Marzył o Barcelonie, ale najlepiej mu poszło „zaledwie” w Panathinaikosie. Był wielką gwiazdą młodzieżowych mistrzostw Europy, ale w seniorskim futbolu wciąż nie udało mu się zdobyć gola na wielkiej imprezie, choć próbuje przecież od wielu lat. W 2016 roku z niezłym skutkiem wszedł w buty następcy Zlatana Ibrahimovicia, ale kibice reprezentacji Szwecji nigdy go w pełni nie zaakceptowali jako lidera kadry. Marcus Berg to naprawdę złożona postać. Z jednej strony – wielkie doświadczenie, mocny charakter, no i mnóstwo goli na koncie. Z drugiej – łatka napastnika, którego obecność w szwedzkiej kadrze świadczy raczej o kiepskim wyborze na pozycji numer dziewięć niż o jego piłkarskiej klasie. Jak to zatem z tym Bergiem jest?
– On scala drużynę – zapewnia selekcjoner Janne Andersson. – Prawie za każdym razem, gdy udaje się nam na dłużej przenieść ciężar gry na połowę przeciwnika, „Mackan” jest w to zaangażowany. To mądry zawodnik, który potrafi utrzymać piłkę pod polem karnym rywala. Jego wiek nie ma dla mnie znaczenia. Może i zdobywa mniej goli niż dawniej, lecz jego występy wciąż imponują mi tak samo. Kiedy we wrześniu 2019 roku Andersson posadził Berga na ławce w eliminacyjnym starciu z Norwegią, szwedzcy kibice przeżyli ciężki szok. – Musiałem dwa razy sprawdzić, czy to prawda – napisał jeden z nich na Twitterze. – Czyżby Berg i Andersson zerwali ze sobą?
Możliwe, że dzisiaj historia się powtórzy. Szwedzka prasa sugeruje, iż Berg spotkanie z Polską rozpocznie jako rezerwowy i pojawi się na boisku dopiero po przerwie, jeśli Niebiesko-Żółci (którzy wyjście z grupy mają już klepnięte) znajdą się w tarapatach. Jest jednak więcej niż prawdopodobne, że w fazie pucharowej weteran wróci do łask trenera. On zawsze wraca.
Berg to napastnik niezatapialny.
HISTORIA MARCUSA BERGA
Spis treści
Pogróżki za sknoconą setkę
Napastnik reprezentacji Szwecji wielkimi krokami zbliża się do 35. urodzin. Zwycięskie starcie ze Słowacją było dla niego osiemdziesiątym ósmym w narodowych barwach, a dziesiątym na turnieju rangi mistrzowskiej. Wciąż jednak nie wpisał się na listę strzelców podczas wielkiej imprezy.
- (ME 2016) Szwecja 1:1 Irlandia – 59 minut
- Szwecja 0:1 Włochy – 4 minuty
- Szwecja 0:1 Belgia – 63 minuty
- (MŚ 2018) Szwecja 1:0 Korea Południowa – 90 minut
- Szwecja 1:2 Niemcy – 90 minut
- Szwecja 3:0 Niemcy – 68 minut [1 asysta]
- Szwecja 1:0 Szwajcaria – 90 minut
- Szwecja 0:2 Anglia – 90 minut
- (ME 2020) Szwecja 0:0 Hiszpania – 69 minut
- Szwecja 1:0 Słowacja – 64 minuty
Oczywiście Berg bywał kluczowy w meczach eliminacyjnych o istotnym znaczeniu. Ale zdarzało mu się to stosunkowo rzadko, jak na piłkarza o tak dużym stażu w kadrze. W spotkaniach o punkty trafiał do siatki 18-krotnie, na ogół przeciwko bardzo nisko notowanym przeciwnikom. Oczywiście taki zarzut można postawić wielu innym snajperom, w zasadzie fundamentem wszelkich strzeleckich rekordów są bramki ładowane ogórkom, no ale Berg ze swoim dorobkiem mimo wszystko wypada blado. Właściwie tylko w kwalifikacjach do mundialu w Rosji naprawdę stanął na wysokości zadania. Wziął na siebie odpowiedzialność po tym jak Zlatan Ibrahimović zrezygnował z występów w narodowych barwach.

Marcus Berg
– Ostatnie dwa lata były najlepszymi w moim wykonaniu, jeśli chodzi o grę w reprezentacji – przyznał Szwed po wywalczeniu awansu na mistrzostwa świata w Rosji. – Nie czułem na sobie dodatkowej presji, gdy Zlatan ogłosił zakończenie kariery w kadrze, ale to prawda – moja rola w zespole znacznie wzrosła. Paru innych doświadczonych piłkarzy też odeszło po Euro, więc stałem się nagle jednym z liderów.
- (el. MŚ 2010) Szwecja 4:0 Malta [1 gol]
- Szwecja 4:1 Albania [1]
- (el. ME 2012) Szwecja 6:0 San Marino [1]
- (el. MŚ 2014) Szwecja 2:0 Kazachstan [1]
- (el. MŚ 2016) Szwecja 3:1 Czarnogóra [1]
- Liechtenstein 0:2 Szwecja [1]
- (el. MŚ 2018) Szwecja 1:1 Holandia [1]
- Szwecja 4:0 Białoruś [1]
- Bułgaria 3:2 Szwecja [1]
- Białoruś 0:4 Szwecja [1]
- Szwecja 8:0 Luksemburg [4]
- (LN 2018/19) Szwecja 2:0 Rosja [1]
- (el. ME 2020) Szwecja 1:1 Hiszpania [1]
- Rumunia 0:2 Szwecja [1]
- (LN 2020/21) Chorwacja 2:1 Szwecja [1]
Gdyby nie kontuzja, blisko 40-letni Ibra ponownie byłby jednak ważnym punktem reprezentacji Niebiesko-Żółtych i nie ma raczej wątpliwości, że piłkarsko nawet na tym etapie swojej kariery stanowiłby w duecie z Alexandrem Isakiem większe zagrożenie dla przeciwników niż Berg. Zawodnik Milanu nie omieszkał zresztą wygłosić paru cierpkich komentarzy na temat nieskuteczności swojego rodaka. W 2019 roku powiedział: – Marcus Berg. Z cały szacunkiem, ale on nie strzelił gola w reprezentacji od 20 meczów, a wciąż w niej gra. Gdyby to mnie się coś takiego przytrafiło… Ja już po dwóch meczach bez bramki na koncie musiałem wysłuchiwać komentarzy na temat mojej kiepskiej formy. No ale on to on. A ja to ja.
Nie było to jednak trafione spostrzeżenie, na co zresztą zareagował sam Berg. – Jeżeli ktokolwiek w tej reprezentacji musi się zmagać z nieustanną krytyką, to właśnie ja – ripostował napastnik. I miał rację. Szwedzcy kibice regularnie brali bowiem Berga na celownik po kiepskich występach drużyny narodowej. Przykładów nie trzeba zresztą szukać daleko w przeszłości – Marcusowi poważnie oberwało się po remisie 0:0 z Hiszpanią. Wprawdzie sam rezultat trudno traktować jako rozczarowanie, lecz Berg zmarnował wymarzoną okazję, by wyprowadzić Szwecję na prowadzenie.
„To żart? Jak ktoś może atakować piłkarza, który wykonał taką pracę na boisku?!”
Janne Andersson, selekcjoner reprezentacji Szwecji
W komentarzach na instagramowym profilu Szweda posypały się obelgi, a nawet groźby. Federacja złożyła zawiadomienie na policję. – Pewnie wielu z tych kibiców, którzy zaatakowali Marcusa w komentarzach, potem żałowało. A będą żałowali jeszcze bardziej, gdy otrzymają telefon z policji – skwitował rzecznik szwedzkiego związku. W obronie Berga stanęli koledzy z reprezentacji. – Marcus wie, że jesteśmy za nim. To jeden z naszych najważniejszych graczy – powiedział bramkarz Robin Olsen. – Ataki na niego są skandalem. Nie będę nawet marnował energii, by się na to wściekać.
GOL BERGA W MECZU Z POLSKĄ? KURS: 3,70 W FUKSIARZU!
Gwiazda młodzieżowego Euro
Dwanaście lat temu Marcus Berg – wówczas 23-letni, dopiero rozkręcający swoją karierę – uchodził za jednego z najciekawszych szwedzkich zawodników młodego pokolenia i potencjalnie ważnego członka drużyny narodowej w niedalekiej przyszłości. Podczas mistrzostw Europy U-21, zresztą rozegranych właśnie w Szwecji, Berg poprowadził swoją drużynę do półfinału. Zdobył aż siedem goli w czterech występach i zgarnął nie tylko tytuł króla strzelców, ale i nagrodę dla najlepszego gracza turnieju. Choć impreza miała dla niego słodko-gorzki finał. W półfinałowej konfrontacji z Anglią napastnik dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, lecz w serii jedenastek zmarnował swój strzał i to „Synowie Albionu” awansowali do finału.
Wraz z Bergiem ofensywny duet w młodzieżówce tworzył wtedy Ola Toivonen, którego możliwości oceniano jako jeszcze większe. Koniec końców Berg i Toivonen nabili do spółki przeszło 150 występów w pierwszej reprezentacji Szwecji, lecz żaden z nich nie osiągnął tak wiele, jak oczekiwano.
Szwecja 3:3 k. 4:5 Anglia (mistrzostwa Europy U-21 w 2009 roku)
Niezależnie od końcowego wyniku młodzieżowego Euro, kariera Berga latem 2009 roku ruszyła z kopyta. A przynajmniej wydawało się, że ruszy. O Szwedzie pierwszy raz zrobiło się głośno na krajowym podwórku cztery lata wcześniej, gdy jako nastolatek przebił się do seniorskiej drużyny IFK Göteborg. Początki w szwedzkiej ekstraklasie nie były dlań łatwe, jednak w 2007 roku w końcu odpalił. Zdobył 14 bramek w 17 ligowych występach i wydatnie pomógł ekipie „Aniołów” w wywalczeniu pierwszego mistrzostwa kraju od przeszło dekady. Choć sezonu w Göteborgu nie dokończył. W połowie sierpnia przeniósł się bowiem do holenderskiego FC Groningen, gdzie poszukiwano akurat następcy dla niejakiego Luisa Suareza.
Ze szwedzką ekstraklasą rozstał się w wielkim stylu.
Zanotował gola i asystę w wygranym 5:0 starciu z Kalmar FF, późniejszymi wicemistrzami kraju. Kibice pożegnali go jak bohatera. 21-latek zdążył się dorobić wśród fanów ze stadionu Ullevi przydomka Svarte-Marcus („Czarny Marcus”). To nawiązanie do jednej z największych legend ekipy IFK, super-strzelca z czasów przedwojennych: Filipa Johanssona, którego zwano „Czarnym Filipem”. Nobilitujące przezwisko. Rzadko się mimo wszystko zdarza, by tak nieopierzony zawodnik bywał porównywany do gracza, na cześć którego nazwano nawet jedną z ulic w Göteborgu.
Kalmar FF 0:5 IFK Göteborg (17. kolejka Allsvenskan 2007)
Groningen zapłaciło za Berga około 2,5 miliona euro. Sporo, no ale dopiero co „Dumie Północy” udało się opędzlować Suareza do Amsterdamu za kilka razy większe pieniądze, mogli więc zaszaleć. Kierunek transferowy wydawał się dla młodego napastnika całkiem obiecujący i rozsądnie dobrany. Liga holenderska tradycyjnie uchodzi za przyjazną napastnikom, jak również piłkarzom ze Skandynawii. Kariery rozwijało tam wiele gwiazd duńskiego czy właśnie szwedzkiego futbolu. Henrik Larsson w Feyenoordzie Rotterdam, Zlatan Ibrahimović czy Markus Rosenberg w Ajaksie Amsterdam, Marcus Allbäck w Heerenveen… Można by było wymieniać dalej, cofając się również do nieco bardziej zamierzchłych czasów.
Berg również nieźle odnalazł się w Eredivisie. Pierwszy sezon na holenderskiej ziemi (2007/08) zakończył z dorobkiem 15 ligowych trafień, w kolejnych rozgrywkach jeszcze podniósł poprzeczkę i strzelił 17 goli. Groningen wymościło sobie komfortowe miejsce w szerokiej czołówce holenderskiej ekstraklasy, a na początku sezonu 2008/09 udało się nawet „Dumie Północy” wspiąć na pozycję lidera po pięciu seriach spotkań.
22-letni szwedzki napastnik popisał się wtedy szeroko komentowanym dubletem w starciu z Feyenoordem.
– Nie jestem pewien, czy chciałbym grać w innym holenderskim klubie niż Groningen. Jeśli jednak PSV lub Ajax złożyłyby ofertę, na pewno bym się nad nimi zastanowił – opowiadał Berg w wywiadzie dla Sportweek. – Nie wiem co się stanie zimą. To, czy przejdę do silniejszego klubu, zależy od Groningen. Nie wiem, czy puszczą mnie, czy też będą chcieli zbudować silniejszą ekipę. Ja jednak chciałbym spróbować swoich sił w innej lidze.
„Moim marzeniem jest gra dla Barcelony. Nie jest to jak na razie realistyczny pomysł, ale marzenia nie są karalne”
Marcus Berg jesienią 2008 roku
Szkoleniowiec Groningen, Ron Jans, miał wobec Szweda tylko jedno istotne zastrzeżenie. – Marcus ma wszystkie niezbędne cechy, by zostać światowej klasy napastnikiem – powiedział trener w rozmowie z De Telegraaf. – Jest dynamiczny, zdobywa gole po strzałach z obu nóg, jest silny w powietrzu. A przede wszystkim – ma właściwe podejście, chce się rozwijać. Musi zrobić jeszcze postępy w grze kombinacyjnej i w osłanianiu piłki przed obrońcami. Ale to kwestia czasu. Nie podoba mi się tylko, że nadal rozmawia z mediami po angielsku. Chyba wstydzi się swojego holenderskiego.
Stracony czas w Hamburgu
W grudniu 2008 roku Berg wpakował cztery bramki w wygranym 5:2 starciu z Rodą Kerkrade. Na transfer do większego klubu przyszło mu jednak koniec końców poczekać do lata. Szwed – mający już wówczas za sobą nie tylko udane młodzieżowe Euro, ale i debiut w pierwszej reprezentacji – podpisał pięcioletnią umowę z Hamburgerem SV, który zapłacił za niego około 10 milionów euro. „Duma Północy” nawet za Suareza tyle nie dostała.
15 sierpnia 2009 roku Berg zadebiutował w Bundeslidze. Pojawił się na boisku w 69. minucie domowego starcia z Borussią Dortmund, przy wyniku 3:1 dla gospodarzy. Potrzebował niespełna dwustu sekund, by pogrążyć ekipę Juergena Kloppa czwartym trafieniem. Debiut-marzenie.
Miał się Szwed od kogo uczyć w niemieckim klubie wielkiej piłki. W kadrze HSV nie brakowało wówczas poważnych nazwisk, żeby wymienić choćby Ruuda van Nistelrooya, Jose Paolo Guerrero, Davida Jarolima, Mladena Petricia czy Ze Roberto. To tego ostatniego Marcus wskazuje jako najlepszego piłkarza, z jakim miał okazję dzielić szatnię w Bundeslidze. – Bardzo się cieszę, że ściągnęliśmy Marcusa – zachwycał się ówczesny trener HSV Bruno Labbadia. – Podoba mi się u niego niepohamowana chęć zdobywania bramek. Ma w sobie naturalny głód. Sam Berg mówił zaś: – Cholernie się cieszę, że jestem w Hamburgu. Trafiłem do wielkiego klubu z topowej ligi. Nie mogę się doczekać występów w europejskich pucharach.

Marcus Berg (2010)
Sielanka nie potrwała długo. Gol w debiucie rozbudził apetyty, jednak Berg nie potrafił pójść za ciosem. Dwa miesiące później ustrzelił wprawdzie doppelpack w zremisowanym 3:3 starciu z Schalke, parę razy ukąsił w Lidze Europy, lecz summa summarum jego licznik zatrzymał się na ledwie czterech ligowych trafieniach w całym sezonie 2009/10. Zespół z Hamburga rozklekotał się zresztą jako całość. Po świetnym starcie sezonu Die Rothosen przestali punktować i zakończyli ligowe zmagania na rozczarowującej 7. pozycji. Labbadia stracił robotę, a Berg znalazł się wkrótce na liście zawodników do odstrzału. Trochę zabrakło mu timingu, bowiem jeszcze sezon wcześniej hamburską ekipą zarządzali z niezłym skutkiem trener Martin Jol i dyrektor Dietmar Beiersdorfer. Potem doszło na Volksparkstadion do „wojny na górze”, której skutki odczuwalne są tam do dziś.
Szweda wypożyczono do PSV Eindhoven, by w Eredivisie odzyskał strzelecką regularność, co udało się tylko połowicznie. A po powrocie do HSV snajper nie przestawał rozczarowywać. Problemem stały się też kontuzje – a to uraz uda, a to obojczyka, a to kolana, a to biodra. Doszło nawet do tego, że w 2013 roku szwedzkie media zaczęły z ekscytacją spekulować o możliwym powrocie Berga do Göteborga. I byłaby to w sumie całkiem urocza historia, ale umówmy się, że ze sportowego punktu widzenia powrót do kraju w wieku 27 lat oznaczałby przyznanie się do klęski.
Nieprzyjemne pożegnanie z Atenami
Berg postawił zatem na ligę grecką. Związał się z Panathinaikosem.
Dobrze na tym wyszedł. Przez cztery sezony spędzone w Atenach rozegrał 151 meczów we wszystkich rozgrywkach, zdobył aż 95 goli i dorzucił do tego również 28 asyst. Trzykrotnie wybrano go najlepszym obcokrajowcem w lidze, dwa razy trafił do najlepszej jedenastki sezonu, a w sezonie 2016/17 został królem strzelców greckiej ekstraklasy. W 2014 roku powiódł też Panathinaikos do 18. w historii klubu triumfu w Pucharze Grecji. Powiódł w naprawdę kapitalnym stylu. Dość powiedzieć, że w finałowym starciu Szwed zaaplikował hat-tricka PAOK-owi.
Panathinaikos 4:1 PAOK (finał Pucharu Grecji 2013/14)
Berg wyglądał na zawodnika wręcz stworzonego do gry w Grecji.
Na topowe europejskie rozgrywki okazał się nieco za mało uzdolniony, takie są fakty, lecz w Panathinaikosie wypracował wreszcie strzelecką regularność, której tak rozpaczliwie poszukiwał przez całe lata po rozstaniu z Groningen. Do tego w Atenach uwolnił również swój wybuchowy temperament. Zawsze uchodził za zawodnika lubiącego interakcję z kibicami i drobne spięcia z przeciwnikami, a tego rodzaju postawa w Grecji jest jak najbardziej mile widziana. Gigantycznym skandalem z udziałem Berga zakończyło się na przykład starcie Panathinaikosu z PAOK-iem w ramach play-offów greckiej ligi w sezonie 2016/17. „Zieloni” prowadzili 1:0 po trafieniu Szweda, jednakże mecz zweryfikowano jako walkower dla ich rywali. W 54. minucie doszło do ostrego spięcia w polu karnym ateńskiej drużyny. Rozjuszony Berg rzucił się do gardła jednemu z rywali i powalił go na murawę.
Zamieszania nie udało się już okiełznać. Kilka chwil później trener PAOK-u oberwał butelką w głowę, a sędzia sprowadził graczy obu ekip do szatni. Szkoleniowca natychmiast odwieziono do szpitala. Berg za swoje prowokacje został natomiast zawieszony do końca sezonu.
„Marcus Berg to prawdziwa „zielona maszyna”. W polu karnym nie da się go powstrzymać”
Dimitris Spiridakos na łamach Agona Sport
Fani Panathinaikosu zakładali, że szwedzki super-strzelec pozostanie w klubie jeszcze przez kilka ładnych lat. Tymczasem okazało się, że incydent ze spotkania z PAOK-iem stanowił zarazem niezbyt efektowną puentę greckiej przygody 31-latka. Berg kilka miesięcy wcześniej przedłużył kontrakt z klubem i zapewniał publicznie kibiców oraz działaczy, że nie ma zamiaru nigdzie się ruszać z Aten, ale jego podejście się zmieniło o 180 stopni, gdy usłyszał o ofercie kontraktu z Al Ain FC – klubu występującego w lidze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Arabowie zaproponowali reprezentantowi Szwecji umowę opiewającą na trzy miliony euro rocznie netto plus bonusy uzależnione od postawy Marcusa na boisku. Grecy nie chcieli wypuszczać swojego gwiazdora, lecz ostatecznie nie mieli wyboru. Sprawa zrobiła się zresztą cuchnąca, do akcji musiała wkroczyć FIFA.
– Niestety, Marcus Berg postanowił nas opuścić – napisali wreszcie przedstawiciele Panathinaikosu w oficjalnym oświadczeniu. – Uznał, że na tym etapie kariery najważniejsze są dla niego korzyści finansowe. Negocjacjom transferowym towarzyszyły nieporozumienia. Puszczamy je jednak w niepamięć z uwagi na to, jak piękną kartę Marcus zapisał w naszym klubie. Jeśli zechce, chętnie przyjmiemy go kiedyś z powrotem.
Wiadomo, kurtuazja.
W ekipie Al Ain szwedzki napastnik nie zatracił skuteczności. Udało mu się nawet zdobyć mistrzostwo Emiratów i dotrzeć do finału Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie lepszy okazał się Real Madryt. Trzeba wszakże podkreślić, że droga ekipy z Hazza bin Zayed Stadium do finałowego starcia rozgrywek była naprawdę wyboista. Al Ain pozostawiło w pokonanym polu Team Wellington (zwycięzców Ligi Mistrzów Oceanii), Esperance de Tunis (zwycięzców afrykańskiej Ligi Mistrzów) oraz River Plate (zwycięzców Copa Libertadores). Berg i spółka solidnie więc zapracowali na szansę skonfrontowania się z „Królewskimi” z Madrytu. – Real jest w słabej formie. Jeśli damy z siebie wszystko, możemy ich pokonać – odgrażał się Szwed.

Marcus Berg
Nie brakowało takich, którzy domagali się od selekcjonera reprezentacji Szwecji, by zrezygnował z Berga z uwagi na jego egzotyczną przynależność klubową. Jednak nieugięty Janne Andersson z uporem godnym lepszej sprawy stawiał na gracza Al Ain między innymi podczas mistrzostw świata w Rosji. Szwedzka prasa z lubością potem wypominała trenerowi, że Berg był „najgorszym napastnikiem na turnieju pod względem statystyk”. Nawet sam Marcus nie miał za wiele dobrego do powiedzenia o swoich występach. – Byłem gówniany – przyznał. Andersson ocenił go bardziej wyrozumiale. – Brakowało nam jego bramek, ale całościowo ma za sobą udane mistrzostwa – dowodził.
SZWECJA POKONA POLSKĘ? KURS: 2,70 W FUKSIARZU!
Powrót do domu
Po mundialu Berg poważnie rozważał zakończenie kariery w kadrze. Po namyśle doszedł jednak do wniosku, że to występy w drużynie narodowej w ogóle go jeszcze napędzają do dalszych treningów. W 2019 roku zrezygnował zatem z kontynuowania występów nad Zatoką Perską i podpisał kontrakt z rosyjskim Krasnodarem. Początkowo roczny – ostatecznie w klubie nie mogli być w stu procentach pewni, ile Szwedowi zostało jeszcze w baku paliwa. Okazało się, że sporo. Krasnodar zakończył bowiem ligowe zmagania na trzecim miejscu, a Szwed zapisał na swoim koncie dziewięć goli. W kolejnych rozgrywkach powtórzył ten wyczyn, choć drużyna wpadła w dołek i osunęła się z najniższego stopnia podium aż do środkowej części tabeli.
Na pewno Szweda dobrze pamiętają Maciej Rybus i Grzegorz Krychowiak. W grudniu 2020 roku „Byki” zdemolowały Lokomotiw Moskwa z reprezentantami Polski w składzie aż 5:0, a Berg dwukrotnie trafił do siatki.
FC Krasnodar 5:0 Lokomotiw Moskwa (18. kolejka Priemjer-Ligi 2020/21)
Również nad rzeką Kubań polubili go fani, choć trafił tam tylko na dwa lata, w dodatku będąc już zdecydowanie po swoim primie. W przyszłym sezonie Berg będzie natomiast cieszył swoimi trafieniami kibiców, którzy zakochali się w nim jako pierwsi. 22 marca 2021 roku IFK Göteborg oficjalnie ogłosiło, że „Czarny Marcus” po czternastu latach zagranicznych, mniej lub bardziej udanych wojaży powraca wreszcie do domu.
– To niesamowite uczucie – komentował swój powrót Berg. – Dorosłem w tym klubie. Chociaż nie pochodzę z Göteborga, IFK to klub, który wspieram od najmłodszych lat. Udało mi się wywalczyć z nim mistrzostwo kraju. Trudno to z czymkolwiek porównać. Od dawna było moim marzeniem, by pewnego dnia powrócić tutaj i raz jeszcze założyć niebiesko-biały trykot. Nie każdy piłkarz ma jednak szansę, by zrealizować takie marzenie o sentymentalnym powrocie. Ja mogę to zrobić, dlatego jestem bardzo szczęśliwy i szalenie wdzięczny wszystkim w klubie. Niewątpliwie jest to ostatni etap piłkarskiej kariery napastnika. Szwedzkie brukowce wykryły, że Berg wprowadził się wraz z żoną – popularną w kraju celebrytką – i dziećmi do nowo zakupionego domu. Posiadłość kosztowała około 35 milionów koron (15 mln zł).
***
Jak ocenić karierę Berga? Nie jest to proste. Blisk0 90 występów w narodowych barwach to imponujący dorobek, lecz z drugiej strony niewielu było w ostatnich latach reprezentantów Szwecji, których częściej odsyłano do wszystkich diabłów. Dziesiątki bramek w lidze greckiej czy holenderskiej również są wyczynem godnym szacunku, jednak przed laty prorokowano przecież, że Berg będzie seryjnie trafiał do siatki w topowych ligach Starego Kontynentu, a także w europejskich pucharach. Z tego nic nie wyszło – Bundesliga totalnie Szweda przerosła. Być może po prostu przeceniono jego możliwości? A może to on nie wycisnął maksa ze swojego potencjału? Tego się już nie dowiemy.
Jedno jest pewne – przed Bergiem dwa ostatnie wyzwania. Odzyskać mistrzowski tytuł z Göteborgiem, ponieważ Blåvitt czekają na ten sukces od… 2007 roku. To wyzwanie numer jeden. A dwa? Zdobyć wreszcie bramkę podczas wielkiego turnieju. Oby tylko przełamanie nie nadeszło dziś.
fot. NewsPix.pl