Reklama

Zagłębie nic nie grało. Aż nagle Wisła opadła z sił

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

11 grudnia 2021, 20:24 • 3 min czytania 28 komentarzy

Maciej Sadlok źle zagrywa piłkę, przez co Michal Frydrych jest spóźniony i – jeśli chce uniknąć gola – musi ratować się faulem, za który obejrzy czerwoną kartkę. Brzmi znajomo, co? W meczu z Zagłębiem Wisła Kraków powtórzyła historię z konfrontacji z Jagiellonią. Koniec końców – jak to się ładnie mówi – czerwona kartka ustawiła to spotkanie, ale… długo zanosiło się na to, że niekoniecznie tak będzie.

Zagłębie nic nie grało. Aż nagle Wisła opadła z sił

Ale żeby dobrze przedstawić wam ten mecz, który miał dwie twarze, zachowajmy chronologię. Nie minęło pół godziny gry, a Frydrych wyleciał już z placu. Swoją drogą, Czech w tym sezonie nie bierze jeńców – ma na swoim koncie cztery gole, samobója i dwie czerwone kartki. Ze skrajności w skrajność. Obrońca Wisły znów ratował sytuację, bo Sadlok źle zagrał głową i Żivec pędził sam na sam. Uwiesił się na swoim przeciwniku, aż w końcu sprowadził go do parteru. Słoweniec miałby czystą sytuację strzelecką, arbiter dopatrzył się tu DOGSO.

Po czerwonej kartce spotkanie… nijak się nie zmieniło. A generalnie mieliśmy w stosunku do tego starcia niewielkie oczekiwania. Mierzyły się bowiem dwie drużyny, które…

  • przynajmniej teoretycznie mają wszystko, by zajmować spokojne miejsce w tabeli w górnej ósemce,
  • są (oprócz Legii) największymi rozczarowaniami tego sezonu,
  • w ostatnich meczach grają bardzo przeciętnie.

To, że spotkanie się nie zmieniło, to oczywisty przytyk do Zagłębia, swoją drogą także osłabionego – z boiska musiał zejść kontuzjowany Starzyński. Im dalej w las, tym bardziej mogła podobać się Wisła. Na strachu skończyło się jeszcze wtedy, gdy Pantić nie mógł dogadać się z Szyszem odnośnie do tego, kto przejmie bezpańską piłkę. Dopadł do niej więc Kliment, który powinien przelobować bramkarza (setka jak nic), ale pocelował w trybuny. Wiślacy otwarli wynik pod koniec pierwszej odsłony – kapitalną (KA-PI-TAL-NĄ!) piłkę za linię obrony posłał Ashraf, a wykończył to Gruszkowski. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nieprzyznanie mu asysty może trącić grabieżą, ale musimy być konsekwentni – Gruszkowski uderzał na raty (najpierw odbił piłkę Hładun, później wiślak wbił piłkę do pustaka), a w takich sytuacjach nie honorujemy podających. Żeby zrekompensować Holendrowi stratę – należy mu się duża pochwała słowna.

Zagłębie? Niewiele zrobiło w pierwszej odsłonie. Można wynotować główkę Łakomego po akcji Szysza (obronił ją Biegański) i kilka lichych strzałów z daleka. Ekipa Żurawia rozruszała się w momencie, gdy – takie odnosimy wrażenie – grająca w osłabieniu Wisła opadła z sił. Bo jeszcze po zmianie stron to krakowianie atakowali i generalnie można było odnieść wrażenie, że obraz meczu nie ulegnie zmianie. Ale kilka minut po godzinie gry Zagłębie nagle zaczęło walcować Wisłę.

Reklama

Prym wiódł w tym Ratajczyk, który napędził trzy akcje bramkowe. Płaska wrzutka, po której piłka przeszła dwóch lubinian, ale trafiła pod nogi Chodyny? To jeszcze zakończyło się trafieniem w słupek. Dwie kolejne akcje były jednak skuteczne:

  • najpierw Ratajczyk oddał piłkę do Poręby będąc przy linii końcowej i ruszył za akcją, wbiegając w pole karne. Gdy dostał podanie zwrotne, oddał od razu chlebek do Podlińskiego, ten sprytnie wystawił Żivcowi na strzał-egzekucję, Biegański był bez szans.
  • a potem Ratajczyk wrzucił na Podlińskiego, ten sprytnie przedłużył piłkę, z czego skorzystał Szysz, ładując od poprzeczki.

W pewnym momencie Wisła wyglądała jak drużyna, która jest na deskach. Zagłębie chciało docisnąć, ale zmarnowało dwukrotnie sytuacje sam na sam (konkretnie – Szysz i Poręba, obie wybronił Biegański dzięki temu, że skutecznie skrócił kąt). Jeśli będziecie oglądać skrót, obejrzycie na tyle dużo sytuacji Zagłębia, że będziecie mogli pomyśleć sobie „wreszcie coś w tej drużynie drgnęło”. Ale czy będzie to słuszne wrażenie? Niekoniecznie. Prawdziwa twarz Zagłębia to ta z pierwszej godziny gry. A potem? Potem Wiśle zabrakło po prostu paliwa.

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Trener Borussii Dortmund: Nie można mieć do przerwy tutaj lepszego wyniku

Patryk Stec
0
Trener Borussii Dortmund: Nie można mieć do przerwy tutaj lepszego wyniku
Hiszpania

Vazquez: Po każdym golu Viniego mówiłem mu, że to on wygra Złotą Piłkę

Szymon Piórek
0
Vazquez: Po każdym golu Viniego mówiłem mu, że to on wygra Złotą Piłkę

Komentarze

28 komentarzy

Loading...