W czterech meczach za kadencji Czesława Michniewicza wychodziliśmy w czterech różnych ustawieniach. A piąte dokładaliśmy jeszcze w trakcie tych spotkań. Selekcjoner wykorzystuje czas na testy i sprawdzanie, sam mówi o tym, że chce sprawdzić, ile nam jeszcze brakuje. Należy zadać sobie jednak pytanie: czy to jeszcze czas na testy, czy może już nadszedł moment, gdy powinniśmy szlifować jeden system?
Czesław Michniewicz uchodzi za trenera, który potrafi wykorzystywać do maksimum czas poza treningami. Na zgrupowaniach jednostek treningowych nie ma dużo, mecze w futbolu reprezentacyjnym gra się rzadko, eliminacje gonią turnieje, a turnieje eliminacje. Sztaby muszą nadrabiać ten czas analizami, odprawami, obserwacjami.
Ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Może zrobić najlepszą analizą swojej gry, możesz wymyślić idealny system pod posiadanych piłkarzy i przećwiczyć pewne elementy gry na treningach, ale ostatecznie testem jest sam mecz. Zarówno testem, jak i największym materiałem do analizy oraz najważniejszym poligonem do zebrania doświadczenia.
Jaki jest plan na grę reprezentacji?
Szukanie czymś naturalnym
Dlatego nie dziwi nas to, że Michniewicz chce sprawdzić reprezentację w różnych ustawieniach. Choć sam początkowo przyznawał, że wyjściowo widziałby ten zespół w ustawieniu z trójką defensorów, to zagraliśmy tym systemem tylko w pierwszym z czterech jego meczów w kadrze. I to w meczu o najniższej stawce – ze Szkocją. Wówczas biało-czerwoni grali w systemie 3-4-2-1. Trójka stoperów, Reca z Cashem na wahadłach (często byli zaangażowani w defensywie, wychodzili też do aktywnego pressingu w bocznych sektorach), dwie dziesiątki (Moder i Zieliński) ustawieni za plecami Piątka.
Ale już na kolejny mecz – kluczowy dla losów tej kadry – zagraliśmy w ustawieniu 4-1-4-1. Michniewicz argumentował zmianę kontuzjami i kiepskim występem docelowego lewego wahadłowego w sparingu ze Szkocją. – W momencie gdy wypadł Salamon. Reca nie wypadł za mocno w tym spotkaniu ze Szkocją. Wiedziałem, że nie mamy atutów do tego ustawienia. Możemy przejść na inne ustawienie, które zastosowałem na finałach MME przeciwko Italii. Gramy czwórką obrońców, ale w kluczowych momentach wchodzi Bielik między Glika i Bednarka i tworzy trójkę obrońców przy dośrodkowaniach — wyjaśniał po spotkaniu.
Tamto ustawienie i plan na mecz okazało się strzałem w dziesiątkę. Potrafiliśmy zneutralizować silne strony Szwedów, kreowaliśmy szanse strzeleckie, nieźle wyglądała współpraca linii defensywnej z cofniętym Bielikiem, doszły do tego korekty taktyczne przy zakładaniu pressingu już w trakcie spotkania. Poza tym nie graliśmy z typowymi skrzydłowymi, bo Szymański i Zieliński (a później Moder) grali relatywnie wąsko i nie mieli zadań typowych dla skrzydłowych przywiązanych do linii.
Ale na Walię znów doszło do roszad w taktyce i ustawieniu. Tym razem Michniewicz sprawdził ustawienie bez skrzydłowych, czyli 4-3-1-2. To jednak była woda na młyn dla Walijczyków, którzy przedzierali się bokami na naszą połowę. – Były momenty, kiedy przeciwnik miał swoje momenty, grając wahadłowymi. Stoperzy grali bardzo szeroko, mieliśmy problemy. Pochwaliłbym Walię, która potrafiła wykorzystać nasze ustawienie. My mieliśmy przewagę w środku pola — tłumaczył selekcjoner. Nastąpiła zatem korekta w ustawieniu, na boisko wszedł Kamiński, który pozwolił na zabezpieczenie boku obrony i na wyprowadzanie kontr za plecy wysoko ustawionych wahadłowych rywala.
No i wreszcie wczorajszy mecz z Belgią, gdzie znów zagraliśmy na czwórkę w tyłach (choć momentami robiła się piątka i ustawienie 5-4-1). Wyjściowo można ten system nakreślić jako 4-5-1 lub 4-1-4-1, podobnie jak ze Szwedami, choć z Krychowiakiem (a później Damianem Szymańskim) ustawionym nieco inaczej niż wówczas Bielik.
Wyliczamy zatem cztery systemy wyjściowe: 3-4-2-1, 4-1-4-1, 4-3-1-2 oraz 4-5-1. I do tego typowe 4-4-2, gdy goniliśmy wynik z Walią i dokręcaliśmy śrubę Szwedom.
Elastyczność, ale i plan
Na dziś po prostu nie da się ustalić, które ustawienie jest tym docelowym dla tej kadry — przynajmniej po tych ostatnich czterech spotkaniach. Niby najczęściej graliśmy na czwórkę w defensywie, ale w pomocy dochodziło do różnych wariacji: z klasycznymi skrzydłowymi, bez skrzydłowych, z trójkątem środkowych pomocników i dziesiątką oraz z trójkątem środkowych pomocników i defensywnym pomocnikiem wchodzącym w linię z obroną.
Z jednej strony — być może to dobrze, bo przecież futbol reprezentacyjny różni się od piłki klubowej i trzeba reagować zmianami na ewentualne kontuzje czy dokonuje się roszad pod konkretnego rywala. Zwłaszcza z takiej pozycji, z jakiej my podchodziliśmy do meczu z Belgią, zaraz podejdziemy do meczu z Holandią czy jak na mundialu, gdzie zmierzymy się z Argentyńczykami. Chodzi o tzw. futbol reakcyjny, gdzie rywal narzuca sposób grania w meczu, a od nas zależy to, jak się do tego przystosujemy i czy będziemy w stanie znaleźć sprytny sposób na to, by odmachnąć się Goliatowi.
Jest jednak druga strona tego medalu. Bo przecież zmieniając sposób grania z meczu na mecz, zawodnicy nie są w stanie nauczyć się powtarzalności w zachowaniach, a samej kadrze trudno nabrać tego słynnego stylu. Chyba, że chcemy, by naszym stylem była elastyczność w starciach z silnymi, a słabszych ogramy samą jakością piłkarzy. Problem polega jednak na tym, że po tym elastycznym zmienianiu ustawienia dostaliśmy bęcki w rozmiarze XXXL od reprezentacji Belgii.
Składowych jest sporo, ale czy wiemy, w którą stronę chcemy iść?
Oczywiście do tego dochodzi też wiele kwestii pomniejszych, choć równie istotnych dla tożsamości reprezentacji Polski. Mamy być proaktywni czy reaktywni? Mamy opierać się na grze skrzydłami i taktyce miliona i jednej wrzutki? A może wykorzystać wielu środkowych pomocników i skupić się na grze kombinacyjnej w środku pola? Pressować wysoko, czasem wręcz ekstremalnie wysoko, bo mamy przygotowanych do takiej gry Lewandowskiego, Klicha, Szymańskiego czy Góralskiego? A może dostosować się do Glika, który jest mentalną opoką kadry, ale z uwagi na swoje ograniczenia gra bardzo nisko?
Ta kadra ma wewnątrz siebie wiele sprzeczności w stylu i sposobie gry poszczególnych piłkarzy. Mamy piłkarzy, którzy są wręcz przeciwstawni do siebie pod względem atutów i wad: Puchacz i Zieliński czy Glik i Klich. Zadaniem selekcjonera jest tak to połączyć, by zespół funkcjonował spójnie jako jedenastu gości grających w podobny sposób — nawet jeśli nie mają podobnych umiejętności.
Sęk w tym, że — wracając do myśli z początku tych rozważań — czasu było mało, a jest jeszcze mniej. Wiemy, że aż do mundialu ta kadra będzie przypominała stan budowy, bo taka jest rzeczywistość, ale dobrze by było, gdyby powoli na tym placu budowy stały już fundamenty, a kierownik z gotowym projektem architektonicznym wydawał polecenia co, gdzie i jak. Byśmy jednego dnia nie budowali tu bliźniaka z zabudowy szeregowej, a drugiego próbowali z tych samych materiałów posklejać wolnostojący domek na wsi.
WIĘCEJ O BELGIA – POLSKA: