Dlaczego tak wiele argentyńskich drużyn ma na koszulkach naszywki z wizerunkiem zamorskich kolonii Wysp Brytyjskich? Co to za przedziwny rodzaj globalizacji? Pokaz przyjaźni argentyńsko – angielskiej, mającej skusić europejskich kontrahentów do inwestycji w Primera Division?
Dodajmy, że z piłkarzami solidaryzują się i kibice, którzy niezwykle chętnie poświęcają Anglikom swoje oprawy. Ich przekaz jest tak uniwersalny, tak czytelny, tak wyrazisty, że bez trudu zrozumieją go nawet ci, których umiejętności lingwistyczne z zakresu języka anglosasów skończyły się na feralnej formułce “My name is Poland”:
Takie mało dyplomatyczne oprawy to norma w argentyńskiej lidze
Tak jest, już widzicie o co chodzi. Falklandy łamane na Malwiny, zamieszkane przez raptem trzy tysiące mieszkańców. Drobne wysepki u wybrzeża Ameryki Południowej, od lat terytorium sporne między Wielką Brytanią a Argentyną. Co ciekawe, w 1981 utrzymanie tej kolonii generowało takie koszty, że Margaret Thatcher chciała oddać zwierzchnictwo nad wyspami, ale koniec końców negocjacje przebiegły dość słabo, skoro zakończyły się wojną. A przecież wówczas mówiliśmy o regionie mało istotnym ekonomicznie, tymczasem teraz, gdy bardzo prawdopodobne, że w okolicy Falklandów są duże złoża ropy, sprawa nabiera nowego wymiaru.
Śmieszy nas, gdy Sepp Blatter broniąc kandydatury Rosji jako gospodarza mundialu w 2018 przekonuje, że nie należy łączyć sportu z polityką. W propagandowym filmie o FIFA “United Passions” (pisaliśmy o nim TU), aktor grający Joao Havelange’a stwierdza, że futbol to przede wszystkim polityka – w zalewie kłamstw, jakim była ta produkcja, tej jednej frazie nie można odmówić szczerości. Gdziekolwiek pojawia się problem polityczny, gdziekolwiek dwa państwa zaczynają mieć ze sobą na pieńku, tam polityka zaczyna przenikać sport, a już w szczególności futbol. Blatter doskonale o tym wie, bo nie da się o tym nie wiedzieć interesując się piłką. Kłamie w żywe oczy, a my, im dłużej o tym myślimy, tym bardziej nas mierzi fakt, że już trwają eliminacje do mundialu w Rosji.
@rafa_lebiedz24 @elescorpion95 połowa ligi ma za to na bardziej widocznym miejscu pic.twitter.com/E3GFQlgXVi
— Sebastian Frej (@sebastian1906) kwiecień 3, 2015
Ani boisko ani trybuny nie zdecydują o losach Falklandów, ale opinia publiczna w Argentynie praktycznie oczekuje od piłkarzy, że będą występować z takimi akcjami, jak ta przed kilkoma dniami, kiedy to reprezentacja Albicelestes fotografowała się na tle baneru “Malwiny są argentyńskie”. Możecie ignorować takie ruchy, nazywać je politycznie nieistotnymi, ale może właśnie wtedy, gdy polityka zaczyna tak mocno dotyczyć piłkarskiej murawy, że aż kadra narodowa zabiera w danej sprawie głos, to świadczy to o wyjątkowej eskalacji problemu.