Antonio Ribeiro zimą został nowym dyrektorem sportowym Radomiaka, który po rewolucji w zespole – wymianie połowy składu oraz trenera – utrzymał się w Ekstraklasie, ocierając się o czołówkę tabeli wiosny. Portugalczyk opowiedział nam o kulisach tych zmian, o tym, jak został jednym z najmłodszych szefów pionu sportowego w Polsce, nowych kierunkach transferowych w Radomiu, podejściu do skautingu i planach na rozwój klubu w kolejnych latach. Ma być spokojniej, stopniowo lepiej i wciąż ciekawie.
Jak przeprowadzić skuteczną rewolucję?
To było wyzwanie! W styczniu dokonaliśmy wielu transferów, zmieniliśmy też trenera. Oznaczało to nową wizję, filozofię, sposób pracy. Początki były trudne, bo na adaptację potrzeba czasu, którego nie mieliśmy. Zrealizowaliśmy główny cel, naszym małym sukcesem jest to też, że na trzy kolejki przed końcem byliśmy już całkowicie spokojni. Trzeba pogratulować wszystkim — zawodnikom sztabowi, dyrektorom, zespołowi medycznemu, prezydentowi klubu oraz Bruno Baltazarowi, bez którego pracy, punktów nie udałoby się utrzymać.
Radomiak wymienił połowę szatni, żeby się utrzymać.
Wszystko krąży wokół poprawienia jakości zespołu oraz organizacji klubu. W dłuższej perspektywie chcemy budować kadrę z konkretną wizją, dobierać zawodników pod szerszą strategię, ale zimą chodziło przede wszystkim o wzmocnienie kadry jak najlepszymi piłkarzami, bo nie mogliśmy przygotować okienka z dwu-, trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Trzeba było zastąpić ważnych, podstawowych piłkarzy i myślę, że to się udało. Organizacja na boisku wymagała jednak cierpliwości, trzeba było złapać pewną rutynę. Skoro nasz ostatni transfer wykonaliśmy po czterech meczach, to znaczy, że stało się to już gdy dwanaście punktów było rozdanych. Walczyliśmy z czasem.
Nie chodziło tylko o jak najlepszych zawodników. Zmienił się profil piłkarzy, drużyny. Przykładowo Radomiak ma teraz szybszych, dobrych z piłką stoperów.
Na pewno, masz rację. Szukaliśmy pewnych cech u piłkarzy na konkretnych pozycjach według tego, czego naszym zdaniem nam brakowało. Zwracaliśmy też uwagę na ich charakter, na warunki finansowe, bo chcieliśmy osiągnąć stabilizację w tym zakresie, połączyć jakość i cenę. Myślę, że obecnie mamy tańszy w utrzymaniu skład niż jesienią, więc udało się to zrobić.
A czego szukaliście u trenera?
Potrzebowaliśmy kogoś, kto gwarantuje pewną intensywność gry, organizację, jakość w defensywie. Joao Henriques i cały sztab – portugalska oraz polska część – świetnie się spisali. Nie jestem zaskoczony, bo znałem Joao z Portugalii. Mamy podobny sposób myślenia, podejście do futbolu, spojrzenie na grę. Pewną gwarancją było dla mnie to, co robił w naszej lidze, pozytywnie patrzyłem też na jego pracę w Olimpiji Ljubljana. Widzę to samo w Radomiu. To trener, który rozwija piłkarzy indywidualnie. Był bezpieczną opcją, więc była to łatwa decyzja.
Czym wyróżniał się w Portugalii?
Najbardziej imponowała mi jego praca w Vitorii Guimaraes, jednym z największych klubów w kraju oraz w CD Santa Clara. Widziałem tam jego jakość i pomysł. Wyglądało to tak, jak w Radomiu – jego zespoły były odważne w fazie posiadania piłki, w rozgrywaniu. Grały bardzo produktywny futbol, widać było pewną kontrolę w grze. Radomiak zagrał tak z Legią Warszawa. Joao umie też odwracać losy meczu, potrafi się dostosować. Na Raków obraliśmy inną strategię i zagraliśmy jeden z najlepszych meczów w sezonie, stworzyliśmy sobie okazje bramkowe. Gdy one są, to znaczy, że coś zostało wypracowane. Podoba mi się nasza zdolność do adaptacji do różnych sytuacji.
Dane Hudl StatsBomb wskazują, że Radomiak wyraźnie poprawił grę w obronie.
Kapitalna robota w tym zakresie. Wiedzieliśmy, że mamy z tym problem. Po meczu z Jagiellonią widać było stopniową poprawę. Kreowaliśmy więcej okazji, ale byliśmy też lepsi w obronie. Na wszystko potrzeba czasu, piłka nożna to proces. Czasami okres przygotowawczy nie wystarczy, potrzeba dojść do pewnych rzeczy w trakcie rundy. Mamy klarowny styl gry, wizję pracy trenera. Mając kilka miesięcy na przygotowanie propozycji transferów, mogliśmy mocniej nad tym popracować.
Dane Hudl StatsBomb wskazują, że Radomiak wiosną znacznie ograniczył liczbę szans rywali
Joao Henriques chciałby ponoć wrócić do formacji 4-3-3.
Trener ma swój preferowany system, ale potrafi zagrać inaczej, gdy zachodzi potrzeba. Dostosował się do tego, jaki zespół zastał. Teraz będziemy budować kadrę z myślą o dwóch różnych ustawieniach, które wykorzystywał.
To jak, kolejna rewolucja?
Nie sądzę, nie spodziewałbym się tego na miejscu kibiców. Jesteśmy zadowoleni z naszego składu, próbujemy utrzymać jak największą liczbę zawodników. Nie powiem, że chcemy być w tym samym miejscu, bo oczywiście chcemy rosnąć, ale chodzi o to, żeby złapać pewną stabilność. Rozwinęliśmy się, chcemy sprostać oczekiwaniom.
Jakich zawodników szukacie?
To dość oczywiste. Ekstraklasa to liga wymagająca fizycznie, o wysokiej intensywności. Dzięki temu rywalizacja jest wyrównana, nawet najlepsi i najbogatsi mają problemy z mniejszymi klubami, takimi jak nasz. Konkurencyjność to coś, co wyróżnia ligę, podobnie jak większa liczba pojedynków, dużo biegania. Potrzebujemy zawodników, którzy pasują do tego profilu i będą spełniali wymagania trenera jeśli chodzi o cechy czysto piłkarskie.
Profil napastnika, którego szuka Radomiak, trochę się zmieni? Dotychczas często byli to silni piłkarze, dobrzy w powietrzu.
Na pewno ściągniemy kogoś w miejsce Renata Dadaszowa i myślę, że nie będziemy skupiać się na tym, kogo mieliśmy w przeszłości, jak to funkcjonowało. Napastnik musi być dopasowany do konkretnego stylu gry całego zespołu, on go poniekąd determinuje.
Abdoul Tapsoba to dla ciebie napastnik czy skrzydłowy?
Od razu obronię się przed trenerem: moje zdanie niewiele zmienia, bo to nie ja ustawiam go na boisku, ale… Śledzę jego karierę od Standardu Liege i dla mnie to zawsze był napastnik, głównie dziewiątka, aczkolwiek jest bardzo pożytecznym piłkarzem, który zagra w każdej roli z przodu. Decyzja o tym, żeby go ściągnąć, była jedną z łatwiejszych, jakie podjąłem. Nawet jeśli nie grał zbyt wiele w Turcji.
Dla ciebie tak, ale czy dla niego? Piłkarze pewnie nie garnęli się do Radomiaka, żeby walczyć o utrzymanie.
Nigdy nie jest łatwo ściągnąć piłkarza. Mamy takie czasy, że dostęp do zawodnika jest tak swobodny, że otrzymuje oferty z całego świata. Musisz być szczery, konkretny i przedstawić mu pomysł, twój projekt, w taki sposób, żeby przekonać go, że powinien wybrać ciebie. Mam to szczęście, że trafiłem na ludzi, z którymi szło się dogadać, którzy rozumieli naszą sytuację. Mówię o piłkarzach i o tych, którzy zarządzają ich karierami. Byli odważni, uwierzyli w to, że warto grać w Radomiaku. Tapsoba od początku był przekonany do naszej oferty.
Co go przekonało?
Przekonaliśmy go projekcją drużyny, do której zawodnik o jego charakterystyce idealnie pasował oraz obrazem ligi, w której piłkarze z cechami, które go wyróżniają, dobrze się czują, rozwijają się. Przedstawiliśmy mu cały plan na jego dalszą karierę i uznał, że trafi do miejsca, w którym będzie mógł się odbudować, ponownie pokazać światu.
Słyszałem opinię, że Radomiak utrzymał się w lidze także dlatego, że ściągnął ludzi takich jak Tapsoba. Ambitnych, pozytywnych, którzy świetnie odnaleźli się w szatni.
Jak wiesz, współpracowałem z klubem już cztery lata temu, zanim zacząłem pracę jako agent. Niemniej wtedy też byłem blisko Radomiaka, więc cały czas wiedziałem, jak to wygląda. To, co zobaczyłem teraz w zespole, to najlepsza szatnia, jakiej doświadczyłem. Mamy w niej przede wszystkim osoby, które są dobrymi ludźmi, które tworzą bardzo dobre środowisko. Zawodnicy spędzają ze sobą wiele czasu, narodowość nie ma znaczenia. Czuć, że dbają o siebie nawzajem. Schodzisz na dół, do szatni i czujesz, że to zespół. Szczerze mówiąc, to miało kluczowy wpływ na utrzymanie. Widziałem to i czułem, że mamy szansę osiągnąć cel.
To ciekawe, bo Radomiak jest jeszcze bardziej międzynarodowy.
Odpowiednią osobowość można znaleźć wszędzie. W Brazylii, Portugalii, Polsce. Na pewno poszczęściło nam się, jeśli chodzi o dobór ludzi. Możesz zebrać wiele informacji o tym, kto jakim jest człowiekiem, ale bardzo ważny jest kontekst, który zawsze jest inny, nie będzie taki sam w każdym środowisku. Duży wpływ na to, że tak to wygląda, ma grupa kapitanów, liderów, którzy trzymają szatnię. Rafał Wolski, Jan Grzesik, Paulo Henrique i Leandro. Leo robi niesamowitą robotę, to dla mnie kluczowa postać, mój bliski współpracownik, który pomaga w zarządzaniu tym wszystkim.
Jakie różnice dostrzegasz między pierwszym i obecnym okresem pracy w Radomiu?
Zmiany są wielkie, przede wszystkim w zakresie infrastruktury. To ogromny przeskok. Gdy zaczynałem, wszystko było dla nas nowe, bo pierwszy raz od dekad Radomiak grał w Ekstraklasie. Od strony sportowej pierwszy sezon był historyczny, ze świetnym wynikiem, jednak jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, najlepszy moment jest teraz. Poprawa jest znacząca, ale potencjał jest równie duży.
Co jest największą siłą, potencjałem Radomiaka?
To wiąże się z ludźmi. Nie mamy najlepszego stadionu. Nie mamy najlepszego ośrodka treningowego. Nie mamy wielkiego budżetu. Wyróżnia nas więź między ludźmi, którzy tworzą ten klub na każdej płaszczyźnie. Nasz kapitan gra w zespole od prawie piętnastu lat. Niektórzy pracownicy są w nim jeszcze dłużej. Tworzy to bardzo rodzinną, bliską atmosferę i klimat. Gdy wróciłem do Radomia, zostałem przyjęty tak, że czułem się jak w domu. Inne osoby też to czują i uwierz mi, że to ma znaczenie. Na końcu wiesz, że nie grasz tylko dla siebie, dla jakiegoś celu sportowego, lecz dla wszystkich dookoła. Pewnej grupy zjednoczonej wokół klubu. To czyni zespół silniejszym.
To Grzegorz Gilewski zadzwonił do ciebie i powiedział: wracaj do nas?
Nie wyglądało to dokładnie w ten sposób, ale nasze relacje zawsze były bardzo dobre. Jestem wdzięczny za to, że dał mi taką szansę. To największe wyzwanie w moim życiu, pewnie jestem jednym z najmłodszych dyrektorów sportowych w lidze – mam dopiero 29 lat. Bez zaufania między nami nie byłoby to możliwe. O wszystkim rozmawiamy bardzo otwarcie.
Gilewski nowym właścicielem Radomiaka! “Chciałem podjąć ryzyko” [WYWIAD]
Długo myślałeś nad tym, czy warto pracować dla klubu zamiast dla agencji menedżerskiej?
W ogóle. Miałem taki cel w głowie, kręciła mnie wizja pracy dla klubu. To kwestia rodzinnych ambicji. Mój tata grał w Benfice i Academico Viseu. Wujek – tata byłego piłkarza Radomiaka Luisa Machado – także. To im zawdzięczam moją karierę. Zrobię się trochę emocjonalny, ale zawsze tak jest, gdy o tym mówię. Luis zrobił mnie swoim agentem, gdy grał w portugalskiej ekstraklasie. W młodym wieku miałem szansę pracować na takim poziomie, to było dla mnie bardzo ważne. W piłce pracuje też mój brat.
Asystent Goncalo Feio w Legii Warszawa.
Tak, to był bardzo ciekawy mecz, gdy uwzględnimy ten kontekst! Zaraz po tym, jak zacząłem pracę w Radomiu po raz pierwszy, Emanuel został asystentem Tomasza Kaczmarka w Lechii Gdańsk. Polecił go Flavio Paixao. Wtedy razem trafiliśmy do Polski, teraz w podobnym czasie do niej wróciliśmy. W każdym razie wszystko to sprawiało, że chciałem pracować dla klubu. Jako agent wiele się nauczyłem. Tiago Calisto pomógł mi się rozwinąć, sprofesjonalizować i – co równie ważne – pozwolił mi odejść, gdy dostałem szansę od Radomiaka.

Emanuel Ribeiro i Goncalo Feio
Bardzo dobrze znasz ligę z kilku stron. Co wyróżnia Ekstraklasę na tle reszty?
Powinna być bardziej ceniona za to, jak konkurencyjną jest ligą. Gdy byłem tu za pierwszym razem, Legia Warszawa była w ogonie tabeli, walczyła o utrzymanie. Największy klub w Polsce! Rok temu Jagiellonia, która wcześniej otarła się o spadek, została mistrzem kraju. Tu naprawdę każdy ma szansę zaistnieć, nie ma wyraźnych faworytów, nawet jeśli mówimy o kilku czołowych klubach, jak wszędzie. Dlatego wartość ligi jest niedoszacowana.
To zaleta i wada, bo brak konkretnej czołówki sprawiał problem w Europie.
Piłka w Polsce nie stoi na złym poziomie. Intensywność, duże zaangażowanie, zawziętość – to wszystko może się podobać, to cieszy oko. Dochodzi do tego otoczka, która potęguje dobre wrażenie. Wszędzie, gdzie jedziesz, oglądasz prawdziwe show. Piłka nożna w takim wydaniu jest bardzo atrakcyjna. Ekstraklasa jest na ścieżce wzrostu i rozwoju. Dekadę temu nie było możliwe ściąganie do Polski piłkarzy tej klasy, co teraz. Kluby działają na coraz lepszych rynkach.
Czym różnimy się piłkarsko od ligi portugalskiej? Ściągamy stamtąd zawodników ze względu na lepsze rozumienie gry, atuty techniczne.
Gra w Polsce jest bardziej otwarta. Szybsza. Jest w niej więcej entuzjazmu, bo zespoły mają więcej okazji bramkowych, co zawsze zwiększa atrakcyjność i przyciąga ludzi na stadion. W Portugalii gra jest bardziej skupiona na taktyce. Nie mówię, że to złe, po prostu inne. Mnie jednak bardziej pasuje piłka w polskim wydaniu. Wydaje mi się, że jest ona bardziej skupiona na celu – intensywność, strzału, więcej szans po obu stronach. Największą różnicą jest to, w jaki sposób polskie drużyny podchodzą do meczu, jak stawiają czoła rywalowi. W Polsce wygrywa ten, kto jest lepiej zorganizowany.
Czego potrzeba, żeby zespół odniósł sukces w Ekstraklasie?
Struktur. Organizacja klubu to klucz. Nie jest to wielka tajemnica ani nowość. Chodzi o to, żeby mieć wszystko uporządkowane od góry do dołu, bo to wpływa na końcowy wynik. To, o czym mówiłem – intensywność, bezpośredniość, otwartość meczów jest atrakcyjne dla kibica, ale jednocześnie niebezpieczne dla zespołu. Musisz dobrać odpowiedni profil piłkarzy pod budowę zespołu, mieć swoją tożsamość, potrafić zorganizować się na boisku, ale za tym wszystkim stoi praca wielu ludzi.
W Radomiaku akurat tak wielu ich nie ma, to wciąż ligowy kopciuszek. W ubiegłym roku budżet placowy klubu plasował go na 12. miejscu w stawce.
Finanse wpływają na możliwości. Nie tylko jeśli chodzi o budowę zespołu, ale też warunki wewnętrzne. Stadion, bazę treningową, liczbę osób w klubie i sztabie. Fakt, że operujemy na budżecie z dolnej części stawki, tylko podkreśla, jak dobrą pracę trzeba wykonać, żeby odnieść sukces. Odpowiednia rekrutacja jest dla nas większym wyzwaniem. Organizacja wszystkiego także, bo większość osób odpowiada za dwie, trzy rzeczy. Cały personel Radomiaka – prezes, dyrektorzy, sztab medyczny i szkoleniowy, musi zrobić czasami więcej rzeczy niż inni, żeby wspiąć się na ten sam poziom. Tym bardziej cieszy, że jesteśmy w stanie to zrobić.
Od kilku lat z rzędu Radomiak musi jednak sprzedawać piłkarzy, żeby łatać budżet. Nie czeka na właściwy moment, więc wszyscy wiedzą, że klub jest w potrzebie. Trzeba to poprawić, potrzebna jest większa stabilność.
Aspekty finansowe to dla nas największe, najważniejsze wyzwanie. Jest tak zresztą w każdym biznesie. Walczymy o poprawę tej sytuacji. Sprzedaż piłkarzy pozwalała nam poprawić budżet klubu, utrzymać go. Jednocześnie chcemy i musimy budować mocną drużynę, która będzie osiągała lepsze wyniki. W Radomiu nie wygrały Legia, Lech, Pogoń. Jesteśmy wystarczająco silni, żeby sprawiać problemy najlepszym, mimo że żyjemy w kompletnie innej rzeczywistości finansowej.
Gorzej, że z równymi sobie Radomiak gubi punkty!
Tak, to druga strona medalu… Ciężej gra nam się z zespołami, które są na dole stawki, co wiąże się ze stylem gry. Jesteśmy groźniejsi dla drużyn, które chcą dominować na boisku i grają odważnie. Taka gra nam odpowiada. Zespoły z podobnego poziomu finansowego czy sportowego są zwykle bardzo dobrze przygotowane, zorganizowane i tym sprawiają nam problem. W tej lidze naprawdę nie ma łatwych spotkań. Wskazałbyś dziś faworyta do tytułu w kolejnym sezonie?
Nie bardzo. Ok, czołówka jest w teorii wyraźna, ale…
Ale wyraźnego faworyta nie ma. Do lutego, marca, sprawa jest bardzo otwarta. W Portugalii od początku wiadomo, że mistrzem będzie Benfica, Porto albo Sporting. Tutaj nikt nie wskaże tak oczywistej trójki. Podobnie jest ze spadkowiczami. W styczniu wiele osób mówiło, że będzie to Radomiak. I ok, nie obrażam się, to normalne. Teraz jesteśmy typowani do zajęcia lepszego miejsca w stawce. To piękne!

Wróćmy jednak do kwestii finansowych. Czy Radomiak z wiosny to zespół lepiej zbalansowany pod względem wydatków i jakości, która za nimi idzie?
Myślę, że tak. Jeśli weźmiemy pod uwagę nasze wydatki i wyniki, które osiągamy, to tak, jesteśmy nieźle zbalansowani. Mamy zawodników z dużym potencjałem.
Uda się utrzymać ten kierunek?
Taki jest plan. Mamy świadomość tego, w jakich realiach finansowych funkcjonujemy. Nie chcemy tego naginać. Musimy zachować obecną jakość, nawet ją poprawić, ale bez szaleństw. Nie chodzi o to, czy chcemy płacić więcej, czy nie chcemy. Potrzeba realistycznego podejścia do naszych możliwości.
Słyszę, że Radomiak w końcu nie będzie zmuszony do sprzedania kogoś i latem takich ruchów nie będzie.
Nie da się tego przewidzieć, bo zawsze może zdarzyć się okazja, ale tak – nie musimy planować sprzedaży kluczowych zawodników po sezonie. Mamy swój cel sportowy, chcemy o niego walczyć. Nie chcę, żeby ktoś potem złapał mnie za słówka, bo okaże się, że dostaliśmy propozycję, której nie dało się odrzucić, ale nie musimy wymuszać sprzedaży latem.
Chcecie sprawić, że w kolejnym sezonie piłkarzy z potencjałem sprzedażowym będzie jeszcze więcej?
Jedną z kluczowych rzeczy w pracy dyrektora sportowego jest przewidywanie, co może się wydarzyć, wytypowanie piłkarzy, których będzie można sprzedać i tego, ile można na tym zarobić. Wyznaczamy takie cele, rozpisujemy to, co można zrobić.
Masz schemat typu: chcemy mieć młodszych piłkarzy z przodu, bo takich łatwiej sprzedać, oraz starszych w defensywie, gdzie potrzeba solidności, doświadczenia?
Najbardziej atrakcyjni na rynku sprzedażowym są piłkarze młodsi, mamy to na uwadze, aczkolwiek Radomiak sprzedawał też starszych piłkarzy za solidne pieniądze – jak Maurides.
Na młodszych jest większy popyt.
Wiadomo, gdyby Maurides był pięć lat młodszy… Zgadzam się z takim podejściem, szanuję to. Radomiak ma historię sprzedażową skupioną głównie wokół ofensywnych piłkarzy, takie są fakty. Myślę jednak, że nie musimy trzymać się koniecznie tego, że z przodu gra młodzież, z tyłu niekoniecznie. Stawiam bardziej na miks.
Interesuje cię rynek wewnętrzny? Wcześniej Oktawian Moraru odpowiadał konkretnie za transfery zagraniczne.
Interesuje, oczywiście. Sprowadziliśmy przecież Kamila Pestkę i Marco Burcha, to też moja odpowiedzialność. Jedną z pierwszych decyzji, które podjąłem, było przesunięcie Szymona Kilianka do pierwszego zespołu. Musimy mieć młodych, polskich zawodników w składzie, rozpoznanie rynku wewnętrznego to dla mnie obowiązek. Ogłosiliśmy właśnie współpracę z Benfiką, wiążemy z nią wielkie nadzieje pod kątem akademii. Teraz rozważamy wypożyczenie kilku wytypowanych zawodników, którzy powinni z czasem przebić się do pierwszego zespołu. Na pewno potrzebujemy drużyny rezerw w wyższej lidze. Chcemy nad tym pracować w przyszłym i jeszcze kolejnym sezonie, to jeden z długoterminowych celów, które sobie postawiliśmy.
Polski klub podpisał umowę o współpracy z topowym zespołem! [NEWS]
Czyli patrzysz szerzej niż tylko na zagraniczne transfery.
Wszystko się liczy, chcemy poprawić nasze struktury, bo to struktury składają się na wynik. Będziemy stopniowo usprawniać pracę wszystkich działów, sprawdzać, co nie wychodziło i łatać te luki, żeby nadążać za konkurencją. Na pewno chcielibyśmy mieć większe zasoby ludzkie, zbudować dział skautingu.
Teraz zawodników obserwujecie ty, właściciel i trener?
Mniej więcej. Pomaga sztab, nasz analityk Maciek, natomiast to musi być uporządkowane we właściwy sposób.
Jak wygląda proces skautingu w twoim wydaniu?
Najbardziej ufam w to, co zobaczę, więc lubię oglądać zawodników. Dane liczbowe pomagają mi zbudować kompletny obraz piłkarza, natomiast nie determinują tego, jak go oceniam. Bardzo ważny jest kontekst, w jakim ktoś funkcjonuje, dlatego chcę zobaczyć działania piłkarza w konkretnych sytuacjach i zastanowić się, jak można to przełożyć na to, co chcemy grać. Mamy kilka kluczowych cech, które zawodnik musi mieć, żeby zminimalizować ryzyko nieudanego transferu. Staram się je dostrzec.
W ostatnim czasie Radomiak bardziej polega na danych motorycznych.
Tak, bo trener przygotowania fizycznego Dawid Musiał to niezwykle wartościowa osoba w naszym sztabie. Cenię pracę z nim, jego wiedzę, podejście. Przywiązujemy uwagę do tych danych, one pomagają nam lepiej sprofilować zawodnika i upewnić się, że to, co widzimy, jest tym, czego oczekujemy.
Powinniśmy spodziewać się, że będziecie pracować podobnie jak zimą? Korzystać z większego marketu niż tylko Portugalia?
Zimowe okienko pokazało, że jesteśmy otwarci na różne rynki i ligi, nie ograniczamy się do Portugalii. Mamy wyznaczone ligi, które oglądamy uważniej, bo z uwagi na ich poziom mamy większą pewność, że sprowadzeni stamtąd piłkarze będą pasowali do standardów Ekstraklasy i naszego zespołu, ale zobacz – sprowadziliśmy Pauliusa Golubickasa i Steve’a Kinga z Litwy, obaj idealnie się wpasowali. Teraz będzie podobnie. Nie potrzebujemy wielu ruchów, są pewne oczywiste luki, które musimy uzupełnić, zostawimy też miejsce na ewentualny transfer w późniejszych miesiącach okienka. To tyle, naprawdę. Możecie się spodziewać, że wkrótce pojawią się konkrety.
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM NA WESZŁO:
- „Niewyobrażalny ból. Groziła mi amputacja”. Chico Ramos i kontuzja, która zmienia życie
- Stadion, ośrodek, klub. Radomiak w budowie
- Stempniewski: Radomiak nie chce być handlarzem wizji. Niech zobaczą, co robimy
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Radomiak Radom, FotoPyK