Reklama

Ekstraklasowa logika na urlopie? Liga wygląda sensowniej niż zwykle

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

26 października 2021, 13:54 • 4 min czytania 15 komentarzy

Ekstraklasie często można było narzekać na to, że brakowało wyraźnych zespołowych liderów. To znaczy: większość ligi opierała się na tym, że raz wygrała, raz przegrała, raz zremisowała i tak to się kręciło, ale mało kto potrafił utrzymać formę. Przewaga punktowa między czubem tabeli a czasem nawet strefą spadkową była mała, co gorsza – nawet jak przebimbałeś kilka kolejek, to wiele ci się nie działo, bo dół i tak nie gonił, tylko dalej grał w kratkę. Piszemy o tym dlatego, bo ten sezon rozkręcił się inaczej i liga ma liderów, których nie musi się wstydzić.

Ekstraklasowa logika na urlopie? Liga wygląda sensowniej niż zwykle

Oczywiście naczelnym przykładem jest Lech Poznań, który przewodzi tabeli. Ma ledwie jeden przegrany mecz i średnią bramek większą niż dwa na spotkanie (27 trafień przy 12 partiach). To też cenne, bo też rzadkie w Ekstraklasie, gdzie mistrz Polski zazwyczaj doczłapie się do mety, ale nie potrafi swojej wyższości w ofensywie jakoś sensownie zaznaczyć. Wiadomo, Lech do mistrza ma jeszcze bardzo daleko, natomiast miło pod względem powagi rozgrywek, że zwycięstwa lidera nie są tylko upychane kolanem, ale potrafią być też zdecydowane i efektowne.

Lech ma obecnie 27 punktów. Analogicznie, po dwunastu kolejkach w poprzednich sezonach, wyglądało to następująco:

  • 20/21 – pierwsza Legia miała 26 oczek
  • 19/20 – Pogoń, 24 punkty
  • 18/19 – Jagiellonia, 23
  • 17/18 – Zagłębie Lubin (!), 22
  • 16/17 – Lechia, 25
  • 15/16 – Piast, 28

Żeby więc znaleźć lidera, który na tym etapie rozgrywek punktował lepiej niż Lech, trzeba się cofnąć aż o sześć lat, do Piasta Gliwice. Jednocześnie może być to przestroga dla Kolejorza, bo gliwiczanie w tamtym sezonie mistrza nie zrobili. W każdym razie – może przewaga nad Legią z zeszłego roku nie jest wielka, ale patrząc na inne lata, to dorobek punktowy Lecha może już robić wrażenie. Zresztą jeśli ktoś przegrywa tylko raz na dwanaście spotkań, to nie ma mowy o przypadku.

No i właśnie – mówimy o Lechu, a jest jeszcze Raków, który – jeśli wygra zaległe spotkanie – będzie miał tyle samo oczek. No i w tych dwóch sezonach, kiedy lider był podobnie mocny albo mocniejszy co Lech, wicelider już nie miał takiego powera. W 15/16 wicelider tracił sześć punktów (Pogoń), w 20/21 – dwa (Raków właśnie). Podkreślmy też, że również Raków w tym sezonie przegrał tylko jedno spotkanie.

Reklama

Tak jak i trzecia Lechia. I tutaj przechodzimy do całkiem ciekawej statystyki. TOP3 przegrało w sumie trzy spotkania.

Jak wyglądało to w poprzednich latach na podium po 12 kolejkach?

  • 20/21 – 7 porażek
  • 19/20 – 7 porażek
  • 18/19 – 7
  • 17/18 – 6
  • 16/17 – 7
  • 15/16 – 4

No, widać, że jest to pewnego rodzaju ewenement, bo nawet ten sezon, kiedy lider miał więcej punktów, przyniósł jednocześnie więcej porażek u drużyn z TOP3. Co to oznacza? Ni mniej, ni więcej to, że na czele tabeli nie ma większego przypadku. Rzeczywiście znajdują się tam najlepsi, którzy mają pomysł na kolejne mecze i nawet jeśli nie wszystkie wygrają, to w większości przypadków zrobią przynajmniej ten jeden punkt. Naszym zdaniem jest to cenne i tak powinno być.

Tak się przecież sprawy mają w poważnych ligach. TOP 3 w Anglii przegrało w sumie dwa spotkania (po dziewięciu kolejkach), w Hiszpanii trzy (po 9-10 spotkaniach), we Włoszech jedno (9 kolejek), w Bundeslidze – trzy po dziewięciu spotkaniach. Nikt tutaj nie próbuje przekonywać, że tym samym robimy krok z poziomem w kierunku tych hegemonów, ale może robimy jakiś krok w kierunku normalności. Może mamy sezon, kiedy rywalizacja będzie całkiem logiczna.

Zła wiadomość dla Legii

I… to zła wiadomość dla Legii. To, że musi gonić, wszyscy wiemy. Natomiast zanosi się na to, że gonić będzie jej trudno nie tylko dlatego, bo wygląda źle, ale też dlatego, bo rywale wyglądają dobrze. Gdyby to był tylko ten Lech, który ucieka i przegrywać nie chce – pół biedy. Ale to jest jeszcze Raków i Lechia, a za nimi czai się Pogoń ze Śląskiem, czyli ekipy, które też rzadko dostają w łeb (po dwie porażki). Jeśli 1/3 sezonu nie okaże się jakim ekstraordynaryjnym wydarzeniem i te ekipy utrzymają tempo w następnych spotkaniach, to Wojskowi nie mają większych szans na pościg. Musieliby złapać podobną regularność, a na to na razie się nie zanosi.

No i to też byłoby normalne, w każdym razie: nie takie ekstraklasowe. To znaczy – skoro przespałeś, w wypadku Legii, pierwsze 10 kolejek sezonu, to sorry, ale cię nie ma. Gdyby liderzy byli słabsi, Legia miałaby łatwiej, a tak nie dość, że sama musi się wziąć w garść, to jeszcze liczyć na zaciągnięcie hamulca w czubie tabeli.

Jasne, to wciąż jest Ekstraklasa i cały czas każdy może tutaj ograć każdego, ale sympatycznie, że na tym etapie sezonu te rozgrywki mają jakby nieco więcej sensu.

Reklama

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...