Celta dokręca śrubę, Barcelona ofiarnie się broni. Ter Stegen ratuje swój zespół po raz kolejny, a Iago Aspas musi obejść się ze smakiem. Skądś to znamy, gdzieś to już słyszeliśmy i widzieliśmy. Ekipa ze stolicy Katalonii nie po raz pierwszy w najnowszej historii musiała drżeć na widok ataków “Celtów”. Ale dziś mieliśmy do czynienia z jakimś apogeum. Barca wygrała mecz, ale przed nim musiała chyba zaczarować własną bramkę.
Celta w drugiej połowie meczu położyła Barcelonę na deski. Przydusiła tak, że bramka wyrównująca wydawała się kwestią czasu. Dziś jednak punkty zdobył ten, kto posiadał szczęście, Erica Garcię, Gerarda Pique i Ter Stegena.
Barcelona 1:0 Celta Vigo. Prezent dla Pedriego
Barcelona miała prosty plan od 1. minuty: wcisnąć bramkę Celcie jak najszybciej się tylko da. Z takim rywalem na Camp Nou to obowiązek, nawet jeśli Xavi musiał kombinować ze składem przez problemy zdrowotne aż sześciu piłkarzy.
To nie była Barca z maksymalną siłą ognia. Ani nie Barca w optymalnych humorach po świeżej porażce z Interem. Ale to traciło znaczenie, kiedy widzieliśmy, jak Marchesin na początku tej rywalizacji dwoił się i troił między słupkami. Ratował swoich kolegów do momentu, gdy jeden z nich wręczył Pedriemu piłkę na srebrnej tacy właściwie na pustą bramkę. Wtedy bramkarz gości nie miał nic do powiedzenia.
Potem, do końca pierwszej połowy, Marchesin zbytnio roboty nie miał. Ba, bardziej o stratę gola mógł obawiać się Ter Stegen, który raz miał trochę szczęścia przy niecelnych strzałach Celty, a kiedy indziej sam prokurował złymi podaniami groźne sytuacje.
Mizerny występ Lewandowskiego i zły sygnał
Poza tym Barcelonie ewidentnie nie szło w ofensywie. Brakowało jej błysku albo dokładności. Ferran Torres grał jak Ferran Torres, Raphinha dawał zdecydowanie za mało, a Robert Lewandowski miał problem, żeby w ogóle znaleźć swoje miejsce na murawie. Przez większość czasu był niewidoczny, w przeciwieństwie do swojego kolegi z drugiej strony boiska, czyli bramkarza. A to – powiedzmy sobie szczerze – nie miało tak wyglądać z perspektywy “Dumy Katalonii”. Celta chłopcem do bicia nie jest, ale to jednak tylko Celta.
Generalnie można odnieść wrażenie, że po bardzo dobrym, ale przegranym meczu z Bayernem Monachium coś w Barcelonie pękło. Nie chodzi oczywiście o jakieś wielkie rzeczy, po prostu na projekcie Xaviego pojawiła się skaza, która od kilku meczów najwyraźniej ciąży zawodnikom. Mecz z Elche, Mallorką, Interem, a teraz Celtą Vigo – o każdym z nich trzeba powiedzieć, że Barca w mniejszym lub większym stopniu zagrała poniżej oczekiwań. Nawet jeśli wśród tych meczów są zwycięstwa, bardziej szczegółowy wgląd w grę mówi nam jasno, że to powinno wyglądać zdecydowanie lepiej.
To o tyle niepokojące dla kibiców Barcy, że tuż za rogiem arcyważne spotkanie rewanżowe z Interem w Lidze Mistrzów. Tam na takie granie jak dzisiaj nie ma miejsca.
Celta miała Barcelonę na kolanach
Tylko niektórzy piłkarze, Gavi, Pedri czy ter Stegen, utrzymują bardzo wysoki poziom. Ale my patrzymy na “Lewego” i myślimy: no nie, coś tu jest nie tak. Dzisiejszy występ Polaka to pewna anomalia. Wspomnienie, którego sam zawodnik raczej nie będzie chciał pielęgnować w pamięci. Co innego miałby do powiedzenia tutaj Xavi, dla którego ten mecz to wyjątkowa okazja do analizy. Wniosków negatywnych da się wyciągnąć mnóstwo i tym razem to hiszpański szkoleniowiec powinien powiedzieć, że jedna ze stron przegrała niezasłużenie. I nie, nie chodzi o Barcelonę. To Celta w drugiej połowie zrobiła tak wiele, żeby przynajmniej wyrwać punkt. A cholera wie, czy dzięki swojej postawie nie mogła myśleć nawet o zwycięstwie.
Dla optymistów kibicujących Barcelonie: katalońska ekipa ma już tyle czystych kont w La Liga, ile miała w całych poprzednich rozgrywkach. To jest jakiś wyczyn, rzecz absolutnie warta odnotowania, aczkolwiek obraz ofiarności, z jaką defensorzy powstrzymywali gości, zdradza, że tej formacji daleko do optymalnej formy. Taki stan rzeczy zapewne ulegnie zmianie, gdy do gry wrócą kluczowi piłkarze. Na razie jednak to melodia przyszłości. Teraz ewidentnie wszystko, co dobre, Barcelonie przychodzi w bólach.
FC BARCELONA – CELTA VIGO 1:0 (1:0)
Pedri 17′
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Ekstremalnie przydatny, brutalnie pracowity. Fede Valverde
- Pogoda dla bogaczy. Zimna wojna między PSG a Barceloną
- Baskijskie powietrze mu służy. Udany początek Ernesto Valverde
Fot. Newspix