Colin Hendry. Tego gościa pamięta każdy kibic interesujący się piłką angielską w latach 90. Ponad 300 meczów w barwach Blackburn, ponad 50 w reprezentacji Szkocji, w tym udział na Euro 96 i mundialu we Francji, a w ostatnich latach – 2012-14 – trener w akademii Blackburn. Hendry pojawił się w Polsce na niedawnym szkoleniu skautingowym, więc przy okazji ucięliśmy sobie krótką pogawędkę. Głównie na temat tego, jak brytyjski futbol zmienił się od jego czasów…
Od czasów, kiedy grałeś w Premier League, minęły dwie dekady. Rozgrywki uległy jednak od tamtej pory olbrzymiej rewolucji. Jak odbierałeś ją siedząc praktycznie w jej środku? Które zmiany najbardziej cię uderzyły?
Największa zmiana? W moich czasach piłkarze stawali się atletami, a dziś atleci próbują być piłkarzami. Teraz jest odwrotnie, co zauważyłem nawet w Blackburn. Drużyna spadła do Championship, wciąż – powiedzmy – miała piłkarzy z Premier League, ale nie zaawansowanych technicznie, tylko atletów. W latach 90. było inaczej – Matt Le Tissier nie był wyżyłowanym atletą, ale technicznie wyglądał fantastycznie. Fantastycznie! Mogę podać masę takich przykładów, ale Le Tissiera pamięta każdy. Wyjątkowy piłkarz.
Dziś już nie produkujecie takich piłkarzy?
W każdym wywiadzie pytają mnie o bramkę Paula Gascoigne’a, który przed strzałem przerzucił nade mną piłkę. Niektórzy też pytają, czy źle się czuję, wypowiadając się na ten temat. Nie, nie czuję się źle. Czemu? Jestem dużym chłopcem, wiem, że takie błędy się zdarzają i wiem, jak do nich podchodzić. Zawsze odpowiadam tak samo: mierzyłem się z najbardziej zaawansowanym technicznie angielskim piłkarzem tamtych lat. Chcesz wbić mi szpilkę – nie mam z tym problemu. Padło na mnie. Trudno. Innym razem padłoby do kogoś innego. Jak się nazywał ten Mr Penalty z Włoch? Baresi! Ludzie wypominają mu przestrzelenie karnego w finale mistrzostw świata, a to przecież wybitny obrońca. Do czego zmierzam – mówmy o zachowaniu Gascoigne’a. Zwróćmy uwagę, jakiego mieliśmy piłkarza. Zaakcentujmy, jak bardzo był zaawansowany technicznie. Tak – wracając do twojego pytania – mamy problem. Kto dziś uchodzi za naszych topowych zawodników? Uff… Henderson, Sterling, Sturridge, Welbeck.
To wyjątki niewynikające z dobrze funkcjonującego systemu, jak u nas Lewandowski?
Ale my Lewandowskiego nie mamy! Nie mamy takiego wyjątku! Ci goście nie daliby rady w Hiszpanii! Tam grają najlepiej wyszkoleni technicznie. Raheem Sterling? Cóż… Harry Kane może faktycznie zostać następnym Alanem Shearerem i strzelić masę goli, ale technicznie jest surowy. To nie Thierry Henry. Fucking hell! Romario to chyba najlepszy napastnik, przeciwko któremu grałem, ale Thierry był niewiarygodny! Kane – też klasowy zawodnik – to jednak inna liga. Rząd wydał 300 milionów funtów na nowy system EPPP, bo ktoś powiedział: „w ten sposób nasi piłkarze się rozwiną”. Nie tak prędko – wiele zależy od trenerów. Nigdy nie zmieni się to, że najlepsi technicznie zawodnicy będą pochodzić z Hiszpanii czy Ameryki Południowej.
Na czym polega ten program?
Kategoryzowanie akademii według różnych kryteriów. Blackburn to najwyższa kategoria – A. Wychowali się tam Damien Duff, David Dunn i Phil Jones, na których przez lata zarabiano dużo pieniędzy. Problem polega na tym, że Manchester City, Chelsea, United, Arsenal… Ech… Sam proces szkoleniowy nie jest tu najistotniejszy. Oni stoją jeszcze wyżej. Wypożyczają zawodników do Championship, ci zarabiają tam 20 tysięcy funtów tygodniowo, mogą nigdy nie zagrać w dorosłym zespole Chelsea lub City, ale dalej będą uchodzić za produkty akademii. Mourinho nawet nie zna tych chłopaków.
Sami mamy tam jednego utalentowanego piłkarza, Huberta Adamczyka.
Wypożyczenie jest przyszłością większości tych zawodników, ale to nie znaczy, że wszyscy przepadną. Mogą wrócić na topowy poziom okrężną drogą. Daniel Sturridge nie sprawdził się w City i Chelsea, ale trafił do mniejszego klubu – nie chcę umniejszać Liverpoolowi, jednak rankingi mówią wszystko – i tam się przebił.
Pan pracując z młodzieżą w Blackburn też musiał realizować ten program rządowy.
Moje dzieci go znienawidziły, bo codziennie o 7:30 musiałem je odwozić do szkoły, żeby zdążyć na ósmą do klubu. Przyjeżdżałem 40 minut przed treningiem, jadłem śniadanie i przygotowywałem zajęcia. Potem trener pierwszej drużyny mówi, że mają 18 zawodników do dyspozycji, więc tych biorą na rozgrzewkę, tych na wykończenie akcji, tych na dośrodkowania… Czekaj, chwila… A po treningu do uzupełnienia 18 kartek, 18 nazwisk i 15 kategorii. Physical, mental, technical, psychological, quality.. Co dalej? Zaangażowanie, stosunek do pracy… Można było siedzieć przy tym do nocy. Przesada. Ta praca była okej, ale nie dawała mi satysfakcji, więc się rozstaliśmy.
Miejsca w Blackburn nie zagrzał też zbyt długo Henning Berg, pana daleki znajomy.
Dobry człowiek, porządny gość, ale kiedy trafił do Blackburn, chciał zrobić za dużo na raz. Graliśmy np. dwa razy w tygodniu, brakowało czasu na normalny trening, a on chciał od razu poprawić np. osiem rzeczy. Sugerowano mu: spokojnie, odłóż to na później, ale on palił się do wszystkiego. Odszedł, ale dostał ponad 2 miliony funtów odprawy. Źle na tym nie wyszedł.
Lata 90. w Premier League kojarzą się też kibicom z jednym wielkim chlaniem. I nie mówię tu tylko o Paulu Mersonie czy „Gazzie”. Mieliście tam ciągły balet.
„Gazza” mógł sobie na to pozwolić, bo futbol nie był wtedy tak fizyczny. Widzisz, ja w tamtych czasach uchodziłem za dużego, dobrze zbudowanego piłkarza, a dziś nie wyróżniałbym się pod tym względem. Gascoigne mógł złapać kilka kilo nadwagi, ale w Lazio i Tottenham otaczali go dobrzy piłkarze, więc – przy fantastycznej technice – spokojnie mógł się wyróżniać. Dziś jednak nie dałby rady. Matt Le Tissier też miałby problem.
Kto by sobie poradził?
Pewnie Shearer, bo on był silny, skuteczny i świetny technicznie. Może też Glenn Hoddle, ale musiałby nabrać masy, i ewentualnie Chris Waddle. Teddy Sheringham nie był szybki, ale miał wizję i świetnie łączył formacje. Wielu dzisiejszych zawodników nie przebiłoby się jednak w naszych czasach. Dynamika gry się zmieniła. Wiele w najbliższych latach będzie zależało od financial fair play i tego, jak się do niego zastosują takie kluby, jak Chelsea czy City, które bazują na obcokrajowcach. Kupują, kogo chcą. Pamiętam, jak przed laty obwiniano Blackburn za to, że „kupiło” tytuł. Tylko wtedy Jack Walker wydał 3,5 miliona na Shearera, a na Suttona – pięć. Operowano takimi kwotami! Potem United wydało 30 za Ferdinanda, 30 za Rooneya i po 20 na wielu innych. Jaka jest różnica? Blackburn zdobyło mistrzostwo, sprzedało Shearera za 15 milionów, Suttona za 10, Sherwooda za trzy. Nawet ja kosztowałem niewielkie pieniądze a odszedłem za trzy miliony do Rangers. Jack kupował, sprzedawał, rozwijał klub i wybudował stadion. Takich historii już nie będzie. Nigdy! Teraz jest Chelsea, City… Chelsea i City. A Manchester nie zarobił ani na Ferdinandzie, ani nie zarobi na Rooneyu.
Nie patrzy pan w przyszłość z optymizmem.
Nie chodzi o optymizm. Od lat mówimy, że to w końcu wybuchnie. Jaki efekt? Dziesięć lat temu mówiliśmy, że piłka stała się szalona, gdy zaczęto zarabiać 50 tysięcy funtów tygodniowo. Kto dziś tyle dostaje? Nikt. Dziś padają kwoty na poziomie 300 tysięcy. Szaleństwo. I to szaleństwo, które trwa i nie chce się zatrzymać. W piłkę nie bawią się już milionerzy lub nawet miliarderzy o majątku Abramowicza, tylko bogacze z Bliskiego Wschodu. Zupełnie inna era. Za moich czasów angielski futbol zaczął stawać się coraz bardziej fizyczny. Sam byłem świadkiem tej zmiany pokoleniowej i pewne nawyki zostały mi do dziś. Chodzę np. na siłownię pięć razy w tygodniu. To dla mnie taka odskocznia. Nie miałem depresji, ale zmarła mi żona…
Czytałem dziennik pana żony po nieudanej operacji liposukcji. Niektóre fragmenty były przerażające.
Zawsze uważam, że człowieka trzeba oceniać po tym, jak się go spotka, a nie na podstawie newsów. Prasa się na mnie uwzięła. Po Bożym Narodzeniu nie piłem przez siedem tygodni, ale opuściła mnie partnerka, wyszedłem na piwo, wsiadłem do samochodu… Tak, popełniłem błąd. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale nie uciekam od odpowiedzialności. Szkockie media na mnie siadły, jednak jestem odporny. Najważniejsze, żeby moje dzieci były zdrowe. Wkrótce powinienem też podpisać umowę w sprawie mojej autobiografii. To dla mnie duża rzecz.
Oczyszczenie?
Muszę załatwić kilka spraw, także z myślą o rodzinie. Pełna prawda. Wiele o mnie pisano, a teraz wszyscy się dowiedzą, jak naprawdę było.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA