2006 rok, reprezentacja Włoch gra na mundialu z Czechami. Ostatni mecz fazy grupowej, ale Marcelo Lippi nie decyduje się na rotację w defensywie. Duet stoperów jest żelazny: Fabio Cannavaro i Alessandro Nesta. W 17. minucie Italii zdarzył się jednak mały koniec świata. Nescie odnowił się uraz i musiał opuścić boisko. Człowiek-pech, bo dla obrońcy Milanu była to już trzecia kontuzja na trzecich mistrzostwach świata w karierze. Bez lidera defensywy Włosi mieli mieć duże problemy. Ale rezerwowy Marco Materazzi w 10 minut udowodnił, że życie bez Nesty istnieje.
Spis treści
Nie minęło pół godziny, a wynik na tablicy wciąż był remisowy – 0:0. Squadra Azzurra szukała więc otwarcia wyniku i znalazła go, kiedy do piłki ustawionej w narożniku boiska podszedł Francesco Totti. Kapitan Romy dogrywa piłkę, blisko dwumetrowy Materazzi wyskakuje do niej tak, jakby szykował się do wsadu w NBA. Jan Polak nie ma szans, Włosi obejmują prowadzenie.
Defensor Interu zostaje w składzie – choć musi opuścić ćwierćfinał z powodu czerwonej kartki – aż do finału. W nim także strzela bramkę, o przechodzeniu do historii w nieco inny sposób już nie wspominamy. W każdym razie Materazzi dźwignął ciężar zastąpienia lidera i doprowadził Italię do medalu.
Teraz przed podobnym zadaniem stoi Francesco Acerbi.
EURO 2020. Francesco Acerbi zastąpił Giorgio Chielliniego
Giorgio Chiellini miał takie wejście w turniej, że południe Europy momentalnie przestało się zastanawiać, czy dla blisko 37-letniego weterana taka impreza nie będzie zbyt wielkim wyzwaniem. W pierwszym spotkaniu nie do przejścia. Po drugim „La Gazzetta dello Sport” napisała, że grał tak, że zapewne zostałby MVP spotkania. „By”, tryb przypuszczający, bo w 24. minucie gry Chiellini daje sztabowi szkoleniowemu sygnał, że coś jest nie tak. Tak jak 15 lat temu w przypadku Nesty – odnowiony uraz oznacza konieczność rozbicia żelaznego duetu stoperów. Roberto Mancini ma na ławce Alessandro Bastoniego, największy talent włoskiej piłki jeśli chodzi o obrońców, mistrza Włoch. Wybiera jednak 33-letniego – w takim samym wieku był Materazzi, gdy zostawał mistrzem globu – Francesco Acerbiego. Italia wątpi, czy będzie to dobry wybór. Wiadomo, to żaden leszcz, a podstawowy stoper Lazio Rzym.
Selekcjoner Squadra Azzurra jakiś czas temu zdecydował się na podobny ruch, w meczu z Bośnią. Nie skończyło się to dobrze. – Spokojnie, przecież nie kazałem bramkarzowi grać w obronie. Przyznaję się jednak do błędu – mówił wtedy Mancini.
Mimo to zaryzykował ponownie. I tym razem się nie pomylił, bo Acerbi zagrał dobre spotkanie. Breel Embolo skończył u niego w kieszeni, Italia zachowała czyste konto i nie pozwoliła Szwajcarom na zbyt wiele. W kolejnym spotkaniu u boku Leonardo Bonucciego zagrał już Bastoni, który zebrał jeszcze lepsze recenzje od prasy. Acerbi wszedł w przerwie, zmieniając partnera piłkarza Interu i zapisał na koncie jeden z niewielu błędów, jakie przydarzyły się Italii. Wydawało się więc, że to młodszy z rezerwowych stoperów zastąpi Chielliniego, który nadal nie mógł dojść do pełnej dyspozycji.
Ale Mancini znów postawił na Acerbiego. I tym razem wyszedł na tym jeszcze lepiej.
Włochy – Austria. Acerbi bohaterem
Komentatorzy TVP Sport przy drugiej bramce byli pewni, że to Andrea Belotti zastawił się w polu karnym tak świetnie, że obrońca mógł tylko bezradnie patrzeć, jak zalicza asystę przy golu Matteo Pessiny. I wcale im się nie dziwimy, bo kto spodziewałby się, że w rolę silnego napastnika, tura przestawiającego defensorów, wcielił się właśnie Acerbi? Dla niego był to dopiero drugi kontakt z piłką w polu karnym rywala podczas EURO 2020 (choć jednocześnie jest drugim najczęściej holującym piłkę w tercję ataku piłkarzem włoskiej kadry – przyp.), a przede wszystkim – była to nietypowa rola i pozycja. Stoper Lazio miał jednak dzień konia. Gol Pessiny nie był jedynym, przy którym maczał palce. Wcześniej płaskim, precyzyjnym podaniem dostrzegł Leonardo Spinazzolę, który później popisał się równie dobrym przeglądem pola, zagrywając futbolówkę do Federico Chiesy. Dwa gole Squadra Azzurra, dwa przy udziale Acerbiego.
Już wyrównał wynik Materazziego z 2006 roku, jeśli chodzi o ofensywny wkład w wyniki zespołu.
Ale nie tylko za grę do przodu Francesco należy pochwalić. Nawet Bonucciemu zdarzył się w meczu z Austrią spory błąd, a Acerbi był jak skała. Na jego konto możemy zapisać jedynie jedną sytuację – kiedy Marko Arnautović ograł dwóch Włochów i pod bramką Gianluigiego Donnarummy przez moment zrobiło się niebezpiecznie. Ale poza tą akcją, zresztą ostatecznie niegroźną, Acerbi był jak plaster, który doskonale neutralizował austriackie próby ataków.
- 4/7 wygrane pojedynki w powietrzu
- 2/4 udane odbiory
- 4 przejęcia (najwięcej)
- 5 wybitych piłek (najwięcej)
- 3/5 wygrane pojedynki
Szef.
MANUEL LOCATELLI – WŁOSKI BRYLANT Z ODZYSKU
Lider reprezentacji Włoch na EURO 2020
Świetny występ przeciwko Austriakom sprawił, że ci, którzy obawiali się o brak Chielliniego w fazie pucharowej, są znacznie spokojniejsi. W końcu dziś Acerbi to:
- najlepszy Włoch pod względem przejętych piłek (9 – 12. na całym EURO)
- 2. najlepszy Włoch pod względem wybitych futbolówek (9 – o 4 mniej od Bonucciego)
- 4. Włoch pod względem podań w tercję ataku i podań progresywnych (14)
- 5. Włoch pod względem stworzonych sytuacji do oddania strzału (10)
- 4. najskuteczniej zakładający pressing piłkarz włoskiej kadry (33% udanych prób)
- 2. Włoch pod względem rajdów z piłką w tercję ataku (7)
- 2. najlepiej grający głową piłkarz włoskiej kadry (6 wygranych główek – 66% pojedynków)
Liczby pasujące do silnego punktu Squadra Azzura. Świetne uzupełnienie luki po Giorgio Chiellinim, który, dopóki grał, stanowił ważny element w taktyce Roberto Manciniego właśnie pod kątem wprowadzenia piłki, zapuszczania się na połowę rywala (82% celnych podań na połowie rywala), a jednocześnie dominacji w powietrzu i fizycznej walki z przeciwnikiem w obronie (62% wygranych „główek”). Acerbi wpisuje się w tę rolę – ma 88% celnych podań na połowie rywala, o dominacji w powietrzu już pisaliśmy, a warto dodać, że do tego wygrywa 70% pojedynków na ziemi.

Lukaku kontra Acerbi. Powtórka już w 1/4 finału EURO 2020?
Oczywiście jeśli ktoś śledzi Serie A, nie jest tym przesadnie zaskoczony. Choć 33-letni Francesco Acerbi nie jest zbyt dobrze znany szerszej publiczności, to we Włoszech jest prawdziwą marką. Był bliski pobicia rekordu Javiera Zanettiego jeśli chodzi liczbę meczów w wyjściowej „jedenastce” z rzędu. Argentyńczyk zaliczył 162 takie występy, Acerbi 149. Stoper, który jest o centymetr niższy od wspominanego już Materazziego, to pewna firma w wielu innych rubrykach.
- najwięcej udanych pressingów w Serie A – 41,7%
- 8. pod względem przejętych piłek – 62
- 8. pod względem wybitych piłek – 155
- 6. pod względem wygranych pojedynków w powietrzu – 74,8%
Mancini faktycznie golkipera w obronie nie wystawia. Wystawia gościa, za którym stoją twarde liczby. A także wzruszająca historia.
Francesco Acerbi. Kim jest obrońca Lazio i reprezentacji Włoch?
Być może ją znacie, bo nie jest to pilnie strzeżona tajemnica. Także dlatego, że Francesco Acerbi dwukrotnie wygrał z rakiem, dziś aktywnie angażuje się w pomoc potrzebującym. Tym, którzy walczą z tą samą chorobą oraz innym, jeśli tylko się o tym dowie. W kadrze zasłynął nie tylko zatrzymaniem Austriaków, ale także tym, że niespełna rok temu na własne życzenie przedłużył wizytę w szpitalu. Razem z kumplami ze Squadra Azzurra spotkali się z chorymi dziećmi. Kiedy ekipa zakończyła wizytę i wróciła do hotelu, Acerbi przekazał trenerowi, że on sam wróci do centrum treningowego taksówką. – Nie odjadę stąd, dopóki nie zobaczę się z każdym z nich – miał powiedzieć Manciniemu, który przystał na jego prośbę.
Selekcjonerzy mają do niego słabość. Może nie chodzi o to, że stawiają na niego w wyjściowym składzie, bo jego przygoda z kadrą jest przerywana – tu występ w 2016 roku, tam epizod dwa lata później, potem kolejna przerwa. Ale już Antonio Conte był pod wrażeniem tego, jakim Acerbi jest człowiekiem i jaki wpływ ma na grupę. – Jesteś prawdziwym twardzielem. Nie wiem, czy miałbym w sobie tyle siły.
Słowa byłego opiekuna kadry nie były przesadzone, choć gdybyście posłuchali o tym, jak o walce z rakiem opowiada sam zainteresowany, moglibyście uznać go za szaleńca. Francesco nowotwór uważa bowiem za dar od boga. Za wielkie szczęście. Choroba całkowicie zmieniła jego życie. Młody Acerbi miał nieco inny kontakt z Nestą niż Materazzi, do którego ciągle wracamy. Francesco na życzenie Adriano Gallianiego przejął po legendzie Milanu numer na koszulce. „13”, symbol wielkiego defensora. Ale jego przygoda w ekipie Rossonerich nie była tak udana, jak kolegi po fachu. – Wziąłem ten numer, bo niczym się nie przejmowałem. Nie to, że nie czułem stresu, ja po prostu miałem wyjebane. Nie prowadziłem się jak sportowiec, potrafiłem przychodzić na treningi zgarowany, po całonocnych imprezach. Piłem wszystko, co wpadło mi w ręce. Nie szanowałem siebie, kolegów z zespołu ani klubu, który mi płacił – opowiadał w rozmowie z Diego Guido.
Milan wynajął mu mieszkanie poza miastem, ale to nie ograniczyło zapędów Francesco. Zawsze mówił, że gra, żeby sprawiać radość ojcu, więc gdy zmarł, nie miał już wyzwań. W rozmowach z matką zupełnie serio mówi o chęci zakończenia kariery. Po latach otwarcie mówi, że gdyby nie transfer do Sassuolo, gdyby nie badania, po których lekarze wpadli na raka jąder, dzisiaj kopałby w Serie B, albo próbował poukładać sobie życie po karierze.
A jest reprezentantem Włoch.
DOMENICO BERARDI – KSIĄŻĘ PROWINCJI
Jak Acerbi wygrał z rakiem?
Nie myślcie jednak, że Acerbi doznał olśnienia i zmądrzał gdy tylko usłyszał diagnozę. Być może wówczas śmiertelną. Tym też się nie przejął. Zapijał stres, a kiedy okazało się, że pokonał raka, mimo że przez dłuższy czas przyjmował niewłaściwe leki, które wcale nie pomagały w walce z chorobą, uwierzył, że sekret wygranej z nowotworem tkwi w jego głowie i ze wszystkim sobie poradzi. Tak nie było. Kiedy rak zaatakował po raz drugi, na poważnie zaczął się zastanawiać, co najlepszego zrobił ze swoją karierą. I z życiem, które marnował, chodząc po knajpach, zamiast przyłożyć się do treningu po obowiązkowych, klubowych zajęciach. Fatalnie sypiał, miał wyrzuty sumienia. Chemioterapia odsunęła go od treningów, a kiedy okazało się, że musi mieć amputowane jądro, obawiał się, że nie będzie już nawet facetem.
– Czym ty się martwisz? Mało znasz piłkarzy, którzy grają tylko jedną nogą? – żartował lekarz, próbując go uspokoić.

W końcu odnalazł spokój i narodził się na nowo. Siedem lat temu uwierzył, że życie daje mu szansę. Chyba ostatnią, bo wcześniejsze – jak choćby tę, która pozwoliła mu podpisać kontrakt w Serie A, mimo że przez lata grał jedynie amatorsko, z kolegami – przespał. Zmienił dietę na tę, która bardziej pasowała do sportowca. Zaczął trenować indywidualnie. Odnalazł w sobie boga, zaczął wzorować się na Janie Pawle II. Poszedł do psychologa, który pomógł mu poukładać sobie wszystko w głowie, wygrać nie tylko z rakiem, ale i lękami dotyczącymi przeszłości i tego, co przed nim.
– Zacząłem trenować i grać po to, żeby sprawiać radość samemu sobie. Dziś w głowie mam tylko jedną myśl: że dzisiejszy Acerbi to nie jest najlepszy Acerbi. Codziennie muszę się poprawiać, w najdrobniejszych szczegółach. Dzięki rozmowom ze specjalistą, rozwinąłem się jako mężczyzna. Wyeliminowałem cechy, które sprawiały, że byłem wrakiem człowieka. Przekonałem się, że nie ma limitów nie do złamania – opowiadał we wspomnianej już rozmowie.
CZY REPREZENTACJA WŁOCH MA PROBLEM Z NAPASTNIKIEM?
***
Od tamtej pory Acerbiego nie złamało już nic. Ani brak powołania na wymarzone EURO 2016, ani rozpad związku, który miał zakończyć się ślubem. Szczebel po szczeblu przełamywał kolejne bariery. Przez lata odrzucał oferty z zagranicznych klubów, ale w końcu zdecydował się na przejście do Lazio. Krok do przodu. Regularnie grał w pucharach. Krok do przodu. Został podstawowym defensorem ekipy, która wyszła z grupy Ligi Mistrzów. Znów progres. Pojechał na międzynarodowy turniej, a potem udowodnił, że nie musi czuć się gorszy niż legenda włoskiej piłki. Po powrocie z EURO 2020 – być może z medalem – zostanie ojcem. I zapewne nie przeszkodzi mu to w zajmowaniu się chorymi dzieciakami, którym zawsze daje trochę uśmiechu.
Nie ma co się dziwić, że fascynują go lwy. O nim samym można mówić per król.
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK, Newspix
