4:0 z Nantes, 5:0 z Clermont, 5:2 z Montpellier, 7:1 z Lille. Dwadzieścia jeden goli strzelonych w czterech meczach. Wiwaty, euforie, aplauzy. Pochwały, aprobaty, euforie. I nagle lekcja pokory od Monaco w Parku Książąt. Ten remis to prztyczek w nos dla wielkiego Paris Saint-Germain, bo tej drużynie jeszcze naprawdę bardzo daleko do przepędzenia demonów z minionego sezonu.
Kiedy Leo Messi opuszczał boisko w osiemdziesiątej szóstej minucie meczu, wyglądał na nieco skonsternowanego zostawianym za sobą stanem rzeczy. Wprawdzie od jakichś dwudziestu minut gospodarze napierali na gości, ale męczyli się przy tym tak okrutnie, że w żadnym wypadku i scenariuszu nie zasługiwali na trzy punkty.
PSG 1:1 AS Monaco. Strach ma wielkie oczy
Pierwsze kilkadziesiąt minut tego spotkania to wehikuł czasu do najgorszych momentów rządów Mauricio Pochettino. Absurdalnie spanikowany i kuriozalnie rozkojarzony Gianluigi Donnarumma, którego żałosne wyjście z bramki skarcić powinien Wissam Ben Yedder, ale nie podniósł głowy przy uderzeniu z dwudziestu metrów do pustej bramki i przestrzelił o kilka metrów. Zagubiona przy wyprowadzaniu futbolówki z własnej połowy trójka defensorów, gubiąca się i szamocząca pod wysokim i agresywnym pressingiem. Środek pola gnieciony, tyranizowany i maltretowany przez nakręconego Mohameda Camarę i spółkę. I już zaraz bliski gola był Caio Henrique, i już zaraz szczęścia skosztować chciał Youssouf Fofana.
Panował wszechobecny chaos. Realizator transmisji tylko raz po raz przybliżał zaniepokojoną facjatę Christophe’a Galtiera, który zdawał się myśleć: „skończył się raj, zaczynają się problemy”. Bo tak, jak przy poprzednich meczach popisy strzeleckie urządzały sobie trzy największe gwiazdy paryskiej drużyny, tak tego wieczoru te same trzy największe gwiazdy paryskiej drużyny wyjątkowo się ze sobą gryzły.
Bumelujący Messi zaliczył wołającą o pomstę do nieba stratę przy golu Kevina Vollanda. Snującemu Mbappe zdarzyło się odpalić wrotki, aż Disasi zaliczył strategiczną glebę, ale przez większość część meczu potwornie partaczył i marnował sytuację za sytuacją ze słupkiem przy dobitce do pustej bramki na czele.
Irytował też Neymar, który prowokował i dawał się prowokować, ale jemu akurat należy oddać, co święte, bo kilka razy kozacko przyjął sobie jakąś szalenie trudną do przyjęcia piłkę, kilka razy zgrabnie napędził akcję, no i – co najważniejsze – wywalczył karnego (bez ordynarnej symulki!), którego następnie zamienił na gola. Szanse na zwycięstwo były, bo Messi i Hakimi obijali słupki, swoich sił próbował Renato Sanches, a Nübel przechytrzył wspomnianego Mbappe przy jednej z jego setek, ale to absolutnie nie był udany mecz PSG.
Ba, Monaco napisało krótki instruktaż tego, jak kastrować największe atuty mistrza Francji. Wyeksponowało jego braki i słabości. Uwypukliło brak chemii między poszczególnymi formacjami paryżan, nieprzystający tak napompowanej kasą i talentem drużynie. Christophe Galtier, i niech nikogo nie zmylą popisy z poprzednich tygodni, musi zakasać rękawy i wziąć się do pracy, bo jego zespół to wciąż rozkopany plac budowy.
PSG 1:1 AS Monaco
Neymar 70′ z karnego – Volland 20′
Czytaj więcej o PSG:
Fot. Newspix