Reklama

Cel? Klasa światowa. Weszło za kulisami Akademii Lecha Poznań

redakcja

Autor:redakcja

25 marca 2015, 11:32 • 21 min czytania 0 komentarzy

Droga z Wronek do Poznania nie należy do najwygodniejszych. Sporo ostrych zakrętów. Czasem bardzo wąskie przejazdy. Ciężko rozwinąć prędkość, łatwo o wypadnięcie z trasy. Bez dyskusji – zdecydowanie bardziej komfortowo jest pokonać ją koleją. A jeszcze lepiej – “Kolejorzem”. To właśnie we Wronkach zaczyna się bowiem dla wielu młodych piłkarzy bardzo długa i ciężka trasa, której końcem ma być “piłkarska klasa światowa”. W dekalogu Akademii Lecha ten punkt jest szczególnie ważny. Nie dążymy do zarabiania pieniędzy, nie dążymy do sławy i rozdawania autografów. Dążymy do klasy światowej. W jakim miejscu na tej drodze znajduje się obecnie najsłynniejsza polska akademia piłkarska? Sprawdziliśmy we Wronkach i w Poznaniu.

Cel? Klasa światowa. Weszło za kulisami Akademii Lecha Poznań

Wronki. Przeszklony budynek z hotelem, restauracją i pucharami zdobiącymi niemal każdą ścianę robi potężne wrażenie. To właśnie pierwszy widok, który widzą przed sobą młodzi ludzie dostępujący zaszczytu gry dla zespołów Akademii Lecha Poznań. Zaszczytu – bo do tego miejsca docierają tylko najlepsi. Nowoczesny internat. Siedem pełnowymiarowych boisk. Znakomita główna płyta, porządne trybuny, Nastolatek, który trafia w to miejsce po prostu musi czuć, że dostaje wyjątkową szansę. Szczególnie jeśli wcześniej wpatrywał się w szyby pociągu czy auta, widząc między innymi mijany chwilę wcześniej, ufortyfikowany wroniecki zakład karny.

11070843_1105957016096655_2042428693537581641_n

Właściwe decyzje. Na boisku i poza nim

Przy szkoleniu piłkarskim, ale i w innych dziedzinach życia, by wspomnieć choćby szkolne wychowanie fizyczne, bardzo długo utrzymywał się trend “urabiania” wychowanków. Nadrzędnym celem było zbudowanie u nich motoryki, zwiększenie ich siły i szybkości oraz naturalnie umiejętności technicznych. Siłą rzeczy w takim układzie najlepszym “tworzywem” byli ci, którzy już w najmłodszych latach wyróżniali się warunkami fizycznymi. Zbierało się najwyższych do obrony i najszybszych do ataku i hurra, do przodu.

Reklama

Potem ktoś doszedł do wniosku, że w piłkę nożną gra się głową. Że chodzi o decyzje, o ich szybkość i trafność. Przegląd pola, umiejętność zachowania zimnej krwi w najbardziej stresujących momentach, wytrzymania presji, wytrzymania obciążeń fizycznych i psychicznych. Prościej nauczyć silnego psychicznie pracusia kopnąć piłkę prosto do celu, czy odwrotnie, nauczyć tego znakomicie podającego chłopaka umiejętności podejmowania właściwych decyzji, determinacji, samodyscypliny i opanowania?

Lech działa dokładnie według nowoczesnych wytycznych nie tylko ze świata futbolu, ale całego sportu. Pojęcia, które determinują cały proces kształtowania piłkarza? Świadomość. Systematyczność. Wszechstronność. Łączenie cech fizycznych, psychicznych, ale i tych wykraczających poza schematy – jak choćby wiedza o diecie czy sposobach redukcji stresu. Droga do ich osiągnięcia? Programowość. Kontrola. Standaryzacja. Co znaczą te wszystkie piękne hasła? Nasi rozmówcy z Poznania, trener-koordynator Krzysztof Chrobak oraz trener i dyrektor Akademii Lecha Marek Śledź mogliby opowiadać godzinami. A my jesteśmy wyjątkowo uważnymi słuchaczami…

*

– Dziś kluczem staje się właściwe podejmowanie decyzji, tych życiowych, jak i na boisku. Szalenie istotnymi elementami stają się intelektualizacja, psychika zawodnika, jego wytrzymałość na stres. Niemcy czy Holendrzy na pierwszym etapie selekcji zwracają uwagę przede wszystkim na determinację zawodnika, ale i jego odporność na porażki, jego reakcje na niepowodzenia – tłumaczy trener Chrobak, który jest odpowiedzialny za próbę adaptacji tych trendów do wielkopolskiej akademii. Zwracanie uwagi na tego typu szczegóły, jak choćby sposób reagowania na nieudane zagrania staje się warunkiem udanej selekcji do grupy. Następnym krokiem jest rozwój. Tak pod kątem fizycznym, jak i psychicznym. – Sport to długie pasmo porażek i sukcesów, więc odpowiednia reakcja – brak spadku motywacji po osiąganiu kolejnych celów i wola dalszej walki po klęskach – staje się piekielnie istotna.

13705_1105956999429990_8530037559381733992_n

Do tego dochodzi decyzyjność. – Rozmawialiśmy z trenerami z Dinama Zagrzeb, którzy mówili wprost – jeśli zawodnik potrafi coś wykonać na treningu, a nie potrafi podczas meczu – to znaczy, że nie potrafi. Umiejętność gry w piłkę możemy oceniać wyłącznie w sytuacji, gdy zawodnik jest pod presją i musi szybko podejmować decyzje – uzupełnia dyrektor Śledź. Jak przenosić tę teorię w sferę praktyki? Przede wszystkim dokładając do nawet najprostszych ćwiczeń element decyzyjności, sferę wolności, w której wybór pozostawia się samemu wychowankowi.

Reklama

*

Jakub Serafin, 18-latek z Akademii Lecha. Przeszedł wszystkie szczeble w akademii, grał w rezerwach, zadebiutował w Ekstraklasie. Jedna z pierwszych decyzji w dorosłym zespole Lecha Poznań? Ryzykowny, długi przerzut wymagający kunsztu technicznego, przeglądu pola, ale i odwagi do podjęcia nieoczywistej decyzji.

Tym zagraniem Serafin zaliczył asystę “drugiego stopnia”. – A jego pierwszą dobrą decyzją było przyjście do Lecha! – żartują nasi rozmówcy.

*

– Dlatego świadomość staramy się kształtować już od pierwszego kontaktu z klubem. Często start jest bardzo banalny – wspomnijmy choćby o tak podstawowej kwestii jak nawodnienie organizmu. Każdy nasz wychowanek jest zobligowany do przynoszenia na trening butelki wody mineralnej. Do tego każdy musi mieć ze sobą banana – wylicza Krzysztof Chrobak. – “Złota godzina” po treningu. Nawet nasi najmłodsi zawodnicy już wyrabiają w sobie nawyki profesjonalistów – uzupełnia, nie bez dumy, dyrektor Śledź. Tu zresztą doskonale widać, jak przemyślany jest cały projekt. Poza trenerami, o dietę zawodników od początku dbają bowiem również rodzice. – Z zawodnikami i ich rodzicami odbywamy specjalne rozmowy, które mają zwiększyć ich świadomość i uczulić na najważniejsze problemy. Na takim spotkaniu przybliżamy potrzeby dziecka, swoją wiedzę przekazuje dietetyk, fizjoterapeuta. Piłkarz musi być w dzisiejszych czasach bardzo świadomy, że jego zawód to nie tylko treningi, że profesjonalistą jest się 24 godziny na dobę. Taką wiedzę staramy się przekazać jak najwcześniej. W tym celu zresztą są też “zadania domowe”, które następnie trener “sprawdza” na kolejnych zajęciach. Chodzi o proste zadania techniczne, ale prawdziwym celem jest tu oczywiście wyrobienie nawyku pracy również poza treningami – przybliża funkcjonowanie akademii Chrobak.

11073305_1105957586096598_8917201701205704962_n

Właśnie dlatego w Lechu już w najmłodszych grupach trenerowi towarzyszy szereg specjalistów. – Trener od przygotowania motorycznego, nawet na poziomie dziecięcym, dietetyk, często pracujący z rodzicami, trener od przygotowania mentalnego, fizjoterapeuci, lekarze, trenerzy od treningu funkcjonalnego. Kładziemy duży nacisk na dobrą bazę u zawodnika – on sam ma być bardzo świadomy tego, co dla niego korzystne. Wszyscy ci specjaliści są cały czas w klubie, mamy czterdziestu sześciu trenerów, ale wokół Akademii pracują łącznie osiemdziesiąt dwie osoby. Dla wielu z nich – powiem górnolotnie – jest to projekt życia – mówi dyrektor Śledź. Do tego dochodzą nawet treningi uzupełniające, między innymi judo czy… podstawy jogi.

*

Mało? Wszyscy zawodnicy z akademii oraz ci, którzy już opuścili jej mury, by trenować z pierwszym zespołem zdali maturę. – Karol Linetty, Darek Formella, wcześniej Tomek Kędziora – to jest pewien dowód na poziom także tej intelektualnej części zajęć w akademii – zwraca uwagę dyrektor poznańskiego projektu. Śledząc, jak radzą sobie z wejściem do zespołów seniorskich kolejni absolwenci akademii – Kownacki, Linetty, Kamiński, Bielik – bez trudu da się dostrzec tę wszechstronność. W końcu to nie Sonia Śledź zawstydziła Linettego, ale Linetty Sonię. – Faktycznie, realizujemy warsztaty medialne, przygotowujemy naszych zawodników, by każdy z nich radził sobie z mikrofonem i kamerą, a przede wszystkim był świadomy, że to będzie element jego przyszłego zawodu – dodaje dyrektor Śledź.

10150813_1105957219429968_759517449910199496_n

Programowość i standaryzacja. Słowa, które stanowią klucz do sukcesu według osób odpowiedzialnych za pracę akademii. Pierwsze to esencja Akademii, fundament pracy, czyli podręcznik specyficznych działań i zachowań zawodnika w procesie szkoleniowym na każdym poziomie. Standaryzacja dotyka wszystkich obszarów, zasad i reguł obowiązujących wszystkich pracowników Akademii w celu stworzenia warunków do ukształtowania piłkarza kompletnego, zgodnego z profilem oczekiwań Lecha Poznań. Trafić do Akademii Lecha? Im później tym trudniej, a programowość i wysoka standaryzacja organizacji szkolenia to atut w staraniach o uzdolnionych zawodników.

– Każdy zawodnik to pewna indywidualność wpisująca się (bądź nie) w oczekiwany profil – opisuje model pracy szkoleniowej dyrektor Śledź. – To dość ważne by trafnie zdiagnozować ten profil, określić jego perspektywę rozwoju i poddać indywidualnej ścieżce rozwoju. Tak zaplanowany szkoleniowy rys staramy się rozsądnie modyfikować i dość konsekwentnie realizować.

11071530_1105957192763304_5247542305821928289_n(1)

Jak wygląda ta ścieżka? Obecnie Lech dociera już nawet do czterolatków.

– Otworzyliśmy duży projekt “Lech Poznań Football Academy” stworzony we współpracy z organizacją “Football Academy”. Kierujemy go do dzieci od czwartego do dwunastego roku życia. Nas, z punktu widzenia klubu, najbardziej interesuje ta pierwsza selekcja, którą przeprowadzamy w wieku sześciu, siedmiu lat – opisuje Krzysztof Chrobak, trener i koordynator Akademii Dziecięcej Lecha Poznań. – Liczymy, że to będzie solidna podstawa tej naszej piramidy szkoleniowej. To ma być przede wszystkim zachęta do uprawiania sportu, ukierunkowanie tych dzieci na trening piłkarski oraz zaoferowanie możliwości rozwoju ogólnego.

Już na tym poziomie Akademia Lecha stara się wprowadzać pewną indywidualizację. Z licznych otwartych grup selekcjonuje się bowiem najlepszych i najbardziej obiecujących chłopców, którzy zostają włączeni do “złotych” grup. – W tym okresie dzieci mają dwie jednostki treningowe, a dla tych szczególnie uzdolnionych dokładamy trzecią. Staramy się więc, by już od szóstego roku życia te “złote” grupy funkcjonowały na terenie klubu, trochę poza tym ogólnym projektem, według naszego własnego programu. Zresztą, trzeba tu powiedzieć, że całe przedsięwzięcie jest również projektem komercyjnym, który ma na celu popularyzację piłki nożnej, zdrowego trybu życia i Lecha Poznań, stworzenie możliwości utożsamiania się z klubem i pozyskiwanie nowych sympatyków – tłumaczy Chrobak.

934850_1105957312763292_225839400905223024_n

W tej chwili w Lech Poznań Football Academy znajduje się około 500 dzieci, ale we wrześniu ta liczba ma zostać podwojona. To ma być magazyn, z którego skorzysta “właściwa” Akademia Lecha Poznań, która w przyszłości zabierze najlepszych zawodników z tych grup do wronieckiej szkoły.

*

Cel jest prosty – stworzenie możliwie jak najszerszej grupy związanej z Lechem. 500 dzieci w Lech Football Academy to podstawa, ale dodając do tego blisko 800 zawodników ze szkół patronackich czy samej Akademii, łączna liczba zawodników rośnie do ponad 1300.

Jaki system obowiązuje w piramidzie organizacji szkolenia Akademii? Początek to szkoły patronackie. – W założeniu miał to być projekt ułatwiający nam intensyfikację szkolenia, czyli wprowadzenie dodatkowych jednostek treningowych realizowanych w systemie szkolnym, nie wymagającym dodatkowej aktywności rodzica. Analiza efektywności tego projektu sprowokowała nas do wielu zmian – przyznaje Marek Śledź. – Główną zaletą klas sportowych objętych programem „Dzieci Kolejorza” było umiejscowienie niemal całego szkolenia na poziomach od 7 do 12 lat w systemie szkolnym. Takie rozwiązanie miało jednak zasadniczą wadę. Rodzice nie zawsze mogli i nie godzili się, choćby ze względu na odległość miejsca zamieszkania od szkoły, na umiejscowienie w tym systemie dzieci, na których nam najbardziej zależało.

603861_1105957452763278_5938606747943008030_n

Początkowo uzupełnieniem miały być grupy równoległe, które nadrabiały popołudniami to, co ich rówieśnicy wypracowywali podczas zajęć szkolnych. Z czasem okazało się jednak – co przyznają w samej Akademii – że bardziej utalentowana czy raczej przejawiająca większy potencjał jest młodzież z mniejszych ośrodków stanowiących grupy równoległe. Wobec tego szkoły patronackie są dziś raczej uzupełnieniem Akademii, a nie jej główną bronią i osią, wokół której buduje się cały proces wychowania. – Kiedy zauważamy, że coraz więcej osób dojeżdża do Poznania z miast oddalonych nawet o 100 kilometrów, a ten trend z każdym kolejnym rocznikiem się utrzymuje, to nie ma szans, by wszystko zorganizować w systemie szkół patronackich. Naszym warunkiem w takiej szkole jest powierzenie nauczania WF-u nauczycielowi z naszej akademii. W wyniku pewnych uwarunkowań zewnętrznych – choćby działania Karty Nauczyciela, która zdecydowanie utrudnia wymianę kadry w szkole – nie jesteśmy w stanie uczynić z tego projektu wysoce efektywnego i sięgającego nawet do tych najbardziej oddalonych od Poznania ośrodków – uzupełnia trener Chrobak.

To właśnie dotyka standaryzacji organizacji szkolenia, o której wspominaliśmy wcześniej. W rozmowie z osobami odpowiedzialnymi za funkcjonowanie Akademii Lecha to słowo powraca niczym bumerang. Standaryzacja, zgodnie z filozofią Akademii, powinna sięgać do najdrobniejszych szczegółów , określać procedury zarówno organizacyjne jak i szkoleniowe. Zresztą nie tylko wewnątrz klubu, ale i na przykład przez pewne odgórne wytyczne PZPN-u. – Tak, by nazwać “akademią” mogły się tylko te organizacje, które faktycznie spełniają pewne standardy z zakresu infrastruktury, liczebności i wykształcenia kadry szkoleniowej oraz szeregu innych cech. Ile boisk, ilu trenerów, ile szatni – to wszystko powinno być jasno określone przez federację – tłumaczy dyrektor Śledź, ponaglając tym samym PZPN do wprowadzenia dyskutowanej od dawna “certyfikacji”. – Zostanie siedem akademii? I bardzo dobrze, niech te siedem bezustannie ze sobą rywalizuje, poprawiając w ten sposób zdecydowanie rozwój swoich wychowanków. Zresztą, jeśli wiązałyby się z tym pewne korzyści finansowe, to kto wie, czy w Krośnie, Rzeszowie czy innym mieście działacze nie woleliby zacząć od stworzenia akademii, by dopiero potem rozwijać i awansować do wyższych lig z zespołem seniorów opartym na wychowankach. W Anglii system, gdzie kluby otrzymują dotację za spełnianie standardów federacji w kwestii szkolenia sprawdza się doskonale, a nawet średnie czy małe kluby nie żałują pieniędzy na inwestowanie w młodzież. Tam finansowanie w tym programie biorą na siebie związek, liga oraz ministerstwo sportu. U nas mogłoby być podobnie.

11091172_1105957602763263_2873447880272535398_n

Wracając zaś jeszcze na moment do ścieżek rozwoju nakreślanych przez Akademię Lecha swoim wychowankom – doskonałą puentą tego tematu jest historia Krystiana Bielika. – Miał u nas bardzo dokładnie zarysowaną ścieżkę, przez którą miał wejść do pierwszego zespołu tuż po nabraniu doświadczenia w rezerwach i zespole najstarszych juniorów. On nie miał w Polsce ani jednego meczu w zespole U-19 i jakieś pojedyncze występy w rezerwach. W Legii zadebiutował wprawdzie wcześniej, ale teraz, u Wengera, znów został cofnięty do zespołu U-18, by z powrotem rozwijać się według tej drogi, którą wytyczyliśmy mu w Lechu. My tego Wengerowi nie podpowiadaliśmy! – śmieją się obaj trenerzy, z którymi spotkaliśmy się na INEA Stadionie w Poznaniu.

Kontrola nad wszystkim

W tym miejscu znów przewija się ta “standaryzacja szkolenia”. Jeśli trener Akademii i nauczyciel WF-u w szkole patronackiej traci swój angaż w szkole bez akceptacji Akademii, jednocześnie szkoła przestaje nosić miano “patronackiej”. Nie ma miejsca na przypadek, czy to w postaci przypadkowych ludzi, czy w postaci przypadkowych treningów. Wszystko musi być pod pełną kontrolą “centrali”.

– Musimy mieć pewność, że każde zajęcia we wszystkich projektach Lecha są prowadzone według naszej programowości i naszych standardów. Nasi trenerzy są wyszkoleni w konkretnych korytarzach, posługują się specyficzną nomenklaturą, specyficznymi metodami. Mamy ujednolicony cały model szkolenia od modelu treningu do modelu gry, zunifikowaliśmy dokumentację szkoleniową, można powiedzieć, że planujemy i monitorujemy cały proces szkolenia, pozostawiając trenerom wyjątkową kreatywność w doborze środków treningowych. Chcemy, by to wszystko składało się razem na rodzaj DNA, które jest wszczepiane każdemu, kto ma jakąkolwiek styczność z Lechem Poznań – tłumaczy Marek Śledź.

11011031_1105957636096593_302509299936459100_n

Jak rozwija się ów kod genetyczny? Ścieżka rozwoju dla piłkarzy trafiających do Lecha jest bardzo jasna i klarowna. – Staramy się, by nie było tu żadnych zakłóceń. Najpierw gra ze starszymi rocznikami w młodszych grupach młodzieżowych, potem rywalizacja w Centralnej Lidze Juniorów, wreszcie debiut w trzecioligowych rezerwach, gdzie chłopcy stają się seniorami i dopiero wówczas pierwszy mecz w niebiesko-białych barwach na poziomie Ekstraklasy – wyjaśnia Śledź. – Wychodzimy z założenia, że nieprzygotowany do walki bokser może zostać znokautowany i wyłączony ze sportu na długie miesiące. Dlatego my musimy ich wszystkich przygotować kompletnie, czasami przesuwając moment debiutu na tym najwyższym poziomie, ale upewniając się, że ów debiut będzie udany. Nasza filozofia jest prosta – zawodnik musi przejść przez wszystkie szczeble, by spokojnie poradzić sobie na tym najwyższym. Oczywiście, będą wyjątki, które zadebiutują w wieku szesnastu lat, ale ogólna zasada nie ulegnie zmianie.

*

Trzecia liga w tym układzie staje się swoistą szkołą “dorosłego” życia. Na tym poziomie aż roi się od starych wyjadaczy, którzy wcześniej grali na najwyższych szczeblach, a teraz wykorzystują swoje doświadczenie kończąc karierę w niższych ligach. Młodzi zawodnicy stykają się więc z wyrachowaniem, cwaniactwem i innymi rzeczami, które mogłyby ich zaskoczyć w Ekstraklasie. – Powtarzam jednak, że my chcielibyśmy docelowo grać nawet na zapleczu Ekstraklasy, by ta weryfikacja naszych zawodników młodzieżowych była jak najbliżej tego prawdziwego sprawdzianu w najwyższej lidze – przekonuje dyrektor Śledź. Trener Chrobak dodaje z kolei, że dla reprezentantów młodzieżowych, których Lech ma praktycznie we wszystkich drużynach kadry narodowej, poziom III ligi może się wydawać zbyt niski. Pod tym względem w Lechu i Legii panuje pełna zgodność – czwarty szczebel rozgrywkowy ich nie zadowala.

11082609_1105957392763284_7482475413733482752_n

Zanim jednak juniorzy otrzymają szansę w dorosłej piłce, przechodzą przez trzy zespoły Akademii Lecha, które kształcą się we wronieckim ośrodku. Drużyny A1, B1 i B2 to trzy ostatnie szczeble na drabince, której początkiem są czteroletnie kajtki biegające w ramach projektu Lech Poznań Football Academy. – Zespół juniora starszego, dwa zespoły juniora młodszego, z czego ten ostatni – B2 – złożony jest głównie z zawodników o trzy-cztery lata młodszych, niż ich ligowi rywale – tłumaczą trenerzy z Akademii Lecha. Skąd takie posunięcia? Brak konkurencji w “swoich” rocznikach.

– Idealnym rozwiązaniem byłaby na pewno rywalizacja z rówieśnikami, ale sytuacja zmusza nas do tego, by szukać dla naszych zespołów przeciwników z tych starszych drużyn. To jasne, że zwycięstwa kilkunastoma bramkami i wygrywanie w cuglach ligi nie ma wielkich walorów szkoleniowych. Pod tym względem zresztą warto docenić Centralną Ligę Juniorów, która zdecydowanie poprawiła jakość tej rywalizacji stwarzając możliwość do regularnej gry z zespołami równymi nie tylko wiekiem, ale i umiejętnościami. Choć i tak naszym zdaniem warto byłoby pójść tu jeszcze krok dalej – z jednej strony tworząc jedną centralną ligę dla całej Polski, z drugiej zaś centralizując też rozgrywki młodszych roczników, bo zespoły U-17 zdecydowanie powinny już brać udział w tego typu ligach – przekonuje dyrektor Śledź. – W celu zwiększenia tej rywalizacji szukamy też regularnego współzawodnictwa poza granicami naszego województwa, a nawet państwa. Sporo gramy z drużynami niemieckimi, ostatnio graliśmy turniej w kilku rocznikach z szkółką Barcelony z Warszawy i Śląskiem Wrocław, w sobotę pięć naszych zespołów zmierzy się z rówieśnikami z Legii przed niedzielnym starciem seniorów… Cały czas coś się tutaj dzieje – uzupełnia trener Chrobak.

Niebiesko-biała tożsamość

– Właściwie nie mamy tu do czynienia z żadnymi transferami gotówkowymi. W grę wchodzą raczej profity w przyszłości, w momencie, gdy ten zawodnik będzie mógł być nazwany piłkarzem, czyli najczęściej po debiucie w Ekstraklasie. Poza takimi przypadkami posługujemy się właściwie wyłącznie wytycznymi PZPN-u, czyli ekwiwalentem za wyszkolenie – tłumaczy dyrektor Akademii Lecha Poznań, Marek Śledź. Czy to główny czynnik odróżniający Poznań od Warszawy?

– Przede wszystkim trzeba pamiętać, że to nie jest żadna chora konkurencja, podbieranie sobie zawodników i niezdrowa rywalizacja. Nie. Po prostu jesteśmy inni – przekonuje dyrektor Śledź. – My mamy swoją filozofię, warszawiacy mają swoją. Zresztą, wszędzie w Europie, w tych akademiach najwyższej klasy pod uwagę bierze się również pewne tradycje regionu, wpisanie klubu w jego historię i kulturę. My jesteśmy zupełnie inaczej poczytywani w całej Wielkopolsce, niż Legia na Mazowszu.

Potwierdzenia słów dyrektora Akademii nie trzeba daleko szukać. Właściwie zaraz po wjeździe do województwa zewsząd atakują nas graffiti poszczególnych fan-clubów Lecha. Środa Wielkopolska, Września, Śrem, Bnin, Szamotuły, Oborniki, Kaźmierz, Kórnik. W bluzach, smyczach i koszulkach Lecha chodzi się nawet w najmniejszych miejscowościach, a na drodze z Poznania do Wronek ciężko było zliczyć wszystkich młodych kibiców w niebieskich barwach.


Mural z Wrześni, fot. Sławek Zastawa

Brak lokalnego rywala, długie tradycje wspierania Lecha przez całą Wielkopolskę, ogromne przywiązanie każdej wielkopolskiej wsi do klubu – to wszystko wymusza na Akademii Lecha Poznań szereg rozwiązań uwzględniających te uwarunkowania społeczne. – Lech jest klubem magicznym dla całej Wielkopolski. Właściwie nie mamy w województwie konkurencji, więc w którąkolwiek stronę spojrzymy, mamy naszych sympatyków, dla których pewnego rodzaju honorem jest oddać zawodnika do naszej Akademii – komentuje Śledź, dodając jednocześnie, że nawet dla mniejszych klubów z Wielkopolski transfery młodych zawodników do Lecha są korzystne pod względem renomy ich ośrodka szkoleniowego. – Jeśli trafia do nas zawodnik z Ostrowa czy Kalisza, to tym samym potwierdza jakość szkolenia w tych miejscach.

– Jeśli chodzi o skauting młodzieżowy, to niewykluczone, że lepiej rozwinięty jest on w Legii. Tam ta rotacja w drużynach młodzieżowych jest większa. My staramy się opierać na tożsamości, co zresztą nie jest trudne, gdy do klubu co i rusz zgłaszają się zawodnicy wraz z rodzicami, którzy chcieliby grać dla Lecha. Oczywiście dostrzegamy potrzebę skautingu w tych najmłodszych rocznikach, ale w tej kwestii dominuje podpatrywanie zawodników na turniejach, w których sami bierzemy udział, albo obserwacja chłopców w kluczowym dla nich momencie ukończenia szkoły podstawowej i pójścia do gimnazjum – opisuje Krzysztof Chrobak, trener i koordynator Akademii Lecha.

10428573_1105957162763307_1158298129132482596_n

– Nie chodzi o to, żeby zwieźć wagon piłkarzy i wybrać najlepszego z nich. Skauting – jeśli już – ma być bardzo ściśle związany z potrzebami drużyny. Potrzebujemy konkretnego zawodnika, o konkretnych cechach, konkretnej ścieżce rozwoju, spełniającego szereg innych dokładnie określonych wymagań, więc takiego właśnie szukamy – uzupełnia dyrektor Śledź. Dodatkową zaletą wczesnego ściągania zawodników i wychowywania ich niemal od przedszkola jest oczywiście lojalność i kształtowanie tożsamości, którą Lech niesie niemal na sztandarach. – Już u czterolatków widać początki tego utożsamiania się z klubem. Już na pierwszych zajęciach dzieci pojawiają się w strojach Lecha Poznań. Ja – jako mieszkaniec Warszawy – też trochę poznaję Wielkopolskę i widzę dokładnie, że “Kolejorz” jest ewenementem. Tak olbrzymia popularność na terenie województwa w innych regionach Polski zwyczajnie nie występuje, chociażby z uwagi na antagonizmy między derbowymi rywalami – przekonuje Chrobak.

Dzięki temu bez wątpienia łatwiej trafić do zawodników, którym od początku zresztą za wzorce stawia się raczej Justynę Kowalczyk czy polskich olimpijczyków, aniżeli młodych piłkarzy w szybkich samochodach. – Staramy się udowodnić im, że skromność, rzetelna praca i unikanie taniego poklasku przynoszą większe korzyści, niż ciągły hałas wokół swojej osoby – zgodnie przyznają obaj trenerzy.

Baza niemal idealna. Niemal.

Odwiedziliśmy Wronki w bardzo pogodne, marcowe popołudnie. W tym momencie cała baza – od internatu, przez trybuny, aż po gigantyczne pole, na którym mieszczą się boiska treningowe naprawdę imponuje rozmachem. Dla kilku zespołów zgrupowanych godzinę drogi od Poznania to wręcz za dużo – trudno nie pozbyć się wrażenia, że w grafik spokojnie dałoby się dopisać jeszcze dwa, albo i trzy zespoły. Równa murawa, świetna płyta główna, do tego wspomniany na wstępie budynek z hotelem, który jedynie podkreśla “nowoczesność” całego ośrodka. W wiosennym słońcu ciężko sobie wymarzyć lepsze warunki do rozwoju. Podobnie byłoby w letnim słońcu oraz słońcu jesiennym. Problemem staje się wspominana już wcześniej zima…

10150799_1105957519429938_872937145882662209_n

– Tak, to jedyna rzecz, na którą możemy narzekać. Brakuje boiska ze sztuczną murawą, albo takiego pod balonem. To zresztą dotyczy niemal każdego klubu w Polsce, nawet jeśli ktoś dysponuje boiskiem takim jak choćby Legia – zazwyczaj to zaledwie jedno takie miejsce, co przy kilku, albo i kilkunastu grupach i tak nie gwarantuje komfortu pracy – przyznaje dyrektor Śledź. – Z drugiej strony i tak sporo się tu zmieniło, choćby przez powstawanie kolejnych boisk z nawierzchnią syntetyczną. Dzięki temu płynność tego procesu szkoleniowego jest większa, niż przed ich wybudowaniem.

Trudno jednak narzekać na bazę, jeśli jej główną płytę odwiedzali swego czasu w rozgrywkach europejskich pucharów zawodnicy Glasgow Rangers, AZ Alkmaar czy Atletico Madryt. – To są boiska najwyższej klasy. Tak jak wspominaliśmy – od marca do listopada nie mamy zupełnie na co narzekać – zgadzają się obaj trenerzy. I jednocześnie stale lobbują za dalszym rozbudowaniem bazy, by także zimą klub działał na pełnych obrotach. Co ważne – rozwój infrastruktury miałby być w tym układzie finansowany przez poznański klub. Docelowo bowiem Akademia Lecha Poznań ma nie tylko zarabiać na swoje utrzymanie i dostarczać zawodników do zespołu seniorów, ale i tworzyć nadwyżkę, która mogłaby wzmocnić budżet klubu, albo zostać zainwestowana choćby we wspomniany rozwój bazy treningowej. Skoro Sporting Lizbona może mieć boisko “Ronaldo” zbudowane z pieniędzy za transfer Cristiano Ronaldo – czemu Lech nie może mieć boiska postawionego za fundusze z transferów wychowanków akademii?

– Ale też jestem przeciwnikiem tych postulatów, by miasto odcinało się od klubowej infrastruktury. Kiedyś spotykaliśmy się ze Szwajcarami z Zurychu, którzy dziwili się, że nie mamy skoszonej trawy i oświetlonych boisk. Przyznaliśmy, że ciężko o pieniądze, na co oni wyrazili zdziwienie, że nie zajmuje się tym miasto. “Przecież na ulicach są latarnie, tak? A miasto zajmuje się koszeniem miejskich trawników, tak? To dlaczego ma nie zająć się tym i u was” – opowiada dyrektor Śledź. Lech jednak na razie bliski jest zostawienia tej epoki za sobą. Cały interes ma w przyszłości szansę się zbilansować.

Opłaca się

Ile w tym momencie zarobił na akademii Lech? Ciężko oszacować, bo choć te największe transfery – jak choćby Linettego czy Kamińskiego – nie doszły (jeszcze?) do skutku, to należy policzyć, ile Lech musiałby wydać na zawodników tej klasy, gdyby nie dostarczyła ich akademia. Na ich pensje – prawdopodobnie odpowiednio wyższe – jak i na kwoty odstępnego. A gdzie tu jeszcze miejsce na niewymierną wartość, jaką są rzesze kibiców preferujących pyskatego i znającego wszystkiego kibolskie piosenki Kownackiego, niż Keitę czy Douglasa?

– Po kilku latach mamy już w Lechu pierwsze efekty, które pozwalają myśleć o zaletach posiadania akademii, ale to owoc mądrej polityki klubu, który cierpliwie czeka na zwrot inwestycji włożonych w projekt od samego początku jego istnienia – przekonuje Krzysztof Chrobak. W tej beczce miodu zostaje jednak łyżka dziegciu. Dlaczego spore pieniądze za wychowanka Akademii Lecha Poznań, Krystiana Bielika, nie trafiły na konto Lecha?

– Oczywiście, że staramy się zatrzymać naszych wychowanków, choćby poprzez dłuższe kontrakty, nie po to by związać ich z klubem, ale po to by pokazać, że mają tutaj cały czas gwarantowany rozwój. Do tego ta nasza praca nad zwiększeniem tożsamości, nad identyfikowaniem się naszych wychowanków z zespołem, z regionem. Ale ilu tak naprawdę naszych graczy wyfrunęło z akademii? To są jednostkowe przykłady, żeby nie powiedzieć – to tylko Krystian. Czy musimy więc robić jakąś rewolucję? – zastanawia się dyrektor akademii.

Co utrzymuje zawodników w Lechu?

– Jakość. Zabrzmi to nieskromnie, ale jesteśmy w tym wszystkim dobrzy. Jedziemy do Hannoveru i ich lejemy, do Frankfurtu i również, do Cottbus tak samo. Praga – też. Na poziomie juniorskim, często grając jeszcze młodszymi chłopakami – tłumaczy Śledź. – Nasi zawodnicy widzą, że w tych wielkich Niemczech nie szkolą wcale lepiej od nas, skoro jesteśmy w stanie ich regularnie pokonywać. Przestajemy być zaściankiem, stajemy się równorzędnym partnerem. Trochę lekceważąco traktują nas jeszcze w niektórych miejscach w Hiszpanii – Espanyol na przykład zażyczył sobie opłaty za sparingowy mecz juniorów. Zaproponowałem im wówczas układ – podwajamy stawkę, ale całą kasę zgarnia zwycięzca. Odmówili…

*

Opuszczając Wronki widzimy, jak na ogromne pole za główną płytą wychodzi grupa dwudziestu, może trzydziestu młodych piłkarzy. Nie zajmują nawet czwartej części tego ogromnego placu. Takiego komfortu pracy mogą im pozazdrościć nie tylko w każdym zakątku Polski, ale i poza jej granicami. Ilu z nich pójdzie śladami Linettego, Kamińskiego, Kownackiego czy Bielika?

Jedno jest pewne. Lech zrobił wszystko, by było ich jak najwięcej.

Reszta to już tylko ich decyzje.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...