Nie opadł jeszcze kurz bitewny – dosłownie i w przenośni – po meczu w Płocku, a tu już Legia musi się jakoś otrząsnąć i zmobilizować, żeby uniknąć trzynastej ligowej porażki w tym sezonie. Potknięcie z Zagłębiem Lubin oznaczałoby wyrównanie rekordu porażek stołecznego klubu w jednym sezonie Ekstraklasy, a przecież w jego przypadku mówilibyśmy dopiero o półmetku rozgrywek. Bałagan spróbuje posprzątać Aleksandar Vuković, przywrócony do pracy po ponad rocznej przerwie w ramach wciąż obowiązującego kontraktu. Czy to misja niemożliwa?
Legia Warszawa – Zagłębie Lubin: Vuković w roli ratownika
Ponowne powierzenie sterów Serbowi dobitnie pokazuje, w jak desperackim położeniu znajduje się dziś Legia. Sam zainteresowany jeszcze kilka tygodni temu traktował taki scenariusz w kategoriach science-fiction, więc w rozmowie z serbskimi mediami na pytanie o powrót do klubu stwierdził, że stałoby się to możliwe w przypadku pożegnania osób, z którymi było mu nie po drodze. Ten sam “Vuko” wczoraj na konferencji tłumaczył, że tamta odpowiedź była czysto hipotetyczna, dlatego nie ma teraz znaczenia. O Dariuszu Mioduskim powiedział tyle złego, że ten mógłby mu więcej nie podać ręki. A jednak ich drogi ponownie się skrzyżowały i razem jadą na jednym wózku. Duma została schowana głęboko do kieszeni.
Trzeba przyznać, że z punktu widzenia czysto sportowego ruch z Vukoviciem może mieć sens. On zna ten klub od podszewki, zna wielu piłkarzy z obecnej kadry, zna tę presję, jest z nią oswojony. Opcja z Leszkiem Ojrzyńskim też wyglądałaby nie najgorzej, ale on z taką otoczką zetknąłby się po raz pierwszy i niewykluczone, że uporządkowałby to sobie dopiero wiosną. Legia tyle czasu nie ma, ona musi ratować do końca roku, co tylko się da, żeby nie zacząć wiosny na dnie tabeli.
Dodatkowo “Vuko” wcześniej pokazał, że potrafi jednoczyć szatnię i sztab, wielu nie podobało się jego zwolnienie we wrześniu 2020. A odnosi się wrażenie, że ten zespół obecnie potrzebuje przede wszystkim odnowy mentalnej, trochę optymizmu – choćby na początku lekko naciąganego i nieuzasadnionego – i wiary we własne umiejętności, które przecież pozostały. Mniej istotne, co nie znaczy, że zupełnie nieważne, jest to, czy w dwóch ostatnich meczach przed świętami Legia zagra trójką stoperów czy klasyczną czwórką w obronie. To może zacząć robić różnicę później, na początek trzeba odzyskać “głowy” zawodników.
A to wcale takie proste nie będzie. Po tym, co wydarzyło się w drodze powrotnej z Płocka, niektórzy mogą się zablokować na amen. Pojęcie “wsparcia kibiców” przestanie im się kojarzyć z czymś dobrym. Na pewno z myślą o odejściu zaczęli się nosić nie tylko Emreli i Luquinhas. O nich jest najgłośniej, bo ucierpieli również fizycznie. Komuś zupełnie z zewnątrz byłoby trudniej postawić drużynę na nogi w takiej sytuacji.
Legia Warszawa – Zagłębie Lubin: Vuković ma więcej do wygrania niż stracenia
Prawda zaś jest taka, że sam Vuković wiele swoim powrotem nie ryzykuje. Jeżeli mu wyjdzie – brawa dla niego, duży plus do CV, łatwiej będzie mu o dobrą robotę po Legii. Jeżeli mu nie wyjdzie – nikt w szoku nie będzie, tej Stajni Augiasza nie dało się już posprzątać, przykro mi bardzo. Wcześniejsze mistrzostwo Polski w papierach pozostanie, co powinno wystarczyć do tego, żeby dalej pracować w Ekstraklasie lub przynajmniej w co ambitniejszym klubie I ligi.
Znacznie więcej do stracenia ma Legia, bo dla niej brak awansu do europejskich pucharów – a możliwe wydaje się to już jedynie poprzez Puchar Polski – byłby finansową katastrofą. Szybko zaprzepaszczony zostałby tegoroczny awans do fazy grupowej Ligi Europy i w najlepszym razie klub wróciłby do mało komfortowego punktu wyjścia sprzed paru miesięcy. Nie byłoby mowy o postępie.
Aby pojawiła się nadzieja, że coś się ruszy, trzeba zacząć wygrywać od zaraz. Dobrą wiadomością jest fakt, że padło akurat na zaległe spotkanie z Zagłębiem Lubin. Mimo że “Miedziowi” ostatnio pokonali grającą przez prawie cały mecz w dziesiątkę Wisłę Kraków, to raczej nie powiemy o jakimś przełomie w ich wykonaniu. Na tę chwilę trudno byłoby Legii o lepszego przeciwnika na przełamanie w Ekstraklasie. No, może poza wspomnianą Wisłą. Inna sprawa, że w tak samo o “Wojskowych” mogą myśleć w Lubinie.
Legia Warszawa – Zagłębie Lubin: sporo absencji
Jedni i drudzy przystąpią do rywalizacji osłabieni. W Legii kontuzjowani są Mladenović i Johansson, a z oczywistych względów zabraknie Emreliego i Luquinhasa. Pod znakiem zapytania stoi także występ Boruca, we wtorek nie trenował. W Zagłębiu największe problemy to urazy Bartolewskiego i Starzyńskiego. Można się natomiast spodziewać, że nagrodzeni za dobre zmiany z Wisłą zostaną Ratajczyk i Podliński.
Mecz dwóch drużyn bez formy rzadko zapowiada się interesująco, ale w tym wypadku jest inaczej. Choćby z tego powodu, że trudno sobie wyobrazić, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Legia znów przerżnęła…
Legia Warszawa – Zagłębie Lubin: typy redakcji Weszło
Przemysław Michalak: – Legia w poprzednich latach charakteryzowała się tym, że mecze, które musiała wygrywać, przeważnie wygrywała. Teraz jest inaczej, ta drużyna nie gwarantuje niczego. Pobicie kilku piłkarzy przez kibiców albo będzie punktem zwrotnym i momentem oczyszczenia, albo być może ostatecznie dobije. Niczego po tej Legii się nie spodziewam, z drugiej strony Zagłębie również niczego dziś nie gwarantuje. Czyli – remis po kursie 3.85 w Fuksiarz.pl.
CZYTAJ TAKŻE:
- Status związku Mioduskiego z Vukoviciem? To skomplikowane
- Wojownik na czas wojny. Co oznacza powrót Vukovicia?
Fot. FotoPyK