Za nami pięć kolejek Ekstraklasy i sporo meczów pucharowych, a co za tym idzie – pierwsze odpowiedzi. Wiemy, kto jest w formie, a kto może czuć się rozczarowany. Wybraliśmy dziesięciu wygranych początku ligi. Skupiliśmy się nie na najlepszych zawodnikach, a na tych, którzy najbardziej zmienili swój status. Kogo wam brakuje? Kogo uznajecie za największego wygranego? Dzielcie się z nami swoimi przemyśleniami w komentarzach.
JAKUB KAMIŃSKI (Lech Poznań)
Czego najbardziej brakowało w zeszłym sezonie Jakubowi Kamińskiemu? Zdrowia i liczb. Kontuzję złapał akurat wtedy, gdy został zaproszony na reprezentację, a liczby… Nie ukrywajmy – przy skali talentu skrzydłowego Lecha były sporym rozczarowaniem. Tylko jeden gol i dwie asysty. Ogólne wrażenie pozostawił po sobie niezłe, ale nie tak spektakularne, jak po sezonie 19/20. Nie pokusilibyśmy się o jakieś wielkie wnioski, że Kamiński zanotował spory zjazd. Po prostu gorsza forma była lekko niepokojąca.
Ale w ten sezon wjechał już z buta. W meczach z Radomiakiem, Górnikiem i Cracovią był najlepszym lechitą na boisku. I wyrównał w nich swój dorobek w klasyfikacji kanadyjskiej z zeszłego sezonu. Nic dziwnego, że na nowo rozgorzała dyskusja „Kamiński do reprezentacji”. Przed sezonem mówiło się nawet, że może dostać opaskę kapitańską. Lech odrzucił za niego grubą ofertę z Wolfsburga. Słusznie? Wygląda na to, że tak, bo Kamiński jest na dobrej drodze, by podbić stawkę.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZU! WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU
MAIK NAWROCKI (Legia Warszawa)
Gdy trafiał na Łazienkowską, niektórzy pukali się w czoło. No bo jak wzmocnieniem mistrza Polski ma okazać się gość, który przegrywał rywalizację w Warcie Poznań? Ivanov i Ławniczak spisywali się bardzo solidnie, Piotr Tworek nie chciał nic zmieniać, co stanowi pewną okoliczność łagodzącą przy ocenie rundy wiosennej w wykonaniu tego piłkarza.
Ale i tak oczekiwań nie było zbyt dużych. Tymczasem na starcie sezonu… trudno sobie wyobrazić Legię bez Nawrockiego. Świadczy to oczywiście także o formie nowych nabytków stołecznego klubu, bo Joel Abu Hanna i Linsday Rose – że tak to ujmiemy – nie uwiarygodnili swoich kandydatur. Nawrocki łączy w sobie solidność w tyłach, nowoczesny sposób gry i konkrety z przodu. W meczu ze Slavią zanotował dwie naprawdę kozackie asysty. Strzelił honorowego gola z Radomiakiem. Czesław Michniewicz znał tego piłkarza i – jak widać – wiedział, co robi.
VLADAN KOVACEVIĆ (Raków Częstochowa)
Dotychczasowi bramkarze Rakowa – czy to Szumski, czy Holec – byli solidni, ale brakowało im czegoś ekstra. Nie zawalali meczów, ale nie mówiło się o nich zbyt wiele. Porządnie wykonywali swoją robotę, po prostu. Nic więc dziwnego, że Marek Papszun, który chce mieć na każdej pozycji wyróżniających się graczy, szukał czegoś więcej. I wygląda na to, że znalazł. Vladan Kovacević to póki co najlepiej wydane pieniądze w tym sezonie. Już się zresztą zwróciły w pucharach. Kovacević rozegrał ledwie osiem meczów, a już… zdążył obronił pięć karnych. Objawienie sezonu. Już teraz można uznać go gwiazdą na swojej pozycji. Mało który piłkarz tak szybko spłaca swój transfer.
AWANS RAKOWA? POSTAW PO KURSIE 2,17 W FUKSIARZ.PL!
JOAO AMARAL (Lech Poznań)
Gdy udawał się na wypożyczenie, komunikowano, że zadecydowały względy prywatne i spodziewająca się dziecka małżonka. Z czasem Amaral przedstawił prawdziwą wersję swojego odejścia: brak chemii z Dariuszem Żurawiem. Portugalczyk mówił, że były trener „Kolejorza” zabił w nim całą radość z piłki. To mocne słowa. Odejście Żurawia niejako uratowało Amarala pod kątem Lecha.
I ten wreszcie gra na miarę oczekiwań. Wcześniej był solidny, ciężko było mieć do niego wielkie pretensje, ale nie został przecież ściągnięty po to, by prezentować solidność. To „dzięki” Amaralowi Ramirez rozegrał w tym sezonie tylko 58 minut. To scenariusz, którego byśmy nie zakładali. Owszem, Ramirez w zeszłym sezonie irytował, był piłkarzem na dobrą pogodę, ale to jednak wciąż potencjalna ligowa gwiazda. Posadzenie go na ławce? Duża sprawa. Amaral – no, może poza Radomiakiem – rozegrał same dobre mecze.
KRISTOFER VIDA (Piast Gliwice)
Nie wiemy, o co chodzi w Gliwicach, ale bardzo często piłkarze trafiający tam muszą poczekać długie miesiące, by trafić z formą albo wywalczyć sobie pewny plac. Dyżurnym przykładem Joel Valencia, który w swoim pierwszym sezonie nie wyróżnił się niczym poza przebłyskami, a później został wybrany najlepszym piłkarzem ligi. Czy podobną drogę przepowiadamy Vidzie? Bez przesady. Ale nie da się nie zauważyć, że wreszcie gra na miarę pokładanych w nim oczekiwań.
A te były całkiem spore. Gdy trafiał do Piasta, był najdroższym piłkarzem w całej historii tego klubu. A że klub ze Śląska raczej nie szasta pieniędzmi, zwyczajnie od Vidy wymagał. I mu jednocześnie mu ufał, bo piłkarz nawet gdy zawodził, często dostawał szanse. Waldemar Fornalik przyznawał, że Węgier nie do końca poradził sobie z oczekiwaniami, jakie spadły na niego przez sumę odstępnego. By dostrzec skalę progresu Vidy, można podać suche liczby. Pierwsze 1,5 roku? Gol i asysta. Ostatnie pięć meczów? Trzy gole i asysta.
RAFAEL LOPES (Legia Warszawa)
Na początku był pośmiewiskiem, później bezcennym jokerem, a teraz Czesław Michniewicz zaczyna od niego ustalanie składu. I akurat w tym przypadku niekoniecznie chodzi o krótką kołdrę legionistów, bo trener mistrza Polski stawia na Portugalczyka i kogoś z dwójki Emreli/Pekhart sadza na ławce. I Lopes się odpłaca – to dzięki jego bramkom udało się wyeliminować Florę, z Wartą miał gola i asystę.
Czy pomaga mu w tym uniwersalność? Zapewne tak. Przecież ze Slavią wyszedł jako… środkowy pomocnik. Zdarza mu się zagrać też na skrzydle i dziesiątce. Mało który piłkarz w lidze może powiedzieć o sobie, że tak urosła jego pozycja w ostatnich miesiącach. Lopes to wręcz modelowy przykład wygranego startu sezonu.
FILIP MAJCHROWICZ (Radomiak)
Bramkarz, któremu bardzo pomogła Legia Warszawa. Gdyby nie kontuzja Cezarego Miszty, stołeczni nie wróciliby na miesiąc Mateusza Kochalskiego, który świetnie spisywał się, gdy Radomiak kroczył do Ekstraklasy i miałby pewne miejsce między słupkami na starcie sezonu. Tymczasem Kochalski robił w Warszawie za piąte koło u wozu (w lidze szansę dostał Tobiasz, a nie on) i wraca do Radomia w sytuacji, gdy hierarchia trochę się zmieniła.
Bo Majchrowicz zwyczajnie się obronił i ciężko stawiać w jego kierunku zarzuty. A przy tym – podobnie jak Kochalski – wciąż jest młodzieżowcem. Zakładamy, że z czasem Kochalski jednak wróci do bramki. Ale pewnie nawet sam Dariusz Banasik nie spodziewał się, że może mieć przy obsadzie bramki ból głowy.
LEGIA PRZEJDZIE SLAVIĘ? KURS 2,28! SPRAWDŹ OFERTĘ FUKSIARZA NA PUCHARY!
MARCOS ALVAREZ (Cracovia)
Może wybieramy go trochę na siłę. Ale no cóż – próżno szukać w Cracovii piłkarza, który nie zawodzi. Jednym z nich jest Alvarez, który rozpalił wielkie oczekiwania. Przychodził do Ekstraklasy po dobrym sezonie na poziomie 2. Bundesligi (13 goli w VfL Osnabrück), zaliczył świetny debiutancki mecz, a potem… zgasł. I aż do końca sezonu notował jedynie przebłyski.
A teraz? Może jeszcze nie rozbija banku (ma gola i asystę), ale nie sposób nie docenić jego wkładu w grę „Pasów”. Alvarez szarpie, pracuje w defensywie, pomaga przy rozegraniu, jest błyskotliwy i wpływowy. Być może należy łączyć tę przemianę z tym, że do sezonu przystąpiło osiem kilogramów obywatela mniej. Przy czym Alvarez nie jawił nam się jako grubas, bardziej jako kabanos, któremu okazała masa mięśniowa mogła przeszkadzać w boiskowej dynamice.
NIKA KWEKWESKIRI (Lech Poznań)
Jeśli posadzenie na ławce Ramireza to duża sztuka, to co powiedzieć o zluzowaniu Pedro Tiby? Nika Kwekweskiri wygrał rywalizację dopiero w piątej kolejce, więc sprawa jest jeszcze świeża i nie wiadomo, czy się obroni w dłuższej perspektywie. Jest to jednak niewątpliwie wydarzenie. Zwłaszcza, że Tiba nie grał źle. Po prostu nie dawał tego efektu wow, z którego go znamy. To w ogóle ciekawa sprawa – gdy Lech dołował, Portugalczyk był jednym z nielicznych, do których nie dało się mieć pretensji. Gdy Lech imponuje, to Tiba na tle drużyny wygląda przeciętnie.
Ale to nie do końca tak, że Gruzin wskoczył w miejsce piłkarza, który zawodzi. Po prostu wchodząc z ławki (zwłaszcza z Bruk-Betem) dawał Lechowi dużo, więc wywalczył sobie miejsce. I odpłacił się w sposób spektakularny, bo w miniony weekend był jednym z najlepszych piłkarzy w całej kolejce, a jego bramka z wolnego to wisienka na torcie. Wszystko wskazuje na to, że Kwekweskiri będzie trzymał się składu Lecha oboma rękoma.
MILAN RUNDIĆ (Raków Częstochowa)
Czy gdyby nie fakt, że jest lewonożnym środkowym obrońcą, ktoś z ligowej czołówki zwróciłby na niego uwagę? Pewnie nie, ale na rynku jest deficyt stoperów o tej charakterystyce, więc Rundić – mimo słabego sezonu – odebrał telefon z Rakowa. I nie zawodzi. Wprawdzie nie jest wciąż pierwszym wyborem Marka Papszuna, ale pięć meczów rozegrał, stanowi część niemalże bezbłędnej defensywy częstochowskiej ekipy.
A to scenariusz zaskakujący. Rundić trafił do Podbeskidzia z zadowalającym CV i sporym doświadczeniem, ale jesienią kompletnie nie funkcjonował. Dopasował się poziomem do kolegów, którzy kompromitowali się niemalże co tydzień. Popełniał naprawdę rażące błędy. Wiosną było już lepiej, ale wciąż nie tak dobrze, by podejrzewać go o duże – w skali ligi – rzeczy. A tymczasem Rundić spisuje się dobrze i jego transfer do Rakowa póki co jak najbardziej się broni.
***
Generalnie było w kim wybierać. Moglibyśmy wskazać jeszcze Rafała Wolskiego, który wraca po kontuzji w niezłym stylu. Kandydatem był Bartosz Salamon – obecnie jeden z najlepszych stoperów w lidze, podczas gdy w poprzedniej rundzie można było go określić co najwyżej przymiotnikiem “niezły”. Mógł tu się znaleźć Yaw Yeboah (nie daliśmy go do wygranych głównie dlatego, że w zeszłym sezonie też miał kapitalne mecze), mógł tu być Mateusz Żukowski (nie grał, a teraz jest podstawowym zawodnikiem Lechii), mógł być Arkadiusz Pyrka, bo Piast wreszcie ma dobrego młodzieżowca grającego na swojej pozycji.
A wy jak sądzicie – kto jest największym wygranym pierwszych tygodni sezonu 21/22?
Fot. FotoPyK