To jest ten wieczór, który kończy nam sezon. Zaczynaliśmy go eliminacjami latem zeszłego roku, a skończymy dziś, tutaj – na przedmieściach Paryża. Kto piękniej go spuentuje? Czy Real do mistrzostwa Hiszpanii dorzuci najcenniejsze klubowe trofeum? A może gracze Liverpoolu powetują sobie porażkę w ligowym wyścigu z Manchesterem City? Jednego jesteśmy pewni – to będzie magiczna noc.
Jose Mourinho zwykł mawiać, że finałów się nie rozgrywa. Finały się wygrywa. Zresztą, nie on pierwszy i nie ostatni dał się poznać jako reprezentant tego rodzaju filozofii. Ale chwilę później Portugalczyk zawsze zaznaczał, że nie jesteś w stanie wygrać wszystkich finałów.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Liverpool – Real Madryt. Zapowiedź finału Ligi Mistrzów
Real Madryt sprawia jednak wrażenie ekipy, która na każdy zarzut: “ej, ty chyba nie jesteś w stanie…” reaguje jak ten najbardziej odjechany kolega w ekipie, który w takim momencie oddaje piwo stojącemu najbliżej znajomemu i wygłasza wiadomy tekst z oburzoną miną. “Ja nie dam rady?” – pyta więc Real Madryt, gdy trzeba w doliczonym czasie gry sieknąć dwa gole i doprowadzić do dogrywki w starciu z Manchesterem City. “Królewscy” reagują również skwaszoną mina, kiedy ktoś wątpi w nich po porażce w fazie grupowej z Sheriffem Tyraspol. A gdy trzeba wyjść w ciągu godziny rewanżu z 0:2 w dwumeczu z Paris Saint-Germain, to sytuacja robi się poważna do tego stopnia, że Real pochyla się do przodu tak, jakby trzymał pada w ręku i nadchodził wieczorny finał grania w FIFĘ na konsoli.
Nie ma chyba drugiego takiego klubu w XXI wieku, który równie często doprowadzałby swoich fanów do tej dzikiej euforii. “Jesteś tak piękna, jak gol w 90. minucie” – głosi znany, oklepany mem, który zrobił już miliardowe okrążenie po internecie. Cóż, jeśli faktycznie gola zdobytego w 90. minucie można porównać do pięknej kobiety, to Real Madryt jest Hugh Hefnerem futbolu. “Królewscy” wręcz kolekcjonują triumfy o niebywałej dramaturgii.
Liverpool – Real Madryt. Real zdolny do wszystkiego
Można przecież sięgać po trofea seriami. Kolekcjonować triumfy, podnosić puchary, fetować trofea co roku. Wielkie kluby mają momenty wielkości. Ale czy jest jakikolwiek inny klub, który w ostatnich latach tak często wywoływałby u swoich kibiców ten dziki, wręcz nieludzki momentami okrzyk “taaaaaaak jeeeeeest, kuuuurwa!” po odwróceniu losów meczu w ostatnich minutach lub w dogrywce? Przecież nawet ta edycja Ligi Mistrzów dla fanów “Królewskich” była jak przyspieszony proces wypisywania skierowania do kardiologa. Jeśli jest więc inny klub, który jest blisko tego, co wyczynia Real, to jest nim…
Cóż, Liverpool.
Dlatego nawet postronny fan może odczuwać podekscytowanie dzisiejszym meczem. Zostawmy na moment stawkę tego starcia i samą otoczkę finału Ligi Mistrzów, która sama w sobie nobilituje ten wieczór i sprawia, że każdy miłośnik futbolu rezerwuje sobie telewizor w domowym zaciszu. Ale tak po prawdzie – czy gdybyśmy mieli wybrać dwie bardziej ekscytujące i elektryzujące drużyny na ten finał, to wybralibyśmy inny zestaw niż Real z Liverpoolem? Czy gdybyśmy mieli wyobrazić sobie obecnie skład finału z większą gwarancją na jakościowe show z wieloma zwrotami akcji, to pominęlibyśmy któryś z tych zespołów? Wygląda na to, że nie.
Liverpool – Real Madryt. Liverpool faworytem
Oczywiście z miejsca nasuwają się wspominki finału sprzed czterech lat w Kijowie. Real nie ma już Ronaldo, Zidane’a, duetu stoperów Ramos – Varane, Marcelo odgrywa już tylko rolę drugoplanową. Liverpool? Tu straty nie są aż tak poważne, bo łatwiej zastąpić Wijnalduma, Lovrena czy zepchnąć na bocznicę Firmino, niż wymienić środek defensywy czy czołowego snajpera globu. Przede wszystkim jednak “The Reds” mają między słupkami bramkarza z prawdziwego zdarzenia, bo ponoć do dziś w liverpoolskich dzielnicach dzieciom opowiada się straszną bajkę o dziuraworękim Kariusie.
I generalnie bukmacherzy widzą faworyta w ekipie Jurgena Kloppa.
Drugi najlepszy atak Ligi Mistrzów (30 goli), czwarta drużyna pod względem xG (21.83), trzecia najczęściej grająca piłką ekipa tej edycji (61,3% posiadania), zespół oddający najwięcej strzałów (191), drugi najczęściej dośrodkowujący (185), trzeci najczęściej dryblujący (370), drugi najczęściej wchodzący w pole karne rywala (317), drugi najczęściej podający (7271), najlepszy pod względem podań progresywnych (1055)*…
W dodatku wiele wskazuje na to, że Liverpool będzie miał wyraźną przewagę na trybunach, bo z Anglii do Paryża wybiera się aż 60 tysięcy kibiców. Real ma wspierać z kolei m.in. Rafael Nadal, który wyskoczy na stadion z kortów Rolanda Garrosa.
I właśnie takiego tenisowego meczu się spodziewamy, ale i takiego meczu oczekujemy. Kto jak nie oni? Klopp pamiętający ten przedziwny finał w Kijowie. Carletto, który przecież właśnie z Liverpoolem toczył wspaniałe finały Ligi Mistrzów, z tym niezapomnianym Stambułem włącznie.
Za dużo puzzli pasuje do siebie, by ten finał miał nie być wspaniały.
WIĘCEJ O FINALE LIGI MISTRZÓW:
- Real Madryt 2021/22. Wycinki z sezonu
- Dudek: Mam rozdarte serce, ale chciałbym, żeby wygrał Liverpool
- Łączona jedenastka piłkarzy Liverpoolu i Realu. Kto się załapał?
*źródło danych – Wyscout