Nietęgą miał minę Pep Guardiola po ostatnim gwizdku, ale trudno się dziwić. Od samego początku nic nie układało się po jego myśli, bo RB Lipsk postawił naprawdę twarde warunki. Z czasu przy piłce wyciągał absolutne maksimum i był szybki w swoich działaniach, czego zdecydowanie brakowało ekipie z Anglii. Ta wpadka co prawda nic nie kosztuje, bo Manchester City miał zapewnione pierwsze miejsce w fazie grupowej, acz ciekawym obrazkiem była momentami bezsilność piłkarzy Premier League. Z kolei mniej ciekawą rzeczą była meczowa otoczka bez kibiców, którą chcemy widzieć jak najrzadziej.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
RB Lipsk – Manchester City. Nie tęskniliśmy za meczami bez kibiców
Pierwsze poważniejsze zagrożenie w tym meczu stworzyli gospodarze. Kampl tak uderzył po krótkim słupku z zaskoczenia, że Steffen musiał się mocno nagimnastykować. Po tej sytuacji podopieczni Guardioli doszli do głosu: niezłą sytuację zmarnował De Bruyne, a ciut lepszą Grealish. Do sieci nic jednak nie wpadło, ba, Gulacsi nawet nie musiał wstawać do roboty. City wyglądało na trochę ospałe, co Lipsk zdołał wykorzystać. W pewnym momencie powstała duża wyrwa w linii obronnej gości, Laimer to zauważył i posłał ładne prostopadłe podanie fałszykiem do Szoboszlaia. Węgierski napastnik minął Steffena i spokojnie wykończył akcję. Szybko, łatwo, przyjemnie. City miało szczęście, bo po strzale Forsberga mogło zrobić się 2:0 już po 25. minutach. A jeszcze przed przerwą świetną okazję miał Andre Silva, uderzał głową z najbliższej odległości, ale akurat w odpowiednim miejscu stał Steffen. Amerykanin miał ogromnego farta.
Po drugiej stronie boiska “Obywatele” w końcu sprawdzili golkipera. Najpierw zrobił to Foden, ale Gulacsi koniuszkami palców sparował piłkę na słupek. Kilka minut później z rzutu wolnego uderzał De Bruyne, ale Gulacsi znów stanął na wysokości zadania.
Można powiedzieć, że do przerwy to było dość wyrównane spotkanie z małym plusikiem dla “Byków”. Szczerze mówiąc, w tym meczu panował trochę klimat meczu treningowo-towarzyskiego. Może to jedynie złudzenie przez brak kibiców, lecz tempo naprawdę nie było powalające. Co jak co, ale nie tylko my odzwyczailiśmy się od widowiska piłkarskiego na najwyższym poziomie przy pustych trybunach. Zawodnicy zapewne też. Na dzisiejszym przykładzie można było sobie przypomnieć, że to wszystko smakuje jak rosół niezrobiony na mięsie. Niby zjesz, okej, ale bez szczególnej ochoty.
Co do ochoty w oglądaniu tego spotkania – tę jak najbardziej dało się utrzymać na drugą połowę. Obie ekipy miały swoje okazje, RB Lipsk trochę konkretniejsze. Po 45 minutach absolutnie nie dało się przewidzieć, kto ma więcej argumentów do zdobycia trzech punktów. Na pewno jednak można było pochwalić trenera Achima Beierlorzera, który nieźle przygotował swój zespół. Widać to było po szybkich i sprawnych kontrach.
RB Lipsk – Manchester City. Walker-dzban, mówi wam to coś?
Dobra, nie ma co owijać w bawełnę – druga połowa przez dużą część czasu potrafiła zanudzić. Mijały kolejne minuty, a my mogliśmy obserwować co najwyżej zalążki dobrych akcji. Żadnych setek, większej dynamiki, kunsztu zagrań… Ba, ten mecz jakoś do 70. minuty to był momentami taki stojanow, że mogły zakłuć oczy. Grealish coś próbował na skrzydle, ale albo odbijał się od ściany obrońców, albo notował niecelne wrzutki. Po prostu irytował. To samo Sterling czy Mahrez, choć akurat ten ostatni prezentował się najlepiej. Gulacsi przed dłuższy okres nie mógł powiedzieć pod nosem “cholera, mam poważne kłopoty”. Manchester City grał jednym tempem, ewidentnie brakowało mu przyśpieszenia.
Przyśpieszenia, które miał RB Lipsk. Tam nie pieprzyli się w tańcu, robili “pach, pach” i strzelali bramkę. Tak gospodarze podwyższyli prowadzenie, kiedy Forsberg wyszedł ze środka pola z szybkim atakiem – zagapili się Stones z Fernandinho – a potem znalazł w dobrym miejscu Andre Silvę. Portugalczyk oddał na tyle mocny strzał przy słupku, że chyba żaden bramkarz na świecie by tego nie obronił. Ekipa Guardioli mogła się w tym momencie zakopać, stracić entuzjazm, ale w końcu coś z przodu ruszyło.
“Obywatele” znaleźli receptę na strzelenie gola i okazała się ona dość prosta. To kapitalne dośrodkowanie Zinczenki mijające całą linię obrony i świetnie wykończenie głową Mahreza. Żadne tam trójkowe akcje, gra na małej przestrzeni czy tiki-taka. Wystarczyła jedna niebanalna wrzutka.
Na 10 minut przed końcem wydawało się, że City jeszcze wróci do tego spotkania i wyciągnie remis. Ale pewien piłkarz postanowił, że utrudni swoim kolegom zadanie. Kto nie oglądał meczu, ten mógł zapytać, o kogo chodzi? Ano o Kyle’a Walkera, który zachował się jak totalny dzban. Biegł za Andre Silvą pędzącym po skrzydle, ale nie było mowy o bezpośrednim zagrożeniu bramki Steffena. Nagle Anglik sprzedał mu kopniaka od tyłu, chyba odcięło mu prąd. Nie było mowy o niczym innym niż czerwona kartka, choć w Premier League znaleźliby się sędziowie, którzy nie dopatrzyliby się tutaj świadomej brutalności. Walker wylogował się wcześniej z przegranego meczu, cóż, gracze Fify to znają. Pół żartem miał to tego prawo, ale można było to zrobić oczywiście w inny sposób.
RB Lipsk – Manchester City 2:1 (1:0)
Szoboszlai 24′, Silva 71′ – Mahrez 77′
CZYTAJ TAKŻE:
Fot. Newspix