Zbigniew Boniek kończy swoją pracę w PZPN-ie. I bardzo dobrze. Jego druga kadencja to nieporozumienie. Masa głupot, błędów i straconych szans. Doszliśmy do momentu, w którym lepiej dla polskiej piłki będzie, szczególnie tej reprezentacyjnej, gdy Bońka w niej zabraknie. Ja nie zatęsknię. Wam też nie radzę, ale jeśli tak wsłuchać się w nastroje, to mało kto zatęskni.
Dostajemy w łeb od Słowacji, wychodzi Boniek i mówi: „trenerowi brakuje szczęścia”. Niby Ekstraklasa nie gra, ale poczułem się jakby grała w najlepsze. Może zamiast w Narodowy Model Gry i inne AMO, LAMO, ZAMO, zainwestujmy w talizmany? Ja na przykład nie chcę, żeby o meczach z Węgrami i Słowacją decydowało szczęście. Szczęście może decydować o remisie z Anglią, ale nie, cholera, o starciach z takimi dziadami.
Poza tym szczęściu można pomóc, a jak ktoś losuje skład przed każdym meczem, to coś mi mówi, że szczęściu nie pomaga. Sousa grał cały czas na dwóch napastników, a w pierwszym spotkaniu Euro wyszedł na jednego. Nie zanosiło się, by Linetty w ogóle złapał na tym turnieju jakieś minuty, a tu cyk, wyjściowa jedenastka. Kędziora nie był powołany na pierwsze zgrupowanie, w sparingach oba mecze zaczynał, na Euro znowu go nie ma. Świerczok po kontuzjach Milika i Piątka rósł, natomiast Słowaków gonić wszedł Świderski.
I tak dalej, i tak dalej – bzdura na bzdurze.
No, ale miało być o Bońku, a ten stwierdza, że chciałby mieć w Polsce kilkunastu takich Sousów. Przede wszystkim Boże uchowaj, natomiast jeśli tak, to przecież mógł sobie takich stworzyć przez te klika długich lat. Niestety w słynnej szkole w Biale Podlaskiej wykłada Stefan Majewski z Dariuszem Pasieką, czyli, krótko mówiąc, nie jest to elita i jestem tutaj bardzo delikatny. Generalnie gdyby teraz po któregoś z nich sięgnął ekstraklasowy klub, to takiego prezesa trzeba by wysłać do pokoju bez klamek. Autorytety. Oczywiście podobną szkołę mogą prowadzić na przykład ludzie doświadczeni, których nie ciągnie do ligowej młócki, ale jak spoglądam w osiągnięcia trenerskie obu panów, to hula tam wiatr.
Boniek chciałby więc gwiazdkę z nieba i kilkunastu Sousów, ale żeby mieć taki szereg, powiedzmy, fachowców, to wiele nie zrobił. Tylko mówi, że chciałby.
Oczywiście jak już trafił tego swojego Sousę, to nie potrafił mu pomóc, trzymając Brzęczka nie wiadomo po co i na co tak długo. W listopadzie nie wypadało go zwolnić, bo to czas zadumy. W grudniu też nie, bo jak to tak, przed świętami. Na początku stycznia też nie, głupio przecież kazać chłopu wchodzić w nowy rok z wypowiedzeniem. Brakowało, żeby nie zwolnił go też w lutym, bo krótki i w marcu, bo tam jak w garncu.
Chciał nam mydlić Boniek oczy, że wszystko jest pod kontrolą, ale od dawna pod kontrolą nie było nic. Boniek zakochał się we własnym nosie, trafił z Nawałką, którego zna od stu lat, to pomyślał, że ma patent na wszystko. Niestety nie ma. Tym samym zawalił nam Euro, zawala nam również eliminacje do mistrzostw świata.
A i te chce jeszcze bardziej podkopać, zostawiając Sousę. Na moje – jak on odchodzi, to musi odejść też selekcjoner. Bo jak Sousa zostanie i przegra eliminacje, to zobaczycie, że Boniek umyje ręce. Rzadko co jest jego winą. Jak nowy prezes chciałby zatrudnić Sousę na nowo, to proszę bardzo, ale jednocześnie nie świadczyłoby to o nim najlepiej.
Choć czy funkcja prezesa PZPN-u jest taka odpowiedzialna? Jak posłuchać Bońka, to na niewiele rzeczy ma wpływ. Na szkolenie – nie. PZPN może tylko wskazać drogę. Na reprezentację – nie. Odpowiedzialność muszą wziąć piłkarze. Na ligę – nie. Nikt nie nauczy prezesów wydawać pieniędzy. A mnie się zdaje, że jak związek miesza w regulaminie rozgrywek i zaraz będziemy mieć osiemnaście drużyn, co absolutnie nikomu nie pomoże popchnąć tego syfu do przodu, to jednak wpływ jakiś jest.
Skoro więc PZPN nic nie może, proszę sobie, panie prezesie, siedzieć w UEFA. Tam wpływy rzeczywiście są. Można na przykład zmusić piłkarzy do rozegrania meczu chwilę po tym, jak ich kolega miał zawał serca na boisku.
WOJCIECH KOWALCZYK