Ostatni mecz legendy. Goran Pandev odchodzi w wielkim stylu

Michał Kołkowski

21 czerwca 2021, 13:35 • 15 min czytania

Styczeń 2010 roku, derby Mediolanu. Inter szybko wychodzi na prowadzenie w starciu z Milanem, ale ma całe mnóstwo problemów. Już w 27. minucie boisko z czerwoną kartką opuszcza bowiem Wesley Sneijder, lider ofensywy Nerazzurrich. Grający w przewadze Rossoneri raz po raz zagrażają bramce strzeżonej przez Julio Cesara i do odwrócenia losów spotkania brakuje im wyłącznie lepszej skuteczności. Na dodatek Goran Pandev w sytuacji sam na sam z Didą sili się na efektowną wcinkę i trafia prosto w słupek. Widząc to, rozjuszony Jose Mourinho natychmiast wysyła na rozgrzewkę Thiago Mottę. Kiedy kilka chwil później sędzia dyktuje rzut wolny dla Interu, portugalski szkoleniowiec pędzi jednak w kierunku arbitra technicznego, by zatrzymać zgłoszoną już zmianę, a następnie wydziera się w kierunku Pandeva: – Ty masz strzelać. To twoja ostatnia szansa w tym meczu! Macedończyk posłusznie podchodzi do piłki. Po czym omija strzałem mur i pakuje futbolówkę do siatki.

Trybuny Stadio Giuseppe Meazza oszalały na widok tego gola, podobnie zresztą jak cała ekipa Interu. Uśmiechnięty od ucha do ucha Mourinho kilkukrotnie trącił się palcem pierś, chcąc podkreślić swoją „asystę” przy golu Pandeva. Z kolei sam strzelec pognał w kierunku kibiców, dzieląc się z nimi radością z derbowego trafienia. Jeżeli jednak przemknęło Macedończykowi przez myśl, że rozradowany szkoleniowiec w przypływie euforii zapomni o planowanej zmianie, to srodze się przeliczył. – Jose i tak zdjął mnie natychmiast po tym rzucie wolnym – wspominał ze śmiechem Pandev.

Inter Mediolan 2:0 AC Milan (21. kolejka Serie A 2009/10)

Inter kończył mecz w dziewiątkę, lecz dowiózł dwubramkowe zwycięstwo.

MACEDONIA POKONA HOLANDIĘ? KURS: 11,0 W FUKSIARZU!

Historia Gorana Pandeva. Żołnierz Mourinho

Jak się okazało, był to kolejny krok w kierunku potrójnej korony. W sezonie 2009/10 ekipa Nerazzurrich zgarnęła bowiem wszystkie najcenniejsze trofea – scudetto, Puchar Włoch, no i rzecz jasna Puchar Mistrzów. Pandev wprawdzie dołączył do zespołu dopiero w styczniu, jednak w mgnieniu oka stał się jednym z najbardziej zaufanych żołnierzy w armii Mourinho. Zdążył rozegrać 19 meczów ligowych i sześć spotkań w Champions League, włącznie ze zwycięskim finałem. Inter na Estadio Santiago Bernabeu pokonał 2:0 Bayern Monachium, a Macedończyk spędził na boisku blisko 80 minut. – Nigdy nie widziałem Mourinho pozbawionego emocji – opowiadał Goran. – Zawsze jest pełen życia, cały czas trzyma swoich zawodników w napięciu. Tonuje nastroje wewnątrz zespołu. Nie pozwala na rozprężenie. Pamiętam odprawę przedmeczową, gdy przygotowywaliśmy się do finału Ligi Mistrzów. Od razu powiedział, że dla niego sam udział w finale to żaden sukces. Interesowało go zwycięstwo. Taka była jego filozofia.

Filozofia, którą Pandev natychmiast łyknął. Zanim trafił pod skrzydła Mourinho, udało mu się zdobyć tylko jeden puchar. Tymczasem po kilku miesiącach współpracy z Portugalczykiem znalazł się na szczycie europejskiego futbolu. – Jose zbudował w Mediolanie zjednoczoną grupę i to było podstawą dla naszych sukcesów – przyznał Macedończyk na łamach włoskiej prasy. – Byłem gotowy się dla niego poświęcić. Wystawiał mnie jako lewoskrzydłowego, choć nie jest to moja pozycja. Dawał mi dużo obowiązków w defensywie, a nigdy nie byłem typem zawodnika, który mocno pracuje w tyłach. Ale zrozumiałem, że zespół ma w ten sposób z mnie większą korzyść. Najważniejsze stały się zwycięstwa.

Goran Pandev w objęciach Wesleya Sneijdera i Samuela Eto’o

Było pewnym zaskoczeniem, że Mourinho właściwie z miejsca obdarzył Pandeva aż tak wielkim zaufaniem. Goran miał za sobą kilka miesięcy przerwy od gry, ponieważ w poprzednim klubie, rzymskim Lazio, popadł w konflikt z szefostwem i wylądował na aucie, odsunięty od pierwszej drużyny. Inter grał zaś o pełną pulę na wszystkich frontach, więc w składzie nie było miejsca dla zawodników wymagających odbudowy. – Do dzisiaj pamiętam swój pierwszy dzień w Interze – opowiadał Macedończyk. – Drużyna wracała ze zgrupowania w Dubaju. Przybyłem do ośrodka treningowego 3 stycznia i odbyłem pierwszą rozmowę z Jose. Czułem, że muszę dać z siebie wszystko. Byłem wtedy po sześciomiesięcznej przerwie od grania. Ciało zawsze zachowuje jednak w sobie jakąś ukrytą energię. Mourinho potrafił świetnie ją ze mnie wydobyć. Za co jestem mu wdzięczny do dzisiaj.

Kolejny sezon był już dla Nerazzurrich mniej udany. Mourinho przeniósł się do Realu Madryt, a na San Siro wylądował Rafael Benitez, który nie potrafił złapać wspólnego języka z zespołem tęskniącym za charyzmatycznym Portugalczykiem. – Benitez zepsuł Inter – powiedział bez ogródek Javier Zanetti. – Dobre wyniki osiągał z nami tylko wtedy, gdy wszyscy najlepsi gracze byli do jego dyspozycji. Atmosfera legła w gruzach.

Latem 2011 roku rozczarowującego Pandeva wypożyczono do Napoli.

Włoskie początki

Przygoda Macedończyka w Interze de facto dobiegła wówczas końca. Przygoda, która – co istotne – zaczęła się tak naprawdę nie w 2010, ale w 2001 roku. To właśnie wtedy skauci mediolańskiej ekipy wypatrzyli utalentowanego 18-latka na peryferiach europejskiego futbolu, w lidze macedońskiej, i ściągnęli go do Serie A. Dla Pandeva przeprowadzka do Mediolanu oznaczała spełnienie dziecięcych marzeń. – Miałem wielu idoli, z których większość w latach 90. występowała w lidze włoskiej. Moim największym ulubieńcem zawsze był Dejan Savicević – przyznał Goran.

Zanim jednak wspomniany Savicević trafił do AC Milanu w 1992 roku, zdążył rozegrać przeszło 200 meczów w barwach Buducnostu Titograd (dziś: Podgorica) oraz Crvenej zvezdy Belgrad. W barwach tego drugiego klubu wygrał zresztą Puchar Europy. Krótko mówiąc – był gwiazdą światowego formatu, podczas gdy Pandev trafił do Interu jako wart ćwierć miliona euro szczawik, z którego może uda się w przyszłości ulepić ciekawego zawodnika, a może nie. Na przebicie się do pierwszej drużyny Nerazzurrich – gdzie w ofensywie szaleli tacy gracze jak Christian Vieri, Ronaldo, Alvaro Recoba czy Nicola Ventola – macedoński napastnik nie miał większych szans. Sezon 2002/03 spędził na wypożyczeniu w trzecioligowej Spezii, a zatem sztab szkoleniowy ocenił jego możliwości dość brutalnie. Rok później było już lepiej – wypożyczono Pandeva do Ancony, beniaminka Serie A.

Czas spędzony nad Adriatykiem okazał się jednak niezbyt produktywny. Ancona w sezonie 2003/04 skompromitowała się na wszelkich możliwych płaszczyznach i do dzisiaj jest wymieniana w gronie najgorszych drużyn w najnowszej historii Serie A.

  • kompromitacja boiskowa: zaledwie dwa zwycięstwa w całym sezonie ligowym
  • koncepcyjna: zmiana trenera przed sezonem, a potem jeszcze dwie zmiany w trakcie
  • organizacyjna: kłopoty finansowe, zaległości z wypłatami, ogłoszenie bankructwa

„Ancona? Ten sezon to była prawdziwa szkoła życia”

Goran Pandev

Personalnie ekipa Biancorossich nie prezentowała się wcale najgorzej. Przewinęli się przez nią w feralnym sezonie tacy gracze jak Dino Baggio, Mario Jardel, Dario Hubner, Eusebio Di Francesco, Daniel Andersson, Mauro Milanese, Maurizio Ganz czy Milan Rapaić. Raz jeszcze potwierdziło się jednak, że nazwiska nie grają. 20-letni Pandev nie był wyjątkiem – również nie zachwycał. Dokończył wprawdzie wypożyczenie w Anconie, lecz działacze Interu pozbyli się go z klubu już zimą. Został przekazany do Lazio w ramach rozliczenia za transfer Dejana Stankovicia.

Wzlot i konflikt w Wiecznym Mieście

Lazio w 2004 roku nie było wymarzonym kierunkiem transferowym dla młodego zawodnika poszukującego przede wszystkim stabilizacji. Po okresie transferowego rozpasania klub znalazł się na skraju finansowego krachu i całkowitego upadku. Sytuację próbował ratować nowy prezydent Claudio Lotito, ale on sam doskonale zdawał sobie sprawę, jak wymagająca czeka go misja. – Zastałem klub tuż przed pogrzebem. Teraz jest w stanie śpiączki. Mam nadzieję, że uda mi się mimo wszystko przywrócić Lazio do życia – stwierdził Lotito po przejęciu sterów w ekipie Biancocelestich. Jego poprzednik Sergio Cragnotti przebywa tymczasem w areszcie, ścigany przez prokuraturę za długi.

Przenosiny do Rzymu okazały się dla macedońskiego zawodnika strzałem w dziesiątkę, choć uwikłany w proces przebudowy i cięcia kosztów klub zakończył sezon 2004/05 na bardzo przeciętnym, 13. miejscu w Serie A. Jeden z najważniejszych meczów w swojej karierze Pandev rozegrał w grudniu 2004 roku. Lazio przegrało wprawdzie tamtego dnia z Juventusem 1:2, lecz Goran popisał się fenomenalnym trafieniem dla rzymian.

W jednej akcji zabawił się z Thuramem, Zambrottą, Cannavaro i Buffonem.

Juventus 2:1 Lazio (14. kolejka Serie A 2004/05)

Jak się niebawem okazało, był to pierwszy z wielu przebłysków geniuszu, jakimi Pandev regularnie imponował w Rzymie. W sumie spędził w Lazio pięć sezonów i rozegrał dla klubu 192 mecze. Zdobył w tym okresie 64 gole, dorzucił też do tego 19 asyst. Wreszcie zaczął prezentować się na miarę potencjału, tworząc kapitalny duet napastników z Tommaso Rocchim. Efekt? W sezonie 2006/07 drużyna z Wiecznego Miasta dość nieoczekiwanie powróciła do gry o najwyższą stawkę w Italii. Zakończyła ligowe zmagania na najniższym stopniu podium. Między innymi przed Milanem, który zwyciężył przecież wówczas w Lidze Mistrzów. Dwa lata później podopieczni Delio Rossiego wywalczyli zaś Puchar Włoch.

Lazio przetrwało najtrudniejsze chwile. Między innymi dzięki postawie Pandeva, którego pokochali kibice Biancocelestich. Miał bowiem smykałkę do istotnych trafień. Wielokrotnie trafiał do siatki przeciwko Juve, Interowi, Milanowi czy nawet Realowi Madryt.

No i przeciwko Romie.

Derby Rzymu to najbardziej zajadła z lokalnych rywalizacji, w jakich miałem okazję uczestniczyć – przyznał Macedończyk. – Paolo Di Canio dbał o to, żebyśmy byli do tych spotkań odpowiednio przygotowani. On po prostu nienawidzi Romy. Przed każdym starciem derbowym podchodził do nas i gadał coś w stylu: „Dzisiaj najważniejszy dzień sezonu. Tylko spróbuj coś zawalić…”. To było wręcz onieśmielające. Nie zawsze pomagało.

Goran Pandev w trakcie derbów Rzymu

Macedończyk dał się w Rzymie poznać jako zawodnik kreatywny, bramkostrzelny i waleczny. Nie może zatem dziwić, że po triumfie w Coppa Italia zaapelował do prezydenta Claudio Lotito o w pełni zasłużoną podwyżkę. W Lazio generalnie nie płaciło się wówczas wiele, a Pandev nie należał nawet do najlepiej opłacanych zawodników w zespole, choć jego wpływ na grę był olbrzymi, a poza tym do działaczy spływały kolejne zapytania o możliwość wykupienia zawodnika. Koledzy z drużyny, na czele z Rocchim, poparli jego roszczenia. Prezydent – znany powszechnie z trzymania węża w kieszeni – zareagował jednak oburzeniem. Uznał żądania napastnika za zwyczajną bezczelność. Pandev zgłosił zatem chęć zmiany barw klubowych.

Lotito zareagował w stylu, jakiego nie powstydziliby się Aurelio De Laurentiis i Józef Wojciechowski. Po prostu wypieprzył gwiazdora do rezerw, nałożył na niego szereg finansowych grzywien i odrzucił wszystkie oferty transferowe, jakie za niego złożono. Pandev oficjalnie zaskarżył działania klubu i w grudniu 2009 roku przyznano mu rację. Został uwolniony z kontraktu, a Lazio dodatkowo musiało mu wypłacić odszkodowanie.

Ta wojna jeszcze się nie zakończyła – grzmiał wściekły Lotito po usłyszeniu wyroku trybunału.

„Nareszcie. Koniec koszmaru”

Goran Pandev w grudniu 2010 roku

Dla reprezentanta Macedonii Północnej cała afera zakończyła się szczęśliwie. Jako wolny zawodnik mógł powrócić do Interu Mediolan, gdzie trafił pod skrzydła Mourinho i już chwilkę później świętował największe sukcesy w swojej karierze. Potem spędził trzy przyzwoite sezony w Napoli, a od 2015 roku z powodzeniem występuje w barwach Genoi. Nie udał mu się właściwie tylko epizodzik w Galatasaray. We włoskiej ekstraklasie przekroczył barierę stu trafień, pięciokrotnie zdobył Puchar Włoch, a raz mistrzostwo kraju. Został legendą Serie A. – Mimo wszystko żałuję, że tak się potoczyła moja historia w Lazio – przyznał. – Bardzo chciałem dalej grać dla tego klubu, odejście nigdy nie było moją intencją. Niestety – sprawa musiała trafić do sądu. Wolałbym tego uniknąć, ale kiedy przez kilka miesięcy nie możesz grać w piłkę, stajesz się gotowy na wszystko.

Macedońskie złudzenia

Dzisiaj niespełna 38-letni Goran Pandev rozegra swój ostatni mecz w narodowych barwach. Po dwudziestu latach od debiutu w seniorskiej reprezentacji Macedonii Północnej, ulubieniec kibiców wreszcie mówi „pas”. Choć fani namawiają go, by raz jeszcze przemyślał swoje postanowienie. – Jesteśmy na mistrzostwach Europy, a ja cały czas prezentuję przyzwoitą formę. To idealny moment, by się pożegnać – uważa jednak Goran.

Kiedy zaczynał przygodę w kadrze, pewnie przez myśl mu nawet nie przeszło, że kiedykolwiek pojedzie z nią na wielki turniej. W eliminacjach do Euro 2004 Macedończycy byli jeszcze chłopcami do bicia – potrafili przegrać nawet z Andorą albo zebrać potężnego łupnia od Czechów czy Finów. W kolejnych latach przytrafiały im się wprawdzie pomniejsze sukcesiki – choćby remis z Anglią na Wembley w 2006 roku – lecz były to tylko małe łyżeczki miodu w wielkiej beczce dziegciu. Przed siedmioma laty frustracja Pandeva sięgnęła zenitu – po klapie w eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii największy gwiazdor macedońskiej ekipy ogłosił, że kończy z występami w drużynie narodowej. Miał dość.

Żyjemy ciągłymi złudzeniami. Wydaje nam się, że mamy potencjał na udział w mistrzostwach świata lub Europy, ale federacja nie robi nic w tym kierunku. Nie jesteśmy poważną reprezentacją. Na jeden z meczów polecieliśmy samolotem rejsowym razem z kibicami. Pokażcie mi jedną poważną reprezentację, która traktuje swoich zawodników w taki sposób – wściekał się Pandev. Niekiedy sam opłacał drużynie lepsze przeloty lub hotele, by Macedończycy mogli się w bardziej profesjonalnych warunkach przygotować do eliminacyjnych wyzwań.

– To żaden problem. Reprezentowanie kraju jest dla mnie zaszczytem – mówił.

Goran Pandev w narodowych barwach

Do drużyny narodowej powrócił w 2016 roku, namówiony przez selekcjonera Igora Angelovskiego. No i opłaciło się. 12 listopada 2020 roku jego gol zapewnił Macedonii Północnej zwycięstwo nad Gruzją w finale baraży o awans na Euro 2020. Kilka miesięcy później trafił również do siatki w starciu z reprezentacją Niemiec, prowadząc swój zespół do sensacyjnego zwycięstwa nad Die Mannschaft.

Napisaliśmy historię. Tego nam już nikt nie odbierze – powiedział kapitan macedońskiej kadry w rozmowie z FourFourTwo. – Kiedy pierwszy raz usłyszałem o powstaniu Ligi Narodów UEFA, wiedziałem, że to dla nas niepowtarzalna szansa. Pięć lat temu spojrzeliśmy sobie w szatni w oczy i powiedzieliśmy, że nie możemy zmarnować tej okazji. Mamy w zespole doświadczonych zawodników, takich jak ja, ale są też tutaj młode talenty. Gracze, którzy wystąpili na młodzieżowych mistrzostwach Europy. Trener Angelovski rozumie nowoczesny futbol. Rozwija nas. Stworzył drużynę z prawdziwego zdarzenia, którą dzisiaj mogę nazwać po prostu grupą przyjaciół. W tym tkwi nasz sekret.

Można powiedzieć, że niegdysiejsze złudzenia stały się rzeczywistością.

– Euro jest szansą dla naszego futbolu. Musi pojawić się wizja rozwoju piłki w Macedonii. Tego nam zawsze brakowało. Wokół federacji zawsze kręciło się za dużo ludzi, którzy szukali przy futbolu wyłącznie osobistych korzyści – przyznał Pandev. – Nie potrafiłem tego znieść, dlatego kilka lat temu w ramach protestu zrezygnowałem z gry w kadrze. Jednak trener Angelovski odwiedził mnie we Włoszech. Porozmawiał ze mną szczerze, jak mężczyzna z mężczyzną. Wyjaśniłem mu, co mi leży na sercu. On przedstawił mi swoje argumenty. I przekonał mnie do powrotu.

„Mamy bardzo zdolną generację piłkarzy. Oni zasługują, by zagrać na mundialu!”

Goran Pandev

Po dwóch kolejkach mistrzostw Europy Macedończycy mają na koncie dwie porażki. Z grupy nie wyjdą, ale wstydu na pewno nie przynieśli. Pandev stanął na wysokości zadania jako lider i kapitan, wpisując się na listę strzelców w meczu z Austrią i wypracowując rzut karny w starciu z Ukrainą.

Pandev czyli reformator

Goran przyszedł na świat 27 lipca 1983 roku w miejscowości Strumica, położonej nad rzeką o tej samej nazwie na terenie dzisiejszej Macedonii Północnej, a ówczesnej Jugosławii. Choć od lat gra i żyje w Italii, nie zapomniał o swoich rodzinnych stronach. Już w 2010 roku założył w Strumicy szkółkę piłkarską o nazwie Fudbalska Akademija Pandev. Seniorska drużyna, występująca pod tym samym szyldem, w 2017 roku awansowała do macedońskiej ekstraklasy, a dwa lata później zgarnęła pierwsze trofeum w swej krótkiej historii – puchar kraju.

Do sukcesu zespół poprowadził kapitan Saszko Pandev, młodszy brat Gorana.

FK Makedonija Dźorcze Petrow 2:2 k. 2:4 Akademija Pandew (finał Pucharu Macedonii Północnej 2018/19)

Pisaliśmy na Weszło: „Dziś FK Belasica, w której pierwsze piłkarskie kroki wykonywał Pandev, gra na drugim poziomie rozgrywkowym. Najlepszym zespołem z miasta stała się założona przez Gorana przed dziesięciu laty Akademija Pandev. Początkowo był to zgodnie z nazwą tylko zespół juniorski, ale po czterech latach działalności powstała i drużyna seniorska, która w 2017 roku wywalczyła awans do ekstraklasy, a w poprzednich rozgrywkach sięgnęła po krajowy puchar. W tegorocznych eliminacjach Ligi Europy oprócz Akademii Puskasa mieliśmy również Akademię Pandeva. Obie drużyny nie przebrnęły pierwszej rundy. Prezesem i trenerem w klubie są starzy znajomi Pandeva, jeszcze z początków jego przygody z piłką.

Klub kapitana reprezentacji do 2018 grał na stadionie Belasicy. Gdy przestał się dogadywać z włodarzami – po prostu wymeldował się na oddalony o jedenaście kilometrów obiekt Horizontu we wsi Turnovo. Włodarze obu największych drużyn w mieście przedstawiali odmienne wersje zdarzeń. Według Akademii Belasica chciała 1200 dolarów za wynajęcie stadionu na każdy z pierwszych dziesięciu meczów, a cena ta miała jeszcze wzrastać. Pierwszy klub Pandeva twierdzi, że poszło o stadionową restaurację, w której Akademija podobno nie chciała się stołować.

Zresztą, to i tak didaskalia, głównym celem i ambicją Pandeva pozostaje przecież szkolenie. Cały czas w rozbudowie jest centrum treningowe Sportski Centar Pandev, w którego skład wchodzi własny stadion, nadający się już do użytku. Pandev już pewnie nie spotka się w reprezentacji z ludźmi w pełni ukształtowanymi według jego planu szkoleniowego, ale może spać odrobinę spokojniej, bez trwogi o swoich sukcesorów w kadrze”.

„Ludzie pytają, czy zostanę prezesem krajowej federacji. To mnie nie interesuje. Moim projektem jest Akademija Pandev. Zainwestowałem w to własne pieniądze i działam według swojej koncepcji. Chcemy zreformować macedońską piłkę oddolnie”

Goran Pandev

Pandev oczywiście od lat mieszka we Włoszech, jego dzieci wychowały się w Italii. Ale nigdy nie udało mu się namówić rodziców, by przeprowadzili się razem z nim na Półwysep Apeniński, choć chętnie sfinansowałby im jakieś urokliwe domostwo w Genui lub Mediolanie. – Zawsze mi powtarzali, że Strumica jest ich miejscem na ziemi. Tam się urodzili i tam chcą umrzeć – wyznał Macedończyk. – Ja swoją żonę również poznałem w Strumicy. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi od kilkunastu lat. Choć początkowo Nadia miała pewne kłopoty, by zwrócić na siebie moją uwagę. Szczerze mówiąc, gdy byłem nastolatkiem, w mojej głowie istniał tylko futbol. Kobietami się nie interesowałem. Ona to zmieniła.

Pomimo zbliżającej się czterdziestki, Pandev futbolem żyje z entuzjazmem właściwym dla nastolatka. I choć zapewne niedługo opuści piłkarską scenę, Akademija na pewno sprawi, że obowiązków mu nie zabraknie. A macedoński futbol wciąż będzie miał ze swojej legendy wiele pożytku. Teraz natomiast czas na starcie z Holandią. Gol na pożegnanie w meczu z takim rywalem to byłoby naprawdę coś.

Coś w stylu Pandeva.

Zarejestruj się na Fuksiarz.pl

Graj mecze EARLY PAYOUT. Drużyna prowadzi 2:0 w dowolnym momencie, wygrywasz zakład

fot. NewsPix.pl / FotoPyk

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama
Reklama