– Zespół Wisły jest w dołku, co pokazują mecze ligowe. Moim zdaniem to spotkanie miało dwie odsłony. Obawialiśmy się, że nasza drużyna nie wytrzyma mentalnie – mało kto u nas grał przeciwko zespołom ekstraklasowym. Ale druga część, łącznie z dogrywką, pokazało, że Wisła nie jest kompletna, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. Oglądaliśmy mecz z Łęczna i wydawało nam się, ze koło 65. minuty ten zespół usiadł. Na Legii wyglądało to lepiej, natomiast – zachowując proporcje – w dogrywce graliśmy już jak równym z równym. Wisła operowała lepiej piłką, ale nie był to mecz do jednej bramki – mówi nam Grzegorz Wódkiewicz, dyrektor sportowy Olimpii Grudziądz, która wczoraj wyeliminowała Wisłę Kraków z Pucharu Polski i awansowała do półfinału rozgrywek.
Dociera to już do pana, że jesteście dwa spotkania od europejskich pucharów?
Tak. Wszystko do mnie dotarło. Dramaturgia tego meczu była duża, baliśmy się go, bo rywal był z wysokiej półki, ale początek nas uspokoił. Skończyło się świetnie i cieszymy się sukcesem.
Wisła was zlekceważyła?
Myślę, że nie. Byłem na meczu w Warszawie, oglądaliśmy rywala też w telewizji i przy problemach Wisły ten wspomniany początek ich zaskoczył. Byliśmy dobrze ustawieni, dodatkowo nasz bramkarz dużo pomógł drużynie. A zespół Wisły jest w dołku, co pokazują mecze ligowe. Moim zdaniem to spotkanie miało dwie odsłony. Obawialiśmy się, że nasza drużyna nie wytrzyma mentalnie – mało kto u nas grał przeciwko zespołom ekstraklasowym. Ale druga część, łącznie z dogrywką, pokazało, że Wisła nie jest kompletna, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. Oglądaliśmy mecz z Łęczna i wydawało nam się, ze koło 65. minuty ten zespół usiadł. Na Legii wyglądało to lepiej, natomiast – zachowując proporcje – w dogrywce graliśmy już jak równym z równym. Wisła operowała lepiej piłką, ale nie był to mecz do jednej bramki.
Pytam o to lekceważenie, bo Janekx89 pisał, że nikt się nawet nie kwapił, by przyjechać do was na sparing, gdzie ćwiczyliście taktykę.
Może zmiana trenera miała na to wpływ? Trudno mi powiedzieć, co się dzieje w Wiśle. Z drugiej strony – mimo że to był ćwierćfinał, zespół ekstraklasowy chyba nie musiałby aż tak dogłębnie analizować trzecioligowca, nic nie ujmując naszym piłkarzom. Taka różnica klas rozgrywkowych powinna załatwić sprawę. Sam grając w Amice i zdobywając dwa razy Puchar Polski, pamiętam, że mecze z zespołami z niższych szczebli były trudne, ale różnica umiejętności jednak pozwalała pominąć szczegółową analizę. Zresztą teraz na etapie telewizji i social mediów można wiedzieć wszystko.
Ma pan poczucie, że potrafiliście zaskoczyć Wisłę taktycznie?
Byliśmy dobrze przygotowani, ale tak naprawdę chcieliśmy to zagrać nieco inaczej – tyle że wynik pokazał, w którą stronę musimy iść. Niemniej mieliśmy duże przygotowania taktyczne, bo tylko tym mogliśmy nadrobić różnicę klas.
Mieliście też o tyle trudniej, że trzecia liga jeszcze nie gra.
To prawda. Teraz w sobotę mamy mecz o stawkę, puchar regionalny z czwartoligowym zespołem, ale dla większości chłopaków był to pierwszy mecz w tym roku. W sparingach dostawali po 70-80 minut. Zrobiliśmy jednak specjalny mikrocykl – bez meczów w sobotę. Graliśmy sparingi od środy do środy. Mimo wszystko nie wiedzieliśmy na co nas stać. Wynik utrzymywał nas przy życiu, a potem przyszła swoboda w operowaniu piłką, wiedzieliśmy, że możemy wygrać i to niekoniecznie w karnych. W dogrywce mieliśmy o jedną okazję więcej niż Wisła. Sam trener Brzęczek powiedział, że wygraliśmy zasłużenie.
Macie wymarzonego rywala w półfinale? Może Raków, skoro trener Płuska współpracował z Markiem Papszunem.
Nie mamy, ale nie chcielibyśmy grać z Rakowem.
Właśnie przez to połączenie?
Nie. Chodzi o to, że Raków dominuje na boisku. Przy każdym losowaniu nie chcieliśmy Rakowa, bo to byłby dla nas bardzo trudny rywal. Każdy chciałby grać z Legią, ale poczekajmy na wyniki dzisiejszych spotkań.
No tak, Legię łatwiej ograć niż Raków.
Teraz tak. Ale i tak będzie trudno, bo to już półfinał.
Właśnie – napisaliście historię swojego klubu.
Tak, Olimpia pierwszy raz zaszła tak wysoko. Ponadto chyba po raz pierwszy drużyna z czwartego poziomu dotarła do tego pułapu rozgrywek.
Jakie są realia Olimpii? Pytam, czy wszyscy piłkarze utrzymują się z grania, czy muszą dorabiać?
Naszym nadrzędnym celem jest awans do drugiej ligi i budżet pozwolił na to, by zbudować zespół zawodowy. Nikt nie pracuje poza klubem. Są uczniowie i kadra zawodowa. Jesteśmy w trzeciej lidze, ale standardy mamy na poziomie pierwszej ligi.
Z czego wziął się ten szybki zjazd klubu? Jeszcze w sezonie 19/20 mieliście tę pierwszą ligę.
Tak, a nawet po rundzie jesiennej to był zespół na barażowym miejscu. Wiele czynników się na to złożyło – pandemia, finanse. Trzeba mieć też trochę szczęścia w piłce, niewiele nam zabrakło wtedy do utrzymania, przestrzeliliśmy choćby kluczowego karnego w 70. minucie. Potem była szybka przebudowa drużyny, mało punktów na jesień w drugiej lidze i przyszedł kolejny spadek.
Trener Płuska to był pana autorski pomysł?
Nie. Wspólna decyzja prezesa i moja, ale bardziej wyszło to od strony prezesa.
Ale było to ryzyko, gdyż wzięliście bardzo młodego trenera.
Szukaliśmy szkoleniowca, który funkcjonował na tym poziomie. Nie chcieliśmy trenera z górnej półki, tylko kogoś młodego i ambitnego, by wychować go tak, jak zawodników. Z trenerami jest jak z zawodnikami – często bierze się tych najdroższych, a oni nie gwarantują sukcesów, przychodzi ktoś z niższego pułapu finansowego i nagle jest lepiej. Trudno o powtarzalność u trenerów. Nie tylko polskich, zagranicznych również.
Taktyka jest największym konikiem trenera?
Do każdego meczu inaczej się przygotowuje, na pewno stara się znaleźć wiele słabych punktów rywala. Ale chyba bardziej skupia się na własnym zespole. Tym bardziej, że mecze pucharowe i ligowe mają różne oblicza. W Pucharze Polski będziemy grali w niskiej obronie, a w lidze – to my mamy piłkę.
Już ten półfinał to jest dla was znaczący zastrzyk finansowy?
I bez tego sukcesu zawodnicy dostawali wynagrodzenie na czas, ale te pieniądze z Pucharu przekazujemy na premie dla piłkarzy, bo im się to po prostu należy. Natomiast dla nas to jest historyczna sprawa i być może ten zastrzyk marketingowy jest nawet bardziej znaczący.
Wierzy pan w końcowy triumf?
Oczywiście, choć bardziej wierzą w to zawodnicy. My patrzymy na to trochę inaczej. Fajna przygoda, ale głównie w głowie mamy awans i powrót do rozgrywek centralnych.
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:
- Holenderski skrzydłowy w Wiśle Kraków. Grał w Łudogorcu, Feyenoordzie i Brighton
- Średnia Legia rzutem na taśmę pokonała słabiutką Wisłę Kraków
- Brzęczek oczekuje transferów do Wisły
Fot. Newspix