Z jednej strony Polacy – mistrzowie świata i gospodarze finałowej fazy turnieju, za którymi stanie cały katowicki Spodek. W dodatku napędzeni fantastycznym zwycięstwem w ćwierćfinale ze Stanami Zjednoczonymi. Z drugiej, Brazylijczycy, czyli… no właśnie, kim dokładnie jest dzisiejszy rywal Biało-Czerwonych w meczu o finał? Czy rzeczywiście Brazylia to tylko duża nazwa, której nie powinniśmy się obawiać? Którzy zawodnicy będą mogli nas postraszyć? Gdzie leży polski klucz do zwycięstwa i czy koncepcja budowy kadry Nikoli Grbicia kolejny raz się obroni? Dokładną odpowiedź na te pytania poznamy dziś od 18:00 – czyli godziny rozpoczęcia spotkania.
Spis treści
Czy reprezentacja Brazylii przechodzi kryzys?
Półfinał mistrzostw świata. A być może – czego sobie nie życzymy – nawet więcej. Gra w fazie finałowej tegorocznej Ligi Narodów i zwycięstwo rok temu. Czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich. Tak oto jesteśmy świadkami kryzysu brazylijskiej siatkówki. Jeżeli wyniki za które 99% innych państw dałoby się pokroić, w Kraju Kawy są uznawane za suche lata ich reprezentacji, to chyba najlepiej świadczy o tym z jaką siatkarską potęgą mamy do czynienia.
Jednak prawdą jest, że jak na ambicje Canarinhos, ich kibice ostatnio mieli więcej powodów do niepokoju, niż cmokania z zachwytu nad rezultatami. Bolało zwłaszcza czwarte miejsce zajęte na igrzyskach. W końcu Brazylijczycy bronili mistrzowskiego tytułu, a ostatecznie przegrali brązowy medal z Argentyną. Rywalizacja obu krajów w siatkę nie ma aż takiej temperatury jak w piłce nożnej, bo jest bardzo jednostronna. Brazylia prawie za każdym razem wygrywa. Ale dlatego też wyjątek, który trafił się akurat w meczu o medal igrzysk, tak bardzo bolał.
Tegoroczne mecze Ligi Narodów również nie napawały Brazylijczyków optymizmem. W końcu gracze z Ameryki Południowej w każdym turnieju grają o zwycięstwo. Tylko w finałach rozgrywanych w Bolonii odpadli już w pierwszym meczu. Pewnym usprawiedliwieniem jest fakt, że grali z USA, i przegrali 1:3. O sile Amerykanów przekonali się później Polacy, którzy zostali pokonani 0:3. Ale nasi dzisiejsi rywale do tego ponieśli cztery porażki w fazie grupowej Ligi Narodów. 0:3 z Francją, po 1:3 z Polską i USA mówiło, że Brazylia wciąż jest mocna, ale do najwyższego poziomu jeszcze jej brakuje. Ale 0:3(!) z Chinami(!!), w dodatku grając u siebie w kraju(!!!) – tego nie usprawiedliwiało nic. Nawet rezerwowy skład, który wystawił Renan Dal Zotto.
Aż tu nagle Brazylia przyjeżdża na mistrzostwa świata i w dobrym stylu dochodzi do półfinału imprezy. Więc jak to jest z tym ich kryzysem – możemy o nim mówić, czy raczej nie? O tej i paru innych kwestiach porozmawialiśmy z Ireneuszem Mazurem, byłym siatkarzem a obecnie ekspertem i komentatorem tej dyscypliny.
– Oczywiście to już nie jest ta reprezentacja z Gibą – supergwiazdą otoczoną na boisku zawodnikami tej samej wielkości. Ale informacje o kryzysie w przypadku obecnej Brazylii to już czas przeszły. Ich drużyna w tym turnieju buduje się podobnie do naszej reprezentacji. W związku z tym należy się spodziewać, że w meczu z nami Brazylia zaprezentuje jakość zbliżoną do swojego maksimum. Nie tylko pod względem indywidualnym, ale również w kwestii gry zespołowej i morale drużyny – mówi Mazur.
Czy wobec tego Brazylii należy się obawiać?
Zdajemy sobie sprawę, że w przypadku tak utytułowanej nacji to co napiszemy, może zabrzmieć absurdalnie, ale dojście do półfinału to być może maksimum, na co stać ten zespół. Dajcie nam wytłumaczyć, zanim zadzwonicie po karetkę.
Nie negujemy tego, że Brazylia to dalej bardzo mocna ekipa. Sami wspomnieliśmy o niej, kiedy przed turniejem szukaliśmy kandydatów do walki o złoto. Ale wyżej stawialiśmy akcje Francji, USA, Włochów oraz oczywiście Polski. Tak się złożyło, że cztery wymienione reprezentacje wpadły na siebie w ćwierćfinałach. Polska udowodniła, że wygrana 3:1 z USA w grupie nie była przypadkiem i ponownie pokonała Amerykanów – tym razem 3:2. Z kolei Włosi w takim samym stosunku wygrali z Francuzami.
Brazylia? W pierwszym meczu wygrała 3:2 z Kubą, która ostatnio poczyniła spory progres w grze, ale do najlepszych wciąż trochę jej brakuje. Tymczasem Kubańczycy wygrywali już 2:0. To w jakim stylu siatkarze z Ameryki Południowej odwrócili losy spotkania, zasługuje na pochwałę. Ale to, że w ogóle doprowadzili do takiej sytuacji, już niekoniecznie.
Brazylia jeszcze nie zmierzyła się z drużyną o porównywalnym poziomie. Nie przeszła takiego starcia, jak Polska z USA. W grupie Canarinhos ograli jeszcze Katar i Japonię. W fazie pucharowej w dobrym stylu zwyciężyli Iran oraz udanie zrewanżowali się Argentynie za porażkę z Tokio (3:1 w setach).
Mazur: – W przypadku Brazylii mentalność jest bardzo ważna – ona powoduje, że czasami grają lepiej, niż wskazywałaby na to ich forma sportowa. Chociaż mecz z Argentyną pokazał, że ta jest na tyle duża, że należy podejść do tego rywala z szacunkiem. Ale znając naszych siatkarzy, zapewne nie potraktują meczu z Brazylią z przesadnym luzem.
I to jest najlepsze podejście, które mogą przyjąć nasi reprezentanci. Trafił im się mocny rywal, który ma swoje atuty i zapewne jest podbudowany serią zwycięstw. Nawet jeżeli Polacy są faworytami w tym spotkaniu, to rywal wciąż posiada argumenty, by napsuć im krwi. Ale już dawno minęły czasy w których na dźwięk słowa „Brazylia” któremukolwiek z naszych siatkarzy nogi uginałyby się ze strachu.
Na których rywali trzeba szczególnie uważać?
To teraz konkrety, nazwiska. Kapitanem reprezentacji jest Bruno Rezende, syn Bernardo Rezende – trenera złotego pokolenia brazylijskiej siatkówki. Ale Bruno nie gra obecnie pierwszych skrzypiec na boisku. Tę rolę pełni Yoandy Leal Hidalgo, czyli w Leal. Albo jak kto woli – maszynka do zdobywania punktów.
Z Argentyną przyjmujący naszych dzisiejszych rywali nabił ich 25. To tak jakby sam wygrał drużynie całego seta. Z Iranem ugrał 20 oczek – tyle samo z Kubą. W całym turnieju ma na swoim koncie 93 punkty. Tylko o dwa więcej ma Nimir Abdel-Aziz – do niedawna jego klubowy kolega z Modeny. Ale Holender już zakończył udział w mistrzostwach. Szansa na to, że Leal po meczu z Polską zostanie najlepszym punktującym imprezy, jest spora. Nawet przy genialnej grze naszych siatkarzy ciężko uwierzyć w to, że nasza obrona będzie aż tak skuteczna na ataki tego gracza.
– Zawodników na których trzeba zwrócić uwagę, mogę wymienić jednym tchem. To z pewnością Leal. Naturalizowany Kubańczyk gra bardzo dobre mistrzostwa. Na przyjęciu razem z Lealem gra Lucarelli. W świetnej formie znajduje się Thales, dziś należący do dwójki, może trójki najlepszych libero na świecie. Do tego uznane marki, jak Lucas na środku czy Bruno Rezende, choć tego drugiego ze składu wygryzł Fernando – przedstawiciel nowego pokolenia brazylijskich siatkarzy, młodszy od Bruno o dziesięć lat – wymienia Ireneusz Mazur.
Właśnie, wspomnieliśmy że Bruno nie jest pierwszoplanową postacią brazylijskiej ekipy. Lecz pewnym zaskoczeniem jest to, że selekcjoner Dal Zotto zdecydował się z niego zrezygnować po dwóch pierwszych setach turnieju. Tych przegranych z Kubą. Od tamtej pory za rozegranie odpowiada Fernando, a Bruno siedzi na ławce. I jak na razie znakomicie wywiązuje się z powierzonego mu zadania.
Jaki jest klucz do zwycięstwa?
Tylko jeden? Żeby w półfinale światowego czempionatu to było takie proste…
Ale dobrze, jeżeli mamy wybrać ten najważniejszy, to postawimy na zagrywkę. Oczywiście asy serwisowe są jej najbardziej widowiskowym elementem, ale i bez niego celna, mocna zagrywka ustawia całą akcję. Odrzuca przeciwnika od siatki, powoduje że chociaż rywal ma piłkę – to Polacy posiadają inicjatywę.
Nie będziemy tu kolejny raz wyróżniać poszczególnych siatkarzy za ćwierćfinał z USA. Jednak Mazur podkreśla, że to właśnie dobry serwis był jednym z największych atutów Biało-Czerwonych: – W pierwszych dwóch setach nasza zagrywka była świetna. W trzecim i czwartym poszczególni zawodnicy tracili jakość w tym elemencie, dlatego padły one łupem Amerykanów. Oczywiście, bardzo upraszczam, bo taki wynik zależał też od innych czynników, jednak gdy w tie-breaku polska zagrywka ruszyła z odpowiednią siłą i mniejszą liczbą błędów, wtedy nasza reprezentacja zaprezentowała się naprawdę wybornie.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Nasz rozmówca zwraca też uwagę na inne aspekty siatkarskiego rzemiosła, skierowane konkretnie pod Brazylijczyków: – Każdy mecz tworzy nowych bohaterów oraz warunki do grania. Ważne będzie przygotowanie taktyki jak zatrzymać Leala. Albo jak wykorzystać fakt, że ich słynny atakujący, Wallace, dołączył do drużyny w ostatniej chwili, ale nie przygotowywał się z nią przez cały sezon reprezentacyjny. Czasami widać po nim pewne symptomy zmęczenia, które obniżają jakość jego gry.
Najważniejszy wniosek Ireneusz Mazur zostawia na koniec: – Przede wszystkim chodzi o to, by samemu grać siatkówkę totalną, z którą to rywale będą musieli się zderzyć, nie żeby to Polacy szukali specjalnych rozwiązań na przeciwnika.
I cóż, trudno nie użyć tutaj wyświechtanego hasła, że nasi siatkarze najlepiej wypadną wtedy, kiedy będą grali swoje. W końcu gramy u siebie i posiadamy na tyle dużo jakości, że to gracze Brazylii będą musieli szukać sposobów na zatrzymanie naszej kadry.
Koncepcja Grbicia triumfuje?
Nie będziemy tu rozstrzygać sporu, które miejsce zajmuje siatkówka wśród narodowych sportów Polaków – ograniczymy się do tego, że znajduje się w tej zacnej grupie. Zmaganiami siatkarskiej reprezentacji Polski żyje niemalże cały kraj. I jak to zwykle nad Wisłą bywa, każda zainteresowana tematem osoba jest selekcjonerem kadry.
Nikola Grbić posiada wielkiego orędownika w osobie Sebastiana Świderskiego. W końcu to prezes PZPS, który sprowadzał Grbicia do pracy w Kędzierzynie-Koźlu, był mózgiem operacji obsadzenia go na najważniejszym stołku trenerskim w polskiej siatkówce. Kiedy obejmował stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski, został też obdarzony sporym kredytem zaufania ze strony kibiców. Nie znaczy to jednak, że każda decyzja selekcjonera była przyjmowana z pełnym zrozumieniem siatkarskiego środowiska w Polsce. Wręcz przeciwnie – z wielu z nich trener musiał się bronić. I nie raz ta obrona przychodziła mu bardzo ciężko.
Główną osią wątpliwości wobec działań Grbicia był argument, że patrzy on bardziej przychylnym okiem na siatkarzy związanych z ZAKSĄ. Niektórych sam miał okazję prowadzić w sezonie 2020/21, kiedy Koziołki po raz pierwszy wygrały Ligę Mistrzów. Mamy na myśli Kamila Semeniuka, Aleksandra Śliwkę, Łukasza Kaczmarka, Pawła Zatorskiego oraz Jakuba Kochanowskiego. Ostatnia dwójka wprawdzie gra już w Asseco Resovii, jednak pracowali z Serbem. Do tego dochodzi Marcin Janusz – od tego sezonu klubowego nowy rozgrywający ZAKSY. A być może znalazłoby się też miejsce dla Norberta Hubera, jednak środkowy wypadł z kadry przez kontuzję.
– Teraz trener Grbić zbiera owoce bardzo trudnych decyzji. To były niepopularne wybory, wielu kibiców, ekspertów czy dziennikarzy je kwestionowało. Chodziło oczywiście o stawianie na zawodników z Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Czyli rozgrywającego, dwóch przyjmujących oraz dodatkowo Kaczmarka na ataku, który co prawda nie gra w podstawowym składzie, ale znalazł miejsce w kadrze. Niemniej jednak, Marcin Janusz na rozegraniu oraz duet Semeniuk-Śliwka w przyjęciu to kręgosłup drużyny, która zdobyła Ligę Mistrzów. I na nich postawił też Grbić – mówi Ireneusz Mazur.
Nawet pomimo kolejnych zwycięstw Polaków, Grbić musiał tłumaczyć się z poszczególnych decyzji. Dlaczego zmiennikiem Bartosza Kurka jest Kaczmarek, skoro Karol Butryn w Lidze Narodów radził sobie lepiej? Dlaczego do wąskiej kadry trener bierze czterech środkowych zamiast pięciu przyjmujących? Po co tyle meczów grał Kubą Kochanowskim, skoro ten na początku sezonu reprezentacyjnego był bez formy? Wreszcie – po jaką cholerę uparł się na Śliwkę w pierwszym składzie, skoro Tomasz Fornal prawie za każdym razem grał lepiej od Olka? I to nie były pytania bezzasadne.
Ale Grbić spokojnie bronił swoich decyzji w rozmowach z mediami oraz wykazał się żelazną konsekwencją. Budował formę popularnego Kochana – a przecież do tego potrzeba gry. Żartowano, że Kaczmarka bierze wyłącznie po to, by podczas meczu móc zastosować swoją ulubioną podwójną zmianę. Ale kiedy Łukasz wchodzi, to dorzuca skromne lecz cenne punkty. Śliwka w wielu poprzednich meczach nie był wyróżniającą się postacią. Wielu krytykowało jego grę – my również. Były ku temu podstawy. Jednak Olek nigdy nie zamykał się na uwagi dotyczące swojej postawy, samemu pokazując mentalność najwyższej klasy. W tej niezłomnej pewności siebie przyjmującego, wielka jest zasługa Grbicia, który obdarzył go ogromnym zaufaniem. Fornal musi pogodzić się z rolą jokera i… sam broni kolegi z zespołu przed krytyką. To też pokazuje, jak dobra atmosfera panuje wewnątrz grupy.
Ireneusz Mazur mówi nam: – Okazuje się, że selekcjoner nikogo nie skrzywdził swoimi decyzjami. Tomasz Fornal, o którego rolę w drużynie było wiele sporów, zawsze otrzymuje szansę. Kaczmarek pojawia się w miejsce Kurka. W odwodzie jest też Karol Kłos, który ma znakomitą formę sportową. Innymi słowy – wizja postawienia na tych konkretnych ludzi, z całą polityką ich prowadzenia nawet w czasie, kiedy było to niepopularne, teraz zdaje egzamin. Trener Grbić może teraz czuć ogromną satysfakcję. A my cieszyć się z wygraną nad USA, która była konsekwencją tych decyzji.
Nic dodać, nic ująć. W końcu najlepszym graczem na boisku z meczu z USA był Jakub Kochanowski, który na mistrzostwach znajduje się w znakomitej dyspozycji. Z kolei spośród przyjmujących najlepsze zawody zagrał Aleksander Śliwka. Mecz ze Stanami Zjednoczonymi to wielki triumf koncepcji Grbicia na tę kadrę. Niezależnie od wyniku dzisiejszego spotkania z Brazylią, trener już dał odpowiedź, że jego wizja ma sens.
Oczywiście, to nie jest tak, że w reprezentacji Polski wszystko funkcjonuje idealnie. Ciężko wejść Polakom na najwyższy poziom, kiedy nie mogą wstrzelić się z zagrywką. Bardzo dużo w jakości naszej gry zależy od Bartosza Kurka. Kiedy kapitan gra na skuteczności mniejszej niż 40%, wtedy Polska zaczyna mieć problem. W trakcie meczu z USA drobnego urazu doznał Paweł Zatorski, nasz podstawowy libero. Do ostatnich chwil rozpoczęcia spotkania z Brazylią zapewne nie wiadomo będzie czy zagra. A jeżeli tak, to w jakiej będzie dyspozycji. W końcu gra nawet z drobnym urazem, to w półfinale mistrzostw świata ogromne ryzyko dla siebie i drużyny.
Jednak ten sam zespół pokazał już, że posiada mentalność adekwatną do swoich ogromnych umiejętności. Że potrafi wyjść i zwyciężyć niezależnie od składu. Łatwo nie będzie, ale ta kadra udowodniła, że jeżeli ma zagrać swoją najlepszą siatkówkę, to zrobi to pod presją – przekuwając ją w pozytywną energię. A trudno o większe ciśnienie, niż gra w półfinale przed własną publicznością, która – mamy nadzieję – kolejny raz poniesie Biało-Czerwonych do zwycięstwa.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix