Jak co roku o tej porze, naganiacze wszelkiej maści zwożą nam do klubów tzw. ekstraklasy tony, całe zapakowane po brzegi ciężarówki szrotu do przetestowania. A w szrocie… jak to w szrocie – zdarzają się oczywiście egzemplarze lepsze, zdarzają się też gorsze, a czasem – w czym niegdyś prym wiódł niezastąpiony Widzew – również te absolutnie beznadziejne. Jeden z nich nazywa się Romeo Filipović i właśnie zawitał na treningi Podbeskidzia Bielsko – Biała.
O co chodzi z Romeo, który – nie dajcie się zwieść imieniu i nazwisku – tak naprawdę urodził się w Niemczech? Problemy są co najmniej dwa.
Po pierwsze: facet ma 29 lat i od 2006 roku zwiedził już 11 klubów. Zjeździł cały świat – był w Rumunii, był w Austrii, w Jordanii, w Szkocji, w Bośni, w Słowenii, Chorwacji, nawet w Indonezji – a niewykluczone, że coś jeszcze po drodze pominęliśmy. Zdarzały się kluby w miarę rozpoznawalne – na przykład Zeljeznicar Sarajewo, NK Koper, potem pięć innych klubów, które nic nikomu nie mówią. Ale generalnie – piłkarska turystyka, co sezon w innym miejscu. Czasem nawet po dwa miejsca w roku.
Samym CV Romeo wysyła jasny sygnał – „nie jestem poważnym piłkarzem, tylko włóczykijem. Nigdy żaden klub nie postarał się o to, żeby zatrzymać mnie u siebie na dłużej”.
No ale jest jeszcze drugi problem – Romeo Filipović ma ostatnio pewną lukę w swoim piłkarsko – turystycznym życiorysie. Od kilku miesięcy nie gra regularnie w piłkę, a od letniego okienka próbuje się zahaczyć gdziekolwiek. W Polsce OBLAŁ JUŻ TESTY w: Chojniczance Chojnice, w GKS-ie Tychy i Olimpii Grudziądz. W trzech klubach pierwszej ligi ocenili, że facet się nie nadaje, ale Podbeskidzie i tak na wszelki wypadek postanowiło sprawdzić, czy pierwszoligowcy aby się nie pomylili. Jak z Luką Gusiciem – cały świat widział, że jest beznadziejny, to oni na przekór stwierdzili, że się przyda.
Ale uwaga, bo to jeszcze nie koniec!
Chyba nawet ciekawiej zrobiło się w tym samym czasie we Wrocławiu, do którego zawitał prawdopodobnie jedyny BEZROBOTNY MESSI, jakiego widział świat futbolu. Prawdziwy unikat.
Niezastąpiony katowicki „Sport” doniósł nam, że w Śląsku sprawdzają Słowaka Milosa Lacnego, który ostatnio przez rok grał w Kazachstanie, w Kajracie Ałmaty. Wcześniej wsławił się tym, że strzelił 11 goli dla Ruzomberoka i to właśnie tam miał rzekomo otrzymać ten wspaniały przydomek. Liptowski Messi. Od Liptowa, czyli nazwy regionu na Słowacji. Dziennikarz “Sportu” wprawia nas jednak w lekką konsternację, pisząc tak: „Był gwiazdą, a przez kibiców Rużomberoka nazywany był Liptowskim Messim, choć sam w wywiadach podkreślał, że jest… piłkarskim bratem Cristiano Ronaldo”.
Liptowski Messi, piłkarski brat Cristiano Ronaldo.
Nic z tego już nie rozumiemy, ale coś nam mówi, że Marco Paixao wkrótce będzie musiał się pogodzić z faktem, że nie jest najlepszym piłkarzem świata. Najwyżej drugim – rzecz jasna po Milosu Lacnym.