3 grudnia 2022 Anthony Joshua (24-3, 22 KO) stanie w ringu naprzeciwko Tysona Fury’ego (32-0-1, 23 KO). W brytyjsko-brytyjskim pojedynku Król Cyganów powalczy o wielkie pieniądze oraz będzie miał okazję sprawdzić się na tle tego samego rywala, z którym niedawno wygrywał Oleksandr Usyk (20-0, 13 KO). Z perspektywy Joshuy, byłego mistrza WBA, WBO i IBF, ta walka zapowiada się znacznie bardziej interesująco. Wygrana kolejny raz wzniesie go na pięściarski szczyt. Ale dotkliwa porażka może nawet zakończyć jego karierę. To będzie walka o być albo nie być Brytyjczyka w bokserskim biznesie na najwyższym poziomie. W przypadku porażki, diament starannie szlifowany przez Eddiego Hearna, promotorskiego jubilera najwyższej klasy, może już nigdy nie odzyskać blasku, którym w trakcie kariery potrafił oślepić miliony swoich rodaków.
Spis treści
NATURALNY TALENT
Owszem, Oleksndr Usyk obnażył braki Brytyjczyka z Watford. Ale sam Anglik w ostatnich trzech latach mocno nadszarpnął swój pięściarski wizerunek w oczach kibiców boksu na świecie. Być może nawet za mocno, bo chociaż pod względem umiejętności technicznych daleko mu do znakomitego Ukraińca, to Joshua w tej materii nie jest przecież zupełnie surowym materiałem. A tak obecnie postrzega go wielu fanów. Niesłusznie, ale pięściarz o nigeryjskich korzeniach zapracował sobie na taką opinię.
Nazwanie AJ-a wybitnym bokserem byłoby przesadą, ale nawet ostatnie porażki nie wpływają na to, że wciąż mówimy o bardzo dobrym zawodniku. Człowieku o znakomitych warunkach do pięściarstwa. W końcu Anthony zaczął stawiać z boksie pierwsze kroki dopiero w wieku osiemnastu lat. Braki techniczne nadrabiał zadziwiającą siłą oraz dynamiką. W dodatku okazał się pojętnym uczniem, który szybko nadrabiał niedostatki.
W ten sposób zaczął święcić triumfy na amatorskich ringach, na których odniósł 42 zwycięstwa, przegrywając tylko 3 razy. Pierwsza z tych porażek miała miejsce zaraz na początku jego kariery, a jej sprawcą był nie kto inny jak Dillian Whyte (28-3, 19 KO). Ten sam, który w kwietniu tego roku poległ w walce o pas WBC z Tysonem Furym. I któremu Joshua zdołał się udanie zrewanżować już na zawodowych ringach, nokautując go w siódmej rundzie w grudniu 2015 roku.
TYSON FURY I DILLIAN WHYTE, CZYLI DWA POPAPRANE ŻYCIORYSY
Ale wróćmy jeszcze do ringów amatorskich, bo na nich Anglik zaczął brylować. Po dwóch latach od swojego debiutu został mistrzem kraju w wadze superciężkiej. Rok później powtórzył ten sukces i dołożył do tego srebrny medal mistrzostw świata w Baku. Lecz najważniejszymi zawodami w amatorskiej karierze Joshuy były te ostatnie, które miały miejsce w jego mieście – Londynie. Czyli turniej olimpijski. Na swojej ziemi Anthony zdobył złoty medal igrzysk. W finale pokonał na punkty Roberto Cammarelle, ale był to kontrowersyjny wynik. Włoch wygrywał pierwsze dwie rundy. Trzecią zawodnik gospodarzy zamienił w bójkę. Jednak czy wyprowadził w niej na tyle dużo czystych ciosów by, zniwelować przewagę z poprzednich starć? Naszym zdaniem – nie. Na marginesie dodajmy, że w Londynie złoto w wadze ciężkiej – czyli do 91 kilogramów – wywalczył Oleksandr Usyk.
Jednak Anthony ujął kibiców tym, że nie kalkulował. Poszedł na wymianę z przeciwnikiem bez względu na konsekwencje. Złoty medalista olimpijski z Wielkiej Brytanii był idealnym materiałem na zawodowca. Posiadał w rękach ogromną moc i nie bał się jej wykorzystać, nawet jeżeli groziło to konsekwencjami. Joshua nigdy nie słynął z wybitnej obrony. Jak się później okazało, nie posiadał też szczęki z granitu. Ale ważne było to, że Brytyjczyk nie boi się jej nadstawić, pójść w akcję cios za cios. Kibice na całym świecie go pokochali. Po tym, jak Tyson Fury pokonał Władimira Kliczkę (64-5, 53 KO), ale później pogrążył się we własnych nałogach, Joshule nie trudno było skompletować prawie wszystkie tytuły. Poza WBC który należał do Deontay’a Wildera (42-2-1, 41 KO).
Co ważne w tej historii – czarnoskóry Brytyjczyk również wyszedł do ringu z Ukraińcem. Pokonał go w bardziej efektownym stylu od Króla Cyganów… co nie znaczy, że lepszym. Chociaż Fury nie zranił poważnie Doktora Stalowego Młota, to ukraiński mistrz w ringu z Tysonem był bezradny i zasłużenie przegrał na punkty. W przypadku pojedynku z Joshuą, został znokautowany w jedenastej rundzie, a w piątej pierwszy raz zapoznał się z deskami. Ale sam też zafundował Anthony’emu nokdaun w szóstym starciu i na przestrzeni całej walki narobił mu sporo problemów.
W każdym razie, Joshua w 2018 roku zasłużenie znalazł się na szczycie wagi ciężkiej, dzierżąc tytuły IBF, WBA i WBO. Rozdawał karty w grze, która miała się zakończyć unifikacją wszystkich pasów. Był królem, posiadającym prawie wszystkie klejnoty w koronie.
Chociaż nawet bardziej pasowałoby stwierdzenie, że on sam był klejnotem. Kurą znoszącą złote jaja, starannie pielęgnowaną przez Eddiego Hearna. Brytyjski rekin tego biznesu zyskał idealny materiał do ulepienia idola, którego pokochałby cały kraj.
KSIĄŻĘ W WIELKIEJ BRYTANII
Po pierwsze, kariera amatorska Joshuy zwiastowała, że na zawodowych ringach będzie bardzo dobrym zawodnikiem. W końcu mowa o mistrzu olimpijskim. Zostawmy już kontrowersje walki Cammarelle, samo dojście do finału igrzysk świadczy o sporym potencjale. Po drugie, za Joshuą stała dobra historia.
Urodził się w Watford, mieście położonym na północ od Londynu. Jego ojciec Robert ma nigeryjsko-irlandzkie korzenie. Matka – Yeta Odusanya – z pochodzenia jest wyłącznie Nigeryjką. Małżeństwo rozwiodło się, kiedy ich pociecha miała 12 lat, jednak Anthony utrzymuje dobre stosunki z obojgiem rodziców. Robert jest często widziany w ringu po walkach syna. Yeta jest pod tym względem bardziej delikatna. Rzadko ogląda Anthony’ego w akcji. Jak to matka, nie znosi widoku gdy jej syn krzywdzi innych lub sam dostaje po głowie. Chociaż ten pierwszy scenariusz miał miejsce znacznie częściej.
Rodzina pięściarza to bardzo szanowani ludzie w Nigerii. Jego pradziadek został przez lokalnych mieszkańców nazwany księciem. Bynajmniej nie był to książę z tajemniczego maila, zapewniający że podzieli się swoim majątkiem jeżeli tylko wcześniej prześlecie mu pieniądze na powrót do kraju. Omo-Oba Daniel Adebambo Joshua, był kimś w rodzaju arystokraty w Sagamu – mieście leżącym nieopodal dawnej stolicy kraju oraz jego największej metropolii, Lagos. Daniel Abdebambo w XIX wieku wykupił większość terenów wokół miasta. Później jako jeden z pierwszych ludzi zaczął handlować z Europejczykami plonami wyhodowanymi na swoich plantacjach.
Podobno książę – to nieformalny tytuł, ale tak dosłownie tłumaczy się imię Omo-Oba – posiadał aż 25 żon oraz jeszcze więcej dzieci. Był przy tym tak majętnym człowiekiem, że stać go było na wysłanie pociech na naukę za granicą. W ten oto sposób dziadek Anthony’ego znalazł się na studiach w Wielkiej Brytanii, gdzie zakochał się i ożenił w Irlandce.
Teraz zapnijcie pasy samolotu i przyszykujcie się na parę kursów na linii Wielka Brytania-Nigeria. Robert, czyli ojciec pięściarza, urodził się na Wyspach. Jednak zdecydował się powrócić do kraju przodków, gdzie poznał Yetę Odusanyę. Para wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie na świat przyszedł Anthony. Ale to nie koniec afrykańsko-europejskich wojaży. Chłopiec wychowywał się w Watford do jedenastego roku życia, aż jego matka postanowiła powrócić do Nigerii. Nie wiedzieli jak długo przyjdzie spędzić tam czas, więc zapisali Joshuę do szkoły z internatem.
„Moja szkoła nazywała się The Bells — nie bez powodu. O piątej rano personel chodził dookoła, dzwoniąc tymi dzwonkami, aby nas obudzić. Jeśli nie wstałeś na czas, wiedziałeś, że będziesz miał poważne kłopoty. Wszystko dotyczyło struktury. Prasowaliśmy rano ubrania, a wieczorem praliśmy. Musieliśmy szanować starszych uczniów. Zawsze. Każdego ranka musieliśmy przynosić własną wodę, ale starszy dzieciak w klasie mógł ją po prostu zabrać, a ty nie mogłeś na to nic poradzić. W takim miejscu musisz być sprytny. Przystosować się. Może zdobycie przyjaciela wśród starszych kolegów to dobry pomysł?
W Nigerii nauczyłem się wielu rzeczy. Było ciepło, więc spędzałem czas na dworze, rozmawiając z ludźmi, zastanawiając się, jak pracują, jak mogę zdobyć od nich różne rzeczy, jak mogę im pomóc. Próbowałem zrozumieć język, dialekt, wyrażenia. Nauczyłem się, jak się chronić.”
Anthony Joshua na łamach magazynu The Players’ Tribune
Trudno zatem dziwić się tatuażom, które Joshua nosi na ciele. Jego kark przyozdabia głowa lwa – logo Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Z kolei na prawym ramieniu ma wytatuowane kontury Afryki, z zaznaczonymi granicami Nigerii. Ostatecznie mieszkał tam niecały rok, jednak ów pobyt był dla niego prawdziwą szkołą życia. Kiedy powrócił do Anglii, pierwszą rzeczą, o jaką poprosił swojego kuzyna, było to, żeby ten… z całej siły uderzył go w brzuch. Krewniak włożył w cios ile tylko miał mocy, ale Joshua przyjął uderzenie niewzruszony.
Kariera Anthony’ego mogła się zakończyć zanim w ogóle się rozpoczęła. Zahartowany twardym wychowaniem oraz nauczony życia dzieciak dobrze odnajdował się w ulicznych klimatach. Zaczął zadawać się ze starszymi chłopakami, którzy mieli po siedemnaście lat. Dla nich liczył się lans, dobre imprezy i próby jak najszybszego zostania milionerem. Wielkim graczem na mieście. Chyba domyślacie się jakimi metodami próbowała wzbogacić się grupa nastolatków bujających się całe dnie po ulicach miasta… dilerka, rabunki, paserstwo i rozróby zaczęły wypełniać życie młodziana. Do czasu aż do domu jego mamy zapukała obstawa policji. Powód? Udział w bójce.
W podcaście „Songs for Life” sam zainteresowany wspominał:– Spędziłem w areszcie kilka tygodni, nic wielkiego. Zostałem aresztowany. Polega to na tym, że przetrzymują cię w chronionej celi, przy czym nie możesz mieć wpływu na toczącą się sprawę, więc nie możesz zobaczyć się z niektórymi osobami.
Ostatecznie opuścił areszt, ale z opaską dozoru elektronicznego na nodze. W ten sposób przeprowadził się do Londynu. Dopiero tam kuzyn pokazał Joshule reżim treningu – najpierw siłowego, a następnie bokserskiego.
– Potem odkryłem Mike’a Tysona. Widziałem dzieciaka, który miał około 13 lat, wpadał w kupę kłopotów, wywodził się ze złego środowiska, a społeczeństwo uważało go za najgorszy element. On stał się jednym z najbardziej chwalonych mistrzów, jakich świat kiedykolwiek widział, a wszystko dzięki ciężkiej pracy i dyscyplinie. Czułem, że mogę zrobić to samo. Więc boks potraktowałem trochę poważniej – mówił Joshua w wywiadzie dla Vogue.
W ten sposób chorobliwie ambitny młodzieniec, któremu nie brakowało zapału i samozaparcia, skierował swoją energię w rękawice bokserskie… choć to nie był jego ostatni wybryk. W 2011 roku ponownie miał problemy z prawem. Prowadzonego przez niego Mercedesa zatrzymano do rutynowej kontroli. W torbie sportowca ubranego w dres krajowej drużyny olimpijskiej znaleziono 9 uncji (w przeliczeniu ponad 250 gramów) marihuany. W efekcie otrzymał 100 godzin prac społecznych oraz 12 miesięcy wyroku w zawieszeniu.
Wyświetl ten post na Instagramie
SKAŻONY DIAMENT EDDIEGO HEARNA
Jak zatem łatwo wywnioskować, Joshua przewartościował swoje priorytety. Nie był już więcej młodym-gniewnym buntownikiem. Stał się zaprogramowaną na sukces maszyną, naoliwioną dobrą promocją. Z tej mieszanki Eddie Hearn stworzył idola całego kraju. Za co konkretnie Wielka Brytania tak go uwielbiała? Najprostsza odpowiedź brzmi – za bycie Brytyjczykiem. Jednak to tylko jeden z wielu powodów.
Prywatnie stał się wzorem do naśladowania i gościem, o którym wszyscy, którzy mieli okazję z nim pogadać, mówią, że jest uroczy. AJ jest pozytywnie nastawiony do ludzi, nie odmawia kontaktu z fanami. Co czasami bywa uciążliwe dla dziennikarzy, którzy muszą poczekać kilka godzin dłużej w celu przeprowadzenia wywiadu. Joshua wprawdzie przychodzi na umówioną godzinę, lecz jeżeli rozmowa odbywa się w miejscu publicznym, kibice wręcz lgną do byłego już mistrza. Błędy młodości dawno odeszły już w zapomnienie. Dziś sprawia wrażenie chłopaka z sąsiedztwa. Takiego, który zawsze pomoże w potrzebie, zapyta co słychać, a w ciepłe dni zaprosi na grilla.
W dodatku to bardzo rodzinny, ustatkowany człowiek. Do tego stopnia, że nawet będąc mistrzem wagi ciężkiej wciąż mieszkał z mamą. Potrafi też uszanować pracę drugiej osoby. Wstając na poranne przebieżki, pewnego razu podszedł do śmieciarza i zrobił sobie z nim zdjęcie. Następnie wrzucił je na Instagram z podpisem, że tacy ludzie jak ów śmieciarz, którego Joshua miał codziennie na porannym rozruchu, stanowią dla niego inspirację. I to nie było żadne gadanie pod publiczkę. Zdarzenie miało miejsce na początku 2014 roku, kiedy Joshua miał zaledwie 5 zawodowych walk na koncie. Ten gość po prostu taki jest.
Wyświetl ten post na Instagramie
To żadna poza. Joshua w kontaktach z ludźmi jest naturalny. I co nie mniej ważne – elokwentny. To nie stereotypowy bokser, który zna kilka słów na krzyż, z czego połowa to przekleństwa. Cegiełkę do wizerunku dokłada też wygląd Anthony’ego. Brytyjczyk jest przystojnym facetem, ze śnieżnobiałym uśmiechem i sylwetką gladiatora. Z zapałem godnym gladiatora walczył też w ringu – licząc się z tym, że może stoczyć pojedynek na śmierć i życie.
Szkoda, że obecnie na jego diamentowym wizerunku powstało tyle rys. Po pierwsze, zachowanie AJ-a po drugiej walce z Oleksandrem Usykiem przyprawiało o ciarki żenady na plecach. Brytyjczyk po werdykcie szybko opuścił ring, po czym powrócił pomiędzy liny, zaczął wypytywać Usyka:- Nie jesteś silny! Jak mnie pokonałeś? Jak?!
Zapewne tak, że Ukrainiec jest szybszy, sprytniejszy, ma lepszą kondycję i o niebo lepszą technikę. Innymi słowy, poza wspomnianą przez Anthony’ego siłą, góruje każdym elemencie bokserskiego rzemiosła, co zdawało się nie docierać do pokonanego Anglika…
Ale to nie był koniec zacierania dobrego wrażenia, które Brytyjczyk zostawił po dobrej, choć przegranej walce. Otóż Joshua dorwał na pasy WBA oraz The Ring i… wyrzucił je z ringu. Tytuły, które przecież wtedy nie należały już do niego.
Anthony Joshua lost his temper after losing his rematch to Oleksandr Usyk and reacted angrily by throwing two belts out of the ring. 🚨pic.twitter.com/VjS8z3UrGl
— Sky Sports News (@SkySportsNews) August 20, 2022
Następnie dorwał się do mikrofonu i wygłosił płomienną przemowę. Wprawdzie docenił w niej klasę swojego rywala, choć przy okazji popisał się zupełną ignorancją w zakresie wydarzeń na Ukrainie, nazywając rosyjską agresję „wojną domową”. Jednak z jego słów płynął głównie żal i rozgoryczenie. I tak naprawdę nie wiadomo, do kogo były skierowane te uczucia. Do dwóch sędziów, którzy prawidłowo wypunktowali pojedynek? Bo przypomnijmy, że Glenn Feldman ośmieszył się wskazując 115:113 dla Anglika. Żal do Usyka, że okazał się lepszym pięściarzem? Siebie samego, że przegrał tytuły? Kibiców i ekspertów mówiących, że AJ posiada braki techniczne? Tego nie wiedział chyba sam mówca.
– Gdybyście znali moją historię, zrozumielibyście tę pasję. Nie jestem pięściarzem od dziecka, który wcześnie uznawany był za wielki talent. Byłem w więzieniu, później zacząłem trenować, bo chciałem walczyć. Przepraszam za zachowanie, to z powodu pasji – głosił Joshua na ringu.
Podkreślmy to wyraźnie – chociaż Joshua przegrał, to w drugiej walce z Usykiem zaprezentował się naprawdę dobrze. W dziewiątej rudzie nie bał się więcej zaryzykować i prawie dopadł Ukraińca. Wprawdzie okupił ten zryw solidnym laniem, które mistrz sprawił mu w trzech ostatnich starciach, jednak podjęta decyzja zasługiwała na uznanie. W końcu to był główny zarzut względem Joshuy: porażka z Andym Ruizem (35-2, 22 KO) odmieniła jego styl. Wypłukała z Brytyjczyka element ryzyka. Od tego momentu Anthony walczył po prostu nudno, starając się kontrolować rywali za pomocą lewego prostego i swoich warunków fizycznych. Jednak brakowało w tym wszystkim dawnego błysku. Prawdziwego lwa, który nie bał się przyjąć ciosu, ale w zamian odpłacał przeciwnikowi jeszcze potężniejszym uderzeniem.
Joshua w ten sposób bezpiecznie zrewanżował się Ruizowi. W przeciwieństwie do Anglika, Ruiz nigdy nie posiadał sylwetki kulturysty, jednak wtedy dosłownie przerósł samego siebie. Pulchny Meksykanin w rewanżu wniósł do ringu aż 128,5 kilograma! W walce nie pokazał nic, ale mimo wszystko Joshua wolał spokojnie punktować go pojedynczymi ciosami, zamiast pójść po nokaut.
Następnie mistrz zmierzył się z Kubratem Pulevem (29-3, 14 KO). Wówczas 39-letni Bułgar był solidnym, ale już wyboksowanym pięściarzem. Sędzia wyliczył go dwa razy w trzeciej rundzie. Joshua mógł łatwo i szybko skończyć robotę, tymczasem załatwił go dopiero w dziewiątym starciu. Jakkolwiek nokaut sam w sobie był bardzo ładny, tak można było się tylko domyślać o ile szybciej dawny AJ zakończyłby pojedynek.
Nokdauny w 3 rundzie od 2:30. Ostatnie momenty walki od 7:40.
WALKA O COŚ WIĘCEJ NIŻ WIELKĄ BRYTANIĘ
I tak znaleźliśmy się w punkcie, w którym Anthony Joshua w końcu spotyka się w ringu z Tysonem Furym. Ta walka jest i będzie promowana jako bitwa o Wielką Brytanię. I słusznie, wszak w królewskiej kategorii wagowej spotyka się dwóch z czterech najlepszych pięściarzy w stawce. Obaj reprezentują ten sam kraj, więc podkreślenie wyspiarskiego wątku jest oczywiste. Brytyjskich kibiców zapewne ucieszy też fakt, że pojedynek odbędzie się na Principality Stadium w Cardiff. I bardzo dobrze, że żadna ze stron nie wypchnęła tej walki na Bliski Wschód.
Sam Joshua zapewne jeszcze dwa lata temu inaczej wyobrażał sobie kulisy tego pojedynku. Zapewne wówczas wyśmiałby podział zysków w stosunku 60 do 40 na korzyść Króla Cyganów. Ba, niechętnie podpisałby też umowę mówiącą o równym wynagrodzeniu. W końcu w 2020 roku to on był mistrzem trzech federacji, Tyson zaś posiadał jeden pas – WBC. I to właśnie miał być motyw przewodni ich starcia – unifikacja tytułów.
Teraz karty się odwróciły. Fury przystępuje do walki po znakomitej trylogii z Deontayem Wilderem (42-2-1, 41 KO). Z kolei Joshua pożegnał się z mistrzowskimi pasami, zatem to on wejdzie do ringu jako pierwszy. W końcu będzie pretendentem do obrony pasa. Jednak, czy taka walka w ogóle ma sens? Powszechna jest opinia, że Fury to większa wersja Usyka. Zawodnik o podobnej szybkości, równie znakomitej technice, pracy nóg niczym pięściarz z niższej kategorii wagowej. Ale przy tym jest ogromny. Joshua w końcu wyjdzie do walki w której warunki fizyczne nie będą przemawiały na jego korzyść. Wydaje się zatem, że ten pojedynek nie ma sensu. Otóż nie do końca.
Joshua właśnie teraz ma ostatni moment by udowodnić, że pozostaje w grze o pasy. Fury będzie faworytem grudniowej walki, jednak kilka elementów w boksie pretendenta może go zaskoczyć. Tyson uwielbia kontrolować pojedynek w dystansie, a kiedy rywal podchodzi bliżej, wpada w niego w klincz, męcząc przeciwnika swoim ogromnym cielskiem. W przypadku Joshuy, ten element nie będzie taki prosty do rozegrania. Obaj pięściarze nie słyną również z wybitnej odporności na ciosy. To, że Fury za każdym razem wstawał po okropnych bombach Wildera, w szczególności tym w ostatniej rundzie ich pierwszej walki, zasługuje na uznanie. Ale właśnie, mimo wszystko padał na deski. Wcześniej kontakt z podłogą zafundował mu znany polskim kibicom Steve Cunningham (30-9-1, 13 KO). W zamierzchłych czasach kariery tej samej sztuki dokonał bokserki no-name – Neven Pajkic (17-1, 5 KO).
Anthony Joshua, który technicznie jest lepszym pięściarzem niż Wilder, może dobrać się mistrzowi do skóry. Pod warunkiem, że Anglik urodzony z Watford zda sobie sprawę, iż to jego walka o być albo nie być na szczycie. Jeszcze nie poznaliśmy sum, które obaj bokserzy zainkasują za ten pojedynek. Jednak AJ może być pewien tego, że jeśli przegra z kretesem, już nigdy nie otrzyma podobnej gaży. A przegra wyraźnie, jeżeli będzie chciał boksować z Tysonem, zamiast urządzić mu w ringu bijatykę.
Stąd płynie konkluzja, że Joshua będzie musiał zawalczyć w swoim starym, dobrym stylu. Inicjować akcje, atakować rywala z różnych płaszczyzn i zamykać mu drogę ucieczki przy linach. Taka taktyka wiąże się z porażką przez nokaut. Ale więcej dałaby mu nawet przegrana przed czasem, po której kibice mogliby go pochwalić za wolę walki, i postawienie wszystkiego na jedną kartę, niż kurczowe trzymanie się walki na dystans, byleby tylko nie dać się znokautować. Rozegrana w niedzielę trzecia walka Saula Alvareza z Giennadijem Gołowkinem jest tego najlepszym przykładem. Może Kazach był daleko od zapoznania się z deskami, ale równocześnie znajdował się jeszcze dalej od zwycięstwa, a jego bierna postawa wzbudziła niesmak wśród wielu fanów szermierki na pięści.
Gdyby Joshua zaryzykował, być może powtórzyłaby się sytuacja z Wilderem. Amerykanin wyraźnie przegrał z Furym trzecią walkę, ale zyskał szacunek kibiców i ekspertów. Udowodnił, że jest groźny dla każdego pięściarza w stawce. I wciąż pozostaje w grze o pasy.
Co zaś może wygrać Tyson Fury? Najbardziej oczywistą odpowiedzią są pieniądze. Jeżeli Król Cyganów ma pokonać swojego rodaka w walce o wielką sumę, to być może teraz jest na to ostatni moment. Pamiętajmy, że Fury za chwilę może walczyć z Oleksandrem Usykiem. Rozważmy możliwe scenariusze, w których do walki obu Brytyjczyków dochodzi po pojedynku unifikacyjnym. Jeżeli Ukrainiec wygrałby z Tysonem, starcie brytyjsko-brytyjskie byłoby tylko pojedynkiem o to, kto jest najlepszym pięściarzem w kraju. Ale brak jakiegokolwiek pasa prestiżowej federacji wpłynąłby negatywnie na zainteresowanie pojedynkiem. Czyli na honoraria obu zawodników.
WIELKA KASA, MORALE NARODU, MIEJSCE W HISTORII I… SPORTSWASHING. O CO POWALCZĄ USYK I FURY?
Z kolei w przypadku wygranej Furyego z Usykiem, pojedynek z Joshuą jawiłby się jako niepotrzebny. Ale obecnie może nam dać odpowiedź na kilka ważnych zagadnień. To takie korespondencyjne starcie właściciela pasa WBC z Ukraińcem. Główne pytanie brzmi – jak w porównaniu do Usyka Fury wypadnie na tle tego samego rywala w podobnym czasie? Gdyby Tyson pokonał Oleksandra, walka z Joshuą mogłaby być potraktowana wyłącznie w kategoriach ciekawostki lub pożegnania mistrza, jeżeli ten chciałby odejść na emeryturę będąc na szczycie. Teraz, chociaż Fury jest faworytem pojedynku, sportowo ona ma sens – to dobry sprawdzian dla obu pięściarzy.
Dodajmy, że Ukrainiec, który miał w lutym walczyć z aktualnym mistrzem kategorii WBC, nie pozostaje bierny na wydarzenia. To bardzo mało prawdopodobne, by już trzy miesiące po walce z Joshuą Fury atakował Usyka. Ukrainiec nie zamierza czekać na Olbrzyma z Wilmslow i planuje swój termin walki na pierwsze miesiące następnego roku – tak, jak to było pierwotnie zakładane.
– Mój zespół pracuje nad moją walką i szczerze mówiąc mało obchodzi mnie, z kim zawalczy Fury. Problem tylko w tym, że zaprzepaścił szansę na historyczną walkę o cztery pasy. To tylko jego wina, nie moja. Kibice powinni dostać walkę między nami. Skoro nic nie wyszło z Furym, teraz chętnie spotkam się z Wilderem. To groźny zawodnik. Nasz pojedynek mógłby odbyć się w przyszłym roku w USA – dodał Usyk.
Swoje trzy gorsze dokłada też Deontay Wilder, który w październiku tego roku powróci na ring w starciu z Robertem Heleniusem (31-3, 20 KO). Amerykanin chętnie zawalczy z Usykiem, ale równie dobrze może też stanąć naprzeciwko Anglika, którego nie poważa jako pięściarza.
– Nawet na igrzyskach w 2012 roku po prostu podarowano mu medal. A potem kupiono pas mistrzowski, ale na niektóre rzeczy on nie był jeszcze gotowy. Wciąż chętnie skopię mu dupę. Odpuszczenie takiej walki byłoby niesprawiedliwe wobec kibiców, dlatego też zależy mi na naszym spotkaniu – mówił niedawno “The Bronze Bomber”.
Zachowanie obozów Ukraińca i Amerykanina jest najlepszym podsumowaniem tego, co ostatnio dzieje się w wadze ciężkiej. Jeszcze kilka lat temu słuszne były opinie, że królewska kategoria jest królewską tylko z nazwy, bo od dawna nie było w niej ekscytującego pojedynku. Tymczasem obecnie znajduje się w niej aż czterech pięściarzy, których kombinacje starć zapowiadają się szalenie interesująco. Bo przecież Wildera równie ciekawie byłoby skonfrontować z silnym Joshuą co z technicznym Usykiem. Nie widzimy też przeciwwskazań, by Fury i Usyk walczyli ze sobą kilkukrotnie. W końcu mogą stoczyć wyrównany bój, po którym sędziowie nie wskażą jednoznacznie tego, kto był lepszy. Niezależnie od wyników i obsady poszczególnych pojedynków, wniosek nasuwa się jeden – fanów szermierki na pięści czekają naprawdę ciekawe miesiące.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix