To żadna tajemnica, że nawierzchnia ceglana nie jest ulubioną Huberta Hurkacza. Polak nigdy nie wygrał turnieju na mączce, nigdy też nie zaszalał w Roland Garros. I choć wciąż nie można powiedzieć, żeby nasz tenisista się specjalnie przełamał, w tym sezonie jego gra na tychże kortach wygląda na razie obiecująco. Dzisiaj jako pierwszy Polak od 1983 roku (Wojciech Fibak) wywalczył awans do trzeciej rundy turnieju ATP w Monte Carlo. A także odniósł swoje setne zwycięstwo w Tourze.
Na drodze Polaka stanął Pedro Martinez. Hiszpanie – nie tylko za sprawą Rafaela Nadala – kojarzą się jako zawodnicy, którzy uwielbiają grać na mączce, i nie inaczej wyglądało to w tym przypadku. Zawodnik legitymujący się 45. miejscem w rankingu ATP w przeszłości grał w trzeciej rundzie French Open (co nigdy nie udało się Hurkaczowi), a w lutym wygrał zawody rangi ATP 250 w Chile. Mówiliśmy o tenisiście o niezbyt imponujących warunkach fizycznych, ale zdecydowanie takim, który mógł napsuć krwi Hubertowi. I faktycznie to zrobił.
Nie było łatwo
Polak potrzebował trzech setów, żeby ograć Hiszpana. Pierwszy nie należał jednak z jego perspektywy do najtrudniejszych. Zaczęło się od paru gemów, w którym zdecydowaną przewagę mieli serwujący. Ale przy stanie 3:2 Hurkacz niespodziewanie przełamał rywala. A potem bez problemu domknął partię – przy własnych podaniach oddając Martinezowi łącznie jeden punkt.
Mogło wydawać się, że polski tenisista pójdzie za ciosem. Ale w drugim secie grał pasywniej, popełniał też nieco więcej błędów, co było wodą na młyn dla solidnego Hiszpana. Mimo tego zawodnicy szli łeb w łeb – dopóki przy stanie 4:5 i własnym serwisie “Hubi” pozwolił sobie na chwilę słabości. Martinez przełamał wrocławianina i doprowadził do trzeciej, decydującej partii. Ta zaczęła się świetnie dla Polaka, który od razu skradł podanie rywala, a następnie wyszedł na prowadzenie 2:0 w gemach.
I choć ambitny Martinez walczył, miał nawet jednego breakpointa (przy stanie 2:3), nie był już w stanie wrócić do meczu. Pojedynek w drugiej rundzie zawodów w Monte Carlo padł łupem Huberta Hurkacza (6:3, 4:6, 6:4)
“Myślę, że mogę być całkiem dobry”
W najbliższym meczu w Monako Hurkacz zmierzy się z Alberto Ramosem. Czyli kolejnym Hiszpanem będącym specjalistą od kortów ceglanych, który pokonał dzisiaj nie byle kogo, bo dziesiątą rakietę świata, Camerona Norriego. Polak stanie zatem przed kolejnym sporym wyzwaniem – choć oczywiście, to jego należy uznać za faworyta do awansu do ćwierćfinału.
Tak jak wspomnieliśmy wyżej – dzisiejsze zwycięstwo jest setnym w karierze Hurkacza w seniorskiej rywalizacji. Od momentu, gdy pojawił się w Tourze, wygrał cztery turnieje (w tym jeden rangi Masters 1000, w Miami), zaszedł też do półfinału Wimbledonu. Jego łączny bilans to sto wygranych meczów i osiemdziesiąt cztery przegrane.
Każdy kolejny triumf w najbliższych tygodniach będzie dla naszego tenisisty podwójnie cenny – bo w związku z tym, że w ubiegłym sezonie nie radził sobie specjalnie dobrze na mączce (wygrał tylko jeden mecz!), nie musi obecnie bronić dużej liczby punktów. Może tylko zyskiwać. I piąć się w rankingu, w którym na ten moment zajmuje “dopiero” czternastą pozycję.
– Na pewno moja gra zyskuje na jakości, dlatego nie mogę doczekać się kolejnych turniejów. Po zawodach w Miami miałem tylko kilka dni przerwy między rozpoczęciem sezonu na mączce. To nie jest zbyt łatwe. Ale staramy się robić wszystko, żeby być gotowymi. Wraz rosnącym doświadczeniem myślę, że mogę być całkiem dobry na kortach ceglanych. Nawet kiedy to nie jest moja najlepsza nawierzchnia, nie wygląda to źle – mówił ostatnio “Hubi” dla oficjalnej strony ATP Tour.
Do wszelkich awansów w światowym zestawieniu Hubertowi będzie potrzebna nie tylko solidna postawa w Monte Carlo, ale najbliższych turniejach w Rzymie, Madrycie oraz Paryżu. Patrząc, jak na razie wypada Polak – niewykluczone, że taką będziemy oglądać. Choć oczywiście zabawa się dopiero zaczyna.
Fot. Newspix.pl