem nastąpił ten największy – gdy ściągnięto safety car, mocno naginając (łamiąc?) przy tym przepisy. Kierowcy dostali jedno, ostatnie kółko ścigania, a Hamilton na znacznie starszych oponach nie był w stanie poradzić sobie z Verstappenem, który wyprzedził go znakomitym manewrem, a potem pognał po mistrzostwo. Do dziś wielu odlicza Maxowi ten triumf, dodając go do dorobku Lewisa i zamiast 7:4 na korzyść Brytyjczyka, sugeruje, że jest 8:3.
Takie kłótnie będą trwały latami. Bo to historia, której F1 prawdopodobnie nigdy nie zapomni.
2012: Sebastian Vettel vs Fernando Alonso
W 2016 roku Nico Rosberg wygrał tytuł wyprzedzając Lewisa Hamiltona o pięć punktów, ale to trochę inna sytuacja – wiadomym było bowiem, że tytuł zdobędzie kierowca Mercedesa. Rosberg i Hamilton jeździli dla tego samego zespołu, poza tym Anglik dopiero w końcówce zaczął odrabiać straty do lidera. Ale już sezon 2012 to walka o tytuł wręcz epicka. Przyjrzyjmy się jej dokładnie.
Sytuacja przed i na początku ostatniego wyścigu wyglądała tak:
- Sebastian Vettel miał 13 punktów przewagi nad Fernando Alonso – w teorii sporo.
- W praktyce jednak było inaczej, bo Vettel szybko zderzył się z innym kierowcą przy udziale swojego kolegi z zespołu.
- Niemiec spadł na ostatnie miejsce i tytuł nagle był już niemal w rękach Hiszpana.
W stawce mieliśmy wtedy 22 bolidy. Sebastian Vettel był więc 22. Jednocześnie trwała walka o to, żeby Alonso wskoczył na podium, co dawałoby mu tytuł, i o to, żeby Vettel przebił się na punktowane pozycje, zmniejszając szanse na mistrzostwo rywala. Niemiec faktycznie szedł w górę, tyle że nie był to koniec kompletnego chaosu na torze Interlagos. W pewnym momencie Vettel jechał tuż za Alonso. Tyle że w Brazylii wydarzyło się wszystko. Wyliczanka idzie następująco:
- safety car,
- deszcz,
- brak deszczu,
- znów deszcz,
- znów safety car.
Wydarzyło się nawet to, że Vettelowi wysiadło radio, więc gdy na Interlagos znów zaczęło lać, a Niemiec błyskawicznie zjechał po nowe opony, zaskoczył swoich mechaników, którzy nie byli gotowi na taki manewr. Ostatecznie Fernando Alonso skończył drugi, ale sukces i tak mu uciekł. Jego rywal dojechał do mety szósty, także dzięki temu, że Michael Schumacher oddał mu pozycję. To wszystko było tak szalone, że do dziś gdy jakiś wyścig zamienia się w totalny chaos, z automatu pojawiają się komentarze o “Interlagos 2012”.
– Wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. Uszkodzony samochód, problemy z radiem… To był najtrudniejszy wyścig w moim życiu – mówił Vettel. Z kolei Alonso mimo przegranej w walce o mistrzostwo twierdził, że był to najlepszy sezon w jego karierze.
2010: Sebastian Vettel vs Fernando Alonso vs Mark Webber
Abu Zabi, rok 2010. Pierwszy raz w historii w ostatnim wyścigu sezonu szansę na mistrzostwo świata mieli czterej kierowcy. Choć uczciwie będzie dodać, że szanse jednego z nich – Lewisa Hamiltona – były czysto matematyczne, bo Fernando Alonso, czyli lider klasyfikacji, musiałby nie dojechać do mety przy jednoczesnym zwycięstwie Anglika. Hiszpański kierowca miał sporą przewagę także nad duetem Red Bulla, który stanowili wówczas Mark Webber i Sebastian Vettel.
Austriacki zespół zdecydował, że nie będzie wydawał swoim kierowcom żadnych poleceń dotyczących kolejności na mecie, gdyby ci mogli na przykład zamienić się miejscami na ostatnim kółku. O tytule miała zdecydować czysta, sportowa walka. Kwalifikacje wygrane przez Vettela (Alonso był trzeci, Webber piąty) zapowiadały, że w wyścigu będzie się działo.
No i, co tu dużo mówić – działo się.
Tym razem nie chodzi jednak o kontrowersje czy wypadki. Alonso przegrał mistrzostwo przez decyzje zespołu i swoją jazdę. Lekko uszkodził samochód, ale głównym problemem było to, że po pit stopie utkwił w beznadziejnym położeniu. Wpadł w grupę kierowców, którzy odwiedzili mechaników, gdy na tor wyjechał safety car i niemiłosiernie męczył się z ich wyprzedzaniem. Czas leciał, Alonso kotłował się gdzieś w środku stawki, dobijając powoli do punktowanych pozycji.
Znacznie lepszą taktykę na ten wyścig miał choćby Robert Kubica, który przez długi czas mieszał w czołówce i ostatecznie zakończył wyścig na piątej pozycji, awansując o sześć miejsc. Zaraz za nim dojechał inny kierowca Renault, Witalij Pietrow. Gdyby Fernando Alonso zdołał minąć dwie “renówki”, zyskałby cztery punkty – tyle, o ile wyprzedził go Vettel.
Warto jednak docenić Niemca, który nie sięgnąłby po tytuł, gdyby nie wygrał ostatniego wyścigu.
– Przez ostatnie dziesięć kółek mój inżynier wyścigowy co chwilę dawał mi wskazówki. Martwił się o to, czy dojadę do mety na pierwszym miejscu. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale myślałem sobie, że mamy spore szanse, bo gość był cholernie nerwowy. Gdy minąłem metę, powiedział, że musimy jeszcze chwilę poczekać, patrzeć na kolejne miejsca. W końcu wykrzyczał, że zdobyliśmy mistrzostwo świata – opowiadał po wyścigu kierowca Red Bulla.
Alonso był w odmiennej sytuacji. – Po wyścigu najłatwiej mądrzyć się o tym, która strategia była właściwa. To był trudny wyścig, na starcie straciłem pozycję, mieliśmy problem z miękkimi oponami. Jazda za Renault była frustrująca, są bardzo szybcy. Taki jest motorsport, czasami wygrywasz, czasami nie – mówił rozżalony kierowca Ferrari.
2008: Felipe Massa vs Lewis Hamilton
Ostatnie okrążenie sezonu, tor Interlagos. Felipe Massa, Brazylijczyk z Ferrari, jedzie po mistrzostwo świata. Jest liderem wyścigu przed własną publicznością, Lewis Hamilton jest daleko w tyle – na szóstym miejscu. Massa jest o krok od najpiękniejszej chwili w karierze. Długo gonił Anglika, ale teraz wyprzedza go w klasyfikacji generalnej. Taka kolejność na mecie będzie oznaczała, że obaj kierowcy mają równą liczbę punktów. A że Massa wygrał większą liczbę wyścigów, tytuł powędrowałby w jego ręce. Od wygranej dzieliło go kilka zakrętów, ale końcówka rozegrała się w deszczu.
Co to zmieniło? To, że na torze pozostał jeden as na oponach przeznaczonych na suchą nawierzchnię – czwarty w stawce Timo Glock.
– Czy to Glock? Czy to on toczy się tak wolno po torze? Tak, to on! To Glock! – krzyczał komentator Martin Brundle, co szybko stało się viralem. Lewis Hamilton walczył z Sebastianem Vettelem o pozycję, liczył na punkt, który da mu tytuł. Tymczasem zupełnie niespodziewanie nie musiał zrobić nic. Usłyszał w radiu, żeby po prostu minął Glocka. – Mój boże, tysiące serc na Interlagos właśnie się złamało. Hamilton zyskuje miejsce i jeśli dobrze liczę, jest mistrzem świata. Tak, zgadza się, Lewis Hamilton odbiera tytuł Massie – dodawał James Allen.
Sceny po wyścigu – legendarne. Najpierw radość włoskiego obozu. Potem Nicole Scherzinger świętująca tytuł swojego ówczesnego partnera. Luca di Montezemolo, szef Ferrari, po wyścigu roztrzaskał z wściekłości telewizor. Felipe Massa gratulował Lewisowi pierwszego mistrzostwa w karierze, próbując ukryć rozczarowanie pod stwierdzeniem, że jest to dla niego “kolejny dzień w biurze”. Oliwy do ognia dolewał Timo Glock twierdząc, że decyzja o pozostaniu na torze była słuszna. Uważał, że gdyby zmienił opony, skończyłby na siódmym, a nie szóstym miejscu. Włoska prasa rozgniatała go przez następne dni, obarczając go winą za brak tytułu dla ekipy z Maranello. Media na całym świecie pisały o tym niebywałym finiszu, twierdząc, że nawet filmowe scenariusze nie byłyby w stanie przewidzieć czegoś takiego.
Warto dodać, że w ostatnim wyścigu sezonu podium klasyfikacji generalnej stracił Robert Kubica. Polak dojechał do mety 11., co oznaczało, że trzecie miejsce Kimiego Raikkonena gwarantuje mu awans na tę samą pozycję w mistrzostwach świata. Obaj kierowcy zrównali się ze sobą punktami.
2007: Lewis Hamilton vs Fernando Alonso vs Kimi Raikkonen
Tytuł wygrany przez Hamiltona na Interlagos był jego pierwszym w karierze, ale miał dodatkowy smak. Rok wcześniej w Brazylii Anglik dał ciała w ostatnim wyścigu, tracąc mistrzostwo na rzecz Kimiego Raikkonena. Klasyfikacja generalna tamtego sezonu była najbardziej wyrównaną w historii Formuły 1.
- Kimi Raikkonen – 110 punktów,
- Lewis Hamilton – 109,
- Fernando Alonso – 109.
Tej katastrofy dla Hamiltona nic nie zapowiadało. Kierowca McLarena startował do wyścigu z drugiego miejsca, za Felipe Massą. Kimi był trzeci, Fernando Alonso czwarty. Gdyby Lewis dojechał do mety na podium, tytuł byłby jego. No, ale nie dojechał. Początek wyścigu mocno namieszał w jego planach, bo najpierw znalazły się przed nim oba bolidy Ferrari, a potem wyprzedził go także Fernando Alonso. Tak, wtedy oglądaliśmy walkę dwóch kolegów z zespołu na torze, nie w poleceniach od zespołu. Co więcej, gdy Alonso walczył o pozycję z Hamiltonem, ten drugi wypadł z toru i choć pozostał w wyścigu, spadł aż na ósme miejsce.
Nie był to jednak koniec kłopotów Lewisa. Gdy zaczął się przebijać w górę stawki, wysiadła mu skrzynia biegów. Przez dłuższą chwilę próbował naprawić usterkę i ostatecznie to mu się udało. Tyle że był już na końcu stawki.
Katastrofą dla Hamiltona był jednak dopiero koniec wyścigu. Gdy Kimi Raikkonen wyprzedził Massę, jasne było, że to Fin zostanie mistrzem świata. No, chyba że zdarzy się cud i Lewis zdoła awansować przynajmniej na szóste miejsce. Nie zdołał. Flagę w szachownicę minął jako siódmy kierowca w stawce. Przed wyścigiem w Brazylii utrata tytułu przez Hamiltona wydawała się niewiarygodna, więc Wielka Brytania była gotowa na święto. Finałowa odsłona sezonu przyciągnęła rekordową widownię. Nie udało się. Fiński kierowca Ferrari w dwóch ostatnich wyścigach odrobił aż 17 punktów straty do Lewisa. Wygrał oba, w pięciu kolejnych zresztą nie schodził z podium.
CZYTAJ TEŻ: GDY FORMUŁA 1 OSZALAŁA. SZPIEDZY, KONFLIKTY I MISTRZOSTWO RAIKKONENA
Oczywiście znaczenie dla tytułu miało także dwie inne rzeczy. To, że Massa był drugi a Alonso dopiero trzeci, a także to, że kierowca McLarena nie dojechał do mety w Chinach. Ale to Interlagos zadecydowało o tym, kto trafił na karty historii Formuły 1.
2003: Michael Schumacher vs Kimi Raikkonen
Kimi Raikkonen bił Lewisa Hamiltona mając już doświadczenie w walce o tytuł do ostatnich sekund sezonu. W 2003 roku, w środku lat dominacji Michaela Schumachera, młody Kimi, który zaczynał swój trzeci sezon w Formule 1, był bliski detronizacji mistrza. Serca kibiców Ferrari biły mocniej, gdy w Japonii rozgrywała się ostatnia odsłona sezonu. W teorii przewaga Niemca była spora: miał 92 punkty na koncie, o dziewięć więcej niż Raikkonen. Z drugiej strony: wciąż mógł przecież nie ukończyć wyścigu. A wtedy wygrana kierowcy McLarena zmieniłaby wygląd finałowej tabeli.
Kwalifikacje sugerowały, że nie będzie to łatwe zadanie, ale nie będzie ono też niemożliwe. Fin był ósmy, Schumacher dopiero 14.
Suzuka nie była dla łaskawa dla niemieckiego kierowcy z Ferrari i właśnie stąd nerwy kibiców włoskiego zespołu. Gdy stracił część przedniego skrzydła, wydawało się, że nie ukończy wyścigu. “Crash” relacjonował to jako niespotykany jak na Schumachera błąd. Dodawał też jednak, że pięciokrotnemu wówczas mistrzowi świata sprzyjało “jego słynne szczęście”, dzięki czemu wrócił do stawki na 19. pozycji. To jednak otwierało szansę dla Kimiego, który przez moment był nawet liderem wyścigu. Jego zespół zdecydował, że pojedzie na dwa pit stopy, jeszcze bardziej zwiększając nadzieje na niespodziewany rezultat.
W pewnym momencie wyścigu Michaela mógł wyeliminować z niego… jego brat. Ralf i Michael jechali blisko siebie, próbując wyprzedzić Cristiano da Mattę. Kierowca Ferrari zblokował koła i obrócił się, a Ralf cudem uniknął ciężkiego uszkodzenia bolidu brata, samemu uszkadzając swój samochód. Ostatecznie bardziej utytułowany z braci dojechał do mety ósmy, zgarniając punkt. Kimi Raikkonen finiszował trzeci, więc przewaga Michaela w klasyfikacji generalnej zmalała do dwóch punktów.
Niby blisko, a jednak tak daleko.
Fot. Newspix