Po wczorajszych zwycięstwach Igi Świątek oraz Magdy Linette w ramach rywalizacji z Rumunkami o awans do turnieju finałowego Billie Jean King Cup, Polki znajdowały się w komfortowej sytuacji: by osiągnąć ten cel, musiały wygrać tylko jedno z dziś zaplanowanych spotkań. A że na pierwszy mecz wyszła Iga Świątek, która za przeciwniczkę miała rezerwową w rumuńskiej ekipie Andreę Prisacariu, mecz potoczył się zgodnie z przewidywaniami. Świątek wygrała dwa razy 6:0 w setach i zapewniła Polsce awans do finałowej fazy turnieju, która odbędzie się w listopadzie.
Zanim przejdziemy do samego spotkania, zacznijmy od tego, czym w ogóle jest Billie Jean King Cup. Najprościej rzecz ujmując, to kobiecy odpowiednik Pucharu Daviesa, w którym walczą reprezentacje. W obecnej edycji Polki walczą o awans do finałowej fazy turnieju z Rumunkami. Nasze tenisistki znakomicie rozpoczęły rywalizację – wczoraj swoje spotkania wygrały zarówno Iga Świątek jak i Magda Linette.
To oznaczało, że awans do finałowej fazy Billie Jean King Cup był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło wygrać tylko jeden z dzisiejszych meczów. Na wstępie Świątek miała zmierzyć się z Irina-Camelią Begu. Spotkanie zapowiadało się na takie, w którym Świąte przypieczętowuje niewątpliwy sukces, którym byłby awans do finałów Billie Jean King Cup.
Ale w tym miejscu należy wspomnieć słówko o Magdzie Linette, której należy się duży szacunek za jej wczorajsze spotkanie z Begu. To tenisistka na poziomie Polki. Obie zawodniczki dzieli zaledwie pięć pozycji w rankingu WTA – Linette jest 58., zaś Rumunka 63. To spotkanie mogło pójść w obie strony, ale wygrana Magdy postawiła polską drużynę w komfortowej sytuacji. Właśnie dlatego Iga Świątek, która wczoraj zwyciężyła z Michaelą Buzarnescu (123 miejsce w rankingu WTA), dziś stanęła przed szansą przypieczętowania zwycięstwa.
RUMUNI POGODZILI SIĘ Z LOSEM
– Meczu jeszcze nie wygraliśmy. Dopiero jak to się stanie, to będzie pełnia szczęścia. Po zdobyciu trzeciego punktu zastanowimy się, co dalej. Uważam, że z Igą w składzie jesteśmy w stanie rywalizować z każdą drużyną na świecie. Mamy naprawdę ciekawy zespół – trzy dziewczyny z setki rankingu WTA i doświadczoną deblistkę. Bardzo mnie to cieszy. To było moje marzenie, kiedy przejmowałem funkcję kapitana, żeby mieć taką drużynę – mówił po wczorajszych spotkaniach Dawid Celt w wywiadzie dla Eurosportu.
Zgodnie z planem, dzisiejsze zmagania miały rozpocząć się od rywalizacji najlepszych zawodniczek z obu krajów. Czyli naprzeciwko Igi Świątek miała stanąć Irina-Camelia Begu. Jednak w rumuńskiej reprezentacji doszło do zmiany zawodniczki i trudno nie potraktować takiej roszady jako pogodzenia się z porażką w rywalizacji. Otóż Begu – która do tej pory tylko raz na korcie spotkała się z Igą, rok temu gładko przegrywając 0:2 w setach – została zastąpiona przez Andreę Prisacariu.
Trudno napisać cokolwiek na temat tenisowych osiągnięć Prisacariu. Rumunka zajmuje 324. pozycję w rankingu WTA. Wygrała do tej pory cztery turnieje singlowe, jednak wszystkie z nich były zawodami rangi ITF. Dotychczas większą uwagę od jej osiągnięć, przykuwały kontrowersyjne wypowiedzi oraz tatuaże, którymi ma przyozdobione oba ramiona. Ten mecz nie zapowiadał się na nic innego, jak gładkie zwycięstwo Świątek, zaklepującej Polkom bilety na listopadowe finały Billie Jean King Cup.
Moglibyśmy rozkładać go na poszczególne czynniki, ale czy to w ogóle ma sens? Wiecie, to spotkanie było trochę jak wyścig bolidu Formuły 1 z Golfem w dieslu. Rumunce można pogratulować ambicji i pocieszyć, że będzie miała fajne wspomnienie z tenisowej kariery, bo nieczęsto zdarzy jej się stanąć naprzeciwko liderki rankingu WTA. I to w dodatku grającą u siebie w kraju. Pod względem umiejętności, pomiędzy Świątek a jej rywalką była przepaść. Prisacariu serwowała piłki z prędkościami w okolicach 130-140 kilometrów na godzinę. Dla Świątek takie podania to zagrania w spowolnionym tempie.
Cóż, trochę współczujemy kibicom zgromadzonym w hali w Radomiu, bo od początku wszystko w tym meczu było jasne. Ale czy ewentualna gra Świątek z Begu mogłaby się skończyć inaczej? Z pewnością byłaby bardziej wyrównana, jednak co do samego wyniku w setach – szczerze wątpimy. W każdym razie, po pięćdziesięciu trzech minutach było już po wszystkim, a na tablicy wyników widniał wynik 6:0, 6:0.
BEZPRECEDENSOWY SUKCES
I tak, już po pierwszym meczu dzisiejszej rywalizacji, polskie tenisistki awansowały do finałów Billie Jean King Cup. To spore osiągnięcie, gdyż nasze tenisistki znalazły się w gronie dwunastu najlepszych reprezentacji na świecie. Na finały nie pojadą bez żadnych nadziei na sukces. W końcu mają Igę, która w większości spotkań jest gwarantem zdobycia punktu dla drużyny. Ale nie zapominajmy o Magdzie Linette, którą również stać na tenis na dobrym poziomie. Do tego Magdalena Fręch i Alicja Rosolska nieźle radzą sobie w deblu.
Nie żebyśmy od razu pompowali balonik i mówili o Polkach w kategoriach wielkich faworytek. Ale doczekaliśmy się ekipy naprawdę niezłych tenisistek, które w listopadzie nie będą skazane na gładkie porażki.
– Jestem z nas naprawdę dumna, sama ciężko pracowałam na ten sukces przez ostatni rok. To była długa podróż, która krok po kroku zaprowadziła nas do miejsca, w którym teraz jesteśmy. Pokazaliśmy to, jak silnym zespołem jesteśmy. W finałach pokażemy się z jeszcze lepszej strony – powiedziała Świątek po wygranym meczu.
A nam pozostaje trzymać za słowo obecnie najlepszą tenisistkę na świecie. Dodajmy, że Polki jeszcze nie wiedzą gdzie dokładnie pojadą, gdyż miejsce rozegrania listopadowego turnieju finałowego nie zostało jeszcze ogłoszone.
Fot. Newspix
Czytaj też: