Real nie zagrał wybitnego meczu, ale zdołał wygrać. Zadecydował jeden moment, kiedy serię niedokładności udało przełamać się strzałem z niełatwej pozycji. Obie drużyny robiły wiele, żeby strzelić bramkę, ale Real Betis zawiodła dzisiaj skuteczność. Zadecydowało naprawdę niewiele, gospodarze mogą pluć sobie w brodę.
Real Betis – Real Madryt. Straszaki w pierwszej połowie
Ten mecz do samego początku nabrał wysokiego tempa. Akcja przenosiła się z jednego pola karnego na drugie, ale brakowało trochę konkretów. Taki chciał dać Fekir, kiedy wskakiwał do basenu po symulce w polu karnym, albo Canales, który w przeciwieństwie do swojego kolegi chciał ugrać coś w sprawiedliwy sposób. Biegał w różnych strefach boiskach, przerywał akcje Realu i napędzał te Betisu. Ciekawie pokazywał się również Guardado czy później Fekir, a po drugiej stronie Vinicius czy Isco. Nic to jednak nie przynosiło, ot, obie ekipy tylko straszyły siebie wzajemnie.
Co pokazał Betis w pierwszych 45 minutach? Wymagający strzał Fekira z rzutu wolnego, groźny centrostrzał Guardado, strzał Juanmiego w akcji 2 na 2, ofensywne wejścia bocznych obrońców. Real zaś – podcinka Carvajala nad poprzeczką, sprytny strzał Isco obok słupka, zmarnowana okazja Benzemy po rajdzie Viniciusa, co było ogółem najlepszą sytuacją w pierwszej połowie. Na tablicy wyników mieliśmy jednak okrągłe zera, ale nastawienie obu zespołów wskazywało, że ten mecz nie skończy się bezbramkowym remisem.
Real Betis – Real Madryt. Carvajal dał wygraną
W drugiej połowie obraz gry nie zmienił się. Obu drużynom wciąż brakowało konkretów, a jeśli już Benzema strzelił gola, to z pozycji spalonej. Potem Vinicius dostał dobre dośrodkowaniu na wprost bramki, ale chybił. Real Betis zaczął przeciekać, nie był już tak pewny swego. Pewny swego byl za to młody Brazylijczyk, który nękał obrońców raz po raz. Drugi Brazylijczyk w linii pomocy Realu natomiast, czyli Casemiro, zabawił się w skasowanie sędziego. Przypadkowe oczywiście, ale warte odnotowania.
W końcu Real dopiął swego po tym jak gospodarze spartolili kapitalną okazję 2 na 1 w polu karnym “Królewskich”. Tu kryminał zrobił Militao, plącząc się o własne nogi. Ta sytuacja się zemściła, bo chwilę później po drugiej stronie boiska Benzema dośrodkował piłkę na długi słupek, gdzie precyzyjnym wolejem popisał się Carvajal.
Potem ofensywę Realu dodatkowo rozruszał Asensio, a Realowi Betis wciąż trudno przychodziło coś więcej niż uderzenie do koszyczka Courtois lub w trybuny. Zwieńczeniem tego był ich obiecujący kontratak w końcówce, kiedy jeden z zawodników trafił w swojego kolegę, zamiast posłać piłkę prostopadłą na skrzydło. To był dzisiaj cały Betis – koncert niedokładności w kluczowej fazie.
W 96. minucie mogła jeszcze paść wyrównująca bramka dla Betisu po świetnej akcji Fekira i Tello, ale Montoya zepsuł strzał w polu karnym, dając większe szanse bramkarzowi “Królewskich” na obronę. To była zgniła wisienka na torcie.
Real Betis – Real Madryt 0:1 (0:0)
Carvajal 61′
Fot. Newspix