Dwie rewelacje początku sezonu. Dwie niespodzianki. Brązowy medalista poprzednich rozgrywek. Wreszcie najgorsza ekipa ligi, która nieco nie pasuje do towarzystwa. Sobota z Ekstraklasą zapowiada się zacnie.
Tak, teoretycznie dzisiaj nie ma meczu, który z miejsca sprawiałby wrażenie kompletnego paździerza.
Cracovia – Piast Gliwice
Biało-czerwone barwy Cracovii zobowiązują, więc tydzień temu – jak przystało na polski zespół – ekipa trenera Jacka Zielińskiego nie udźwignęła ciężaru faworyta i poczuła w kościach jak twarda potrafi być Stal z Mielca. Podczas rywalizacji na Podkarpaciu można było pomyśleć, że co prawda Pasy zabrały z Krakowa sprzęt niezbędny do gry, ale gdzieś po drodze zgubiły umiejętności. Porażka 0:2 była jak najbardziej zasłużona, proszę państwa.
– Tak jak nie wpadliśmy w samozachwyt po trzech wygranych, tak po jednej przegranej nie będziemy rozpalać stosu, palić czarownic i samobiczować się – zapowiada trener Cracovii Jacek Zieliński.
I słusznie. Tym bardziej, że biczowaniem Pasów zajęli się zawodnicy Stali i serio, nie trzeba było po nich poprawiać.
– Rozmawialiśmy z zespołem bardzo długo o tym, co się wydarzyło, natomiast wnioski zostawimy dla siebie – dodał szkoleniowiec.
Tyle że na boisku wszyscy zobaczą, czy skończyło się na gadaniu, czy słowa ciałem się staną.
A tak poważnie – po tym, co piłkarze z Krakowa pokazywali na przestrzeni minionych kilku miesięcy, można uwierzyć, że w Mielcu przydarzył się im wypadek przy pracy. Trudno, nie przestrzegali zasad BHP, dostali karę, wrócili do domów z niczym, ale nic więcej. Dalej znają się na robocie i koniec z błędami (no, przynajmniej na jakiś czas). Stal oddała tyle samo celnych strzałów, co poprzedni trzej rywale Cracovii w sumie (4) i wypracowała xG powyżej 1 przeciwko niej (1,42) jako pierwsza od Rakowa w 32. kolejce. Jako się rzekło – lanie przy Solskiego 1 wygląda na wyjątek. Dzisiaj wszystko powinno wrócić do normy.
Co stanowi złą wiadomością dla Piasta, bo w tym sezonie w przypadku drużyny z Gliwic obowiązuje reguła: „bez goli, bez punktów”.
– Na wszystkich cieniem kładzie się spotkanie w Warszawie. Takiego jeszcze nie zagraliśmy, poprzednie były nieporównywalne i inaczej patrzymy na to, co wydarzyło się w pierwszych dwóch. Mecz Legią jest najsłabszym, jaki pamiętam za mojej kadencji – stwierdził trener zespołu z Górnego Śląska.
Cóż, Piast jest najsłabszą wersją siebie od dawna i po występie w stolicy zaczyna do niego pasować cytat Stefana Kisielewskiego: – To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.
Tutaj dywanik będzie ładnie wyglądał, tam kwiatka postawmy. Na tej ścianie jakiś plakat, to ożywi wnętrze. Pewnie, jesteśmy, gdzie jesteśmy, ale niech chociaż będzie tu przytulnie…
Wiele wskazuje, że dzisiaj gliwiczanie dodadzą kolejne elementy wystroju wnętrz, bo na tym etapie sezonu można sobie wyobrazić dużo lepszych przeciwników do przełamania złej serii, niż podrażnieni Michał Rakoczy, Jakub Myszor, Kamil Pestka, Mathias Hebo Rasmussen czy Patryk Makuch. Co prawda znów to Cracovia będzie faworytem, ale jednak okoliczności są nieco inne. Już wiadomo, że są tylko ludźmi, też się potykają, mniej muszą niż jeszcze tydzień temu, a ciut bardziej mogą.
Jeśli chodzi o sytuacje zdrowotną, do kadry meczowej gospodarzy wróci Matej Rodin i pierwszy raz znajdzie się w niej Jewhen Konoplanka, a poza tym wszyscy zdrowi. Z kolei wśród gości na pewno zabraknie Tihomira Kostadinowa, za to zaległości nadrabia Jorge Felix.
Górnik Zabrze – Stal Mielec
To spotkanie zapowiada się świetnie. Tak, tak, jeśli ktoś nie śledzi Ekstraklasy, może pomyśleć, że albo trzymają nas procenty od piątkowej imprezy, albo chlejemy od rana. Ale wy, którzy oglądacie naszą wspaniałą ligę, doskonale to rozumiecie, prawda?
Z jednej strony gospodarze po dwóch zwycięstwach z rzędu do zera, w tym pokonaniu samego Rakowa Częstochowa. Z drugiej goście, co to potrafili zbić mistrzowskiego Lecha Poznań i zatrzymać rozpędzoną Cracovię. Latem niewiele na to wskazywało, ale faktycznie w Zabrzu i Mielcu rodzą się ciekawe drużyny. I w tym miejscu prosimy na scenę trenerów – Bartoscha Gaula i Adama Majewskiego.
Najpierw Gaul. Już pal licho, że stał się elementem wewnętrznej wojenki w klubie o władze, ale po pierwsze, przyjeżdżał z Niemiec z doświadczeniem tylko z akademii i rezerw, a po drugie, obejmował rozklekotany zespół. Dwóch podstawowych stoperów za darmo wyjechało za granicę (Adrian Gryszkiewicz do Paderborn, Przemysław Wiśniewski do Venezii), głównym napastnikiem miał być młodzieżowiec (Szymon Włodarczyk, choć niby trwają poszukiwania kogoś bardziej doświadczonego), a drugi najważniejszy zawodnik po Lukasie Podolskim od tygodni miał spakowany mandżur i czekał na przeprowadzkę do Częstochowy (Bartosz Nowak). Nie brzmi jak dobry start, prawda?
Ale Gaul szybko się uczy. Po falstarcie z Cracovią dał sobie spokój z ustawianiem jako stoperów wahadłowych Erika Janzy i Pawła Olkowskiego, a zamiast tego posłał sprowadzonego już po rozpoczęciu sezonu Richarda Jensena oraz młodego Aleksandra Paluszka i zażarło. W obronie zapanował spokój, a w ataku Janza z Olkowskim dawali więcej niż z tyłu i wspierali Podolskiego. Nawet sprzedaż Nowaka nie wybiła ekipy z Zabrza z rytmu i bez niego odniosła zwycięstwo nad Rakowem. To działa!
Oczywiście można było się spodziewać, że Gaul to fachowiec, w końcu z Mainz nie wyfruwa w świat byle kto. Generalnie uważa się, że w Niemczech dominują trzy szkoły trenerskie:
- stuttgarcka – bazująca na posiadaniu piłki
- moguncka – oparta na pressingu
- redbullowa – będąca połączeniem dwóch poprzednich
Dlatego Gaul pasował idealnie do kontynuowania pracy Jana Urbana, który również stawiał na wysoki pressing, ale wydawało się, że po prostu nie będzie miał z czego tworzyć. A tu proszę, da się. Oczywiście, to nie znaczy, że Górnik stał się kandydatem do europejskich pucharów, jednak wyrasta na rywala, z którym każdy musi się liczyć.
To samo można napisać o Stali prowadzonej przez Majewskiego. Latem wygnano za rogatki Mielca kilkunastu piłkarzy, co wydawało się rewolucją absurdalnych rozmiarów, tymczasem w tym szaleństwie była metoda. W podstawowym składzie regularnie wybiega sześciu nowych i drużyna z Podkarpacia spokojnie punktuje. Potrafi bronić głęboko, zaatakować wyższym pressingiem, a ich stałych fragmentów ligowcy boja się bardziej niż komuniści imperialistycznej stonki ziemniaczanej. Nawet Raków musiał się zmęczyć, by odnieść zwycięstwo. Zresztą to jedyna porażka Stali w trwających rozgrywkach.
– Nie wystraszymy się Górnika – zapowiada Majewski.
Słowem – będzie się działo w Zabrzu. Pewnie rywalizacja Górnika ze Stalą nie zapowiadała się tak ciekawie gdzieś od początku lat 70., kiedy i jedni, i drudzy bili się o mistrzostwo kraju.
U gospodarzy nikt nie pauzuje, wśród gości zabraknie kontuzjowanego Bartłomieja Ciepieli.
Pogoń Szczecin – Wisła Płock
I na koniec bitwa na szczycie. Brązowy medalista poprzedniego sezonu i trzecia ekipa przed 5. kolejką kontra rewelacyjny lider, który kosi przeciwników lepiej niż zboże najnowszy kombajn za grube tysiące. I faktycznie, można zażartować, że na koniec beluje ich niczym siano i odkłada sobie na bok – Lechia, Warta, Lech, Miedź. Następna będzie Pogoń?
Pewnie wielu (większość?) kibiców Portowców przytaknęłaby bez zastanowienia, bo zespół trenera Jensa Gustafssona nie zachwyca. Jeszcze na początku rozgrywek granatowo-bordowi pokazywali kilka oblicz, ale ostatnio już wyłącznie to szpetne. Co prawda mimo wszystko odnieśli dwa zwycięstwa w dwóch meczach, tyle że i Jagiellonia, i Warta wcale nie powinny czuć się gorsze.
– Po Warcie dumni byliśmy z wyniku i ducha w drużynie. Ale wiemy, że to nie wystarczy na Wisłę. Nasza gra będzie musiała być dużo lepsza, aby osiągnąć lepszy wynik – przyznał Gustafsson.
Pogoń miała potrafić rywalizować co trzy dni, a sprawia wrażenie, jakby nie była gotowa na granie co tydzień. W drugich połowach z Jagiellonią i Wartą nie oddała celnego strzału. Choćby jednego, jedynego. Dramatyczny bilans.
I teraz pytanie – czy zawodnicy są zmęczeni wyczerpującym lipcem (siedem spotkań), czy niekoniecznie pasują do koncepcji szkoleniowca? A może to Szwed nie umie przekazać, czego oczekuje? Albo wykorzystać ich umiejętności? Po miesiącu za wcześnie na ostateczne wnioski, tyle że ewentualny słaby występ przeciwko Nafciarzom jeszcze pogorszy już gęstą atmosferę w stolicy Pomorza Zachodniego. Co prawda dziewięć punktów w czterech kolejkach to dobry rezultat, tyle że bardzo pomogło szczęście. A wiadomo, fortuna kołem się toczy i w końcu można trafić pod koło…
Skrajnie odmienne nastroje panują w Płocku. Wisła prezentuje się imponująco i poprzednio równie skutecznie w Ekstraklasie grał ktoś 18 lat temu – jej imienniczka z Krakowa:
. @WislaPlockSA pierwszym zespołem z seriami:
– 4 meczów z rzędu na starcie sezonu z minimum 3 golami strzelonymi;
– 5 meczów z rzędu w @_Ekstraklasa_ z minimum 3 golami strzelonymi;od @WislaKrakowSA 2004/05#WPŁMIE
— Wojtek Bajak (@WoBaj) August 8, 2022
Krótko – Nafciarze zdają się piekielnie mocni. Od bramkarza przez obronę i pomoc po atak każdy robi swoje. Trener Pavol Stano radzi sobie kapitalnie, błyskawicznie wkomponował Davo, pomógł w odbudowie Rafała Wolskiego, podtrzymuje formę Łukasza Sekulskiego. Itd. itd. Dlatego biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie, to goście są faworytami potyczki w Szczecinie.
Co do urazów – z powodów problemów zdrowotnych nie będzie Alexandra Gorgona, Michała Kucharczyka i Rafała Kurzawy w Pogoni oraz Mateusza Szwocha w Wiśle.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Dziwny przypadek Kristoffera Velde. W Europie kozak, w lidze badziewiak
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
- Miłość, miłość do „zakopanego”. Jak Luka Zahović rozkochał w sobie Szczecin
foto. Newspix