Wszyscy znajomi Juliena Tadrowskiego

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 lipca 2021, 12:47 • 11 min czytania

Julien Tadrowski posiada dwa obywatelstwa – polskie i francuskie. Mówi po polsku z melodyjnym nadsekwańskim zaśpiewem. Ma 28 lat. Jest piłkarzem drugoligowej Pogoni Siedlce, choć prosperował znacznie lepiej – ma za sobą kilkadziesiąt występów w młodzieżowych reprezentacjach Polski, piłkarsko kształtował się w Lille. Tam też spotkał paru znajomków, którzy przebili się do wielkiej piłki, a o których postanowił nam opowiedzieć. 

Dlaczego dzisiaj w reprezentacji Francji gra Lucas Digne, a nie Julien Tadrowski? Jak rodzice sformatowali Digne na wielki sukces? Jak ważna w rozwoju młodego piłkarza jest rodzina na przykładzie Origiego, Hazardów i kłótni na rodzinnej trybunie Francuzów po meczu ze Szwajcarią? Dlaczego Eden Hazard raz na miesiąc dawał mu dwie pary butów? Jaki wpływ na karierę Thorgana, Edena i Kyliana Hazardów ma ich ojciec Thierry Hazard? Czy Paul Pogba zawsze był bezczelny? Jak rozwinął się Raphael Varane, a jak zadziwił go wątlutki Nabil Bentaleb? Zapraszamy do świata Juliena Tadrowskiego. 

Dlaczego jednym udaje się zagrać na Euro, a innym nie?

Zawsze decydują umiejętności, praca nad sobą od małego i pełne przekonanie o tym, gdzie chce się w życiu zajść, dzięki czemu można wykorzystać swój potencjał w stu procentach. W Lille miałem potencjał, ale trapiły mnie permanentne problemy z kontuzjami. Między szesnastym a osiemnastym rokiem życia chodziłem na zajęcia ze starszymi grupami. Było nas takich kilku, to było niemałe wyróżnienie. Tylko te urazy niemiłosiernie mnie blokowały. Na koniec roku zawsze było procentowe podsumowanie zaliczonych sesji treningowych. To taka rozmowa ze sztabem, z trenerami. Wiesz, jaka była moja obecność na treningach? 52% w ostatnim roku w Lille. A taki Lucas Digne, który rozwijał się równocześnie ze mną i dzisiaj jest reprezentantem Francji, mógł pochwalić się wynikiem na poziomie 99,5% obecności na zajęciach.

To ważne momenty. Trenujemy, uczymy się taktyki, rozwijamy się pod kątem fizycznym, technicznym, motorycznym. Dorastamy, przechodzimy z wieku juniora w wiek seniora. A jeśli ja byłem na połowie treningów przez rok, a Lucas Digne opuścił w tym czasie może dwa treningi, to siłą rzeczy nabył większą wiedzę, większe doświadczenie, stał się bardziej ograny, zwyczajnie lepszy, mądrzejszy ode mnie. Miał więcej efektywnego czasu na czyste szlifowanie swojego potencjału niż ja.

Był moment, że nie czułeś się gorszy od Lucasa Digne?

Kiedy byliśmy w Lille, nie czułem się od niego gorszy. Tylko, że widziałem jego pracę i jego zawziętość. Całą drużyną wiedzieliśmy, że zajdzie daleko, bo był świetnie prowadzony. Jego rodzice robili wszystko, żeby zrobił karierę. Lucas Digne ma starszego o cztery lata brata. Też był w szkółce Lille, też miał być profesjonalistą, też miał potencjał, tylko nie udało mu się na ostatniej prostej, bo doznał groźnej kontuzji i przestał grać w piłkę nożną. Dlatego też rodzice Lucasa Digne tak bardzo dbali o jego komfort i powodzenie. Miał jedenaście lat, a dbał o siebie, jak nikt. Codzienne rozciąganie. Zbilansowana dieta. Wyliczenia, ile wody trzeba wypić i w jakich porach dnia. Regularny sen – kładziemy się o tej, wstajemy o tej. Sjesta między treningami. Cały czas, cały czas.

I to się opłaciło. Rodzice pokazali mu, co trzeba robić, jak trzeba to robić, co wpływa na człowieka dobrze, co wpływa źle i on się do tego stosował. Koledzy szli na gokarty, on odpuszczał, bo miał swój plan i rytm dnia. Kumple wybierali się na imprezę po zakończonym sezonie, on wracał do domu, żeby nie zaburzać wypracowanego systemu. To wszystko zaprocentowało.

Lucas Digne

Wpływu rodziców można doszukiwać się we wszystkich historiach znanych tobie piłkarzy, którzy przebili się do większej piłki?

Nie u wszystkich, ale jest kilka przykładów rodziców, którzy bardzo zaangażowali się w rozwój swoich dzieci, choć chyba też nie w takim stopniu, jak w przypadku Lucasa Digne. U niego to było skrajne. Dzień w dzień słyszał, co trzeba i jak trzeba, żeby się udało. Trudno o taki rygor. Rodzice bardzo dbali o Divocka Origiego. Wiedzieli, jaki ma potencjał. Nic dziwnego, miał piętnaście lat, zarabiał konkretne pieniądze, więc mama i tata pomagali mu, naprowadzali go, trzymali go w ryzach, tworząc wokół niego strukturę, dzięki której miał nie zwariować, nie zgłupieć, tylko dalej trenować i konsekwentnie trzymać się futbolu. Ale były też przypadki chłopaków, których rodzice mieli gdzieś ich kariery, a i tak im wychodziło, bo w pewnym momencie znajdował się na ich drodze odpowiedni mentor z odpowiednim przekazem.

Piłka nożna jest wdzięczna, bo w miarę szybko nagradzany jest sam potencjał. Szybko można zarobić przyzwoite pieniądze, szybko można żyć komfortowo, zapewnić byt nie tylko sobie, ale też swojej rodzinie, więc łatwiej się ogarnąć i wziąć do roboty.

Rodzice odegrali też ważną rolę w wzrastaniu gwiazdy braci Hazardów. Wysłali ich do Francji, bo uważali, że tam rozwinął się naturalniej i sprawniej niż miałoby to miejsce w Belgii. 

Znałem się z trzema Hazardami – Kylianem, Thorganem i Edenem. Najlepiej znam Kyliana Hazarda. Codziennie z nim ćwiczyłem przez rok czy dwa lata. Chodziliśmy razem do szkoły. Thorgan nie grał w Lille, grał w Lens, ale zagraliśmy przeciw sobie wiele meczów. I w klubie, i w reprezentacji nawet raz. Zostało nam trochę wspólnych znajomych. Ot, chociażby wspólny tatuażysta. Mijaliśmy się.

Widać było po nim dużą jakość?

Było, było, wiedziałem, że zrobi karierę. Gra w poważnym klubie, w reprezentacji Belgii. Bardzo dobry piłkarz.

A jak twoja znajomość z Edenem Hazardem?

Edena Hazarda spotkałem kilka razy na treningu pierwszej drużyny Lille. Czasami chodziłem do niego do pokoju, bo mieliśmy wspólnego kolegę, który go bardzo dobrze znał. Eden miał już wówczas kontrakt sponsorski z Nike. Mieliśmy prawie ten sam rozmiar buta, więc miesiąc w miesiąc dostawałem od niego dwie pary butów.

Od razu lepiej się gra. 

No a jak, dokładnie! Taka powierzchowna znajomość.

Thorgan Hazard i Eden Hazard

Zgrane rodzeństwo?

Tak, tak, lubili się, rozumieli się. Pieczę nad nimi trzyma ojciec Thierry Hazard. Opiekuje się ich familią, ich karierą. Dużo mu zawdzięczają. Mnóstwo im załatwiał. Cały czas był i jest obok nich. Wiadomo, że mieli niebotyczny talent, że ich doceniano i szlifowano, ale nadzorująca ręka ojca była w tym ich rozwoju bardzo istotna, a na pewno odciążająca.

Kiedy Francja odpadała z Euro po karnych ze Szwajcarią, na trybunach kłócili się rodzice francuskich reprezentantów…

Bo, tak jak mówiliśmy, rodzice mocno wpływają na zawodników. Słuchałem sobie audycji w RMC Sport. Było tam w studio paru gości, na przykład Jerome Rothen. Łączyli się przez telefon z gościem, który był na trybunie z rodzicami piłkarzy i relacjonował, co tam się wydarzyło. W trakcie karnych, kiedy Kylian Mbappe nie trafił jedenastki, mama Adriena Rabiota, Veronique Rabiot, odwróciła się do taty Mbappe i powiedziała, żeby nauczył się temperować swojego synka, bo jest przesadnie arogancki. Ludzie wokół byli w szoku. To był jednak karny, czysta loteria. Czasami wyjdzie, czasami nie wyjdzie. Później się zaogniło. Veronique Rabiot miała też kłócić się z rodziną Paula Pogby. Pomyliła też jakiegoś zwykłego człowieka z jego kuzynem. Awanturowała się, działo się, to nie jej pierwsza taka kontrowersja. Kolejny przykład zresztą, jak rodzic jest w stanie mocno wpływać na karierę syna.

Byłeś zdziwiony, że Francuzi odpadli w 1/8 Euro 2020?

Przed turniejem uważałem, że Francja będzie minimum w finale. Po fazie grupowej zmieniłem zdanie. Średnio to wyglądało. Zwątpiłem w powodzenie dojścia do strefy medalowej. To nie tylko moje zdanie. Trochę czytałem, trochę oglądałem, trochę gadałem i dużo ludzi mówiło, że ta drużyna nie przypominała tej, która trzy lata temu sięgała po Puchar Świata. Pojawiły się kontuzje. Atmosfera była niby dobra, ale już jednak nie tak dobra, jak wcześniej, było widać różnicę. Nie spodziewałem się, że przegrają ze Szwajcarią, ale stawiałem na problemy z dobrą drużyną w ćwierćfinale albo półfinale – jakąś Anglią czy z jakimiś Włochami. Francja zmarnowała potencjał. Szkoda, bo wydaje się, że ludzie bardziej chcieli oglądać francuskie gwiazdy niż szwajcarskich piłkarzy. Ale to jest piłka nożna. Można mieć najlepszy skład, najlepszego trenera, ale i tak można przegrać.

Okrutny sport, tak jak i piękny, bo każdy może wygrać z każdym, każdy może przegrać z każdym. Po odpadnięciu Polski i Francji już nie mam komu kibicować! Teraz tylko mogę kibicować Szwajcarii, bo im wyżej dojdą, tym lepsze usprawiedliwienie będą mieli Francuzi po swoim odpadnięciu.

Zabawna jest rzeczywistość wewnątrz reprezentacji Francji. Jeśli idzie, w środku jest wszystko piękne i poukładane. Ale jeśli pojawiają się wpadki, nagle zaczyna się wojna. 

Sport schodzi na drugi plan. Liczy się, że ten kłócił się z tym w trakcie meczu, że tamten nie lubi tego, a ten tamtego, że rodzic tego obraził rodzica tego. Takie abstrahowanie od futbolu, takie gadanie się zaczyna we Francji zawsze po porażkach…

Wracamy do wątku twoich piłkarskich znajomych. W przeciwnych drużynach rywalizowałeś też z Paulem Pogbą i Raphaelem Varanem.

Przeciw Pogbie grałem raz albo dwa, kiedy mieliśmy piętnaście albo szesnaście lat. Miał talent. Duży, wysoki, postawny, silny jak koń. Prawa, lewa noga – perełka, wszystko chodziło super. Zgrabnie poruszał się po boisku. Bardzo dobrze to wyglądało.

Jest niezwykle bezczelny. 

Mnóstwo tym zawsze zyskiwał. Wszystkie ruchy wykonywał z nonszalancją, ale z gracją zarazem, to jego wieli atut. Czułem, że będzie z niego super piłkarz, jak był jeszcze nastolatkiem w Le Havre. Graliśmy u nich, mieli mega zespół, tyle pamiętam. Za to Varane – zupełnie odwrotnie. On był w Lens, ja w Lille, obaj graliśmy na środku obrony. Dużo graliśmy przeciwko sobie, kiedy byliśmy mali – od dziewiątego do szesnastego roku życia. Spotykaliśmy się minimum dwa razy w roku w sezonie, a jeszcze wcześniej nawet częściej, bo odbywały się przeróżne turnieje, na których mierzyliśmy się z Lens. Dużo, dużo było tych okazji. Zdolny stoper, ale bez fajerwerków.

Pamiętam, że jak miał piętnaście albo szesnaście lat zastanawiali się w Lens: zostawić czy odpalić go? Nie odpalili, bo nie chcieli szukać kogoś innego na jego miejsce, został w tej drużynie, ale nie na zasadzie, że coś z niego jeszcze będzie. Wątpiono w jego przydatność. Po pół roku zaczął trenować z drugą drużyną, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym, co oznacza, że jeśli masz jakieś siedemnaście lat, to ma się jakiś tam potencjał. Minęło sześć miesięcy i był kapitanem.

Miał szczęście, że nie pomylili się, co do niego całkowicie. 

Tam był chociażby starszy od niego o rok Serge Aurier. Był dobrą postacią Lens II, zaczynał dostawać szanse w pierwszej ekipie, ale to Varane był kapitanem. Bardzo szybko się przebijał. Kolejne pół roku później był już w Ligue 2, gdzie grał rok, zanim trafił do Realu za 15 milionów euro. Imponujące. Nie z Ligue 1, a z Ligue 2. Grube to było, wielu ludzi gadało o tym transferze.

To najbardziej niespodziewana kariera z tych, które obserwowałeś?

Mam lepsze przykłady. Varane’a nigdy nie wyrzucili z Lens. On zawsze tam był. Opowiem ci inną historię. Poznałem chłopaka, którego wyrzucili z Lille w wieku dwunastu, może trzynastu lat. Mówili, że za mały, że za chudy. Zapomniałem o nim. Był o rok młodszy ode mnie. Kilka razy z nim trenowałem, chodziłem z nim do szkoły, dobrze go pamiętam, ale byłem przekonany, że już nigdy o nim nie usłyszę, już nigdy go nie zobaczę. Faktycznie nie grzeszył wzrostem i był strasznie wątły. Podziękowano mu, choć był bardzo techniczny i miał super lewą nogę.

Minęło trochę lat. Występowałem w Górniku Łęczna. Trwały Mistrzostwa Świata 2014 w Brazylii. Siedzę w Lublinie. Oglądam z ówczesną dziewczyną, dzisiejszą żoną, mecz 1/8 – Niemcy kontra Algieria. Pokazują planszę ze składami. Patrzę na skład Algierii i nie dowierzam. Dwa razy czytam jedno imię i nazwisko. Myślę sobie: „O, to nazwisko kojarzę”. Nie wzbudziło to moich podejrzeń, bo pewnie niejeden jest taki gość w Algierii. Mija chwila. Pokazują twarze. Przyglądam się. No nie, to jest niemożliwe. Dzwonię do kolegi z Francji.

– Oglądasz mecz?

– Oglądam.

– Jak to możliwe, że Nabil Bentaleb jest w reprezentacji Algierii na Mundialu?! O co tu chodzi, gdzie on grał, przecież w Lille go odstrzelili?!

– W Polsce nie macie internetu? Odpal sobie Transfermarkt. On ma kilkadziesiąt meczów w Tottenhamie.

Nie wierzyłem.

A to był właśnie wspomniany Nabil Bentaleb. 

Spytałem jego bliskiego kolegę, jak to w ogóle możliwe, że mu się udało. Opowiadał mi, że poszedł do innego klubu, gdzieś na północ, do Dunkierki. Jakiś menadżer załatwił mu testy w czwartej czy piątej lidze w Anglii. Tam jakiś inny obserwator zobaczył w nim mega potencjał i załatwił mu testy w akademii Tottenhamie. Załapał się. Zaczął się rozwijać. Przebił się. Wzrost nagle wystrzelił. Z 1,62 metra zrobiło się 1,87 metra. Większy ode mnie. Niesamowita historia. Siadłem na dupie i powtarzałem sobie, że to niemożliwe, ale jednak prawdziwe. Dlatego zawsze mówię, żeby nie skreślać nikogo. Nawet, jeśli jest za mały, za wysoki, za gruby, za chudy.

To szkoła charakteru. Wyrzucili cię z Lille, z Lyonu, z PSG, z Lens, z Marsylii? To nie koniec. Weź się w garść, pokaż wszystkim, że jesteś w stanie zrobić karierę, pokazać swoją wartość, bo przykład Nabila Bentaleba pokazuje, że można. Widziałem to na żywo. Wiem, że się da. We Francji to już zrozumieli, choć był z tym problem jakieś piętnaście lat temu. W Polsce dalej zostaje kompleks. Dziecko zostaje skreślone z akademii Legii, Lecha czy Zagłębia w wieku trzynastu lat, bo ponoć nie ma predyspozycji, ponoć się nie nadaje. Nieprawda. Nie jest tak, że wszyscy od razu muszą być posągowi. Francuska szkoła uczy się na własnych błędach, żeby nie wymagać od młodzieży pełnej atletyczności, idealnego wzrostu i najlepszych parametrów. Teraz powiedzieliby, że każde zdolne dziecko, mimo wad, ma coś w sobie. Ten lewą nogę, ten prawą nogę, ten głowę. Cokolwiek. Coś wielkiego może urodzić się z najmniejszych atutów. Wystarczy człowieka mądrze poprowadzić.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Reklama
Reklama