Bogdan Wilk opowiedział w programie “Gra Ekstraklasa” na Kanale Sportowym o tym, jak wyglądały negocjacje z Lechem Poznań w sprawie ewentualnego transferu Damiana Kądziora. Transferu, który był fiaskiem “Kolejorza”. – Są tacy zawodnicy jak Damian Kądzior, których trzeba traktować bardzo poważnie. Trzeba być zdeterminowanym, bardzo chcieć, żeby cała sprawa się udała. My to zrobiliśmy rok temu. Pokazaliśmy, że jesteśmy zdecydowani, chcemy to zrobić, a nie do końca uważam, żeby Lech w tym okienku był aż tak bardzo zdeterminowany – mówi dyrektor sportowy Piasta Gliwice.
Damian Kądzior zostaje w Piaście. Negocjacje z Lechem były bardzo burzliwe. Jakby pan podsumował całą sagę z transferem Damiana Kądziora do Lecha Poznań?
Zdecydowaliśmy, że Damian Kądzior zostaje. Dzisiaj zaczyna się siódma kolejka, więc jesteśmy już dość daleko w ligowych rozgrywkach. Drużyna w pierwszych trzech kolejkach miała lekki falstart. Widać, że w dwóch następnych meczach z Cracovią i Stalą Mielec zagraliśmy już na miarę naszych możliwości. Tak jak chcielibyśmy grać. Damian jest jedną z kluczowych postaci tego zespołu. Nie mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby osłabiać drużynę. Mamy swoje cele, swoje marzenia, chcemy być w tabeli jak najwyżej. Jestem przekonany, że z Damianem w składzie będzie to realniejsze niż bez niego.
Nie mogliście znaleźć w tak krótkim czasie zastępcy Kądziora. Ten ruch jest z waszej perspektywy jak najbardziej logiczny. Ile zabrakło w pierwszej fazie, żeby Damian trafił do Lecha Poznań? O jakich różnicach w kwocie mówimy?
Żeby całkowicie opowiedzieć tę historię, trzeba się cofnąć o rok. To wtedy już zdecydowaliśmy się na to, żeby Kądzior przyszedł do Piasta, co nie było łatwe, bo było kilka innych klubów, które chciały go pozyskać. Chociażby Lech. Zaryzykowaliśmy. Damian coś kosztował. Ale podjęliśmy to ryzyko, a nie było w stu procentach pewne, czy Damian po słabej rundzie w Turcji będzie tak dobrym zawodnikiem, jak go pamiętamy z wcześniejszej gry. Odbudowaliśmy go. W pierwszej rundzie już grał bardzo dobrze, ale jeszcze nie tak, jak w rundzie wiosennej, gdy był czołową postacią – miał wiele bramek i asyst. To nam się udało.
Od tego trzeba byłoby zacząć. To jest powiązane ze sobą. Jeśli temat wrócił po roku, to my to wszystko pamiętaliśmy, co wydarzyło się rok wcześniej. Są tacy zawodnicy jak Damian Kądzior, których trzeba traktować bardzo poważnie. Trzeba być zdeterminowanym, bardzo chcieć, żeby cała sprawa się udała. My to zrobiliśmy rok temu. Pokazaliśmy, że jesteśmy zdecydowani, chcemy to zrobić, a nie do końca uważam, żeby Lech w tym okienku był aż tak bardzo zdeterminowany. W ostatnich tygodniach, w ostatnich dniach, dopiero pokazał to, na co liczyliśmy już dużo wcześniej. Nie wiem, czy by się to udało, gdyby przyjęli nasze warunki parę tygodni wcześniej. Nie wiem. Ale na pewno byłoby łatwiej, a nie już teraz, po szóstej kolejce ligowej, jak drużyna jest już skompletowana, zgrana ze sobą, dobrze się rozumie. To chyba jest główna przyczyna, że tak się to potoczyło.
Kiedy Lech naciskał, przygotowywał kolejne oferty, dostrzegł pan jakiekolwiek wątpliwości w oczach Damiana Kądziora? Czy był absolutnie skupiony na tym, żeby być w Piaście?
Z tego, co mi Damian mówił, był dogadany z Lechem Poznań. On się zgodził na ich warunki. Był przekonany, że jeśli się zgodzimy, to on do Lecha pójdzie. Powiedział też, że nie za wszelką cenę. On dostosuje się do każdej naszej decyzji, bo bardzo szanuje to, co zrobiliśmy rok temu – że doceniliśmy go, zaryzykowaliśmy, daliśmy szansę. Nam się to też bardzo spodobało. Graliśmy fair. Nie owijaliśmy w bawełnę. Czekaliśmy na rozwój wypadków. Propozycja Lecha na samym początku, parę tygodni temu, była po prostu za niska. Na to się zgodzić nie mogliśmy.
Kończąc wątek – władze Lecha chyba mają takie podejście, jakie miał kiedyś Dariusz Mioduski „my jesteśmy Lech, gramy w europejskich pucharach i nam się należy, żeby jak najtaniej z polskich klubów wyciągać zawodników”. Jak pan podchodzi do takiego stanowiska? Bo takie też było jasno zadeklarowane kiedyś przez Dariusza Mioduskiego. Widzimy podobne ruchy ze strony Lecha.
Przede wszystkim chciałem pogratulować Lechowi Poznań wejścia do fazy grupowej Ligi Konferencji. Lechowi udało się to jako jedynemu klubowi w Polsce. Jest wielkim klubem, wielokrotnym mistrzem Polski, aktualnym mistrzem Polski – tego im nikt nie odbierze. Ale Piast Gliwice to też nie jest już przypadkowa drużyna. Niedawno byliśmy mistrzem Polski. Zajęliśmy trzecie miejsce, wcześniej drugie. Cały czas jesteśmy w czołówce. Trzeba się z nami liczyć, co pokazuje choćby ta sprawa z Damianem. A pytanie? To już nie do mnie, a do przedstawicieli Lecha Poznań.
Jaką ocenę by pan wystawił sobie za to okienko transferowe?
Musiałbym się znów cofnąć – tym razem do zimowego okienka. Inne kluby zimą przeważnie robiły jeden-dwa-trzy transfery. My zimą zdecydowaliśmy się zrobić pięć bardzo poważnych transferów i teraz latem nie musieliśmy już tego robić. Zrobiliśmy tylko małe retusze, jak właśnie Grzegorz Tomasiewicz czy Jorge Felix. Ci zawodnicy, którzy przyszli zimą, dopiero teraz pokażą, na co ich stać. Oczywiście przydarzyła się kontuzja Tihomira Kostadinova. To dla nas duża strata. Wcześniej też długa kontuzja Tomasa Huka, czołowego zawodnika. Parę problemów by się znalazło. Natomiast z transferów w tym okienku ja mogę być zadowolony, bo choćby siła ataku – Damian, Kamil Wilczek, Toril, Sappinen, Felix, Pyrka, Chrapek, nie chcę kogoś pominąć. Ogólnie cała drużyna, jeśli chodzi o siłę ataku, ma wielki potencjał.
Kamil Wilczek odpalił w meczu ze Stalą, a kiedy ruszy Sappinen? W Estonii był bramkostrzelny, ale brakuje mu takiego przełamania, serii.
W jego wypadku nawet nie chodzi o serię, a o to, żeby strzelił w końcu pierwszą bramkę. Wróciłem pół godziny temu z treningu. Sappinen prezentuje się bardzo dobrze, zresztą jak cała drużyna. My dalej w niego wierzymy, bo chłopak naprawdę potrafi grać w piłkę i strzelać bramki. Bo to widać. Zdarzyło mu się oczywiście już parę razy je strzelać w sparingach. Brakuje mu jej w meczu oficjalnym. Ja dalej w niego wierzę, tak jak trenerzy i wszyscy. Myślę, że ten czas w końcu nadejdzie, bo stać go na to.
Jest w Gliwicach taka tradycja, że każdy napastnik powinien mieć hat-tricka. Teraz czas na Sappinena. Pan jest w ogóle w stanie wyobrazić sobie sytuację, że Sappinen strzela hat-tricka?
Oczywiście, że tak. Ma na to papiery. Sprowadzając Rauno nie sugerowaliśmy się ligą estońską, a głównie meczami w pucharach. Flora Tallinn była w fazie grupowej w poprzednim sezonie. Grała z naprawdę nieprzypadkowymi zespołami. Rauno strzelił tam jedenaście bramek. W samej Lidze Europy. Grał jeszcze z reprezentacji z uznanymi przeciwnikami jak Belgia czy Czechy. Prezentował się tam naprawdę super, strzelał bramki, miał asysty. Jestem o tym przekonany, że prędzej czy później to się stanie i u nas.
Wiadomo, że dla Piasta kluczem będzie awans do europejskich pucharów. Przebąkujecie między sobą o ponownym mistrzostwie Polski?
Nigdy tak nie podchodziliśmy do tego. Nawet wtedy jak zdobywaliśmy mistrzostwo. Zawsze chcieliśmy grać jak najlepiej, jak najskuteczniej, zdobywać punkty. A po iluś tam kolejkach sytuacja sama się otwierała, pokazywała, na co nas stać i o co możemy walczyć. Było łatwiej kiedyś, bo był podział na grupy i zawsze celem było wejście do pierwszej ósemki i później zobaczymy. Teraz nie ma już tego podziału, ale wciąż stawiamy sobie ten sam cel – gramy jak najlepiej, zdobywamy jak najwięcej punktów, nie patrzymy za bardzo w tabelę, chociaż tak się tylko mówi, a zawsze się na nią kątem oka patrzy. Ale po którejś tam kolejce dopiero stawiamy sobie cel. Jest szansa, robimy wszystko, walczymy, bo zdobyliśmy tę pozycję przez ileś kolejek i chcemy zajść jak najwyżej. Jak to będzie w tym sezonie? Nie wiem. Ale jestem dobrej myśli.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Nieszczęśliwa siódemka Lecha. Seria bez wygranej na wyjeździe trwa
- Najboleśniej, jak się dało. Raków odpada po golu w doliczonym czasie dogrywki
- Zabrzański cyrk. Prezes Górnika odchodzi z klubu
Fot. FotoPyK