Reklama

Łakomy: – Jestem fanem hiszpańskiego grania, tam się widzę w przyszłości

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

31 maja 2022, 12:38 • 10 min czytania 11 komentarzy

Łukasz Łakomy to jedno z największych odkryć wiosny w Ekstraklasie. 21-letni pomocnik wywalczył sobie miejsce w składzie Zagłębia Lubin i zanotował kilka dużych przebłysków, również w najważniejszych meczach, które decydowały o utrzymaniu. 

Łakomy: – Jestem fanem hiszpańskiego grania, tam się widzę w przyszłości

Rozmawiamy z nim o wielu sprawach. Kiedy wybrał występ w meczu zamiast ślubu brata? Jak drużyna zareagowała po porażce z Górnikiem Zabrze? Czy spalił się w debiucie w pierwszym składzie? Nad czym musiał najwięcej pracować i co już poprawił? Dlaczego odszedł z Legii? Jaki Łukasz Łakomy ma cel w klasyfikacji kanadyjskiej na najbliższe półrocze? Jaka jest jego wymarzona liga? Zapraszamy. 

Widziałeś z bliska radość piłkarzy Lecha po zdobyciu mistrzostwa. Kto się bardziej cieszył: oni czy wy po wygranej z Rakowem?

Chyba jednak Lech bardziej, bo sięgnął po trofeum. Gratulacje dla niego, tym bardziej, że pod koniec sezonu znajdował się pod olbrzymią presją. Przy okazji trochę mu pomogliśmy swoim zwycięstwem nad Rakowem i naprawdę się wtedy cieszyliśmy. Mogliśmy odetchnąć, zeszło z nas ciśnienie. Nie chcieliśmy patrzeć na Wisłę Kraków i inne drużyny, sami chcieliśmy to załatwić i udało się.

Jak udało się wam przerobić porażkę 2:4 z Górnikiem Zabrze? Patrząc na waszą grę w tamtym meczu i terminarz na cztery ostatnie kolejki, wydawało się, że jesteście w beznadziejnym położeniu. 

Reklama

Drużyna spotkała się ze sztabem szkoleniowym, rozmawialiśmy o wszystkim. Wiedzieliśmy, w jakim jesteśmy położeniu i jednocześnie mieliśmy przekonanie, że możemy z każdym w Polsce walczyć jak równy z równym. Mecz z Lechią fatalnie się ułożył, dość szybko przegrywaliśmy 0:2, ale nadal wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać. I wiele nie zabrakło, zasłużenie wyrównaliśmy w końcówce. Tamto spotkanie było dla nas mentalnym przełomem. Przekonaliśmy się, że ten zespół stać na wiele i możemy go spokojnie utrzymać. Z Radomiakiem to pokazaliśmy, wysoko wygraliśmy i nabraliśmy dodatkowej pewności przed Rakowem.

Z Lechią nawet do przerwy było widać, że gracie dobrze mimo niekorzystnego wyniku.

Dokładnie. Od początku spotkania mieliśmy inicjatywę, widać było, że zespół żyje. W pewnym momencie pomyśleliśmy, że strasznie brakuje nam szczęścia, bo Lechii wystarczyły dwa strzały i miała dwa gole. Nie spuściliśmy głów, zacisnęliśmy zęby i choć nie udało się zwyciężyć, ten remis wiele dla nas znaczył. Pokazaliśmy i jakość, i charakter, udowodniliśmy, że potrafimy sprawić mnóstwo problemów rywalowi z czołówki.

W przedostatniej kolejce pokonaliście Raków, co wam zapewniło utrzymanie, a Lechowi mistrzostwo. Po gościach z Częstochowy widzieliście, że presja trochę pęta im nogi?

Wiedzieliśmy, że będzie im ciężko, zwłaszcza że Lech wcześniej pokonał Wartę i Raków już nie miał wyjścia, musiał wygrać. Nas ciągnęli kibice, frekwencja dopisała, czuliśmy ich wsparcie. Po meczach z Lechią i Radomiakiem byliśmy przekonani o swojej wartości. Może nie było widać, że Raków ma spętane nogi, ale widać było pewne wątpliwości w jego szeregach po zwycięstwie Lecha. Chcieliśmy to wykorzystać i udało się.

Reklama

Dla ciebie musiał to być ważny czas również dlatego, że spoczywała na tobie duża presja dotycząca losów Zagłębia. Nie byłeś już chłopaczkiem, który wejdzie na kwadrans i jak coś pokaże, to super, a jak nie, to nic się nie stało.

Myślę, że przez te tygodnie bardzo się wzmocniłem mentalnie. Był to niezwykle “ciekawy” okres. Zaczęło się od meczu z Wisłą Płock, w którym trener Piotr Stokowiec mocniej na mnie postawił i jestem mu za to wdzięczny. Cieszę się, że się utrzymaliśmy, że wytrzymaliśmy psychicznie i ja też udźwignąłem presję, cały czas prezentując podobną formę.

Spotkaniem z Wisłą Płock szerzej pokazałeś się ligowym obserwatorom. Okoliczności ci wtedy sprzyjały.

Łukasz Poręba i Jakub Żubrowski pauzowali za kartki, więc tym bardziej chciałem udowodnić – również samemu sobie – że potrafię zagrać w Ekstraklasie na wysokim poziomie. Chciałem w tym meczu zrobić coś konkretnego dla drużyny, nie tylko być na boisku. Tak się nastawiałem od początku tygodnia, liczyłem na gola lub asystę, no i udało się podwójnie, bo miałem jedno i drugie. Po tym meczu poczułem, że pasuję do tego poziomu, że nie brakuje mi niczego, żeby zaistnieć w Ekstraklasie i na dłuższą metę dam radę.

TOP 15 młodzieżowców Ekstraklasy w sezonie 2021/2022

Patrząc na twoją grę, widać inklinacje do ofensywy i chyba w tym aspekcie masz więcej atutów niż w samej defensywie.

Formalnie można mnie sklasyfikować jako defensywnego pomocnika, ale od dzieciaka czułem się “ósemką”, która wspomaga obrońców, ale często jest też z przodu. Lubię się podłączać, oddawać strzały, stwarzać zagrożenie pod bramką przeciwnika. Jeśli jednak mam grać w roli “szóstki”, to też sobie poradzę. Wtedy z kolei mogę więcej rozgrywać, co także sprawia przyjemność. Cały środek pola jest super (śmiech).

Sądzisz, że gdyby w Zagłębiu nie doszło do zmiany trenera, dziś byłbyś w tym samym miejscu, w którym jesteś?

Trudno stwierdzić. W ostatnich meczach pod wodzą Dariusza Żurawia wskoczyłem do składu i regularnie dostawałem szanse. Trener chyba widział, że się rozwijam. Możemy tylko spekulować, ale myślę, że również u trenera Żurawia nadal bym grał. A przynajmniej miałbym taką nadzieję.

Dlaczego Dariusz Żuraw pytany o ciebie nie chciał się wypowiadać? O co tu chodzi? W Weszłopolskich nie chciałeś tego rozwijać.

I teraz też wolałbym nie. Było, minęło, nie chcę do tego wracać. Skoro trener nie chciał o tym rozmawiać, to ja też nie będę.

To tylko jednym zdaniem: były między wami jakieś nieporozumienia?

Nie, nie było.

Pod koniec tamtego roku ominęło cię wesele brata, bo wzrosły twoje akcje w Zagłębiu. 

Jesienią było u mnie ciężko z graniem w pierwszym zespole, występowałem głównie w rezerwach. One już wtedy skończyły rundę. Porozmawiałem z trenerem Żurawiem i przypomniałem mu, że za tydzień mam jechać na ślub brata, na którym będę świadkiem. W środę czekało nas spotkanie Pucharu Polski z Arką Gdynia i po raz pierwszy od dawna znalazłem się w meczowej kadrze. Wszedłem w przerwie i choć przegraliśmy, to uważam, że spisałem się dobrze. Po tym występie trener widział mnie w wyjściowym składzie na Lecha. Miałem wybór: albo jadę na wesele, albo w niedzielę gram w lidze od początku. To nie była łatwa decyzja, odbyłem z rodziną kilka rozmów. Stwierdziliśmy zgodnie, że każdy ma się cieszyć swoim szczęściem i skoro mam zagrać z Lechem, mogąc się po dłuższej przerwie pokazać w Ekstraklasie, to powinienem zostać. Brat powiedział, że trzyma mocno kciuki i chce, żebym nie przepuścił tej szansy. Nikt nie miał żalu. Trener dotrzymał słowa, zagrałem 86 minut i zaliczyłem swoją pierwszą asystę. Dobrze wspomina ten mecz, mimo porażki 2:3.

Czułeś między wierszami, że od tej decyzji zależą twoje dalsze losy w zespole?

Nie. Wierzę, że gdybym jednak pojechał, trener by to zrozumiał i potem też dałby mi szansę, skoro dobrze się prezentowałem.

Sezon zacząłeś w wyjściowym składzie na Wisłę Kraków, ale zostałeś zmieniony w przerwie i aż do grudnia poszedłeś w odstawkę. Spaliłeś się?

Intensywnie przygotowywałem się do tego meczu, ale czy się spaliłem? Na pewno zawaliłem gola na 0:1, po moim błędzie Wisła dostała rzut karny i może przez to pojawiła się pewna blokada w mojej grze. Nie sądziłem jednak, że tak to się skończy i przez prawie pięć miesięcy będę czekał na kolejne spotkanie w Ekstraklasie. Jakąś naukę wyciągnąłem, nie wolno popełniać takich błędów, bo bardzo dużo kosztują. W międzyczasie pograłem w rezerwach, nieco okrzepłem i dziś wiem, na co uważać, czego unikać.

Zamieniałeś Legię na Zagłębie właśnie po to, żeby zacząć ogrywać się w Ekstraklasie, ale trochę trwało, nim się mocniej pokazałeś. Bywały chwile, w których powątpiewałeś czy dobrze wybrałeś?

Nie, ponieważ wiosną tamtego roku od razu zadebiutowałem u Martina Seveli. Wchodziłem z ławki, rozegrałem osiem meczów. Przebiegało to tak, jak planowaliśmy, czyli spokojnie byłem wprowadzany do drużyny. Drugi sezon zaczął się od pierwszego składu w Krakowie, więc bardzo fajnie i dopiero po tym występie moje akcje spadły. Słaba dyspozycja dnia i stało się. Musiałem uzbroić się w cierpliwość, nie panikować, dawać z siebie wszystko dla rezerw i być gotowym, gdy nadejdzie druga szansa. Wiadomo, że zdarzały się dni lekkiego podłamania, bo już liznąłem tej Ekstraklasy, a musiałem się cofnąć, ale koniec końców spokojna, sumienna praca została nagrodzona.

Miałeś poważniejsze rozterki przy odejściu z Legii? Zagłębie kusiło cię już kilka miesięcy wcześniej, więc w pewnym sensie ta zmiana była szykowana z dużym wyprzedzeniem.

Może nie z dużym wyprzedzeniem, tylko po prostu prowadziliśmy rozmowy i z Legią, i z Zagłębiem. Postanowiłem zmienić klub, żeby mieć większe szanse na pokazanie się w Ekstraklasie. Brałem pod uwagę swój rozwój, nic więcej.

Nie byłeś rozczarowany, że nie odszedłeś wcześniej, pół roku przed wygaśnięciem umowy? Już wtedy obie strony raczej wiedziały, że dalszej współpracy nie będzie.

Nie nazwałbym tego rozczarowaniem, liczyłem się z takim scenariuszem. To nie był stracony czas. Normalnie trenowałem i mogłem dużo czasu poświęcić na pracę indywidualną, czyli przede wszystkim na siłowni, by poprawić kwestie motoryczne. Mocno przybrałem mięśniowo, dobrze wykorzystałem ten okres. W pewnym sensie zahartowałem się fizycznie przed wyzwaniami w Ekstraklasie.

W ostatnim spotkaniu sezonu 2019/20 znalazłeś się na ławce Legii z Pogonią Szczecin. Nie zadebiutowałeś, a szansę dostali wówczas zawodnicy będący mocno w cieniu. To był dla ciebie sygnał, że nic z tego nie będzie, że tu się nie przebijesz?

Nie, to raczej działało w drugą stronę. Otrzymałem sygnał, że powoli wchodzę do pierwszej drużyny. Wiedzieliśmy jednak, jak duża rywalizacja panuje w środku pola Legii, a chciałem szybciej wejść do Ekstraklasy, choćby grając po te 20-30 minut. W Legii byłoby o to ciężko.

Twoim zdaniem ten klub to dobre miejsce dla młodych piłkarzy?

Zdecydowanie, zwłaszcza teraz, gdy jest przepis o młodzieżowcu. Po prostu w Legii musisz się mocno wyróżniać, imponować i umiejętnościami, i charakterem. Inaczej ciężko o granie. Jeśli ktoś to ma i jest cierpliwy, pewnie z czasem by się przebił.

Ty jednak takich perspektyw dla siebie nie widziałeś.

Środek pola Legii był wtedy niezwykle mocny: Domagoj Antolić, Walerian Gwilia, Andre Martins, Bartosz Slisz. Czułem, że potrzebuję wyjścia ze strefy komfortu i zmiany otoczenia, bo przy takich rywalach nie będę grał. W Zagłębiu miałem lepsze perspektywy rozwoju.

W tekście na Legia.net twój trener z drugiej drużyny Legii, Piotr Kobierecki mówił, że największe rezerwy miałeś w motoryce, sam też o niej wspominałeś. Da się z tym coś zrobić?

Da się i to dużo. Wiele się zmieniło od tamtej pory. Ostatnie pół roku w Legii, o którym mówiłem, pozwoliło mu pójść do przodu w tym względzie. Ja wcześniej byłem chudziną, musiałem obudować się mięśniami i więcej uwagi poświęcać motoryce. Wcześniej nigdy nie osiągnąłem prędkości 30 km/h podczas meczu, a ostatnio z Rakowem miałem 31,5 km/h prędkości maksymalnej. To nadal nie są wybitne osiągi, ale dla mnie to wielki postęp. Uważam, że jak ktoś ma problemy motoryczne, może wiele zmienić, byleby był systematyczny. Koniec końców, chyba lepiej mieć do nadrobienia aspekty motoryczne niż piłkarskie, nad którymi znacznie trudniej pracować.

W Q&A dla oficjalnej strony Zagłębia stwierdziłeś, że chciałbyś kiedyś zagrać w Hiszpanii, w Realu lub Barcelonie. Rozumiem, że nie należysz tu do jednego z obozów?

Tak, jestem po prostu fanem hiszpańskiego grania. Tam się widzę w przyszłości. Szybka gra na małej przestrzeni, na 1-2 kontakty. O tym kierunku marzę.

Kontrakt niedawno przedłużył ci się do 2023 roku. Należy się nastawiać, że to twoja ostatnia umowa w Ekstraklasie?

Nie. Bardzo się cieszę, że zostanę w Zagłębiu, a dalej niczego nie wykluczam. Zobaczymy, co życie przyniesie.

Z twoich wcześniejszych słów wynika, że gracze Fantasy mogą brać cię do składu, bo chcesz mieć konkretniejsze statystyki.

O wiele konkretniejsze! Nastawiam się na co najmniej trzy gole i pięć asyst w najbliższej rundzie. To cel krótkoterminowy, na długoterminowy przyjdzie czas.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU LUBIN:

Fot. Newspix/FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

11 komentarzy

Loading...