Reklama

El Pistolero z zatkaną lufą. Ciężkie początki Suareza na Camp Nou

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 lutego 2015, 21:15 • 6 min czytania 0 komentarzy

Żeby zapisać się w protokole meczowym, potrzebował czterech minut. Asystent. Rubryka co prawda nie najważniejsza, ale raport dotyczył prestiżowego starcia, a mianowicie Gran Derbi. Choć Barcelona ten mecz przegrała, akcję z początku spotkania, wyłożenie piłki Neymarowi przez Luisa Suareza, można było uznać za dobry prognostyk. Wreszcie dobiegła końca nieludzka kara nałożona na Urugwajczyka przez FIFA. W końcu Barcelona mogła zaprezentować światu swoje trio. Docelowo: najlepszy atak na świecie.

El Pistolero z zatkaną lufą. Ciężkie początki Suareza na Camp Nou

Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że na pierwszą bramkę Suareza dla Barcelony czekać będziemy 484 minuty. Do przełamania doszło na Cyprze, w meczu Ligi Mistrzów z grupowym outsiderem. Pierwszy gol w lidze? Urugwajczyk dalej testuje cierpliwość wszystkich wokół, trzeba było na niego czekać kolejne 30 dni. Od wspomnianego debiutu z Realem za chwilę miną cztery miesiące, a nowe Super Trio nie doczekało się jeszcze wiernego kościoła wyznawców. Co więcej, nie brakuje głosów, które nie wróżą południowoamerykańskiego triumwiratowi Neymar-Messi-Suarez przejęcia władzy w europejskim futbolu.

Nietrudno się domyślić, który element w tym układzie uznawany jest za niewłaściwy.

Na początku ustalmy jedną rzecz. Czy można poddawać pod wątpliwość przydatność do zespołu piłkarza, który w 22 meczach ładuje 7 bramek i 12 razy popisuje się wykorzystanym przez kolegę ostatnim podaniem? Czy znając te liczby, można kręcić nosem i mówić: to wciąż za mało? Czy to aby nie przesada?

Reklama

Teoretycznie, nie powinno się tego robić. To przecież bardzo dobre liczby, dziesiątki niezłych ofensywnych piłkarzy marzą o tym, by osiągnąć takie statystki przez cały sezon. Jednak to, co dla nich byłoby powodem do dzikiej satysfakcji, w tym przypadku nie wystarcza nawet do uzyskania pełnej akceptacji ze strony otoczenia. Z kilku powodów.

Po pierwsze, mówimy o człowieku, który za zeszły sezon odebrał Złotego Buta i kosztował 81 milionów euro.

Po drugie, mówimy o FC Barcelonie. Ile jest miejsc na futbolowej mapie Europy, w których wymagania są równie wysokie co tutaj? Jedno? Dwa?

Po trzecie – i być może najważniejsze – naturalnym punktem odniesienia dla osiągów Suareza są liczby i gra Leo Messiego i Neymara. A te w ostatnim czasie są wręcz kosmiczne.

Po czwarte, na ławce czeka Pedro. Piłkarz, który wygrał z tą drużyną wszystko, co można było. Ambitny, zawsze gotowy do gry. Pewny plac miałby zapewne w większości drużyn z najlepszych lig na Starym Kontynencie.

Reklama

Polityka medialna klubu w sprawie Suareza jest jasno sprecyzowana. Nietrudno się domyślić, na jakich frazesach się opiera. Główne przesłanie – nie dzieje się nic niepokojącego. Ludzie Barcelony są monotematyczni niemal tak samo jak kandydatki do korony miss. Piękne panie cały czas nawijają o pokoju na świecie, a ludzie ze stolicy Katalonii o tym, jak wiele daje drużynie Urugwajczyk. Wzorowy kolega, pracuś na treningach, to nic, że nie strzela bramek, ważne, że pomaga na boisku. Zupełnie jakby otrzymali krótką instrukcję sms-em. Kiedy skutecznego Neymara z przymrużeniem oka zapytano, czy nie mógłby przypadkiem udzielić koledze kilku wskazówek, które pomogłyby mu się odblokować, ten tylko zmierzył dziennikarza wzrokiem i dodał, że jeśli ktoś komuś może udzielać porad, to Suarez właśnie jemu.

Kataloński Sport napisał, że Luis Enrique ma obsesję na punkcie Suareza. Jej źródeł doszukuje się w historii, która dość jasno pokazuje, że każdy trener, który odnosił w XXI wieku sukcesy z Dumą Katalonii, dysponował perfekcyjną maszynką do strzelania bramek, stworzoną z trzech z elementów. Więc Lucho musi wierzyć w Suareza. Kiedy media strzelają do Urugwajczyka, robi za żywą tarczę, przyjmując wszystkie pociski. I działa. Sporo czasu poświęca mu na treningach. Na początku lutego wysłał Suareza do psychologa współpracującego z klubem. Wizyty na kozetce u pana Joaquina Valdesa miały spowodować, że były napastnik Liverpoolu odnajdzie w sobie instynkt snajpera.

Gdy ostatnio w meczu z Levante Suarez popisał się efektownymi nożycami, Lucho wyglądał jakby był najszczęśliwszym człowiekiem w całej Katalonii, choć wynik był już dawno ustalony. Można wierzyć, że ten entuzjazm wynikał tylko i wyłącznie z tego, że właśnie obejrzał bramkę kolejki. Jednak można było też zauważyć, że była to radość człowieka, któremu właśnie spadł kamień z serca.

Poza murami Camp Nou krytyczne opinie znaleźć nietrudno. Pierwsze z brzegu.

Fabio Capello: Luis Suarez gra na skrzydle, a to nie jest najlepsze miejsce dla niego. To goleador, który przez to ustawienie traci 50%. On po prostu musi być w centrum, a nie z boku.

Christo Stoiczkow: Suarez nie jest niczemu winien. To urodzony łowca bramek, a my go niszczymy. Tak jak zniszczyliśmy już wielu przed nim, w tym Eto’o i Ibrahimovicia.

Jorge D’Alessandro: Uwielbiam jego styl gry, ale moim zdaniem transfer był błędem. Suarez kompletnie nie pasuje do Barcelony.

No dobra, ich dobór nie jest zupełnie przypadkowy. Obok krytyki dotyczącej mizernej skuteczności, a także np. niewłaściwie przepracowanego okresu przygotowawczego, pojawiają się głosy podważające całą koncepcję sprowadzenia Urugwajczyka na Camp Nou. Za poroniony uznaje się pomysł uzupełnienia Super Trio piłkarzem, który zawsze grał na środku ataku i był centralną postacią całego zespołu. Te dwie role w Barcelonie są od dawna zarezerwowane dla Messiego i tylko szaleniec mógłby podjąć próbę zburzenia tego ładu. Kolejny kamyczek do ogródka Zubizarrety? Z pewnością tak, ale jego już w klubie nie ma. Teraz martwić muszą się inni.

Ostatnia imponująca seria zwycięstw Barcelony nieco zmieniła optykę hiszpańskich mediów. Spojrzały one na Suareza bardziej przychylnym okiem. Kilka dni temu kataloński „Sport” na okładce oświadczył światu, że Suarez jest wymarzoną dziewiątką dla Messiego. Lamenty nad brakiem indywidualnych popisów nowego piłkarza, zostały wyparte przez innego rodzaju spostrzeżenia. Że Suarez zwiększa pole manewru w ataku. Że wykonuje pracę tarana, który robi miejsce dla Messiego i Neymara. Że coraz lepiej zaczyna rozumieć się z kolegami z zespołu. Zalatuje to oczywiście odwracaniem kota ogonem, ale przecież nikt nie chciał psuć nastroju w drużynie, która przez ostatni miesiąc niszczyła na boisku rywali. Pochwały będą trwać tak długo, jak zespół będzie wygrywać. Retoryka zmieni się dopiero w momencie kryzysu.

Przy dyskusjach na temat Suareza, często przywołuje się przykład Neymara. Brazylijczyk również nie zagrał świetnego pierwszego sezonu u boku Messiego. Nie był przyzwyczajony do tego, że gra zespołu nie jest ułożona pod niego, niektórzy twierdzili, że to uniemożliwi mu zrobienie kariery w Barcelonie. Jednak Brazylijczyk przywyknął. Nauczył się swojej roli i dziś błyszczy. Tę samą, trwającą kilkanaście miesięcy drogę miałby przejść Suarez.

Tylko czy aby na pewno to Brazylijczyk jest tu właściwym przykładem? Czyż Suarez swoim stylem nie przypomina bardziej Zlatana Ibrahimovicia? To ze Szwedem może znaleźć więcej wspólnych punktów. Neymar dopiero trafiał do Europy, był młodszy i przede wszystkim był „piłkarzem w fazie tworzenia”. Można go było nauczyć innych zachowań. Natomiast Suarez – tak jak Ibrahimović – to gotowy produkt. Albo potrafisz się nim posługiwać, albo nie.

Czy Urugwajczyk podzieli los Ibry, który po jednym sezonie musiał szukać szczęścia gdzie indziej? Jest oczywiście za wcześnie, by wyrokować, ale trzeba przyznać, że jego nazwisko na plotkarski rynek transferowy powróciło zaskakująco szybko. The Sun palnęło, że już podczas zakończonego niedawno okienka o Suareza starał się Arsenal. Być może ziarno prawdy znajduje się w innych plotkach, które głoszą, że Urugwajczyk poprosił swojego agenta o wysondowanie możliwości powrotu na Wyspy latem. W końcu powołany niedawno komitet transferowy będzie w przyszłości chciał wykazać się jakimś spektakularnym ruchem. Zastąpienie ewentulanego niewypału transferowego firmowanego przez Zubizarretę (oczywiście w momencie gdy zniknie zakaz transferowy)? To byłyby całkiem logiczny ruch.

Pewne jest jedno. Przykład Ibrahimovicia pokazuje, że wydana wcześniej fortuna nie byłaby wielką przeszkodą.

Mateusz Rokuszewski

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
9
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...