Reprezentacja Hiszpanii szykuje się do wyjazdu na mundial w 2018 roku. Jeszcze z Julenem Lopeteguim za sterami, który postanowił wybrać się do wieczornego show “La Resistencia” w telewizji Movistar+. A tam musiał zmierzyć się z zalewem pytań dotyczącym Daniego Guizy. – Słuchaj, weź go na mistrzostwa świata, co ci szkodzi – zagadywał prowadzący program David Broncano. Oczywiście nie były to pytania w pełni poważne, bo Guiza grał już wtedy w regionalnym Atletico Sanluqueno, gdzie zresztą występuje do dziś. Ale to tylko pokazuje, jak one season wonder, jakim był ekssnajper Mallorki, zapisał się w pamięci Hiszpanów.
Spis treści
– To najlepszy snajper w lidze hiszpańskiej od czasów Ronaldo – zachwycał się nim Angel Torres, prezydent Getafe, gdy ściągał Guizę do klubu w 2005 roku. Jeśli jednak myślicie, że w ten sposób chciał zachwycić się młodym talentem, który zasypie złotem klubowy skarbiec za kilka lat, jesteście w błędzie. Dani Guiza w 2005 roku był 25-latkiem, który przez cztery lata gry dla Mallorki strzelił w La Lidze jednego gola. Przed transferem do Getafe jego CV wyglądało tak, że mógłby być głównym celem transferowym Wisły Płock. I byłoby to obustronne zainteresowanie.
- La Liga: 11 meczów, 1 gol
- La Liga 2: 81 meczów, 36 goli
- 3. liga hiszpańska: 83 mecze, 42 gole
Skąd więc te zachwyty? Stąd, że Guiza był stosunkowo sławny. I dlatego, że miał spory talent oraz nosa do strzelenia bramek. I – niestety – dlatego, że lubił sobie walnąć piwko. Ewentualnie dziesięć.
Kim jest Dani Guiza?
Dani ma romskie korzenie, ale urodził się w Andaluzji. To chyba najbardziej wybuchowa mieszanka, jaką można sobie wyobrazić, bo Guiza szybko nasiąknął hiszpańskim temperamentem i nie był łatwym w prowadzeniu chłopakiem. Nawet fakt, że trenował pod okiem Kiko Narvaeza, swojego idola, nie zmotywował go do ciężkiej pracy. Życie Guizy to szukanie dużego drzewa, za którym można się schować podczas przebieżki po lesie i noce spędzane w klubach, albo u kobiet, które w tych klubach poznał. Oczywiście nie było tak, że w Getafe o tym nie wiedzieli i zostali jeleniami, którzy nabrali się na kilka goli Daniego w drugiej lidze. Tego się nie dało nie wiedzieć.
– To największy talent wśród hiszpańskich napastników, a także największy imprezowicz – tak prezentowano go w Murcii, gdzie wypromował się do Getafe. – To świetny napastnik, ale w głowie ma wszystko oprócz piłki – dodawał Juanma Lillo, jego trener z Ciudad. – Nocne życie całkowicie mnie pochłania – przyznawał się bez bicia sam Guiza.
25-letni snajper przechodząc do Getafe miał już w CV głośny rozwód. Stołeczna ekipa stwierdziła jednak, że warto spróbować, bo jeśli jakimś cudem przekonają potężnie zbudowanego napastnika do skupienia się na piłce, wiele na tym zyskają. Ale najpierw musieli go wysłać na detoks, bo kiedy Guiza zasmakował nocnego życia w stolicy, doznał zatrucia alkoholowego i klub musiał mu załatwić dietę składającą się z samych płynów, żeby przywrócić go do życia. Torres, który dopiero co rozpływał się nad swoim nowym nabytkiem, teraz sam miał ból głowy, bo po nocach dzwonili do niego ochroniarze i bywalcy nocnych klubów, alarmując, że Dani właśnie rozkręca balet w tej i tej dyskotece.
Ale Guiza strzelał gole, więc mu to wybaczano. Co prawda nie bił rekordów, jednak 10 trafień w pierwszym sezonie go rozgrzeszało. A potem pojawiła się ona.
Kobieta uratowała mu karierę
O kobietach takich jak Nuria Bermudez środowisko piłkarskie mówi „puchar przechodni”. Określenie brutalne, ale sama Nuria pewnie by się za nie nie obraziła, bo sama uwielbiała się chwalić swoimi przygodami z gwiazdami futbolu. Podobno spała z Davidem Beckhamem, a Luis Figo z żoną mieli zaprosić ją do trójkąta. O tym, że nie była to postać anonimowa, niech świadczy fakt, że hiszpańscy hakerzy wykorzystali ją do wykradania danych. W mailach wysyłanych do swoich ofiar oferowali nagie zdjęcia Nurii za kliknięcie załączonego linku. Umówmy się – gdyby to była anonimowa osoba, nikt by się na to nie nabrał.
Ale Nuria Bermudez to także agentka piłkarzy. Jednym z jej klientów – a później również kochanków – był właśnie Guiza. I nieoczekiwanie stało się to trampoliną do jego kariery.
– Od kiedy zaczęli się spotykać, Dani znów trenuje, jak na piłkarza przystało. Nawet nie wygląda już jak bezdomny! – zachwycał się Bernd Schuster, trener Getafe. Osobliwy komplement, ale faktycznie: forma rosła. Drugi sezon Guizy, zwłaszcza runda wiosenna, był świetny. Upodobał sobie strzelanie wielkim. W lidze upolował Barcelonę, Real Madryt i Valencię. Pięciokrotnie dawał Getafe prowadzenie, raz remis. Dał swojej drużynie minimum 10 punktów, a tego oczekuje się od snajpera. Ale przede wszystkim – dał jej finał Copa del Rey. Największy sukces w historii tej drużyny.
Pierwszy mecz z Barceloną. Dani Guiza wchodzi z ławki, Getafe goni wynik z 0:3 do 2:3. Drugi mecz. Guiza pakuje gole na wagę awansu do finału, mimo że drużyna z Madrytu była w fatalnym położeniu. – Musieliśmy odrobić straty po porażce 2:5 i strzeliliśmy Barcelonie cztery gole. To wydawało się niemożliwe, ale wyszliśmy na nich z myślą o tym, żeby założyć wysoki pressing i odbierać im jak najwięcej piłek. Po pierwszym golu powiedziałem chłopakom: panowie, to się może udać. No i udało się. To najlepszy dwumecz w mojej karierze – mówił po latach w “Marce” autor trzech bramek i asysty w półfinałowych spotkaniach.
Nuria, która “naprawiła” bad boya z Andaluzji, zaczęła spieniężać swoje działania. Getafe sprzedało go za 5 milionów euro do Mallorki. Przebitka dla zespołu ze stolicy była ogromna, więc Angel Torres mógł być zadowolony. Zadowolony mógł być także Guiza, który wracał do klubu, w którym miał coś do udowodnienia. No i do miejsca, które zdawało się być jego naturalnym środowiskiem.
Dani Guiza, król strzelców La Liga 2007/2008
Ale ani Nuria, ani Mallorca, ani sam Dani Guiza nie mogli przypuszczać, że skończy się to sięgnięciem po Trofeo Pichichi. W La Liga nie nastał jeszcze czas wyścigów strzeleckich Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, ale Hiszpanom wyjątkowo nie szło. Przynajmniej jeśli chodzi o zdobywanie tytułów króla strzelców. Roy Makaay, Ronaldo, Ruud van Nisterlooy, Diego Forlan, Samuel Eto’o – parada zagranicznych snajperów, który zgarniali Pichichi trwała w najlepsze. Część z nich w sezonie 2007/2008 była faworytami do zgarnięcia tego tytułu. Do tego dochodzili Frederic Kanoute, Sergio Aguero czy Luis Fabiano. Festiwal wielkich nazwisk kontra romski taran z ligowego średniaka. Szanse były niewielkie, jednak przeważył je fakt, że Guiza w peaku był naprawdę świetnym zawodnikiem.
– Pokazywał przebłyski swojego talentu. Był szybki, miał świetną kontrolę piłki i przede wszystkim zimną krew pod bramką rywala. Nie poddawał się, nacierał, strzelał. Do tej pory był jednak kolejnym bramkostrzelnym napastnikiem, który nie potrafił wskoczyć na wyższy poziom – pisał o nim “The Guardian”.
W Mallorce na jego korzyść zagrał także odpowiedni czas. Gregorio Manzano chciał grać ofensywnie i to się udawało. Tylko cztery zespoły w lidze strzeliły więcej bramek niż ekipa Guizy. Dużą rolę odegrał w tym Ariel Ibagaza, który został drugim najlepszym asystentem rozgrywek. Argentyńczyk zanotował 15 ostatnich podań, z czego cztery właśnie do Guizy. Na napastnika pracował zresztą cały zespół, bo tyle samo piłek dograł mu Juan Arango, a jedną asystę mniej zaliczyli Borja Valero czy Pierre Webo. Klasyczny przykład sytuacji, w której forma jednego pompuje formę drugiego. Ciekawostką jest jednak to, że snajper Mallorki nie wykonywał rzutów karnych, więc uzbieranie 27 goli – bo z takim wynikiem kończył sezon w La Liga, do tego dorzucił dwa gole w pucharze – to duża sztuka.
– Łatwo nie było, ale musiałem uszanować to, że “jedenastki” wykonywał Ibagaza. Nawet jeśli walczyłem o tytuł króla strzelców, nie mogłem zmieniać hierarchii tylko po to, żeby zrealizować swoje cele – tłumaczył “Marce” Guiza.
Dani był niewiarygodnie skuteczny na finiszu rozgrywek: od 30. kolejki trafił do siatki aż 12 razy, zaliczając tylko jeden mecz z pustym przelotem. Kapitalnie spisywał się w pierwszym kwadransie – do 15. minuty zdobył osiem bramek. Równie dobrze radził sobie zaraz po przerwie – w minutach 46-60 zanotował sześć trafień, tyle samo co w ostatnim kwadransie spotkania. To właśnie wtedy, w doliczonym czasie gry, strzelił gola na wagę wygranej z Barceloną na Camp Nou.
Znów Barca, znów to zrobił.
Ciekawostką jest zresztą to, że Dani Guiza błyszczał zwłaszcza na wyjazdach. Aż 19 razy wpisywał się na listę strzelców właśnie poza domem. Przy takiej skuteczności Luis Aragones mógł bez problemu olać krytyków i zabrać napastnika na EURO 2008.
EURO 2008. Dani Guiza, czyli Virus śmiechu
– David Villa mimo kontuzji strzelił 18 goli, Fernando Torres był fenomenem, a Dani Guiza królem strzelców. Ale to mógł być problem. Talenty stłoczone na jednej pozycji to zawsze ryzyko niezadowolenia w przypadku zbyt częstego przebywania na ławce – pisał “Guardian” o kadrze Hiszpanii na mistrzostwa Europy. Ale co to, to nie. Guiza był wręcz ulubieńcem kolegów z drużyny. Wystarczy zerknąć do książki “Sekrety la Roja” napisanej przez Miguela Angela Diaza, dziennikarza zajmującego się hiszpańską kadrą.
“Virus był postacią niesamowicie kochaną przez kolegów. Gdyby nie istniał, trzeba byłoby go wymyślić. Skąd ta ksywka? Xavi mówił, że patrzył na niego i nie mógł sobie przypomnieć, kogo mu przypomina. W końcu zaczęli szukać w sieci i znaleźli: Dani wyglądał jak Virus, postać z serii ‘Było sobie życie’. W dzisiejszy czasach trudno o to, żeby jedna osoba wszystkim przypadła do gustu, ale w przypadku Guizy panuje absolutna jedność. Wszyscy na dźwięk jego imienia od razu się uśmiechają. Xabi Alonso twierdził, że Dani jest niezastąpiony, świetnie rozładowuje napięcie. Marcos Senna powiedział, że wywołuje radość nawet siedząc cicho. Cesc Fabregas twierdził, że można go było spotkać wszędzie, tylko nie w swoim pokoju”.
Ale Dani Guiza to nie tylko atmosferović. Okazało się, że nawet 28-latek, który nigdy nie strzelił gola w kadrze i miał za sobą ledwie parę niezłych sezonów, może odegrać ważną rolę w perfekcyjnej, hiszpańskiej maszynce. Snajper Mallorki dostał szansę w ostatnim meczu fazy grupowej, w którym mieli zagrać rezerwowi. I co? I miał udział przy obydwu golach, dzięki czemu La Furia Roja zgarnęła w grupie komplet punktów. Głowa Guizy, która jeszcze parę lat temu krążyła wokół wszystkiego oprócz piłki, okazała się kluczowa. Najpierw dograł nią piłkę do Rubena de la Reda, potem sam wykończył akcję i z 0:1 zrobiło się 2:1.
Wspomnienie z ćwierćfinału Dani ma nieco gorsze, bo kiedy zmarnował “jedenastkę”, wpadł w rozpacz. Myślał, że przez niego Hiszpania odpadnie z turnieju. Luis Aragones stwierdził, że kiedy wytypował go do wykonywania rzutów karnych, widział w nim zwątpienie, ale nie chciał, żeby przeniosło się ono na grupę. A tak by było, gdyby selekcjoner zmienił swoją decyzję. Guiza spudłował, ale paradoksalnie natchnął kolegów. Iker Casillas miał iść do bramki, krzycząc, że obroni strzał Antonio di Natale dla kompana z kadry. I tak też się stało. Na szczęście dla Daniego nie było to jego ostatnie wspomnienie z EURO 2008, bo potem i zagrał w finale i strzelił gola na wagę awansu do niego, podwyższając wynik półfinału z Rosją na 2:0.
– Najlepsze, co wyszło mi w piłce? Pieniądze, które udało mi się zarobić! Ale mówiąc poważnie, to były te mistrzostwa – przyznawał później Guiza. Jego bilans w kadrze jest świetny. Nawet po odejściu Aragonesa i przyjściu Vincenta del Bosque, pojawiał się na zgrupowaniach i pełnił rolę jokera. To dlatego może się pochwalić udziałem przy bramce co 70 minut. To dzięki niemu Hiszpania zdobyła brązowy medal Pucharu Konfederacji – pięć minut przed końcem meczu zdobył dwa gole, dając swojej drużynie prowadzenie. Co prawda RPA i tak doprowadziło do dogrywki, ale wtedy udało się już wygrać.
Dwa medale, dwa sukcesy, przy których nie był jedynie obserwatorem.
Turcja, Malezja, Paragwaj i życzenia śmierci w Cadiz
Oczywiste było jednak, że jego kariera nie potrwa już długo. Dlatego nie dziwi skok na pieniądze i transfer do Fenerbahce, które napaliło się na mistrza Europy i króla strzelców La Ligi. Nuria Bermudez znów ustawiła siebie, partnera i ich małego synka. Ich związek rozpadł się po przeprowadzce do Turcji, znów w atmosferze skandalu. Matka Guizy przed kamerami ogłaszała, że Nuria to złodziejka i poderżnie jej gardło. Bermudez stwierdziła, że Dani nie interesuje się ich synem i uciekła do Hiszpanii. W 2009 roku media znów zasypały plotki – tym razem o tym, że Guiza wymknął się ze zgrupowania kadry, żeby spędzić kilka godzin w łóżku ze swoją byłą żoną.
Wracało burzliwe życie Daniela. Ale on sam radził sobie przyzwoicie. W Fenerbahce strzelił ponad 30 goli, zaliczył także ponad 20 asyst. W co drugim meczu miał udział przy golu, zanotował nawet trafienia w Lidze Mistrzów. Po Barcelonie, której strzelił pięć bramek (plus asysta) upatrzył sobie nowy cel – Besiktas. W derbach Stambułu zapisał piękną kartę: trzy gole i dwie asysty w pięciu spotkaniach. Niedawno wspominał, że w Turcji nadal traktowany jest jak gwiazda, choć też narzekał, że nie grało mu się tam łatwo, bo turecki futbol odbiega od technicznej, hiszpańskiej piłki.
Później Dani ruszył już w podróż dookoła świata. Dosłownie. Wylądował w Malezji, w Johor Darul. – Mamy dużo pieniędzy, stać nas na ściągnięcie takiego piłkarza. To najlepszy transfer w historii ligi. Teraz chcemy wygrać wszystko, co możliwe do wygrania – zapowiadał prezydent klubu. Dani Guiza obiecał, że wciągnie Johor na szczyt nie tylko malezyjskiej ekstraklasy, ale i całej azjatyckiej piłki. Ale nie wytrzymał życia w Azji. – Bardzo ciężko było mi się przystosować do tamtego klimatu. Przez pierwsze tygodnie nie mogłem spać w nocy. Chodziłem na treningi po nocach, w których nie zmrużyłem oka – wspominał “Marce”.
Był także wypad do Paragwaju, gdzie wywalczył mistrzostwo z Cerro Porteno. – Płakałem, kiedy stamtąd odchodziłem. To przez kibiców, bo tworzyli takie show, że przez 90 minut czułeś się jak w niebie – opowiadał sam zainteresowany.
I w końcu wrócił do portu. Do Hiszpanii, w swoje rodzinne strony. Oczywiście najpierw musiał się wytłumaczyć z burzliwej przeszłości, bo gdy podpisał kontrakt z Cadiz, fani wpadli na cytaty z czasów jego gry w Xerez (to lokalni rywale), gdy zapowiadał, że nigdy nie założy koszulki tego klubu. Grożono mu śmiercią, choć niektórzy żartowali, że w sumie i tak wygląda jakby już był po drugiej stronie…
Piłkarsko też bywało różnie…
https://streamable.com/403rsi
– A skończyło się to tak, że strzeliłem gola na wagę awansu Cadiz i ci, którzy chcieli mnie zabić, dziękowali mi za to, że tu wróciłem. Życie jest przewrotne – mówił z uśmiechem Dani. Ten uśmiech został mu do dziś. Macha ręką na tych, którzy zarzucają mu, że gdyby wcześniej poszedł po rozum do głowy, zrobiłby większą karierę. Pokazuje im złoty medal EURO i Trofeo Pichichi w gablocie.
– Niczego nie żałuję – twierdzi dumny z tego, co udało mu się osiągnąć.
A to chyba w tym wszystkim najważniejsze, prawda?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix