Ta walka od kilku miesięcy generuje sporo emocji – również pomiędzy jej głównymi bohaterami. Bo powiedzieć, że Tyson Fury (30-0-1, 21 KO) i Deontay Wilder (42-1-1, 41 KO) za sobą nie przepadają, to nic nie powiedzieć. Ich trzeci pojedynek niesie za sobą wiele podtekstów, od osobistych po finansowe. Jednego jesteśmy pewni – jeżeli obaj będą walczyć tak dobrze, jak okładają się słownie w mediach, to zobaczymy świetny boks. Ale mamy też nadzieję, że podczas gali w Las Vegas udany rewanż na Robercie Heleniusie (30-3, 19 KO) weźmie Adam Kownacki (20-1, 15 KO). O tym wszystkim przekonamy się w nocy z soboty na niedzielę.
NA RINGU ZWYCIĘŻYŁ FURY. ALE NA WOKANDZIE WILDER
Przed tą walką nie mogliśmy liczyć na uprzejmości i gadki o szacunku do rywala tak, jak miało to miejsce w przypadku pojedynku Anthony’ego Joshuy (24-2, 21 KO) z Oleksandrem Usykiem (19-0, 13 KO). Trzecie starcie Fury’ego z Wilderem ma zupełnie inny klimat. Obaj pięściarze nie ukrywają tego, że szczerze się nie znoszą. Przed galą w Las Vegas trash talk wręcz wylewa się z każdej wypowiedzi głównych bohaterów widowiska.
– Widzicie moją czerwoną szatę. Chcę odzyskać tytuł w krwawy sposób. Do zobaczenia.
– Wilder powiedział, że wygrałem drugą walkę tylko dlatego, że oszukiwałem. Ale potem zmienił całą swoją ekipę i sposób treningu. Twierdzi, że trenował najciężej w życiu. Pytanie brzmi: skoro oszukiwałem, to jaki sens miało zmienianie wszystkiego i cała ta dodatkowa robota przed trzecią walką? Ktoś może odpowiedzieć na to pytanie? Wiem, że Wilder nie może, jego mózg nie dałby rady. Zobacz, jak głupio teraz wyglądasz dziwko… […] Po tej walce [Wilder] będzie znów pracował w McDonaldzie, tak jak zaczynał.
– Nawet w moim najtrudniejszym momencie nie czułem twoich ciosów, bijesz jak dziwka.
– Zostałeś znokautowany menelu!
– Jestem królem, wojownikiem, zaakceptowałem to, co się działo [podczas drugiej walki]. Mimo tego wszystkiego nie mogłeś mnie znokautować!
– Kiedy lałem cię w łeb w narożniku, twój trener Mark Breland uratował ci życie, rzucając ręcznik!
A to tylko ich miła pogawędka podczas konferencji prasowej, która odbyła się dwa dni temu. Kiedy prowadząca zaproponowała, by obaj stanęli ze sobą twarzą w twarz, Bob Arum zaczął wykrzykiwać „Nie, nie, nie!”. Doświadczony promotor obawiał się, że przy takim nagromadzeniu złej krwi obaj pięściarze mogliby zapragnąć rozstrzygnąć o losach pasa WBC nieco wcześniej, niż jest to zaplanowane.
I chociaż Fury jest tym, który gada więcej i głośniej, to tak po prawdzie nie dziwimy się jego zachowaniu. Przecież kilka miesięcy temu Wilder pozbawił go szansy na wypłatę życia. Anglik miał walczyć o unifikację czterech najważniejszych pasów wagi ciężkiej ze swoim rodakiem, Anthonym Joshuą. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Królowi Cyganów nie pozostawało nic innego, jak w sierpniu wsiąść w samolot do Arabii Saudyjskiej, sprać bardzo statycznego w ostatnich walkach Joshuę, zainkasować minimum siedemdziesiąt pięć milionów dolarów i potwierdzić, że jest absolutnym królem wagi ciężkiej.
Ależ musiał być wściekły, kiedy w maju usłyszał wyrok amerykańskiego sądu arbitrażowego, głoszący konieczność zorganizowania trzeciej walki z Wilderem. Pomimo tego, że w rewanżu zdeklasował Bronze Bombera, którego trener w siódmej rundzie przerwał walkę.
Ależ musiał gotować się w środku dwa tygodnie temu, oglądając walkę Usyka z Joshuą. Widząc jak bezradny jest jego rodak w starciu z pięściarzem o świetnej technice, dobrej pracy nóg i balansie ciała, myślał zapewne, że to byłaby największa i najłatwiej zarobiona kasa w jego życiu. Przecież sam pod względem umiejętności bokserskich nie ustępuje Usykowi, a przy tym posiada świetne warunki fizyczne. 206 centymetrów wzrostu i niebotyczne 216 centymetrów zasięgu ramion czynią z niego idealny model boksera wagi ciężkiej.
OBSTAW WYNIK WALKI FURY-WILDER W FUKSIARZ.PL!
Tymczasem jeżeli w rewanżu Joshua nie pokona Usyka, to o kwocie zaproponowanej przez arabskich szejków za walkę obu Anglików będzie można pomarzyć. W przypadku ponownej wygranej Ukraińca, Fury powalczy o miano dominatora wagi ciężkiej z o wiele mniej medialnym bokserem, zdolnym wygenerować zaledwie część takich zysków jakie przyniosłaby walka z Joshuą.
A wszystko to przez Deontaya Wildera. Tego cholernego futbolistę, którego bezdyskusyjnie pokonał półtora roku temu. I który w sądzie wywalczył sobie prawo trzeciej walki lub wielomilionowego odszkodowania, gdyby do takiej nie doszło.
DEONTAY W KRAINIE WYMÓWEK
Jedyną bronią Bronze Bombera w rewanżu był prawy sierpowy, który przez krytyków surowego stylu Deontaya jest złośliwie nazywany prawym zamachowym. Wilder bez wątpienia dysponuje najmocniejszym uderzeniem w wadze ciężkiej, lecz nie mógł znaleźć sposobu aby trafić dobrze broniącego się przeciwnika. Fury przerastał go technicznie, bezlitośnie punktował, w trzeciej i piątej rundzie posłał na deski. Naszym – i nie tylko naszym – zdaniem, pięściarz z USA został w tej walce zdeklasowany. W każdym elemencie bokserskiego rzemiosła Fury był po prostu lepszy i wygrał całkowicie zasłużenie.
Ale gdybyśmy zapytali o zdanie Amerykanina, zapewne przedstawiłby te wydarzenia nieco inaczej. Owszem, zdaje sobie sprawę z poniesionej porażki. Jednak przyczyn takiego przebiegu wydarzeń szuka wszędzie, tylko nie w różnicy umiejętności jaka dzieli go z Brytyjczykiem. A zbiór wymówek i teorii spiskowych powstałych w głowie Wildera jest naprawdę pokaźny.
Otóż twierdził on, że przegrał walkę już w trakcie wejścia na ring. Wszystko przez… zbroję, którą zdecydował się założyć podczas ceremonii wejścia. Dla byłego już mistrza okazała się ona za ciężka, przez co nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zapewne zachodzicie w głowę, jakiż to ciężar uniemożliwił skuteczną obronę pasa człowiekowi, który na ławeczce wyciska 160 kilogramów? Efektownie wyglądający zestaw ważył… 19 kilogramów. I nie – nie zgubiliśmy zera przy tej liczbie.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć klasyki gatunku, czyli podejrzeń o stosowanie dopingu przez Fury’ego. Za Królem Cyganów ciągnie się afera dopingowa, kiedy w 2015 roku wykryto w jego organizmie nandrolon. Pięściarz tłumaczył się, że taki wynik jest efektem spożywania… mięsa niekastrowanego dzika. Ostatecznie w grudniu 2017 roku zawarł porozumienie z Brytyjską Agencją Antydopingową. Wypracowano kompromis – dwuletnie zawieszenie, trwające od grudnia 2015 roku. Było to o tyle istotne, że w listopadzie wygrał walkę z Władimirem Kliczko, która została uznana za czystą. Bombardier z Alabamy chętnie wykorzystuje tę sprawę twierdząc, że Fury musiał brać sterydy również przez ich walką.
Ale to jeszcze nie wszystko. Następnie Wilder zaczął mówić, że wprawdzie trafiał swojego przeciwnika, lecz walczył z kontuzją przez co jego ciosy nie siały takiego spustoszenia, jak zwykle to robią. Ponadto, wysunął kolejne oskarżenie jakoby Fury miał w rękawicy ukryte żelastwo. Jako dowód nagrał film, w którym pokazał zbliżenie na swoje rozcięte ucho, opuchliznę po jednym z uderzeń oraz tłumaczył, że dłonie Tysona nienaturalnie się wyginały.
🤴🏿Fury Be A Man 🖕🏿@Tyson_Fury it is time for you to be a man and honor your agreement.
What is this bullshit of you fighting Carlos Takam instead of me, you got to be kidding… pic.twitter.com/qeo47CfHi4— Deontay Wilder (@BronzeBomber) October 31, 2020
Na sam koniec zostawiliśmy crème de la crème. Wilder zaczął twierdzić, że w jego obozie znajdował się człowiek Fury’ego. Piątą kolumną miał okazać się… sam trener Mark Breland. Według pięściarza, miał on dosypać swojemu zawodnikowi do wody środek rozluźniający mięśnie, a kiedy Deontay już dochodził do siebie w siódmej rundzie, Breland rzucił ręcznik na znak poddania.
NOWY TRENER, STARY PRZEBIEG WALKI?
Koniec końców, Wilder zmienił trenera na Malika Scotta. Rzecz jasna mówi o tym, że znajduje się w życiowej formie, przeszedł najlepsze przygotowania w karierze, a nowy opiekun wydobył z niego to, czego nikt inny wcześniej nie potrafił. O to, czy nowy trener okaże się receptą na sukces amerykańskiego zawodnika, zapytaliśmy Piotra Momota, zastępcę redaktora naczelnego portalu ringpolska.pl.
– Przewiduję, że walka będzie miała podobny przebieg jak ta sprzed półtora roku. Czyli Fury spokojnie wygra. Niekoniecznie przed czasem – myślę, że tym razem może zwyciężyć na punkty. Deontay Wilder zmienił trenera, zmienił rutynę treningową, zapewne ma inny plan na ten pojedynek. Jednak to ukształtowany zawodnik o bardzo specyficznych warunkach fizycznych. Jak na swój wzrost jest stosunkowo chudy, o szczupłych nogach. Teraz dużo pozmieniał z trenerem Malikiem Scottem. Oczywiście to ma mu pomóc, ale myślę, że skutek będzie dokładnie odwrotny. Zwykle gdy przed wielkimi walkami coś się próbuje zmienić w tak dużym stopniu, to wszystko bierze w łeb. W momencie kryzysowym zawodnik sięgnie do starych nawyków. Nowe rozwiązania zostaną odstawione na bok, a stare już są rozszyfrowane przez Fury’ego – komentuje Momot.
Zmiany w przygotowaniach Bronze Bombera były widoczne podczas ważenia zawodników. Na wagę wniósł 107 kilogramów – najwięcej w całej karierze. Zapewne większa masa ma być sposobem na przeciwstawienie się Brytyjczykowi w zwarciu. Jednak Fury również jest cięższy niż ostatnio. Co prawda nie osiągnął szumnie zapowiadanych 130 kilogramów, lecz klincz z kolosem ważącym 125,6 kilograma z pewnością nie będzie należał do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie.
Jeżeli chodzi o elementy techniczne oraz szybkość i inteligencję w poruszaniu się po ringu, w tym aspekcie Fury wciąż będzie miał przewagę. Zatem walka rzeczywiście może przebiegać dokładnie tak, jak ich poprzednie starcie. Punktowany w kolejnych rundach Wilder z czasem może sprowadzić swój boks starego bokserskiego porzekadła, że w wadze ciężkiej o zwycięstwie jest w stanie zadecydować jeden cios. Pamiętajmy, że ta sztuka prawie mu się udała w pierwszej walce z Brytyjczykiem. Wtedy wydawało się, że Amerykanin w dwunastej rundzie zmiótł Fury’ego z ringu i ten nie zdoła podnieść się po przyjętej bombie. Ale wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich i samego Wildera, Król Cyganów nie tyle wstał, co wręcz powrócił do świata żywych.
POLSKA PRZYSTAWKA PRZED DANIEM GŁÓWNYM
Fani pięściarstwa w Polsce zapewne zasiądą przed telewizorami czekając nie tylko na główne wydarzenie gali. Giganci gigantami, jednak przed walką Fury-Wilder na ringu pokaże się Adam Kownacki (20-1, 15 KO), który skrzyżuje rękawice w rewanżu z Robertem Heleniusem (30-3, 19 KO). Polak na co dzień mieszkający w Stanach Zjednoczonych w swoich poprzednich walkach wręcz imponował częstotliwością zadawania ciosów i ofensywnym stylem. Co prawda widać było u niego mankamenty w obronie, lecz zdecydowanie więcej ciosów zwykł wyprowadzać, niż przyjmować. Kibice lubią takich pięściarzy – atakujących, idących do przodu i wchodzących w wymianę ciosów bez zbędnego kunktatorstwa.
Na początku ubiegłego roku popularny Baby Face otwarcie mówił o chęci podboju królewskiej dywizji. Bo skoro udało się Andy’emu Ruizowi (34-2, 22 KO) z Anthonym Joshuą, to dlaczego Polak – który często jest porównywany do Ruiza – miałby nie poradzić sobie z Deontayem Wilderem, wówczas dzierżącym pas WBC? Stany Zjednoczone to drugi dom naszego zawodnika, jest rozpoznawalny na tamtejszym rynku. Zatem w przypadku wygranej Wildera z Furym w ich drugim pojedynku oraz zwycięstwa Kownackiego z Heleniusem dwa tygodnie później, walka Wilder-Kownacki wydawała się bardzo, ale to bardzo realna.
Jak wiadomo, plany wzięły w łeb. I to podwójnie. O drugim pojedynku Fury-Wilder powiedzieliśmy powyżej. Ale dwa tygodnie później Kownacki, walcząc na swoim terenie w brooklyńskiej hali Barclays Center, przegrał z rosłym Finem przed czasem. W ringu zobaczyliśmy typowy styl Adama. Polak odważnie szedł do przodu, spychał przeciwnika do lin i dyktował tempo walki. Lecz w czwartej rundzie nadział się na celny lewy prosty rywala, który wyraźnie go naruszył. Doświadczony Helenius nie zwykł marnować takich szans. Położył Polaka jeszcze raz na deski, a po minucie od rozpoczęcia rundy sędzia ringowy David Fields zakończył pojedynek. I bardzo słusznie, bo polski bokser wyraźnie zamroczony wręcz pływał po ringu.
Zatem niedzielna walka będzie odpowiedzią na pytanie, czy Kownacki rzeczywiście należy do czołówki wagi ciężkiej, czy jednak to dla niego za wysokie progi. A propos wagi – Baby Face zaczyna się już irytować pytaniem o swoją masę. Często spotyka się z zarzutami, że może jednak zrzuciłby kilka kilogramów. W lipcu tego roku, kiedy pierwotnie miała obyć się jego rewanżowa walka z Heleniusem, nie wytrzymał i z przekąsem napisał na swoim Twitterze, że jak się to komuś nie podoba, to w następnej walce będzie ważył i 140 kilogramów. I tak po prawdzie, trochę się Polakowi nie dziwimy. To jest boks, nie zawody kulturystyczne. Okej, Kownacki nie wygląda jak model z okładki magazynu. Tylko co z tego skoro potrafi zadawać ciosy z częstotliwością, której nie powstydziliby się bokserzy z niższych wag?
Oczywiście, Polak zdaje sobie sprawę, że jego masa również musi mieścić się w granicach zdrowego rozsądku. Podczas piątkowego ważenia zanotował 117 kilogramów – o ponad trzy mniej, niż przed poprzednią walką. Doskonale wie o jaką stawkę będzie walczył dziś w nocy.
– Muszę udowodnić sobie i całej reszcie, że to, co stało się ostatnio, było zwykłym wypadkiem przy pracy i więcej już się nie powtórzy. Wtedy byłem lekkomyślny, nie słuchałem swojego trenera i zapłaciłem za to karę. Helenius pokazał mi, że jeśli patrzysz za daleko, możesz oberwać, dlatego tym razem skupiam się wyłącznie na nim – powiedział Kownacki przed walką.
Czy Polak zaliczy udany powrót do czołówki wagi ciężkiej? O tym przekonamy się w niedzielę, wczesnym porankiem. Transmisja walki Tysona Fury’ego z Deontayem Wilderem zaplanowana jest na godzinę piątą polskiego czasu. Zatem walczący przed nimi Kownacki i Helenius powinni zameldować się na ringu około godziny czwartej. TVP Sport pokaże całą galę już od drugiej w nocy.
Fot. Newspix