Reklama

Kto bezcześci pamięć o Emiliano Sali?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

12 maja 2022, 14:31 • 8 min czytania 18 komentarzy

„Jest taki Argentyńczyk, który nie pływa zbyt dobrze, czyli Emiliano znalazł się pod wodą”, zaskakująco wesoła melodia wychodzi z gardeł pseudokibiców Nicei i niesie się po trybunach Allianz Riviery. Tak oto bezczeszczone są zwłoki tragicznie zmarłego Emiliano Sali. 

Kto bezcześci pamięć o Emiliano Sali?

– Śpiewali dość głośno, pojawiały się też obelgi pod adresem pani Frappart, która prowadziła finał Pucharu Francji z Nantes. Nie rozumiem, co ma z tym wspólnego pamięć kogoś, kto zginął w tragicznym wypadku. Dla mnie to surrealistyczne. Brak mi słów. Jeśli mają obrażać zmarłych, jeśli mają rzucać butelkami, powinni zostać w domu. Wygramy bez tych ludzi. Trybuny są odbiciem społeczeństwa. Jeśli to jest nasze społeczeństwo, uwierz mi, naprawdę jesteśmy w głębokim gównie, bo nie znajduję właściwego przymiotnika, żeby opisać okropieństwo słów, które usłyszałem. Jeśli nie będą zadowoleni, mogą przyjść na trening i powiem im to samo. Jedną z pierwszych reakcji w szatni nie były śpiewy i wiwaty, a ulga, że ten koszmar dobiegł końca. W imieniu mojej szatni, mojego personelu technicznego, mojego personelu medycznego i moich zawodników, chcielibyśmy przeprosić rodzinę Emiliano Sali – skomentował przybity Christophe Galtier, trener Nicei, na konferencji prasowej po seansie nienawiści w wykonaniu pseudofanów jego zespołu.

Nie żyje, więc nie odpowie

Piłkarskie trybuny potrafią być okrutne. Na jednym z najbardziej haniebnych transparentów w historii piłkarskiego pseudo-kibicowania zwolennicy jednej z drużyn przeciwnych Ajaksowi Amsterdam napisali: „Van Gaal, heeft een kankerwijf”, czyli w wolnym tłumaczeniu „suka Van Gaala ma raka”. Nie było w tym ani przypadku, ani choćby najbardziej prymitywnej gry słów. „Wijf” to wulgarne określenie na kobietę tłumaczone właśnie jako „suka”, „szmata” czy „kurwa”, a reszta wpisywała się we wstrętny i nieludzki kontekst – w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Fernanda Obbes, pierwsza żona Louisa Van Gaala, zmarła na raka trzustki i wątroby, a słynny holenderski trener na wiele kolejnych lat przyjął maskę twardego skurczybyka i nigdy nie odniósł się do bólu po wydarzeniach z tamtych dni.

Emiliano Sala też nie zabierze głosu, bo nie żyje od 21 stycznia 2019 roku.

Reklama

Nie skomentuje zwyrodniałej śpiewki „Jest taki Argentyńczyk, który nie pływa zbyt dobrze, Emiliano znalazł się pod wodą”, intonowanej przez pseudokibiców Nicei w idiotycznie pojmowanej ironii względem melodii ciepłej szansonetki „On jest Argentyńczykiem, który nigdy się nie poddaje, Emiliano Sala”, wokalizowanej w dziewiątych minutach meczów – na część numeru koszulki Emiliano Sali – przez prawdziwych fanów Nantes i Bordeaux. I ciepło przyjmowanej w Niort, Orleanie, Caen, Paryżu, Marsylii, Lille, Montpellier, Tuluzie czy Le Havre, gdzie trybuny, choć też mają swoje za uszami, wiedzą, że zmarłemu należy się spokój i szacunek.

Nie obruszy się na wydrukowane karty pokładowe, zaśmiecających ulice przed derbami Południowej Walii między Cardiff a Swansea, na których znalazły się następujące informacje: imię i nazwisko pasażera – Emiliano Sala, wylot – Nantes, przylot – Cardiff, kapitan – Michael Dye, numer lotu – D3ED. Michael Dye to kibic The Bluebirds, który został zamordowany w 2011 roku, a hasło „D3ED” niezwykle subtelnie nawiązuje do tragicznej śmierci Argentyńczyka.

Nie zapłacze nad dramatem własnej rodziny. Horacio Sala, jego ojciec, zmarł w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat, trzy miesiące po stracie syna. Mercedes Taffarel, jego matka, znalazła się na skraju załamania nerwowego, kiedy ktoś opublikował w sieci zdjęcia zmasakrowanych zwłok jej dziecka, a ktoś inny postanowił sobie z tego podworować. Romina Sala, jego siostra, targnęła się na swoje życie i trafiła do szpitala w stanie krytycznym. „Nie mogę uwierzyć, że są tak okropni i źli ludzie, by robić takie świństwa jego pamięci”, pisała przed próbą samobójczą.

Tajemnica śmierci Emiliano Sali

„Bracia, ja jestem martwy, robiłem rzeczy, rzeczy, rzeczy, rzeczy tu w Nantes, których już nie będę robił, których nigdy nie dokończę, nie dokończę, nie dokończę, nie dokończę. Chłopcy, jestem tu wysoko w samolocie, który wygląda, jakby miał się rozpaść”, na ostatnich nagraniach za życia Emiliano Sala brzmi na wystraszonego. Właśnie został sprzedany z Nantes do Cardiff City za piętnaście milionów funtów. Leciał awionetką PA 46 Malibu przez kanał La Manche, zbliżał się do wyspy Guernsey.

„Jeśli nie będziecie mieli więcej informacji w przeciągu półtorej godziny, raczej mnie nie znajdą. Tato, ależ się boję!”, żaden ojciec nie może wyobrazić sobie koszmaru usłyszenia takich słów od własnego syna na chwilę przed ostateczną utratą jakiejkolwiek łączności. Pierwszą akcję poszukiwawczą, przeprowadzoną przez francuskie służby, zakończono 22 stycznia. Wraku ani ciał nie odnaleziono. Nie podważano przekazu, że prawdopodobieństwo, iż ktoś przeżył, jest minimalne. Najbliżsi piłkarza nie mogli się jednak pogodzić, że już po wszystkim i zorganizowali zbiórkę na organizację nowych poszukiwań. Odzew był znaczący, zebrano ponad trzysta tysięcy euro i 29 stycznia, już na własną rękę, poszukiwania wznowiono. Zaangażowano nawet speca od poszukiwań na głębokiej wodzie. Wyłowiono wrak PA 46 Malibu i ciało Sali.

Reklama

Rozpętało się piekło.

Cardiff miało zapłacić piętnaście milionów funtów w ratach na przestrzeni trzech lat, ale pierwszy przelew wstrzymało, co wzbudziło wściekłość we władzach Nantes, które od razu zagroziły sprawą w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie.

Nantes kupiło Sali bilety na normalny samolot, tyle że z przesiadką. Na przelot awionetką bardzo naciskał zaś agent piłkarza Mark McKay, choć do zamknięcia okienka wciąż pozostawało dużo czasu, umowa była dogadana, a kilkanaście godziną w jedną albo drugą stronę nie robiło nikomu większej różnicy.

Emiliano Sala nie życzył sobie tego transferu. L’Equipe wyemitowało dokument, w którym Argentyńczyk przyznawał, że Waldemar Kita, polski właściciel Nantes, zmusił go do odejścia z klubu. – Nie chcę rozmawiać z Kitą, bo nie chcę się złościć. On jest kimś, kto mnie obrzydza, gdy jestem z nim twarzą w twarz. Kita chce mnie sprzedać do Cardiff, bo dostanie za mnie duże pieniądze. Chce, żebym tam pojechał, a nawet nie zapytał mnie o to, czego ja bym chciał. Wszystko, na czym mu zależy, to pieniądze. Kompletny bałagan – pisał Sala do swojego kolegi na kilkanaście dni przed śmiercią.

Kontrowersje budził też sam lot. Harry Harris napisał książkę „The killing of Emiliano Sala”, w której sugerował, że pilot David Ibbotson, niegdyś uznany spadochroniarz, mógł czmychnąć z pokładu, zanim maszyna runęła do wody, i w ten sposób przeżyć katastrofę. „Dlaczego nie było go w samolocie, gdy podczas akcji poszukiwawczej znaleziono we wraku ciało Sali? Czy pilot był w stanie wyskoczyć z samolotu, zanim ten spadł? Jeśli przeżył, to gdzie teraz jest? A jeśli nie przeżył, to gdzie jest jego ciało?”, pytał Harris i mnożył wątpliwości wokół tajemnicy śmierci Emiliano Sali, którego bezpośrednią przyczyną agonii było zatrucie tlenkiem węgla (stężenie HbCO wynosiło 58%), co oznacza, że piłkarz był martwy w momencie uderzenia awionetki w taflę wody.

Kto jest winny śmierci Emiliano Sali?

Ciało Davida Ibbotsona przepadło. Na trzy miesiące przed tragedią wygasła mu licencja na loty komercyjne. Wypadek miał miejsce o 21:30, a pilot nie posiadał uprawnień do latania nocą, bo miał stwierdzony daltonizm. Z badań śledczych wynika, że w minionych latach popełniał już karygodne błędy u sterów samolotów, których „bardzo się wstydził” i za które „bardzo przepraszał”, ale choć wielokrotnie przekonywano go o konieczności odejścia z zawodu, on trwał na posterunku i imał się mniejszych lub większych zleceń.

Kto dopuścił go do przetransportowania Emiliano Sali do Wielkiej Brytanii? Niejaki David Henderson, który był organizatorem feralnego lotu i który zarządzał użytkowaniem awionetki PA 46 Malibu – staroci, którą restaurowano na przełomie 2017 i 2018 roku, a podtrzymywano ją przy życiu tylko dlatego, że przyniosła zyski. Starszemu mężczyźnie groziło do pięciu lat pozbawienia wolności za narażanie bezpieczeństwa lotu oraz kolejne dwa za próbę wywiezienia pasażera z Wielkiej Brytanii bez pozwolenia, ale ostatecznie został skazany na osiemnaście miesięcy pozbawienia wolności.

Najwięcej amunicji dostarczyła Fay Keely, właścicielka samolotu, która podczas sądowych przesłuchań przekonywała, że dużo wcześniej – zaalarmowana jego kolejnymi niebezpiecznymi dla otoczenia zachowaniami w przestrzeni powietrznej – prosiła Davida Hendersona o odsunięcie Davida Ibbotsona od lotów awionetkami i rekomendowała pięciu-sześciu innych pilotów, którzy mogliby zastąpić go w tej odpowiedzialnej roli. „Nie byłam zadowolona i nie miałam pewności, czy kierowanie tym samolotem mieści się w zakresie możliwości pana Ibbotson. Powiedziałam, że nie powinien nim latać, ale pan Henderson odpisał mi stekiem przekleństw”, opowiadała i przytaczała treść złowrogiej wiadomości, którą dostała 21 stycznia 2019 roku od Hendersona: „Cześć Fay, obawiam się, że mam złe wieści”.

To były naprawdę złe wieści.

Spokój duszy Emiliano Sali

Francuscy pseudokibice przekroczyli granicę, której nie powinni byli przekraczać. Upiecze im się. Nikt ich nie znajdzie, nikt ich nie ukarze, a nawet jeśli nadsekwańskie służby porządkowe ich znajdą i będą chciały ukarać, oni cynicznie będą przekonywać, że to nie ich usta, nie ich ręce, nie ich przyśpiewki. Nie demonizujmy przy tym stadionów, bo w wielu miejscach od wielu miesięcy oddają piękny hołd zmarłemu Emiliano Sali, ale zło to zło – zło trzeba piętnować.

Emiliano Sala nie żyje.

Emiliano Sala nie jest już piłkarzem.

Emiliano Sala nie wybiega już na murawy stadionów.

Ciszej nad tą trumną.

Czytaj więcej o sprawie Emiliano Sali:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
54
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

18 komentarzy

Loading...