Przekładanie meczów to od zawsze skomplikowany temat, rzadko (a może nigdy?) nie jest tak, że decyzja w jedną lub drugą stronę spotyka się ze zdecydowaną aprobatą. Jedni uważają, że trzeba grać i nie jęczeć, bo piłkarze są właśnie od grania i dajmy spokój z ciągłymi przerwami. Drudzy, że trzeba sobie pomagać i jeśli można odpocząć przed meczami w europejskich pucharach, gdzie walczymy o kluczowe punkty do rankingu, to trzeba z tej furtki korzystać. Tak czy tak – jeszcze nie kopnięto piłki w tym sezonie, a ta kwestia już wróciła jak bumerang.
Mecz Superpucharu chciał przełożyć Lech Poznań. Nie dostał na to zgody. Trener Kolejorza mówił: – Trenerzy i polski związek nie nadają na tych samych falach. Musimy grać mecz o Superpuchar w sobotę. To byłoby dla nas dobre, jeśli udałoby się przełożyć to spotkanie, żebyśmy mogli myśleć tylko o Karabachu, wylecieć może trochę wcześniej i przyzwyczaić się do tamtejszej temperatury. Ale to nie moja decyzja. Próbowaliśmy przełożyć mecz z Rakowem Częstochowa, zwracaliśmy się w tej sprawie, ale nie wyrażono na to zgody.
Maciej Henszel, rzecznik Lecha, dodawał w Kanale Sportowym, że Kolejorz proponował zastępczy termin przy okazji mundialowej przerwy, gdyż trudno się spodziewać, by kilkunastu piłkarzy z Lecha i Rakowa pojechało do Kataru. Prośbę jednak odrzucono między innymi dlatego, ponieważ Superpuchar pokazuje Polsat, ramówka jest dograna i tak dalej.
No, ale z drugiej strony mamy przypadek Rakowa, który przełożył mecz drugiej kolejki z Piastem Gliwice, ponieważ przecina on starcia z trudnym rywalem, Astaną. Miał do tego prawo, bo od tego sezonu polski zespół może przełożyć mecz nachodzący na ostatnią fazę eliminacji i dodatkowo jeden przy okazji wcześniejszych rund.
Czyli tak: Raków działał – nazwijmy to– według litery prawa, Lech musiał liczyć na łaskawość rządzących. Tej łaski nie uświadczył, bywa. Można się rozejść?
No nie do końca, bo sprawa oczywiście jest złożona. Z jednej strony rozsądnie pisał na Twitterze Maciej Łuczak z Meczyków: – Mam problem z tym przekładaniem Superpucharu. Z jednej strony można to zrobić, ale czy z drugiej nie pora się wreszcie przyzwyczaić, że jak się zdobywa trofea to potem wynikają też z tego obowiązki? Lech jeszcze nie zagrał ani jednego meczu, a już chce coś przekładać.
Trudno odmówić mu racji. Kolejorz też nie powinien być zaskoczony, że gra Superpuchar. Gdy zdobył mistrzostwo, to już wiedział, że będzie czekał go taki mecz. Żadna sensacja. Ponadto termin ustalono na samym początku czerwca, toteż Lech nie dostał tej informacji za pięć dwunasta. Był czas, żeby się przygotować albo nawet może rozmawiać o przełożeniu wcześniej, skoro trudnego rywala w pucharach poznał tydzień później.
Poza tym jeśli Lech nie jest gotowy do grania co trzy dni w pierwszym tygodniu nowego sezonu, to kiedy będzie? To też argument przeciwników ciągłego przekładania – nie wymagamy od zawodników przecież niczego innego, co ma miejsce w poważnych ligach. Grajcie co trzy dni. Tylko tyle i aż tyle. Jakbyście byli zmęczeni w listopadzie po rozgrywkach grupowych, jeszcze rozumiemy. Ale w lipcu? No dajmy jednak spokój. Zresztą – jak Lechowi ten Superpuchar przeszkadza, to niech wystawi rezerwy i sprawa z głowy. Podobno przygotował szeroką kadrę na trzy fronty?
Ponadto to przecież wina samych ligowców, że muszą zaczynać granie w Europie tak wcześnie. Jakby polskie kluby miały lepszy współczynnik, to startowałyby później. A że mają słaby – to startują wcześniej. To jest mimo wszystko proste. Pijemy piwo, które nawarzyliśmy.
Natomiast druga strona medalu – nie ukrywajmy, to tylko Superpuchar. Trofeum traktowane bardziej niż po macoszemu. Gdyby Lech miał do wyboru awans do Ligi Mistrzów a oddanie Superpucharu walkowerem, to długo by się nie zastanawiał. Mało kto podchodzi do tego meczu poważnie. Berg wystawiał rezerwy, Michniewicz nawet nie pojawił się na spotkaniu, bo w tym czasie akurat prowadził młodzieżówkę.
I dziś nagle chcemy udawać, że to jest jakiś szczególnie istotny mecz? No nie, to się nie spina. Udało się poprawić prestiż Pucharu Polski, a Superpuchar wciąż leży i kwiczy. W XXI wieku raz był grany, raz nie. W tym czasie tylko trzykrotnie przekroczyliśmy liczbę 20 tysięcy widzów na trybunach. Naprawdę – mało to kogo obchodzi.
Z tej perspektywy można było więc Lechowi odpuścić. Mało kto się przejmie tym meczem za tydzień. Liga Mistrzów jest po prostu ważniejsza. Ponadto co PZPN tym wygra, jeśli Lech rzeczywiście wystawi rezerwy? Prestiż znów ucierpi.
No i gdzie jest konsekwencja? W tamtych rozgrywkach można przekładać spotkania, w innych nie? Wiadomo, że decyzję podejmują dwa różne podmioty, ale w wypadku europejskich pucharów moglibyśmy mówić jednym głosem.
Jak więc widać – da się znaleźć argumenty zarówno za przeniesieniem tego meczu, jak i przeciwko. Kwestia, które trafiają mocniej? To pewnie ten przypadek, który jest idealnie zobrazowany przez powiedzenia, o punkcie widzenia i punkcie siedzenia.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Dwóch Rumunów i Ivanov. Jak Lech Poznań szuka stopera
- Dyrektor Akademii Zagłębia: Wykształcenie zawodnika na poziom Ekstraklasy jest celem nadrzędnym
- Angielski i Majchrowicz bliżej transferu. Radomiaka opuści jeszcze jeden piłkarz?
Fot. FotoPyk