Wielokrotnie narzekamy na sterty idiotycznych utrudnień związanych z realizowaniem pasji, jaką z pewnością jest kibicowanie. Zakazy, nakazy, zamknięte stadiony, odmowa sprzedaży biletów osobom ze złym adresem zameldowania, policyjne blokady w okolicach obiektów, by utrudnić dotarcie fanatyków na mecz. Moglibyśmy wyliczać dalej, utrudnień jest naprawdę sporo. Wydaje się jednak, że nawet pełna absurdów polska rzeczywistość wyjazdowa nie ma szans równać się z paradoksami, które otaczają fanów we Francji.
Przykład? Kibice PSG przed klasykiem z Olympique Marsylia. Jak podaje magazyn “To My Kibice+”, jedynym legalnym sposobem dotarcia na stadion były oficjalne autokary, które startowały z… Awinion, sto kilometrów przed Marsylią, siedemset kilometrów od Paryża. Była to jedyna możliwość dotarcia na stadion – poruszanie się fanów PSG na własną rękę w obrębie portowego miasta było zabronione, a karą za złamanie tego zakazu miały być nawet dwuletnie “prewencyjne” zakazy stadionowe. W barwach czy też nie – rozpoznanie przez policjanta i zidentyfikowanie jako “kibic z Paryża” groziło surową sankcją. Takie rozwiązanie miało wykluczyć jakiekolwiek próby dotarcia do Marsylii pociągami czy własnymi samochodami. Oficjalne autokary albo zakazy stadionowe.
W teorii – to mogłoby być nawet ułatwienie. Problem w tym, że kibiców z Paryża po meczu wywieziono z powrotem do Awinion. W samym środku nocy. W Awinion. Porównalibyśmy to do porzucenia fanatyków Lecha wracających z Białegostoku gdzieś w Łomży albo innym Sochaczewie. Najbliższy pociąg do stolicy? Siódma rano, poniedziałek. “Wyjazd” wydłuża się do dwóch dni, choć powrót z Marsylii nie powinien trwać dłużej niż osiem godzin.
Podobne traktowanie dotyka fanów wielu innych klubów we Francji. Sympatycy Nantes przed najbliższym meczem z Saint-Etienne musieli wyrobić sobie specjalne identyfikatory, oczywiście liczba biletów również została dość mocno ograniczona, a zakaz podróży własnymi środkami transportu obowiązuje na identycznych zasadach jak w przypadku meczu l’OM z PSG.
Kibice z Nantes postanowili zaprotestować i udać się na mecz własnymi środkami transportu, by “jak wolni ludzie” (tak to ujęli w swoich materiałach) kupić bilet pod stadionem i w spokoju obejrzeć mecz. Jak “nakręcają” się na ten niepokorny wyjazd? Protest postanowili poprzedzić zapowiedzią wideo:
Pokazujemy się w taki sposób, w jaki chcą nas widzieć władze, media i związek piłkarski. Jak terroryści. Pistolet na wodę, halabarda, maski gazowe i kominiarki. Odpowiednie proporcje między dowcipem a poważnym przekazem, jakim jest poruszenie problemu ograniczania swobód obywatelskich. Tak ukochanych we Francji swobód, wyłącznie w imię “czyszczenia” stadionów przed nadchodzącymi mistrzostwami Europy. Do tego stos naprawdę mocnych argumentów, by wspomnieć choćby o “pokojowych” wizytach zorganizowanych w celu udowodnienia, że Nantes to nie tylko bandyci i terroryści.
Choć – jak pokazuje puenta filmiku – i tacy, uzbrojeni po zęby, są wśród nich.