W każdym z nas drzemie jakaś siła, coś wyjątkowego. Albo ją doszczętnie marnujemy, czasami nawet nie wiedząc, że mamy w sobie “coś więcej”, bo nikt nigdy nam tego nie uświadomił, albo z pomocą otoczenia nauczamy się z niej właściwie korzystać. Niestety często bywa tak, że pewne okoliczności wytracają nas z równowagi ze skutkiem nieodwracalnym. Gubimy się, wątpimy, mamy w głowie istny mętlik. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak oddzielić się od uciążliwej teraźniejszości grubą kreską. Z czasem przeszłości, w której dobre perspektywy są już tylko złudzeniem. Szansa na szczęśliwe jutro jest jutro, nie wczoraj. Trzeba ją tylko dojrzeć, nie przepuścić okazji.
Tym jakże poetyckim wstępem można by określić losy kariery Philippe Coutinho.
Brazylijczyk jeszcze kilka lat temu był absolutnym geniuszem na boiskach Premier League. Miał “to coś”, co mógł uwolnić na zawołanie. W Liverpoolu spotkał się z idealnym otoczeniem, posiadał pałeczkę jednego z liderów, a czasami wręcz pierwszoplanowej gwiazdy. Juergen Klopp zrobił z Coutinho maszynę i również ten sam Klopp ostrzegł swojego podopiecznego, żeby nie popełnił jednego błędu. – Nie zmieniaj klubu, zostań u nas, a powstanie pomnik na twoją cześć. Jeśli zdecydujesz się na przejście do Bayernu, Barcelony, czy Realu – będziesz tam jedynie „jednym z wielu”. A tu będziesz kimś – powiedział niemiecki szkoleniowiec w 2017 roku.
Co stało się później – wiemy doskonale. Przygoda Coutinho na najwyższym poziomie wyhamowała po przeprowadzce do Barcelony.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Philippe Couthinho – kozak, który potrzebuje odpowiednich warunków
Przez pryzmat czasu łatwo zapomnieć, że w pewnym momencie Coutinho był jednym z najlepszych piłkarzy w Premier League. Przychodził zatem do Barcelony jako ktoś, po kim wiele można było sobie wiele obiecywać. Z drugiej strony mówienie o nim, że to nowy Andres Iniesta, było wówczas bardzo krzywdzące. Nie ten typ gracza, nie ta mentalność, choć umiejętności wybitne. Nie można powiedzieć, że Coutinho sam w sobie był “przehajpowany”, ale już łatka ogromnego transferu i ciężar tych odrealnionych zapowiedzi wychodziły poza ramy rozsądku.
Oczywiście kibic Barcelony miał prawo wierzyć, że Brazylijczyk będzie kozakiem. Wystarczy przypomnieć jego podstawowe liczby z okresu, kiedy grał w Liverpoolu. Szczególne wrażenie robią ostatnie sezony, w których pomocnik “The Reds” chyba dosięgnął swojego sufitu:
- 2012/2013 – 13 meczów, 3 gole i 7 asyst
- 2013/2014 – 37 meczów, 5 goli i 8 asyst
- 2014/2015 – 52 mecze, 8 goli i 5 asyst
- 2015/2016 – 43 mecze, 12 goli i 7 asyst
- 2016/2017 – 36 meczów, 14 goli, 10 asyst
- 2017/2018 (runda jesienna) – 20 meczów, 12 goli, 8 asyst
Dość szybko jednak okazało się, że Coutinho najzwyczajniej w świecie nie potrafi odnaleźć się w nowym miejscu pracy i przełożyć magii z angielskich na hiszpańskie boiska. Albo że trenerzy w Barcelonie nie wykorzystali jego potencjału, rzucali go w złe strony boiska, lub – co z mentalnego punktu widzenia też miało sens – negatywny wpływ miała obecność Messiego. To znaczy: Coutinho jako człowiek bezkonfliktowy, pokorny i cichy, mógł mieć z tyłu głowy myśl w stylu “ja tu nie rządzę, trzeba grać na Leo”. Ba, wszystkie te czynniki mogły działać jednocześnie i tym samym 63-krotny reprezentant Brazylii zakopywał się w sosie niespełnionych oczekiwań. A mimo to trzeba mu przyznać, że pierwsze pół roku miał wyborne.
- 2017/2018 (runda wiosenna) – 22 mecze, 9 goli i 8 asyst
- 2018/2019 – 54 mecze, 11 bramek i 5 asyst
- 2019/2020 (wypożyczenie do Bayernu) – 39 meczów, 11 goli i 14 asyst
- 2020/2021 (kontuzja wykluczająca na prawie 40 spotkań) – 14 meczów, trzy gole i dwie asysty
- 2021/2022 – 16 meczów, dwa gole
KOGO BIERZE BARCA? O COUTINHO W LIVERPOOLU
Okres Coutinho po transferze do Barcelony mimo wszystko nie jest jednoznaczny. Przecież pierwsze pół roku pod względem gry i statystyk miał na świetnym poziomie, a później podczas jednego sezonu w Bayernie Monachium udowodnił, że w większości spotkań potrafi dokładać od siebie coś ekstra. Niestety na koniec tej kampanii przydarzyła mu się kontuzja stawu skokowego, a w kolejnej poważne problemy z kolanem, które zabrały szansę na odzyskanie najlepszej wersji siebie po powrocie do stolicy Katalonii. Ten związek zaczął się wypalać, ot, Coutinho stał się mniej istotnym zawodnikiem w układance Koemana, a teraz Xaviego, a nie od dziś wiadomo z brazylijskich mediów znających Coutinho bliżej, że to człowiek w dużym stopniu bazujący na zaufaniu ze strony szkoleniowców. Choć, zaznaczmy, dla samego zawodnika nie wszystko jeszcze stracone. Z pomocą bowiem przyszła Aston Villa, która z kilku powodów klaruje się jako sensowne miejsce do odbudowy.
W Aston Villi Coutinho może zostać liderem
W Birmingham warunki już w samym założeniu są przyzwoite. Klub ze środka tabeli, który ma ciekawe ambicje. Osierocony przez największą gwiazdę, czyli Jacka Grealisha. Drużyna otwarta na ofensywną piłkę, a do tego mająca wystarczająco wolnego pola w składzie, żeby wręczyć Brazylijczykowi pierwsze skrzypce. Co ważne, nie ma w tym klubie piłkarza o takiej charakterystyce jak Coutinho. Jest oczywiście Emiliano Buendia, ale Argentyńczyk nie musi operować w tej samej strefie boiska. Obaj panowie mogą się uzupełniać. Poza tym presja nie będzie jakoś specjalnie wysoka, bo 29-latek został wypożyczony i do maja 2022 roku wiele zależy właśnie od niego, o ile nie odezwą się kontuzje. Co tu dużo mówić, Coutinho dobrą grą może zapracować na wykup z Barcelony.
Nie mamy wątpliwości, że Premier League to jego bajka. To kolejny punkt, może nawet punkt najważniejszy. Niektórzy mogą tego nie zrozumieć, ale są tacy zawodnicy, którym bardziej odpowiada większa intensywność, szybkość działań, fakt mniejszej ilości statycznych momentów. To coś, co pakujemy w stwierdzenie “styl gry danej ligi”. W Hiszpanii gra się wolniej, ogółem występuje mniej kontrataków i zmian tempa na jednej czy drugiej stronie boiska. To była właśnie jedna z głównych zalet Coutinho – swego rodzaju wszywanie się w reguły panujące na Wyspach. No i pamiętajmy, że w Liverpoolu Brazylijczyk był wolnym elektronem, nominalnie ustawionym na “dziesiątce”, a później skrzydle. W Barcelonie nigdy nie mógł liczyć na coś podobnego, a jeśli już, to pałeczkę rozgrywającego i napędzającego akcje ofensywne przejmował Messi. Trzeba było usuwać się w cień, z czym nie każdy piłkarz potrafi sobie poradzić.
GERRARD ULEPSZY CASHA? TAKTYKA STEVENA PREMIUJE WAHADŁOWYCH
W Barcelonie Coutinho ewidentnie stracił pewność siebie, ale mimo że jego kariera potoczyła się w złym kierunku, to wciąż gość, który jak na standardy Aston Villi jest w stanie zostać postacią nr 1. Ba, to śmiało może być taki Dimitri Payet w realiach West Hamu, tyle że z jedną różnicą. Coutinho to profesjonalista. Trochę czasu z powodu urazów stracił, jednak jego umiejętności i podejścia do sportu nie wolno podważać. Powinniśmy zobaczyć je całkiem prędko, bo w ekipie Stevena Gerrarda wielkiej konkurencji nie ma. Na ofensywnych pozycjach tak naprawdę tylko Buendia i McGinn są nie do ruszenia, natomiast esztę nazwisk Coutinho w optymalnej formie zjada na śniadanie.
Z drugiej strony nie wiadomo, jakim w końcu ustawieniem będzie grać Villa w dłuższej perspektywie, ale skoro zdarzają się mecze, w których nawet Ashley Young musi grać na skrzydle lub w środku pomocy, to nowy podopieczny legendy Liverpoolu nie powinien mieć większych obaw o swoje akcje. Piłkarz z trenerem znają się jeszcze z boiska, ot, Gerrard zapewne chce wyciągnąć do Coutinho pomocną dłoń. Tak więc, panie Philippe, jeśli nie odpalisz w 2022 roku, to już chyba nigdy.
Aha, no i potem może lepiej będzie zostać w Premier League. Hiszpania na czele z Realem i Barceloną fajna, ale nie dla wszystkich, o czym przekonują się więksi piłkarze od Brazylijczyka.
CZYTAJ TAKŻE:
- Steven Gerrard i Aston Villa. Dlaczego? Po co? Na jak długo?
- Jedenastka największych niewypałów transferowych w XXI wieku
Fot. Newspix