Właściwie już przed półfinałem było oczywiste, że Idze Świątek nie będzie łatwo wygrać dzisiejszego meczu. Jekatierina Aleksandrowa dopiero niedawno zwyciężyła w turnieju w Seulu, a w Ostrawie też radziła sobie naprawdę świetnie. Była napędzona, a Polka wręcz przeciwnie – już wczoraj walczyła z przeziębieniem, mówiła nawet, że noc będzie istotna, by zobaczyć, jak to się rozwinie. Dziś wyszła jednak na kort, dała z siebie wszystko i awansowała do finału. Ósmego w tym sezonie.
Spis treści
Dać z siebie wszystko
– Na razie to nic poważnego, jakby było poważne, to bym nie grała. Jestem nieco podziębiona. To się zdarzyło już w tym roku przed Roland Garros, co nie było przyjemne, bo byłam wtedy przed ważnym turniejem. Mam nadzieję, że wystarczy mi siły – mówiła Iga Świątek po wczorajszym, dwusetowym zwycięstwie nad Caty McNally. I tak naprawdę to właśnie to – a nie klasa rywalki – niepokoiło nas w jej przypadku najbardziej.
Bo Polka w formie potrafi wygrać z każdą tenisistką. Choroba może jednak pokonać każdego.
Dziś Iga wyszła jednak na kort i nie zmieniła niczego w swoim nastawieniu – przede wszystkim chciała walczyć do samego końca, tym bardziej, że dopingowana z trybun była między innymi przez swojego tatę. W Ostrawie nie pojawił się bowiem Tomasz Wiktorowski, ale zastąpił go jego imiennik – Tomasz Świątek. Tak samo jak na przykład wiosną, w Stuttgarcie, gdzie Iga w półfinale stoczyła niezwykle zacięty bój z Liudmiłą Samsonową. Wygrała wtedy 6:7(4) 6:4 7:5 po ponad trzech godzinach gry.
Wówczas była jednak w szczycie formy fizycznej, właściwie żadna rywalka nie mogła się z nią pod tym względem równać. Dziś, przeziębiona i pod koniec trudnego sezonu, nie mogła liczyć na podobne zasoby energii. Dlatego jej zadanie było w teorii jedno – spróbować zamknąć sprawę w dwóch setach. Wszyscy zdawali sobie jednak sprawę, że nie będzie to łatwe. Aleksandrowa raz, że znajdowała się w świetnej formie, a dwa, że w ich jedynym do tej pory spotkaniu (rok temu w Melbourne) to Rosjanka była lepsza. Wygrała wtedy zresztą łatwo – 6:4, 6:2.
Jej styl gry też zresztą należy do tych, które Idze sprawiają problemy. Ma całkiem dobre podanie, świetnie potrafi przyspieszyć piłki i lubi grać na ryzyku, blisko linii. Do tego potrafi bardzo dobrze returnować, a backhand i forehand ma niemalże równe pod względem solidności (z minimalnym wskazaniem na backhand. Przede wszystkim jednak – świetnie czuje się na halowych kortach, takich jak w Ostrawie. To zresztą swego rodzaju rosyjska przypadłość, wiele z tamtejszych zawodniczek lubi grać pod dachem.
Na Igę czekało więc niełatwe zadanie. A jak sobie z nim poradziła?
Dwa inne sety
Spotkanie od samego początku sprawiało wrażenie bardzo wyrównanego. Iga – zresztą podobnie jak wczoraj – miała problemy ze swoim serwisem, a Aleksandrowej udawało się to wykorzystać, zyskując szanse na przełamanie. Polka jednak umiejętnie się broniła i w kluczowych momentach była w stanie rozstrzygać wymiany na swoją korzyść. Zresztą w całym spotkaniu widać było, że gdy piłka jest dłużej w grze, raczej sprzyja to Idze. Rosjanka nastawiła się a akcje oparte na większym ryzyku, kończone często przy pierwszej okazji. Świątek była bardziej cierpliwa, ale też szukała możliwości zaatakowania rywalki.
Efekt był jednak taki, że obie wygrywały swoje gemy serwisowe i żadna nie była w stanie zyskać przewagi. Choć Świątek niemal poradziła sobie bez tie-breaka. Przy prowadzeniu 6:5 w gemach Aleksandrowa wręczyła jej piłkę setową podwójnym błędem serwisowym. Wyrzucony forehand sprawił jednak, że Idze nie udało się wygrać seta już wtedy.
Zrobiła to ostatecznie w tie-breaku. Ten zresztą wyglądał jak i cały set – był bardzo wyrównany. Obie wzniosły się w nim zresztą na wysoki poziom, a Rosjanka kilka razy ukąsiła Igę returnem. W kluczowym momencie – przy wyniku 5:5 – to jednak Polka zaskoczyła rywalkę właśnie z returnu. Zagrała nieco szczęśliwe, krótko, a Aleksandrowa nie zdążyła odpowiednio zareagować i choć piłkę jeszcze podbiła, to nie na tyle dobrze, by wymianę kontynuować. Iga miała drugą piłkę setową, tym razem przy swoim serwisie. I tą, za sprawą błędu Rosjanki, wykorzystała.
Mogliśmy mieć wtedy nadzieję, że Polka się tym napędzi i w drugim secie ruszy do przodu, łatwo go wygrywając. Stało się jednak zupełnie odwrotnie. Bo druga partia faktycznie większej historii nie miała. Jednak nie za sprawą Igi, a przez świetną grę Aleksandrowej, która rozpoczęła seta od… pięciu wygranych gemów z rzędu. Serwis Świątek przełamała przy tym dwukrotnie. Igę stać było jeszcze na odrobienie dwóch gemów, ale Rosjanka przy swoim podaniu zamknęła sprawę.
W tamtym momencie to ona wydawała się zmierzać po zwycięstwo.
Resztki energii
– Starałam się w trzecim secie podnieść swój poziom, choć w drugim już brakowało mi nieco energii. Cieszę się, że dałam z siebie wszystko. To że się nie poddałam, jest dla mnie najważniejsze. Zmotywowałam się przed trzecim setem. Czuję, że to końcówka sezonu, do tego przeziębienie nie pomaga. Ona [Aleksandrowa] wykorzystała wszystkie momenty, gdy nie szło mi najlepiej. Szacun dla niej, że tak szybko zdobyła drugiego seta. Cieszę się, że byłam w stanie wrócić do gry, mimo że mój poziom był niższy. To nie jest tak łatwe na tym najwyższym poziomie – mówiła Iga przed kamerą Canal+.
Bo i faktycznie, biorąc pod uwagę przeziębienie, trudno było zakładać, że Polka powalczy w III secie na wystarczającym do zwycięstwa poziomie. Zresztą już na jego początku to Aleksandrowa otrzymała szansę na przełamanie, ale nie udało się jej zdobyć breaka. Potem wszystko szło swoim, serwisowym rytmem. Aż do stanu 3:3, gdy… Rosjanka nie wytrzymała. Zagrała bardzo złego gema serwisowego, nie zdobyła w nim ani punktu. Iga wyszła na prowadzenie i już go nie oddała. Co prawda nie udało jej się skończyć meczu wynikiem 6:3 (a miała na to trzy szanse, jednak Aleksandrowa wybroniła się świetnymi serwisami), ale w kolejnym gemie – przy własnym podaniu – sprawę awansu do finału zamknęła.
Przy okazji odniosła 60. zwycięstwo w sezonie. A to już wynik znakomity.
https://twitter.com/WTA/status/1578800480276226054
Mecz z Aleksandrową potrwał 2 godziny i 39 minut. Iga w jego trakcie wykrzesała z siebie wszystkie resztki energii, jakie jeszcze miała, a po spotkaniu żartowała, że będzie musiała “zadzwonić po Maćka [Ryszczuka, trenera przygotowania fizycznego]”, by ten “ją uratował” przed jutrzejszym finałem. – Było mnóstwo momentów w karierze, gdy nie czułam się najlepiej. Postaram się zagrać jak najlepiej. To tylko sport, wszystko może się zdarzyć. Przygotuję się najlepiej, jak potrafię, jak do każdego innego meczu. Zobaczę, w jakiej będę jutro formie – mówiła.
W meczu o tytuł w Ostrawie zagra z Barborą Krejcikovą, mistrzynią French Open 2021, która jednak dużą część tego sezonu spędziła na rehabilitacji po kontuzji. Teraz wróciła jednak do gry na najwyższym poziomie, dopiero co wygrała turniej w Tallinnie, w finale pokonując Anett Kontaveit, reprezentantkę gospodarzy. W Ostrawie w półfinale stoczyła znakomity pojedynek z Jeleną Rybakiną, wygrany w trzech setach. Jest więc w formie i będzie liczyć, że w ich trzecim starciu po raz pierwszy pokona Igę.
Choć nie można zapominać o jednym – Polka zagra w ósmym finale w tym sezonie, a poprzednich siedem wygrała…
Iga Świątek – Jekaterina Aleksandrowa 7:6(5), 2:6, 6:4
Fot. Newspix