Wszystkim fanom pięściarstwa radzimy zakreślić sobie w kalendarzu datę 20 maja. Dojdzie wtedy do przełomowego wydarzenia, które zapewne odmieni zarówno boks zawodowy, jak i olimpijski. Oto na ringu w meksykańskim Aguascalientes wystąpią najlepsi pięściarze z Kuby, jak Andy Cruz, Julio Cesar La Cruz, Arlen Lopez czy Roniel Iglesias. Jednak wyjątkowe w ich występie będzie to, że rodacy Fidela Castro wystąpią na zawodowym ringu legalnie. Po raz pierwszy od 1962 roku, kiedy ta forma boksu została na wyspie zakazana.
Oczywiście, w ciągu sześćdziesięciu lat na zawodowych ringach pojawiło się wielu świetnych bokserów z Kuby. Wymienić można chociażby Guillermo Rigondeaux, Odlaniera Solisa, Erislandy Larę, Yuriorkisa Gamboę czy Yordenisa Ugasa. Jednak oni wszyscy byli we własnym kraju postaciami wyklętymi przez władze. Zdrajcami narodu, którzy z podkulonym ogonem opuścili „Rajską Wyspę”, wybierając pieniądze zamiast ideałów. Rzecz jasna, żaden z nich nie zgłosił się wcześniej do odpowiedniego urzędu, informując o planach zrobienia zawodowej kariery. Każdy zbiegł z kraju nielegalnie.
Teraz ma się to zmienić. 5 kwietnia tego roku Kubańska Federacja Boksu, po kilku latach negocjacji oraz analiz, zdecydowała się na umożliwienie swoim zawodnikom walk na zawodowych ringach. To oznacza, że pięściarze z Kuby za chwilę będą mogli bez przeszkód przystępować do pojedynków o pasy najbardziej prestiżowych federacji.
Ale nie ma nic za darmo – Kubańczycy będą musieli oddawać dwadzieścia procent zarobków ze swoich honorariów do rodzimej federacji. Cóż, z drugiej strony lepsze to, niż wymykanie się ze zgrupowań w obcym kraju, bez dokumentów i próba nielegalnego przedostania się (głównie do Stanów Zjednoczonych), narażając własne zdrowie i życie.
O tym, czego można spodziewać się po pięściarzach z Kuby, którzy za przyzwoleniem własnego kraju będą walczyć na zawodowych ringach, oraz jak mogą wyglądać ich kariery, porozmawialiśmy z Januszem Pinderą, który komentował walki wielu kubańskich mistrzów. Również tych, którzy w maju pojawią się na ringu w Meksyku.
– Zobaczymy jak ten projekt się rozwinie, ale teraz pojawi się cała grupa młodych, ambitnych chłopaków, którzy już nie będą musieli uciekać. Na razie nie wiadomo, czy oni dalej będą mieszkać na Kubie, ale już z możliwością walki na zawodowych ringach, czy też będą kierować się do swoich stałych baz za granicą. Ich najbardziej znanym miejscem pobytu za granicą jest Little Havana w Miami – mówi nam Pindera.
RAJ NA WIDOKÓWCE
Kuba bez wątpienia jest największą potęgą boksu amatorskiego. A wszystko przez… Fidela Castro. Jak wspomnieliśmy, w 1962 roku na wyspie zdelegalizowano boks zawodowy. Ale równocześnie poczyniono ogromne inwestycje na polu pięściarstwa amatorskiego. Sprowadzono najlepszych trenerów z państw bloku wschodniego, a boks stał się sportem uprawianym masowo.
Kubańczycy uwielbiają tę sztukę walki, a jej popularność sprawia, że pomimo wszechobecnej biedy wyspa regularnie produkuje nowych, świetnych zawodników. Tak – produkuje. Robeisy Ramirez, mistrz olimpijski z Londynu i Rio de Janeiro, sam siebie nazywa produktem systemu. A system nastawia zawodników na sukces za wszelką cenę. Państwo pogrążone w permanentnym kryzysie nie jest w stanie zaoferować swoim zawodnikom chociażby namiastki warunków, które posiadają ich rywale z innych reprezentacji. I tak medaliści igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata często trenują w plenerze, ze starymi bandażami na rękach, uderzając w postrzępione worki treningowe.
Tylko zwycięzcy mogą znacznie poprawić swój status materialny. Najlepsi pięściarze w kraju, którzy osiągnęli sukces na igrzyskach czy mistrzostwach świata, mogą liczyć na liczne przywileje. Takie jak lepsze mieszkanie, samochód czy też pensję wynoszącą kilkaset dolarów miesięcznie.
Pindera:- Z tego co wiem, La Cruz jest na Kubie wielką gwiazdą i żyje mu się tam świetnie. To postać, która poszła w ślady Stevensona i Savona – wierny żołnierz władzy.
Największe gwiazdy zarabiają naprawdę sporo, ale w porównaniu do zwykłych obywateli. Jednak wciąż nie da się zestawić ich zarobków z milionowymi sumami, które inkasują największe nazwiska zawodowego boksu. Ba, za kilkaset dolców ciężko byłoby znaleźć nawet przeciętniaka, który zgodziłby się wyjść do ringu. A kubańscy pięściarze, którzy regularnie przywożą medale z najważniejszych imprez bokserskich na świecie, bynajmniej do przeciętnych zawodników nie należą.
Koniec końców, wszystko rozbija się o pieniądze. Zarówno Kuba jak i światowe władze bosku amatorskiego starają się docenić i zatrzymać wybitnych pięściarzy na swoich ringach.
Pindera:- Było kilka projektów takich jak boks zawodowy w ramach organizacji AIBA. Chciano w ten sposób zatrzymać najlepszych zawodników w pięściarstwie olimpijskim. Owszem, pieniądze były niezłe, ale i tak nijak miały się do kwot, które można zarobić walcząc o pasy najważniejszych federacji boksu zawodowego.
Poza rodzimą wyspą – głównie w USA – czeka ich szansa na to, by zarobić miliony i wieść iście królewskie życie. Ale wcześniej muszą uciec z miejsca, które rajską wyspą jest wyłącznie w folderach biur podróży.
Tak naprawdę, życie na Kubie przypomina wegetację pod czujnym okiem dyktatury. Przerwy w dostawie prądu czy wody są czymś normalnym. Stare samochody pięknie wyglądają na zdjęciach, ale mieszkańcy nie poruszają się nimi z powodu zamiłowania do klasycznej motoryzacji. Wyspa przez wiele lat była prawie całkowicie odizolowana od świata, stąd mieszkańcy nie mieli nawet dostępu do nowych pojazdów z szeroko rozumianego zachodu. Ogrody na dachach budynków, z których słynie Hawana, również nie wynikają z chęci propagowania przez społeczność stolicy ekologicznych upraw. W sklepach często brakuje pożywienia, stąd mieszkańcy muszą jakoś uzupełniać zapasy swoją własną produkcją.
UCIECZKA Z RAJU
Żyjąc w takich warunkach, nietrudno o podjęcie dramatycznej decyzji o opuszczeniu ojczyzny. Ryzyko podczas ucieczki jest ogromne – poza wyrzuceniem z kadry, przyłapanym sportowcom grozi więzienie. Ale nawet jeżeli im się uda, muszą żyć na obczyźnie ze świadomością, że narazili na niebezpieczeństwo swoje rodziny. Mimo wszystko, w wielu przypadkach wygrywa pragnienie wolności i chęć godnego życia. I tak podejmują wyzwanie, chcąc przedostać się do Stanów Zjednoczonych. Chociaż ucieczka nie raz wiąże się z miesiącami tułaczki po różnych krajach.
Weźmy za przykład wspomnianego już Ramireza. Kiedy dwukrotny mistrz olimpijski przebywał w Niemczech, skontaktował się z niejaką Jo Hastings. Jo – emigrantka z Kuby – oraz jej mąż David, organizowali już wcześniej ucieczki kubańskich sportowców – w szczególności bejsbolistów. Po części zajmowali się tym, gdyż chcieli im pomóc. Ale wyczuli w tym również własny interes.
Małżeństwo, wraz z Billym Hendersonem – prywatnym detektywem po służbie w armii amerykańskiej– sprowadziło do Stanów Zjednoczonych takich graczy, jak Yoan Moncada czy Andy Ibanez. Koszt sprowadzenia pierwszego z nich wyniósł blisko milion dolarów. Ale zawodowy kontrakt, który Kubańczyk podpisał w 2015 roku z Boston Red Sox, opiewał na kwotę 31,5 miliona dolarów. Oczywiście, małżeństwo zainkasowało spory procent z tego podpisu.
W 2020 roku gracz pokłócił się z Hastingsami, którzy wystosowali wobec niego pozew. Zgodnie z pismem, w zamian za pokrycie kosztów swojego przybycia do Stanów Zjednoczonych, Moncada zobowiązał się przeznaczyć Davidowi i Jo 30% zarobków z pierwszej zawodowej umowy, oraz 20% z każdego następnego kontraktu. Jego obecny kontrakt jest wart niemalże 70 milionów zielonych, które Chicago White Sox – klub Kubańczyka – wypłaci mu w ciągu pięciu lat. Zapewne nieprzypadkowo do różnicy zdań na linii zawodnik-Hastingsowie doszło właśnie w 2020 roku, kiedy ów kontrakt został podpisany.
Koszty sprowadzenia kubańskiego gracza do USA wyniosły niemalże milion zielonych, gdyż to czasochłonna i skomplikowana operacja. Jo dobijała się od urzędu do urzędu, a David opłacał szereg pozwoleń i armię prawników, by Yoan w pełni legalnie przybył do Stanów Zjednoczonych. W tym samym czasie Moncada wielokrotnie zmieniał miejsce pobytu i praktycznie przez cały czas miał wynajętą ochronę. W krajach Ameryki Łacińskiej zbiegła gwiazda sportu była naprawdę łakomym kąskiem dla typów spod ciemnej gwiazdy. Wielu ludzi oddałoby go kubańskim władzom w zamian za zapłatę okupu.
Podobnie było w przypadku Robeisy Ramireza, który zdecydował się na ucieczkę, gdy wraz z resztą kadry przebywał w Meksyku. Dokładnie w Aguascalientes. Co za ironia losu – to samo miasto 20 maja przejdzie do historii jako miejsce, w którym Kubańczycy pokażą się na zawodowych ringach za zgodą swoich władz.
Ale wtedy, w lipcu 2018 roku, Kuba straciła jednego ze swoich najlepszych pięściarzy olimpijskich. Chociaż droga Ramireza do występów na amerykańskich ringach była znacznie bardziej skomplikowana niż niepostrzeżone wyjście z hotelu, w którym przebywali kubańscy zawodnicy. Procedury związane z możliwością jego wjazdu do USA trwały pół roku. Cała papierkowa robota spoczywała na barkach Jo. David był odpowiedzialny za finansowanie operacji, czyli opłacanie niezbędnych dokumentów, miejsc zamieszkania i ogólnego utrzymywania Kubańczyka.
Na miejscu pięściarzem zajmował się Billy, który miał za zadanie chronić „przesyłkę”, oraz mylić potencjalne tropy. Kubańczycy natychmiast poinformowali o tym, że jeden z ich bokserów zaginął podczas zgrupowania. W Meksyku nie brakowało chętnych do odnalezienia kubańskiej zguby. A taki scenariusz byłby tragiczny zarówno dla pięściarza, jak i Billy’ego. Mężczyźni często gościli na terenie kontrolowanym przez meksykańskie kartele narkotykowe i lokalne gangi, nie raz będąc zdani na ich łaskę. Zgodnie z opowieścią Hendersona, kiedy przebywali w Playa del Carmen, ten często chodził na siłownię w której ćwiczyli też lokalni gangsterzy. Billy, który jest chłopiskiem pokaźnych rozmiarów, zakolegował się z przywódcą miejscowych rzezimieszków. Pewnego dnia ostrzegł ochroniarza o tym, że Kubańczycy dowiedzieli się o miejscu pobytu Ramireza. Gdyby nie to ostrzeżenie, Ramirez prawdopodobnie zostałby złapany i powrócił na Kubę.
Ostatecznie, po sześciu miesiącach walki w urzędach, w którą zaangażował się nawet jeden z amerykańskich senatorów, Robeisy otrzymał pozwolenie na wjazd do USA. Dokładną historię jego podróży na łamach Sports Illustrated opisał Greg Bishop – możecie ją przeczytać klikając tutaj.
Ramirez od razu trafił do Top Rank, czyli jednej z najlepszych grup promotorskich na rynku. Wprawdzie w swojej pierwszej walce poniósł niespodziewaną porażkę, ale nie zniechęciła ona Kubańczyka. Zwyciężył w kolejnych dziewięciu pojedynkach i powoli pnie się w górę kategorii piórkowej. Wszyscy wciąż wiążą z nim spore nadzieje. W końcu w finale igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, w wadze koguciej Ramirez pokonał Shakura Stevensona (18-0, 9 KO). W ostatni dzień kwietnia Amerykanin zunifikował pasy WBC i WBO w kategorii junior lekkiej, dzięki czemu wskoczył do top 10 rankingu p4p. Jeżeli Ramirez przedostanie się do czołówki swojej, jego walka z Shakurem od razu zyska miano potencjalnego hitu.
Historia Ramireza nie jest jedyną z tych, które nadawałyby się na scenariusz do filmu kina akcji. W grudniu 2006 roku miała miejsce jedna z najsłynniejszych wielkich ucieczek kubańskich zawodników. Wtedy Yan Barthelemi, Yuriorkis Gamboa i Odlanier Solis opuścili zgrupowanie w Caracas. Każdy z nich był aktualnym mistrzem olimpijskim w swojej kategorii wagowej. Niecałe pół roku później cała trójka pojawiła się podczas gali w Hamburgu, gdzie zaliczyli swoje zawodowe debiuty.
Kolejny rok, to kolejna głośna próba ucieczki. Tym razem zbiec starali się Guillermo Rigondeaux i Erislandy Lara. Uciekli ze zgrupowania kadry przebywającej w Brazylii na igrzyskach panamerykańskich. Niestety dla pięściarzy, po miesiącu zostali oni złapani przez tamtejsze służby i deportowani na Kubę. Po wpadce Rigondeaux – dwukrotny mistrz olimpijski – znalazł się w kraju na cenzurowanym i dlatego postanowił ponownie spróbować szczęścia. Tym razem zdecydował się na organizowaną przez przemytników przeprawę łodzią z wybrzeża Kuby do Cancun w Meksyku. Stamtąd udał się do stolicy kraju, a następnie wylądował w Miami.
Uciekali również bracia Yana Barthelemiego – Rances i Leduan. Kiedy Yan uciekł z kraju, to oni ponieśli konsekwencje jego decyzji, gdyż władze zakazały im uprawiania boksu. Podobnie jak Rigondeaux, ich pierwsza próba opuszczenia Kuby również okazała się fiaskiem. I podobnie do Guillermo, za drugim razem oni też wybrali przeprawę morską do Cancun. Oczywiście, łódź z nielegalnym ładunkiem nie podpływała pod przystań, na której śmiałkowie ładowali się na pokład, by popłynąć do Meksyku. By dostać się na wybrzeże, gdzie mieli przybyć przemytnicy, bracia musieli przepłynąć przez bagno w którym roiło się od krokodyli. Wszechobecne komary oblepiały ludzi tak bardzo, że niektórzy woleli czekać na transport zanurzeni po szyję w wodzie. I tak do trzeciej w nocy. Dopiero o tej godzinie łódź pojawiła się na horyzoncie.
WALKA Z CZASEM…
Tacy zawodnicy jak Andy Cruz (na zdjęciu głównym), Julio Cesar La Cruz, Arlen Lopez czy Roniel Iglesias już nie będą musieli przechodzić podobnych przepraw. Na pierwszą zawodową galę Kuba wystawia iście galowy skład. Wspomniana czwórka ma na koncie łącznie siedem złotych medali olimpijskich w boksie – każdy z nich jest aktualnym mistrzem olimpijskim. Dorzućcie do tego dziewięć tytułów mistrza świata i osiem triumfów w igrzyskach panamerykańskich. To są giganci boksu amatorskiego – choć do nas bardziej przemawia nazwa „boks olimpijski”.
Ale to jeszcze nie wszystko, co do zaoferowania będą mieli Kubańczycy. Na ringu pokażą się również Yoenlis Hernandez, mistrz świata w kategorii średniej z ubiegłego roku z Belgradu, czy też Lazaro Alvarez. Ten drugi może odczuwać lekki niedosyt w związku ze swoimi występami na igrzyskach. Z Londynu, Rio i Tokio przywoził tylko brązowe medale. Piszemy „tylko”, gdyż mowa o trzykrotnym mistrzu świata, który w portalu BoxRec legitymuje się rekordem 205 zwycięstw i 36 porażek.
Oczywiście, to już nie są młodzi zawodnicy. Roniel Iglesias ma 33 lata, a Julio Cesar La Cruz tylko rok mniej. Alvarez to rocznik 1991. Z tego względu, jeżeli pragną osiągnąć coś na zawodowych ringach, to promotorzy nie będą mieli czasu na ostrożne dobieranie im rywali i mozolne nabijanie rekordów. Największym wrogiem wielu z nich będzie upływający czas.
– Myślę, że La Cruz i Lopez już przegapili moment w którym mogli uciec z Kuby. Z drugiej strony, patrząc na styl La Cruza, on mi nie pasuje do boksu zawodowego. Oczywiście jest tak dobrym zawodnikiem, że na zawodowstwie nie przegra z byle kim. Ale czy to będzie kandydat na mistrza? Zobaczymy. Pamiętajmy, że będzie walczył w kategorii junior ciężkiej, która jest dziwna. Nie ma w niej pieniędzy, bo Amerykanów nie interesuje rywalizacja w tej wadze. Andy Cruz jest w zupełnie innej sytuacji – w kategorii lekkiej lub super lekkiej jest ogromne pole do zorganizowania mu dużych walk – twierdzi Janusz Pindera.
Pośpiech w prowadzeniu Kubańczyków może spowodować, że nie wszyscy przyzwyczają się do charakterystyki zawodowego boksu. Na profesjonalnej scenie ciosy ważą więcej, a walki są znacznie dłuższe i bardziej wyniszczające. Jednak jeżeli zaadaptują się do nowych warunków, zawodowy boks może doczekać się wielu świetnych zawodników. W końcu Oleksandr Usyk i Wasyl Łomaczenko również stosunkowo późno przeszli na zawodowstwo. Mieli odpowiednio 26 i 25 lat. Ale ogromne doświadczenie zdobyte w boksie olimpijskim pozwoliło im sprawnie przystosować się do nieco innych pięściarskich realiów i dokonać rzeczy wielkich w profesjonalnej odmianie tego sportu. Pod tym względem nic nie stoi na przeszkodzie, by dwudziestosiedmioletni Andy Cruz również podążył ich ścieżką.
…ORAZ POKUSAMI ŻYCIA
No właśnie – ścieżka kariery. Poza upływającym czasem, który to czynnik nie będzie dotyczył w takim stopniu następnych pokoleń kubańskich mistrzów, to obrana po przybyciu do USA droga życia wydaje się największą przeszkodą dla Kubańczyków. Owszem, ich bokserzy posiadają ogromne pokłady talentu oraz umiejętności. Jednak po opuszczeniu rodzimej wyspy, wyrwani ze skrajnej biedy do bogatego kraju – głównie USA – ci ludzie ulegają pokusom życia.
Kiedy Odlanier Solis przechodził na zawodowstwo, mówiło się że ma realne szanse na zagrożenie dominacji braci Kliczko. Tymczasem w praktycznie każdej walce prezentował się kibicom z wyraźną nadwagą. Gdy w końcu otrzymał szansę walki o tytuł z profesjonalistą pełną gębą, jakim był Witalij Kliczko, Ukrainiec zmiótł swojego rywala w pierwszej rundzie. A przecież pięściarz z Hawany był mistrzem olimpijskim, trzykrotnym mistrzem świata, posiadał fantastyczny rekord 227-14. Pokonał nawet Felixa Savona – jednego z najwybitniejszych bokserów amatorskich w historii.
Yuriorkis Gamboa – kolega Solisa, który podczas zgrupowania w Wenezueli uciekł razem z nim – został mistrzem świata w wadze piórkowej. Uwielbialiśmy oglądać w akcji Cyklon z Guantanamo, który słynął z niezwykle ofensywnego stylu boksowania. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że i Gamboa mógł osiągnąć na zawodowstwie znacznie więcej. Tymczasem jego ostatnie lata kariery to odcinanie kuponów od nazwiska. Oglądając jego ostatnią walkę z Isaacem Cruzem, aż się robiło nam przykro. Czterdziestoletni Kubańczyk toczył korespondencyjny bój z Amirem Khanem o miano najbardziej szklanego byłego mistrza świata w boksie. Pojedynek zakończył się w piątej rundzie, a wcześniej Gamboa trzy razy zapoznawał się z deskami.
Trudno dziwić się takiemu stanu rzeczy – boks od dobrych kilku lat nie jest priorytetem Kubańczyka. Na te składają się dobre samochody, pozowanie na ściankach oraz spędzanie czasu z rodziną i znajomymi. Wygodne życie, bez przemęczania się.
Jeżeli ta wygoda dopadnie innych mistrzów z Kuby na wczesnych etapach zawodowych karier, nie osiągną oni nawet połowy tego, co sugerowałyby ich potencjał i sukcesy w boksie amatorskim. Ale jeśli choć część z nich nie zachłyśnie się zbyt wygodnym życiem, to jesteśmy przekonani, że Kuba dostarczy do boksu zawodowego wielkich zawodników.
Pindera: – Otwartym pozostaje pytanie, kto będzie płacił za te gale. Kiedy generują ogromne pieniądze to wiadomo, że ktoś na tym zarabia. Mamy określoną grupę liczących się w stawce promotorów, odpowiednie platformy streamingowe i telewizje. Zobaczymy, czy wszystkim zawodnikom będzie się uśmiechało oddawać dwadzieścia procent zarobków i od jakich gaż ten procent będzie pobierany. Na razie myślę, że ten cały system musi się nieco ustabilizować. Bo na razie to wciąż jest projekt, który wystartuje z pierwszą galą 20 maja.
Co najważniejsze z punktu widzenia Kubańskiej Federacji Boksu oraz starszych zawodników, przepisy boksu olimpijskiego dopuszczają już udział w tej formie pięściarstwa zawodników, którzy zajmują się boksem zawodowo. Powyższe oznacza, że kubańscy mistrzowie nie zamykają sobie drogi do osiągania sukcesów na igrzyskach. Ku chwale swojej oraz ojczyzny.
– Igrzyska są za dwa lata i jestem przekonany, że La Cruz zrobi wszystko by zrównać się z Teofilo Stevensonem, Felixem Savonem oraz Laszlo Pappem – Węgrem, który jako jedyny poza Kubańczykami jest trzykrotnym złotym medalistą olimpijskim w boksie. Wygrał w ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Belgradzie. Do rekordzisty w mistrzowskich tytułach, którym jest Felix Savon, brakuje mu tylko jednego złota. Andy Cruz ma jedno olimpijskie złoto, ale jest też trzykrotnym mistrzem świata, a ma dopiero dwadzieścia pięć lat. Jeżeli będą mieszkać na Kubie, to zdaje się, że będą również próbowali startować w boksie olimpijskim – mówi Janusz Pindera.
Sami również jesteśmy ciekawi projektu pod tytułem “kubańscy pięściarze zawodowi”. Owszem, rodzi on wiele pytań, a Kubańczycy będą musieli rozwiązać kilka kwestii, nad którymi do tej pory się nie zastanawiali. Na przykład – jak obecnie należy potraktować zawodników, którzy wcześniej nielegalnie opuścili kraj? Kierować się zasadą, że prawo nie działa wstecz, czy jednak odpuścić zbiegom ich winy?
Jednak najbardziej liczymy na to, że całe przedsięwzięcie nie okaże się chwilowym skokiem na kasę, służącym do zmniejszenia kubańskiej dziury budżetowej, a kiedy sytuacja finansowa ulegnie niewielkiej poprawie, Kuba ponownie schowa swoich pięściarzy do kieszeni. Ostatecznie mówimy o wielu świetnych zawodnikach, których fani boksu mogliby śledzić częściej. Oraz w zawodowej odmianie tej dyscypliny sportu, która jako znacznie popularniejsza, dociera do szerszego grona odbiorców.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o boksie: