– Michniewicz mówił do mnie „Ikea” – skarżył się kiedyś Mattias Johansson. Etymologia tamtej ksywki nawiązywała do narodowości ośmiokrotnego reprezentanta Szwecji, ale gdyby ktoś tylko zobaczył ten jego występ przeciwko Wiśle Płock, natychmiastowo zrozumiałby, że w tym przydomku kryje się jakaś większa szyderka. Bo Johansson faktycznie upodobnił się do jakiegoś mebla z Ikei. Był tak niegramotny, że aż przywodził na myśl wielką szafę, którą składałaś parę godzin w pocie czoła z rodzinną gromadką na karku, żeby zaraz dowiedzieć się, że nie ruszysz jej ani w prawo, ani w lewo, ani w tył, ani w przód. Ba, kiedy spróbujesz to zrobić, zawali się na ciebie z całą swoją młotowatością.
Niecały rok temu Legia też przegrała jedną bramką na płockim stadionie. Wtedy jednak wkraczała w epicentrum pokoleniowego kryzysu. Wściekli pseudokibice stołecznego klubu pojechali za autokarem ówczesnego mistrza Polski w stronę tzw. „najnowocześniejszego centrum treningowego w tej części Europy”, czyli pod Legia Training Center, gdzie postanowili własnymi pięściami wymierzyć sprawiedliwość kilku piłkarzom. Na samo wspomnienie naszła nas refleksja: fajnie, że po dziesięciu miesiącach od feralnych wydarzeń ubiegłorocznej grudniowej nocy spotkaniu między tymi samymi klubami towarzyszy znacznie bardziej piłkarska otoczka.
Wisła Płock-Legia. Gdzie Johansson, a gdzie Wolski
Wisła Płock za kadencji Pavola Stano rzadko oddaje rywalom inicjatywę. Ot, choćby trzy wcześniejsze ligowe mecze tej drużyny – 65% posiadania piłki z Zagłębiem, 59% posiadania piłki z Piastem, 66% posiadania piłki z Jagiellonią. A z Legią – zaledwie 40%. I to nas trochę zaskoczyło. Bo gospodarze zaczęli wyjątkowo wycofani, niepospolicie bojaźliwie. Niby raz skrzydełkiem ruszył Sulek, niby plątał się Lewandowski, ale inicjatywa długo należała do Legii.
I to się nawet kleiło.
Przynajmniej jak na warunki początków stołecznych rządów Kosty Runjaicia, który – umówmy się – nie należy do trenerów słynących z przesadnie kreatywnych pomysłów na rozhulanie ofensyw swoich drużyn.
Solidnie w destrukcji (żadne zaskoczenie) i w rozegraniu (pewne zaskoczenie) wyglądał Slisz. Josue niepotrzebnie wchodził w dyskusje z rywalami (wystarczyła iskra, jakieś prowokacyjne spojrzenie Szwocha, żeby wyprowadzić go z równowagi) i kretyńsko zachował się po ostatnim gwizdku, kiedy nie podał ręki Sekulskiemu, ale piłeczki po skrzydełkach śle jak mało kto, więc hulały wahadła – Wszołek i Mladenović raz po raz posyłali dośrodkowania lub podania z boków do środka. Przy tym gryźli się trochę nieporadni Rosołek i Carlitos, ale Kamiński i tak miał pełne ręce roboty. Wszystko wskazywało na to, że prędzej czy później Legii coś wpadnie. Tak jak wpadało z Wartą, Stalą czy Radomiakiem.
No i co?
Gdzie tam!
Obiecanki-cacanki, a tu tryb niegramotności włączył się Johanssonowi. Szwed najpierw nie pokrył Lewandowskiego przy główce po świetnym mięciutkim dośrodkowaniu od Wolskiego, a następnie zaliczył koszmarną stratę, po której 29-letni gwiazdor gospodarzy pognał w stronę pola karnego Tobiasza, wypuścił Sekulskiego i kilkadziesiąt minut później Wisła cieszyła się ze zwycięstwa.
Wisła Płock-Legia. Gospodarze wciąż chcą być rewelacją
Fakty są takie, że Wisła Płock przegrała w tym sezonie trzy mecze, a dwa z nich rozgrywała bez Rafała Wolskiego. To nie był jakiś jego wybitny mecz, to jeszcze nie była forma z początku sezonu, ale liczby się zgadzają, wpływ na resztę ekipy się zgadza, tyle wystarczyło na Legię. I nic tu przyjezdnym nie odejmujemy, bo próbowali, tego nie można im odmówić. Sulek faulował w polu karnym Mladenovicia? Zaraz Josue wyrównywał na 1:1. Johansson upadał raz po raz i trzeba było gonić wynik? Próbował Nawrocki, starał się Kapustka, strzelał Josue, walił Carlitos, chybiał Kramer. Ale nie wpadło.
A najstarsza prawda futbolu głosi: jeśli strzeliłeś mniej goli niż twój rywal, przegrałeś mecz, więc nie narzekaj.
No może bez tego „nie narzekaj”.
Tak czy inaczej, dogrywka tego spotkania już w kolejnym tygodniu, kiedy obie drużyny staną naprzeciwko siebie w 1/16 Pucharu Polski. W lidze lepsza była Wisła Płock, która przeskoczyła Legię w tabeli i wysłała polskiej piłce sygnał: rewelacja startu sezonu wciąż chce być rewelacją całego tego sezonu.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Mladenović: Legia ma skład na mistrzostwo Polski
- Oficjalnie: Krychowiak przygotuje się do mundialu z Legią
- Adam Majewski, czyli fachowiec. Stal ogrywa Koronę
- Z nieba do piekła. Podsumowanie kadencji Wojciecha Łobodzińskiego
- Gorgon: Był wielki strach, że to wszystko skończy się kalectwem
Fot. 400mm.pl